-Deszcz-
Przeszywające serce przerażenie
Lejąca się krew i przyjemne ciepło
Mieszające się ze sobą wspomnienia
I ten ból, którego nie mógł sobie przypomnieć
-A może to łzy?-
Apollo odetchnął z trudem. Śmierć. To pojęcie tak ciężkie,
że wręcz niemożliwe do wsadzenia w tak młodą główkę. Więc kroczył po gruncie
kruchym i niebezpiecznym, zapadając się w ziemię jak w błoto, gdyż sam nie do
końca pojmował śmierć. Ha! Czy był na tym świecie ktoś, do kogo to docierało?
Że w końcu i na niego przyjdzie czas. Że nigdy nie wie, kiedy umrze i w jaki
sposób do tego dojdzie. Czy w ogóle istnieje życie po śmierci, czy tylko łudzą
się i kłamią, aby to zjawisko wydawało sie mniej straszne. Czy może śmierć jest
tylko po to aby mieć po co żyć? No właśnie. Jak miał wytłumaczyć to komuś
innemu skoro ten termin każdy postrzega inaczej i doświadcza w innym czasie.
Dlatego wymyślił bajkę, starą jak świat i powtarzaną mu przez babkę, która
mawiała że zmarli kryją się w gwiazdach i patrzą z góry na świat, a za dnia
przybierają postacie chmur. I Anubis udawał że wierzy w te bzdury, gdyż nie
wiedział czy gwiazdy istnieją, a chmury nie stanowiły dla niego niczego
szczególnego i tak jak dla pełnosprawnych wilków to stanowiło doskonałe
wyjaśnienie i uspokojenie dla serca, dla niego stanowiło stek kłamstw, ale nie
miał siły tłumaczyć, że wie że nigdy nie zobaczy rodziny.
Po zjedzeniu posiłku postanowił udać w dalszą drogę tym razem pozwalając
szczenięciu podążać za nim. Opuścili więc Polanę Życia i udali się w dół
zbocza. Musieli wyjść z tych terenów i udać się do jaskini medycznej, co
powinni osiągnąć w zapadający zmierzch. Tam porzuciłby problem wiszący nad jego
karkiem jak ostrze gilotyny, gotowe spaść w każdej chwili. Jednak Apollo
jeszcze nie dostrzegł mankamentów w swoim planie przyzwyczajony do samotnych
podróży i dni. Szczenięce nogi bowiem
były zupełnie inne od tych jego poruszających się z gracją i powolną szybkością,
nadając krokom sprężystości i dalekości, jakiej brakowało tym małym
patyczkom. Dlatego już w południe
przysnęli na jednej z małych polanek, gdyż Anubis nie był w stanie znieść
dłużej zawodzenia o bolących łapkach i pustym brzuchu. Ponownie porzucając
maleństwo samemu sobie ruszył na mała polowanie. Sam mając żołądek pełen w zęby
pochwycił jedynie niewielką mysz wygrzebując ją z zacisza norki. Jednak gdy
wrócił zastał na polanie jeszcze jednego wilka, którego życiem i sercem nie
cierpiał. Admirał powiem stał przy szczenięciu mierząc je niezrozumiałym
spojrzeniem. Z głębokim żalem, że w ogóle los pozwolił mu znaleźć się z małym
bąblem na nosie i do tego dorzucił stertę śmieci pod jego nogi, podszedł do
nich zgarniając łapą małą do siebie, z uwagą aby nie przewróciła się.
-Czego tu chcesz?- głos miał spokojny, ale przeszył tą błogą ciszę. Ptaki jakby
na chwilę zawisły w nicości, milcząc przyglądały się jak pysk młodszego
rozszerza się w emocjach i zmienia z chwili na chwilę. Jednak Anubis jedyne co
słyszał to jego bicie serca i urywany oddech. Położył mysz przed małą, aby po
chwili nie zostało z niej nic.
-Co?- uciekło z gardła ich niechcianego towarzysza.
-O to samo mógłbym zapytać ciebie. Co? O co ci chodzi tym razem? Albo nie. Nie
mów, bo nie mam ochoty słuchać jakiegoś podrostka, ani chęci na takie bzdury. -
chwycił szczenię między zęby z całą ostrożnością swojego ciała i odszedł
powolnym tempem, pozostawiając wilka za sobą.
Szedł dłuższą chwilę w milczeniu zanim nie odezwała się ta kuleczka sierści
między jego zębami.
-Kto to był? - spytała, a żeby odpowiedzieć jej czytelnie i wyraźnie odstawił
ją na ziemię i ruszył dalej, wolniej, ale przynajmniej nie słuchając już o
odpadających łapkach.
-Admirał. Pewien wilk, który nie jest wart twojej uwagi. Najlepiej nie patrz
się w jego kierunku w ogóle.-
-Dobrze... - zapadła dziwna cisza, jakby pełna napięcia. Anubis jednak zbył to
obierając znany tylko sobie kierunek.
-Nie istotne...-
<Szklanka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz