wtorek, 21 września 2021

Od Apollo Anubisa Aina CD Szklanki "Rewia Dusz" cz. 11


-Huh?!-

Wstał z piachu cały mokry
Pustynne słońce grzało jego ciało
Czuł się zagubiony
Jakby był i nie był

-Przeżyłeś?!-

Obudził się do tych słów. Nie przemyślał nic, ba! Nie myślał już w ogóle. Jego umysł stał się niczym pusta kartka, pełna zgięć i miejsca na zapiski.
    -Nie, nie , nie. - powtórzył kręcąc głową. Nie pomyślał, że mogłaby postrzegać go za kogoś więcej niż obcego wilka, który prowadzi ją w bezpieczne miejsce. - Nie tatą!
    -To kim? - niezrozumienie w jej głosie mówiło mu, że łatwo nie będzie jej tego wytłumaczyć.
    -Nie jesteśmy rodziną. Ja... szukam ci jej właśnie. Dlatego idziemy do jaskini medycznej. Tam są ci którzy ci pomogą. Ja nie mogę mieć dzieci, nie sam, nie teraz. Nie jestem twoim tatą. - wyrzucił z siebie na jednym oddechu. - Idziemy! - dodał oschle. Musiał ją zniechęcić. Nie widział jej pyska, jednak nie słyszał łez, zatem musiała jednak cos przyswoić w tej swojej główce, cichej i milczącej, szczenięcej.
    - Ale je nie chcę innych! Ja chcę ciebie!- pisnęła doganiając go, gdyż zdążył postawić już kilka długich kroków w kierunku, z jakiego zboczyli wczoraj. Jednak słysząc te słowa zatrzymał się. Jego serce zabiło mocno i mało nie wybiło się z jego piersi. Z jednej strony ucieszyło się z tych słów, z drugiej wątpliwości odsunęły go od najdrobniejszych myśli. Wszakże nadal pozostawał marginesem, samotnikiem oddalonym od społeczności. Nie miał ani jaskini ani własnego kamienia, bez domu i lepszego pojęcia co na to poczynić. Niewygodnie było mu pozostawać i wracać do jednego miejsca. Spał gdzie mógł i żył gdzie chciał. Nie takie życie należy się szczenięciu.
    -Nie jestem odpowiednią osobą. Nie. Ze mną nie będzie ci dobrze. - odparł odrzucając z cierpieniem tą odrobinkę nadziei jaka w nim istniała. - Chodźmy. Są wilki, które dadzą ci lepsze życie. Z domem, z rodzeństwem i miłością. Będzie dobrze.. - ostatnie słowa wyszeptał. Jakby do siebie i na zagłuszenie tych ponurych myśli, że mógłby nie być sam, mieć z kim pomówić i kogo uczyć świata. Jednak ktoś taki jak on nie zapewniłby przyszłości innej osobie. Nie posiadając tyle wad i tyle mankamentów.
    -No...dobrze. Ale dlaczego nie mogę z tobą? - spytała jeszcze raz po jakimś czasie marszu w ciszy. - Będę grzeczna! Obiecuję!
    -Nie musisz być grzeczna. To nie twoja wina, że nie mogę się tobą poprawnie zająć. To moje własne wybory w przeszłości. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - Odetchnął wchodząc do jaskini medycznej.
    -Floro?- rzucił w przestrzeń jednak nie uzyskawszy odpowiedzi wszedł głębiej wraz z tym małym rzepem u ogona. - Floro? -zapytał jeszcze raz zanim stracił nadzieję.
    -Tutaj. Tutaj! Kto mnie wołał?- wadera wypadła skądś. Jej kroki w milczeniu odbiły się w głowie Anubisa.- Oh! To ty! - nie wyczuł zagrożenia ani niechęci.
    -Tak tak.. Znalazłem...szczenię...- przesunął małą, której imienia nawet nie znał w jej kierunku. Odpowiedziało mu tylko smutne piśnięcie, kiedy odwrócił się i w kilka susów zniknął w krzakach, pozostawiając malucha w dobrych rękach. Tak przynajmniej wierzył, że było.

 

-Żałosne-

<Szklanka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz