wtorek, 21 września 2021

Od Wayfarera CD. Almette - "Otwarte Szlaki"

Dwa dni, tak?

Basior się zasępił, oglądając spod kapelusza spokojne morze. Szara chmurka dymu wyleciała z fajki, ulatniając się do góry i rozpływając w powietrzu, tak jak powoli rozpływały się myśli.

Tak powiedziała. Dwa dni.

Dwa dni to mało, żeby opracować całą podróż, ale chyba wolał to, niż odpowiadać jej od razu. Bo wtedy pewnie nie miałby już w ogóle czasu. Nachodziła by go dzień w dzień, aż w końcu zrezygnowałby z jej towarzystwa podczas podróży i poszedł sam, znikając bez ostrzeżenia. A tak to sobie to przemyśli, zastanowi się, gdzie chciałby ją zabrać i który szlak byłby najbezpieczniejszy. Bo na pewno nie zabierze ją na szlaki dla zaprawionych podróżników, o tym nie było mowy.

Miał ją zabrać na południe. Gdzie znajduje się najbliższy port? Chyba jedyny, jaki zna i wie, że mógłby ją tam zabrać to port w Ropince. Ropinka to duże miasto, ale jest otwarte na zwierzęta i za każdym razem, jak tam bywał, przywitali go kawałkiem kiełbasy i świeżą wodą. Port co prawda nie był duży, a statki to nie wielkie fregaty tylko co najwyżej szkunery, które nie dawały aż takiego efektu. Ale jeśli Almette nigdy wcześniej nie widziała okrętu z bliska, to pewnie i taki szkuner ją zachwyci. To chyba była dobra droga.

Chyba powinien udać się razem z nią, by była w stanie znaleźć drogę do domu. Zresztą, co mu szkodzi zabrać ten jeden raz kogoś ze sobą na zimę? Tym bardziej, jeśli ten drugi wilk to też podróżnik. Nie będzie musiał się nią opiekować, więc nie będzie tak ciężko. Przynajmniej taką miał nadzieję.

Dobrze, znał trasę. Wiedział, co musi przygotować, by podróż z tą waderą była bezpieczna. Był gotowy.

Teraz czekać dwa dni.

Oj, Vandrareshika, teraz to się wkopałeś.

~~~

Spotkali się na tej samej plaży co wtedy. Wayfarer czekał tam od rana, paląc fajkę i oglądając na siedząco, oparty o skałę, płynące po niebie chmury. Przypominały mu fale morskie, nieokiełznane, gdzie nie wiadomo było, co się znajduje za tą puszystą, wyglądającą na miękką barierą. Almette przyszła koło południa, nie wiadomo, czy szukając go po zapachu, czy po prostu domyśliła się, że to będzie pierwsze miejsce, w jakim może go spotkać.

– I co? I co, i co, i co? – zaczęła wypytać, nawet się nie witając. Skakała wokół wilka, próbując wyciągnąć z niego informacje. – Co postanowiłeś? Zabierzesz mnie, prawda? Rany, już nie mogę się doczekać! Tyle zobaczę, tyle mnie czeka. Wreszcie popłynę statkiem. Tak długo o tym marzyłam! Będę mogła zobaczyć okręty, którymi pływają ludzie, spróbować ich posiłków... Jestem taka podekscytowana, że nie mogę usiedzieć w miejscu! – Faktycznie, jej ogon, wraz z zadem i całą resztą ciała, tańczyły w niekontrolowanym rytmie, zupełnie bez muzyki, która z resztą i tak by im nie przeszkadzała. – Tak długo czekałam na tą odpowiedź! Cieszę się, że mnie zabierzesz, wiesz? Jeśli nie ty to kto inny?

– Nikt – uśmiechnął się basior, przerywając jej słowotok. Wadera zamilkła, ale w jej oczach wciąż było widać radość. – Nikt cię nie zabierze. Nawet ja.

Mina Almette w przeciągu parę setnych sekundy zmieniła się z podekscytowania w strach. Wilczyca jakby pękła, teraz w tych niebieskich okręgach chowało się złamanie i rozczarowanie. Zawiodła się. Wayfarer być może powinien się tym bardziej przejąć i nie żartować sobie z niej w ten sposób, ale szczerze mówiąc, nie wpadł na lepszy pomysł, żeby wymusić na niej ciszę.

– Na podróżach nie bierz niczego za pewne, bo stanie ci się krzywda. – Podróżnik wstał na nogi, wysypując tytoń z fajki, po czym włożył swój zapychacz nudy pod kapelusz. Podniósł wzrok na Serkę. – Jeśli będziesz uważać, że most na pewno się nie zawali i ruszysz po nim z taką pewnością siebie, spadniesz w przepaść.

Przeszedł w milczeniu obok wadery, do której wciąż nie docierała obecna sytuacja. Widział to w jej oczach. Te wszystkie myśli. "Ale jak to?", "Nie weźmie mnie?", "Czy on naprawdę to teraz powiedział?". Chyba jednak zrobiło mu się jej żal. Tak trochę. Ale co innego miał zrobić? Podróżnicy muszą się uczyć ciężko i od razu, a nie owijać w bawełnę. Świat poza granicami Srebrnych Chabrów potrafi być groźny, nie można sobie pozwalać na zbytnie rozluźnienie i pewność siebie. Tam, na zewnątrz, wszystko się zmienia, nawet z dnia na dzień i Serka musiała się o tym przekonać.

– Ale... Ale jak to mnie nie weźmiesz?! Myślałam, że się umówiliśmy! – krzyknęła, dając upust swojej złości maskującej powstrzymywany smutek.

Way przemilczał odpowiedź. Nie będzie się z nią kłócił, co to, to nie. Nie podoba się, to równie dobrze może ją tu zostawić. Ma to gdzieś.

Miał już odejść w długą, rzucając jej piachem w oczy, kiedy nagle jej podejście się zmieniło. Inny ton nakłonił go do zatrzymania się i wysłuchania wadery.

– Przepraszam... Po prostu narobiłam sobie nadziei i wmówiłam sobie rzeczy, które nie miały miejsca. Trochę się nakręciłam, wybacz.

Gitarzysta obrócił się w stronę Almette, przywołując na pysk najcieplejszy uśmiech, na jaki umiał się zdobyć. O to mu chodziło. O skruchę. Ale nie dlatego, że chciał być złośliwy, tylko chciał ją od samego początku zacząć uczyć.

– Nie trzymam urazu. Od początku planowałem cię zabrać, nie musisz się przejmować.

Serka rzuciła piorunami w jego stronę, jednak nic nie powiedziała, tylko naburmuszona dołączyła do niego i ruszyła za nim, gdziekolwiek on się wybierał.

<Almette?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz