Mówią, że czas leczy rany. Nie byłam pewna, czy to prawda, ale na pewno wiedziałam, że z czasem trzeba ruszyć dalej. Moja droga choć wyboista, w końcu zaczęła układać się tak jak chciałam. Pomimo nadal świeżych ran na sercu, zajęłam się pracą. Codziennie pomagałam bratu w kuchni, albo drugiemu bratu w polowaniach. Dużo się uczyłam, bo w końcu najwyższy czas żebym w końcu stała się dorosła. Nie brakowało mi już wiele do pełnoletności, a nadal nie czułam się na to gotowa. Dlatego chodziłam od jaskini do jaskini, od wilka do wilka, szukając tych, potrzebujących pomocy i skorych do nauczenia mnie czegoś nowego. Doświadczenie. Tak, właśnie tego potrzebowałam. Doświadczenia.
-
Coś się dzieje. – usłyszałam zaniepokojony głos Korteza.
Byłam
w trakcie skórowania jelenia, gdy usłyszeliśmy krzyki i nawoływania dochodzące
z jednej z najbliższych plaż. Brat wyjrzał z jaskini zaniepokojony, po czym
dając mi twarde spojrzenie rozkazał mi:
-
Zostań tu. – I zniknął za otaczającą mnie skałą. Choć niezmiernie ciekawiło
mnie niewiadomego pochodzenia zamieszanie, wróciłam do pracy, aby jak
najszybciej wrzucić oddzielone od kości mięso do przygotowanej przez Korteza
zalewy. Moje ruchy stały się już niemal automatyczne, jednak teraz skupiłam się
na pracy tylko po to, żeby wykonać ją jak najszybciej i wyjść na zewnątrz by
zobaczyć przybliżającą się sensację.
-
Do medyka z nim! – ktoś krzyknął przebiegając tuż obok wejścia do jaskini. – I
niech nikt kto nie musi go nie dotyka.
W
głowie zapaliła mi się alarmująca lampka. Nie brzmiało to dobrze. Choć nie myślałam,
że to możliwe moje łapy zaczęły pracować jeszcze szybciej. W kilka minut
zdjęłam skórę i pokroiłam na przyzwoite kawałki nasz zapas na następne dni. Lekko
ogarnęłam miejsce pracy i wyskoczyłam z jaskini szukając wzrokiem zgromadzenia.
Niestety żadnego nie dojrzałam, ale słyszałam, że mówili o jaskini medyka,
dlatego postanowiłam właśnie w tamtą stronę się udać. Marszobiegiem ruszyłam
przed siebie, bojąc się, że ominie mnie coś ważnego.
-
Odejdźcie wszyscy!
-
To dajcie go do jaskini! A nie tu na zewnątrz leży!
-
Nie ma mowy! On sam mówi, że to zaraźliwe!
-
Jak zaraźliwe, jak ma rany cięte… A to podobno ty jesteś medykiem.
-
Cisza! – gromki wrzask alfy zatrzymał nadchodzące zdania. Nastała cisza, w
czasie której alfa podszedł do medyka i powiedział cos tylko jemu. Basior
pokiwał głową i zniknął zaraz w ciemności jaskini.
Podeszłam
do najbliżej stojących wilków. Było to ogniste rodzeństwo pomagające w łowach. Przysunęłam
delikatnie łeb pomiędzy ich bure czupryny.
-
Co się dzieję? – spytałam cicho, żeby nie zwrócić na siebie zbędnej uwagi.
-
Znaleźli kogoś na plaży. Jest strasznie poturbowany i pocięty, jakby ktoś
zadawał mu ciosy nożem. Basior majaczy i twierdzi, że to zaraźliwe… Niektórzy
sądzą, że to dlatego bo ten co mu to zrobił jest z nami na wyspie, ale medyk
uważa, że to może być choroba. – powiedziała wadera nie odrywając wzroku od
panującego przed nami zbiegowiska. Krótko podziękowałam za wyjaśnienia i
odeszłam kawałek, chcąc znaleźć miejsce z lepszą perspektywą. Przed jaskinią
zebrała się chyba cała wataha. Choć ostatnio nasze szeregi mocno się
zmniejszyły, to nadal było nas dużo i tłum był nie do wytrzymania. Jednak
ciekawość była dla mnie silniejsza. Okrążyłam prawie całe zgromadzenie zanim
znalazłam dogodne miejsce.
Zerknęłam
z daleka na leżącego na ziemi nieznajomego wilka. Miałam silną ochotę, żeby
podejść bliżej, ale przeszkadzały mi wilki siedzące przede mną. Widziałam
jednak basiora dość dokładnie. Krótka, gęsta sierść w kolorze mokrego piasku,
była zbita i poklejona krwią w wielu miejscach. W wielu miejscach ze świeżych ran
wyciekała krew. Tylko dlaczego to wyglądało, jakby nacięcie zostało zadane
kilka minut temu… Jego pysk leżał bezwładnie na ziemi, więc nie mogłam mu się
dokładnie przyjrzeć. Choć basior wyglądał zwyczajnie, nie licząc jego
nadzwyczajnego stanu, czułam jakieś dziwne wrażenie, że go znam… albo powinnam
znać.
-
Rozejdźcie się proszę. Razem z medykiem rozwiążemy tą sprawę, a jeżeli któryś z
was będzie mógł nam pomóc to na pewno po was poślemy. – odezwał się ponownie
alfa, stanowczym głosem. Z pomrukami niezadowolenia, tłum zaczął się rozchodzić.
Niewiele myśląc, korzystając z nieuwagi wszystkich, podeszłam do rannego i
wyciągając szyję jak tylko mogłam, zaczęłam go wąchać, myśląc że może poznam
tak jego zapach.
-
Kara! – usłyszałam za sobą i poczułam silne pociągnięcie w tył. W tym samym
momencie pysk leżącego wilka poruszył się, a oczy otworzyły się gwałtownie
pokazując mieniące się we łzach, idealnie lazurowe oczy.
-
Kara… - powtórzył po moim bracie patrząc na mnie nieprzerwanie. Tak jak ja
patrzyłam na niego.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz