Nieznajoma uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy zauważyła smażącą się na ogniu kaczkę.
— No proszę, proszę. To dlatego okolica tak ładnie pachnie. To spore zaskoczenie, że wilk potrafi gotować. — Jej głos był słodki i przyjazny, kolejna czerwona lampka do choinki w głowie Pinezki. Nie mogła pozwolić dać się zwieść.
— Nauczyłam się tego... kiedyś. — Jak najmniej informacji. Tak jak uczył ją brat.
— Kiedyś czyli kiedy?
— Nie pamiętam.
— Och — wadera wydawała się zawiedziona taką odpowiedzią. Jednak nie zniechęciła się tak szybko i po prostu usiadła koło ogniska. — Cóż, w każdym razie ja się nigdy nie nauczyłam. Tutaj nie stosujemy takich praktyk.
— Tutaj czyli gdzie?
— W Watasze Magicznego Słońca! — Obca rozpromieniła się niczym kwiat w rozkwicie, mogąc opowiedzieć o swojej watasze. — To najcudowniejsza wataha pod słońcem! Paradoksalnie mówiąc, oczywiście. A gdybyś zobaczyła zachód słońca nad naszym morzem! Bogowie obdarzyli swoją najukochańszą watahę najchojniej jak potrafili, oj tak tak!
Pinia słuchała tej paplaniny tylko jednym uchem, bo musiała ściągnąć kaczkę z ognia... i podzielić się nią z nieznajomą.
— Jasne, okej... A jak się nazywasz?
— Och, moja droga, jestem Nasja!
— Fajnie. Marta — Citlali podała pierwsze imię, na jakie wpadła. Nie chciała ujawniać swojej tożsamości zupełnie obcej waderze.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz