piątek, 24 września 2021

Od Kary – ”Rezerwat” cz. 18

- Puść mnie! – krzyknęłam do Malfoya, który odciągnął mnie od nieznajomego. Jego oczy wciąż we mnie wpatrzone, stały się powoli puste i czułam, że życie z niego ucieka. Wątły oddech zwalniał, a ja miałam wrażenie, że słyszę tylko to powolne wypuszczanie powietrza z lekko otwartego pyska piaskowego basiora. Patrzyłam na to ze strachem, po raz kolejny ostatnie słowa i wzrok skierowany na mnie. I ostatni dech stracony na nic nie znaczącym imieniu.

- Pomóżcie mu! – krzyknęłam patrząc na tych, którzy pozostali przy nas. Alfa spojrzał na medyka jakby była to sprawa tylko i wyłącznie białego basiora. Malfoy stał za mną i się nie odzywał, a sam medyk… Medyk otworzył pysk jakby już chciał coś powiedzieć, po czym zamknął go i pokiwał przecząco głową jakby wilcze życie nic dla niego nie znaczyło. Wtedy już wiedziałam, że nie mogłam na nich liczyć.

Wyrwałam się z lekkiego już uścisku Malfoya i pobiegłam do pisakowego wilka walczącego ze śmiercią. Wszyscy jak na zawołanie krzyknęli moje imię, ale nie było już nic co mogli dla mnie zrobić. Położyłam łapy na piersi basiora i zaczęłam rytmicznie napierać, masując mu serce. Nie miałam pojęcia czy robiłam to dobrze. Pomocnica medyka opowiadała mi o tym jak razem zbierałyśmy zioła, ale była to czysta teoria. Nigdy nie miałam okazji spróbować tego w praktyce. Do teraz.

- No zróbcie coś! – krzyknęłam patrząc jak innych zamroziło. Chaotyczny i wściekle przestraszony wzrok podziałał na nich jak płachta na byka. Spojrzeli na mnie ze wściekłością. Nie dałam im jednak szansy na wydobycie ze swoich pysków żadnego dźwięku. – Trzeba go opatrzyć. Ja to wszystko zrobię, tylko przynieście mi to co jest potrzebne!

Medyk popatrzył na mnie analizując sytuację, po czym odwrócił się w stronę jaskini medycznej. Alfa powiedział coś o przeciwdziałaniu chaosu i zniknął pomiędzy drzewami. To byłoby tyle z jego pomocy.

Nie ustając w miarowym uciskaniu klatki, spojrzałam na nieprzytomnego wilka. Był tylko nieprzytomny prawda? Mogłam go jeszcze uratować, czy tak? Jego głowa była odrzucona do tyłu więc nie mogłam zobaczyć jego oczu. Wzroku, który mówił mi wszystko co musiałam wiedzieć.

- Co Ci mówi jego wzrok? – spytałam Malfoya, który jako jedyny jeszcze ze mną został. Basior westchnął niezadowolony i spojrzał na wilka.

- Jego oczy się zamknęły. Kara nie powinnaś…

- Ale to zrobiłam. Nikt inny nie był chętny, więc nie miałam wyjścia. – powiedziałam na jednym wydechu.

- Miałaś wyjście.

- Dać mu umrzeć!? – Moje łapy traciły siłę. Pomimo treningów  nadal nie byłam w najlepszej formie po mojej żałobie.

- I tak możesz go nie uratować.

- Ale przynajmniej próbuje, w przeciwieństwie do was.

- Jeżeli medyk ma racje i on jest chory, to…

- To najwyżej umrę razem z nim.

- Kara…

- DOŚĆ! – wrzasnęłam i w tej samej sekundzie poczułam ruch pod łapami. Klatka piersiowa wilka naparła na moje łapy. Basior nabrał powietrze w płuca i wygiął się w przedziwny łuk. Uśmiechnęłam się szczęśliwa z własnego zwycięstwa, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy ulgi. Pustynny basior spojrzał na mnie i po raz kolejny tego dnia wypowiedział jedno słowo.

- Kara.

Przybiegł medyk z potrzebnymi przyborami do odkażenia i zabandażowania ran. Westchnęłam ciężko i złapałam oddech ze zmęczenia. Podeszłam do rzuconych na ziemie rzeczy i wzięłam te które były na samej górze, najczystsze. Podeszłam ponownie do wilka i zaczęłam od rany na jednej z łap. Basior jednym ruchem wyrwał swoja łapę z moich i warknął, odsuwając się ode mnie.

- Widzisz. Nawet on wie, że nie powinnaś go dotykać.

- Zamknij się, Malfoy. – warknęłam na niego po czym skierowałam się ponownie do chorego. – Już Cię dotykałam. Cokolwiek to jest i tak już to mam. – na te słowa w jego oczach pojawił się strach.

- Nie… - jęknął. Niezdolne do określenia emocje zaczęły pojawiać się w jego oczach. Zawiesił się na kilka chwil, nieprzerwanie na mnie patrząc. Spojrzałam pytająco na Malfoya, a on tylko lekko wzruszył ramionami w odpowiedzi.

- Kara, nie możesz. Oni właśnie tego chcą. – Zaskrzeczał chory. Spojrzałam na niego po raz kolejny, tym razem to jemu zadając nieme pytanie. – Jeśli którekolwiek z was się zarazi, zabiorą was. – Jego głos się łamał, kolejne słowa zatrzymywane były ciężkim oddechem wilka. - Tak jak zabrali mnie… ale ja już nie jestem im potrzebny. – Wraz z ostatnimi słowami padł bezwładnie na ziemie i z wciąż otwartymi i skierowanymi w moją stronę oczami dokończył. - I tak zaraz umrę.

- Nie, nie możesz umrzeć Levi. Nie możesz. – powiedziałam niewiele myśląc i ponownie pochylając się nad jego słabym ciałem.

- Ty znasz…

- Jak go nazwałaś? – spytał Malfoy patrząc na mnie z nieukrywanym podejrzeniem.

- Ja… nie wiem. Samo wyszło. Ja.

- Pamiętasz. Ja też już pamiętam. Nawet nie chciało im się mnie wymazać… jestem skazany na śmierć.

Niezrozumiałe dla mnie łzy i ogromny smutek i poczucie zdrady opanowały moje ciało. Spazmy szlochu przeszły przeze mnie razem z dreszczami.

- Ja. Nie. Co się dzieje. Malfoy. – Jęczałam nie mogąc się uspokoić. Wiedziałam tylko jedno. Nie chciałam, żeby Levi umarł, wilk którego ponoć nie znałam. Którego imię znam jak własne, ale w życiu wcześniej go nie widziałam.

- Może to już choroba przez Ciebie przemawia. – powiedział medyk, który najwyraźniej przyglądał się całej scenie swoim doktorskim okiem.

Stałam, szlochałam nie widząc co robić. Znalazłam się w jakimś innym świecie, nakładającej się rzeczywistości, może przeniosłam się w czasie? Albo to Levi… nic nie wiedziałam, nic nie rozumiałam. Jednak uczucie, które kojarzyłam dotąd tylko ze śmiercią matki, nie chciało mnie opuścić. Przypomniałam sobie o nie tak dawno złożonej obietnicy, że będę silna. Czy uda mi się jej dotrzymać?

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz