czwartek, 30 września 2021

Od Domino - ,,Lekcja nieposłuszeństwa" cz.2

Babciu, babciu,  opowiedz nam bajkę!

Jak to, jeszcze jedną?

Babciu, obiecujesz nam codziennie i codziennie zapominasz.

No dobrze, no już dobrze. O czym chcielibyście usłyszeć bajkę?

O Domino, dawno o niej nie było.

Ale przecież wszystko już o niej wiecie, była zwierzątkiem domowym, które uciekło w dzicz, bo nie mogło znieść swojego niedopasowania...

Ale to przecie-

...która pomimo obaw poznała zgraję podobnych sobie osobników, przez co teraz wiedzie spokojne życie zgodne ze swoją naturą, a-

Niech babcia nie zdradza zakończenia! A szop? Co było zanim poznała inne wilki?

Jaki szop?

No generał pan Szop. Nigdy nie dokończyła nam babcia tej bajki.

Nie? Jakoś zawsze mi to wypada...ale to już bardzo dawno było, ale niech będzie. Skoro chcecie to niech sobie przypomnę. Otóóóż...to tak, już pamiętam: Otóż generał Szop odrył u Domino pewną niespotykaną nawet u szopów przypadłość, która sprawiała, że każde wypowiedziane do niej słowo musiało stać się rzeczywistością. Nie miał jednak pewności czy to jakaś skrywana umiejętność czy może klątwa, czy może problem natury psychicznej. Poprowadził ją więc przez bory i lasy, rzeki i jeziora po to, by uwolnić ją od tej zagadkowej choroby. Sam nie wiedział jak by to mógł uczynić, jednak wiedział, że z tym można iść...

Do psychologa.

Tak, tą część jeszcze jak widać pamiętacie.Poprowadził ją więc do psychologa. Pod koniec bardzo długiego, trudnego dnia dotarli do pewnej małej, drewnianej chatki.

Na kurzej nóżce, na kurzej nóżce!

Tak, na kurzej nóżce. Domino z początku miała lekkie obawy odnośnie celu, dla którego jej nowy znajomy i przewodnik ją tu przyprowadził, lecz postanowiła mu zaufać. Ta żołnierska czapka wyglądała na nim baardzo kompetentnie.

- Mam nadzieję że umiesz się wspinać księżniczko? - Generał przeskoczył zwinnym susem wygodnego miejsca między jej uszami wprost na drabinkę prowadzącą do domku.
- N-nie jestem pewna proszę pana.
Nie dodając nic więcej, próbowała naśladować zwinne ruchy zwierzaka, chociaż jej większa masa wydawała się ściągać ją w dół milion razy bardziej niż generała. Pomimo tego wdrapali się na chybotliwy, lekko spróchniały ganek. Chatka miała tylko jedne chude drzwiczki i dwoje okien bez szyb ani okiennic. Kostropaty dach pokryty był glinianą dachówką, z wyglądu równie stary, bo porośnięty gdzieniegdzie poduszeczkami leśnego mchu. Jedyne co zdradzało obecność jakiegokolwiek mieszkańca by doniczki z plantacją grzybów na parapetach oraz miotła oparta o płotek ganku, która o dziwo nie obrosła jeszcze pajęczynami. Ktoś musiał więc z niej niedawno korzystać.
Szop podreptał pod malowane na wiśniowo drzwiczki i zapukał. Żaden dźwięk jednak nie wydobył się z wnętrza domu.
- Chyba niestety nie przyjmuje dziś gości.
Jak na zawołanie, tuż po jej słowach w głębi chaty ktoś jakby coś kopnął, potem przesunął i jeszcze coś stłukł. Szuranie o drewnianą podłogę było coraz głośniejsze, tak jak towarzyszące temu inne niepokojące hałasy ni to sprzątania ni to umierania. Waderka cofnęła się o parę kroków i zaczęła tęsknić za swoim wygodnym, ale stuprocentowo bezpiecznym życiem w różowej obróżce na jedwabnym legowisku. Dawnych decyzji jednak nic nie cofnie.
Drzwi otworzyła im smukła postać okutłana w niezliczone warsty ubrań, fasonem i kolorem nijak do siebie niepasujących. Wytarte, drewniane chodaki ledwo wystawały samymi czubaki spod spódnic i tunik. Na rękach owiniętych w koronkowe rękawiczki nosiła mnóstwo biżuteri z przeróżnymi kamieniami z różnych metali, zrobionych w różnych stylach, jakby nie mogła zdecydować się ich jeden rodzaj. Jej glowa ledwo wystawała spod grubego, granatowo bordowego szalika, który ciągnął się po podłodze metry za nią i zbierał każdy kłaczek kurzu jaki spytał po drodze. Twarz ta przedziwna postać miała nie wiadomo jaką. Była oczywiście ludzka, jednak jej proporcje przywodziły na myśl coś bardziej kruczego niż kobiecego. Może to dlatego że jedynym wystającym elementem spod szalu oraz kapelusza z dużym rondem był przedługi, dziobowaty nochal.
- Nie jesteście dziećmi. - Jej skrzekliwy głos brzmiał jak wyrzut rozczarowania.
- Ale tak samo jak one potrzebujemy pomocy.- Genrał ukłonił się jak przystało na dżentelmena, co tak zaskoczyło Domino, gdyż jej ten szop dżentelmena nie przypominał ni w calu.
- Znowuż zaraza na wioskę spadła?- Również jej głos miał coś z zachrypniętego, starego kruka.
- Niekoniecznie, to bardziej....problem natury psychicznej.- Szop ścisnął zęby i wymownie pokręcił łapką przy skroni.
- Ygh.- Jakiś niesprecyzowany bulgot wydobył się spod szala, a kobieta schyliła się niżej by przyjrzeć się Domino.
- No dobra wchodź.
Zwał ubrań obrocił się i przesunął się w głąb pokoju. Mogli wejść do środka.

Ale to koniec na dzisiaj, późno już.

Ale babciuu!

Nie jęczeć mi tu! Wszystko w swoim czasie skarby.

(CDN)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz