-Huh?!-
Wstał z piachu cały mokry
Pustynne słońce grzało jego ciało
Czuł się zagubiony
Jakby był i nie był
-Przeżyłeś?!-
Obudził się do tych słów. Nie przemyślał nic, ba! Nie myślał
już w ogóle. Jego umysł stał się niczym pusta kartka, pełna zgięć i miejsca na
zapiski.
-Nie,
nie , nie. - powtórzył kręcąc głową. Nie pomyślał, że mogłaby postrzegać go za kogoś
więcej niż obcego wilka, który prowadzi ją w bezpieczne miejsce. - Nie tatą!
-To
kim? - niezrozumienie w jej głosie mówiło mu, że łatwo nie będzie jej tego
wytłumaczyć.
-Nie
jesteśmy rodziną. Ja... szukam ci jej właśnie. Dlatego idziemy do jaskini
medycznej. Tam są ci którzy ci pomogą. Ja nie mogę mieć dzieci, nie sam, nie
teraz. Nie jestem twoim tatą. - wyrzucił z siebie na jednym oddechu. - Idziemy!
- dodał oschle. Musiał ją zniechęcić. Nie widział jej pyska, jednak nie słyszał
łez, zatem musiała jednak cos przyswoić w tej swojej główce, cichej i
milczącej, szczenięcej.
- Ale
je nie chcę innych! Ja chcę ciebie!- pisnęła doganiając go, gdyż zdążył
postawić już kilka długich kroków w kierunku, z jakiego zboczyli wczoraj.
Jednak słysząc te słowa zatrzymał się. Jego serce zabiło mocno i mało nie
wybiło się z jego piersi. Z jednej strony ucieszyło się z tych słów, z drugiej
wątpliwości odsunęły go od najdrobniejszych myśli. Wszakże nadal pozostawał
marginesem, samotnikiem oddalonym od społeczności. Nie miał ani jaskini ani
własnego kamienia, bez domu i lepszego pojęcia co na to poczynić. Niewygodnie
było mu pozostawać i wracać do jednego miejsca. Spał gdzie mógł i żył gdzie
chciał. Nie takie życie należy się szczenięciu.
-Nie
jestem odpowiednią osobą. Nie. Ze mną nie będzie ci dobrze. - odparł odrzucając
z cierpieniem tą odrobinkę nadziei jaka w nim istniała. - Chodźmy. Są wilki,
które dadzą ci lepsze życie. Z domem, z rodzeństwem i miłością. Będzie dobrze..
- ostatnie słowa wyszeptał. Jakby do siebie i na zagłuszenie tych ponurych
myśli, że mógłby nie być sam, mieć z kim pomówić i kogo uczyć świata. Jednak
ktoś taki jak on nie zapewniłby przyszłości innej osobie. Nie posiadając tyle
wad i tyle mankamentów.
-No...dobrze.
Ale dlaczego nie mogę z tobą? - spytała jeszcze raz po jakimś czasie marszu w
ciszy. - Będę grzeczna! Obiecuję!
-Nie
musisz być grzeczna. To nie twoja wina, że nie mogę się tobą poprawnie zająć.
To moje własne wybory w przeszłości. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. - Odetchnął
wchodząc do jaskini medycznej.
-Floro?- rzucił w przestrzeń
jednak nie uzyskawszy odpowiedzi wszedł głębiej wraz z tym małym rzepem u
ogona. - Floro? -zapytał jeszcze raz zanim stracił nadzieję.
-Tutaj. Tutaj! Kto mnie wołał?- wadera wypadła skądś. Jej
kroki w milczeniu odbiły się w głowie Anubisa.- Oh! To ty! - nie wyczuł
zagrożenia ani niechęci.
-Tak
tak.. Znalazłem...szczenię...- przesunął małą, której imienia nawet nie znał w
jej kierunku. Odpowiedziało mu tylko smutne piśnięcie, kiedy odwrócił się i w
kilka susów zniknął w krzakach, pozostawiając malucha w dobrych rękach. Tak
przynajmniej wierzył, że było.
-Żałosne-
<Szklanka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz