środa, 8 września 2021

Od Apollo Anubisa Aina "Rewia Dusz" cz.7

-Kto?-

Skąd miał wiedzieć?
Był jedynym, którego nie powinno się pytać.
nie wiedział, nie widział
A jedyne co robił to żył

-Oh...?-

    Anubis nudził się. Żadna to nowina, w końcu tak przebiegało jego życie od początku do prawdopodobnie samego końca. I żal mu było, a jednocześnie nie. Przeżyć życie samemu i po chichu, ta wizja odwiedzała go codziennie i coraz mniej mu przeszkadzała. Spokój jaki zapewniał mu brak drugiej osoby przy boku stanowił miód dla jego uszu, zwłaszcza po przypomnieniu od losu, jak bezużyteczny jest wśród tłumów i jak nic nieznaczący nawet dla medyka. Nikt go nie zna, a ci którzy znają widzą tylko bezdomnego psa, ścierwo z którego można się ponabijać, koziołka ofiarnego. Kto chciałby spotykać się z taką osobą? Z osobą, która zauważa własne problemy społeczne i wady w charakterze, ale nie robi nic aby je naprawić i załatać. W dodatku był bez pracy, jakby to tak ująć, powoli zaczynało odpowiadać mu i to. I nawet jeśli nuda trzymała sie jego ciała, umysł odbiegał coraz częściej w obce światy i inne ścieżki, które mógłby przejść gdyby nie był sobą. Gdybał, coraz więcej i mocniej. Gdybał i chociaż udawał, że lubi być z dala od innych i jest tym kim jest z wyboru, jego serce w głębi wiedziało, że chciał aby było inaczej, jednak strach przed stratą i odtrąceniem odstraszał go od myśli o przyjaciołach, o znajomych czy choćby rozmowie zawierającej więcej niż 4 zdania.

I tak po cichu mijały mu dni. Kolejne i kolejne.

    Apollo uniósł głowę kiedy krzaki przy granicy zaszeleściły głośno i niepokojąco. Jego przerwany i zaskakująco przyjemny sen, pełen zapachu świeżych kwiatów i kwilenia ptaków został przerwany. Wilk otworzył oczy zaniepokojony, chociaż wiedział, że nic mu to nie da, że jest bezużyteczny z nimi czy bez nich. Jednak za życia nie spodziewałby się, że zagrożeniem okaże się szczenię. Maluch który wyturlał się pod gałęzi powarkując i kwiląc, zagubiona lub ścigane. Więc  zawęszył i uniósł się na nogach. Dziecko pachniało ziołami i odrobiną krwi, a wśród zapachów lata wybijał się smród alkoholu i stęchlizny. I zanim dotarł do niego dźwięk już wiedział, że to psy, ludzkie pacynki ścigają nieszczęsną kulkę. I nawet jeśli nie chciał i nie marzyło mu się rzucanie do pomocy, nie odmówiłby jej nikomu. Walka zanim nawiązała się od razu się skończyła, gdyż psy wypadając z krzaków głośno ujadając spotkały się z widokiem wilka. Ich było dwóch, ale kundli, małych i miernych, choć z pyskami pełnymi krwi i śmierdzącymi śmiercią. Anubis jedyne co musiał zrobić to wstać i podejść bliżej aby niechciani goście zawrócili z powrotem  do swoich panów.
W ten także sposób Anubis nieświadomi nabawił się obowiązku jakiego nigdy nie chciał na siebie brać samotnie. Odwracając się do szczenięcia nie zastał go tam gdzie było. Jednak mając swój doskonały węch nie miał najmniejszego problemu w znalezieniu tej kuleczki strachu i wyciągnięcie jej zpod korzeni drzew.
                -Nie jedz mnie!- mówiło już znaczyło tyle, że odeszło od mleka matki i stawało się nieco bardziej samodzielne.
                -Nie zjem cię. Obiecuję.- starał się być przekonujący, jednak jak tu być delikatnym kiedy dzieliła ich taka różnica wielkości. - Gdzie twoja mama? - spytał, w końcu problemu takiego sortu należało się pozbyć jak najszybciej.
                -Te potwory ją zjadły i chciały zjeść mnie! - i jedyne co pozostało Apollo to odetchnąć głęboko i przyjąć do wiadomości, że coś z tym balastem należy zrobić.

 

-Haha!-

<Szklanka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz