wtorek, 21 września 2021

Od Kary – ”Rezerwat” cz. 17

Mówią, że czas leczy rany. Nie byłam pewna, czy to prawda, ale na pewno wiedziałam, że z czasem trzeba ruszyć dalej. Moja droga choć wyboista, w końcu zaczęła układać się tak jak chciałam. Pomimo nadal świeżych ran na sercu, zajęłam się pracą. Codziennie pomagałam bratu w kuchni, albo drugiemu bratu w polowaniach. Dużo się uczyłam, bo w końcu najwyższy czas żebym w końcu stała się dorosła. Nie brakowało mi już wiele do pełnoletności, a nadal nie czułam się na to gotowa. Dlatego chodziłam od jaskini do jaskini, od wilka do wilka, szukając tych, potrzebujących pomocy i skorych do nauczenia mnie czegoś nowego. Doświadczenie. Tak, właśnie tego potrzebowałam. Doświadczenia.

- Coś się dzieje. – usłyszałam zaniepokojony głos Korteza.

Byłam w trakcie skórowania jelenia, gdy usłyszeliśmy krzyki i nawoływania dochodzące z jednej z najbliższych plaż. Brat wyjrzał z jaskini zaniepokojony, po czym dając mi twarde spojrzenie rozkazał mi:

- Zostań tu. – I zniknął za otaczającą mnie skałą. Choć niezmiernie ciekawiło mnie niewiadomego pochodzenia zamieszanie, wróciłam do pracy, aby jak najszybciej wrzucić oddzielone od kości mięso do przygotowanej przez Korteza zalewy. Moje ruchy stały się już niemal automatyczne, jednak teraz skupiłam się na pracy tylko po to, żeby wykonać ją jak najszybciej i wyjść na zewnątrz by zobaczyć przybliżającą się sensację.

- Do medyka z nim! – ktoś krzyknął przebiegając tuż obok wejścia do jaskini. – I niech nikt kto nie musi go nie dotyka.

W głowie zapaliła mi się alarmująca lampka. Nie brzmiało to dobrze. Choć nie myślałam, że to możliwe moje łapy zaczęły pracować jeszcze szybciej. W kilka minut zdjęłam skórę i pokroiłam na przyzwoite kawałki nasz zapas na następne dni. Lekko ogarnęłam miejsce pracy i wyskoczyłam z jaskini szukając wzrokiem zgromadzenia. Niestety żadnego nie dojrzałam, ale słyszałam, że mówili o jaskini medyka, dlatego postanowiłam właśnie w tamtą stronę się udać. Marszobiegiem ruszyłam przed siebie, bojąc się, że ominie mnie coś ważnego.

- Odejdźcie wszyscy!

- To dajcie go do jaskini! A nie tu na zewnątrz leży!

- Nie ma mowy! On sam mówi, że to zaraźliwe!

- Jak zaraźliwe, jak ma rany cięte… A to podobno ty jesteś medykiem.

- Cisza! – gromki wrzask alfy zatrzymał nadchodzące zdania. Nastała cisza, w czasie której alfa podszedł do medyka i powiedział cos tylko jemu. Basior pokiwał głową i zniknął zaraz w ciemności jaskini.

Podeszłam do najbliżej stojących wilków. Było to ogniste rodzeństwo pomagające w łowach. Przysunęłam delikatnie łeb pomiędzy ich bure czupryny.

- Co się dzieję? – spytałam cicho, żeby nie zwrócić na siebie zbędnej uwagi.

- Znaleźli kogoś na plaży. Jest strasznie poturbowany i pocięty, jakby ktoś zadawał mu ciosy nożem. Basior majaczy i twierdzi, że to zaraźliwe… Niektórzy sądzą, że to dlatego bo ten co mu to zrobił jest z nami na wyspie, ale medyk uważa, że to może być choroba. – powiedziała wadera nie odrywając wzroku od panującego przed nami zbiegowiska. Krótko podziękowałam za wyjaśnienia i odeszłam kawałek, chcąc znaleźć miejsce z lepszą perspektywą. Przed jaskinią zebrała się chyba cała wataha. Choć ostatnio nasze szeregi mocno się zmniejszyły, to nadal było nas dużo i tłum był nie do wytrzymania. Jednak ciekawość była dla mnie silniejsza. Okrążyłam prawie całe zgromadzenie zanim znalazłam dogodne miejsce.

Zerknęłam z daleka na leżącego na ziemi nieznajomego wilka. Miałam silną ochotę, żeby podejść bliżej, ale przeszkadzały mi wilki siedzące przede mną. Widziałam jednak basiora dość dokładnie. Krótka, gęsta sierść w kolorze mokrego piasku, była zbita i poklejona krwią w wielu miejscach. W wielu miejscach ze świeżych ran wyciekała krew. Tylko dlaczego to wyglądało, jakby nacięcie zostało zadane kilka minut temu… Jego pysk leżał bezwładnie na ziemi, więc nie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Choć basior wyglądał zwyczajnie, nie licząc jego nadzwyczajnego stanu, czułam jakieś dziwne wrażenie, że go znam… albo powinnam znać.

- Rozejdźcie się proszę. Razem z medykiem rozwiążemy tą sprawę, a jeżeli któryś z was będzie mógł nam pomóc to na pewno po was poślemy. – odezwał się ponownie alfa, stanowczym głosem. Z pomrukami niezadowolenia, tłum zaczął się rozchodzić. Niewiele myśląc, korzystając z nieuwagi wszystkich, podeszłam do rannego i wyciągając szyję jak tylko mogłam, zaczęłam go wąchać, myśląc że może poznam tak jego zapach.

- Kara! – usłyszałam za sobą i poczułam silne pociągnięcie w tył. W tym samym momencie pysk leżącego wilka poruszył się, a oczy otworzyły się gwałtownie pokazując mieniące się we łzach, idealnie lazurowe oczy.

- Kara… - powtórzył po moim bracie patrząc na mnie nieprzerwanie. Tak jak ja patrzyłam na niego.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz