wtorek, 21 września 2021

Od Pinezki - "Różowe Słońce i Milczący Księżyc" cz.4

To, co usłyszała, było dla Pinezki niezłym... szokiem? Nie, nie dziwiło ją, że jej rodzice mieli takie szalone przygody. Sama właśnie miała podobną. Jej brat Wayfarer też takie miewał, o czym z dumą w oczach opowiadał, wracając ze swoich "spacerów" poza granicami terenów watahy. Pewnie pływało to w krwi całej tej szalonej rodziny.

Co ją zamurowało to fakt, jaką miłością jej tatkowie się obdarowali. Szczególnie Yir. Prawie poświęcił życie, by uratować Paketenshikę. Właściwie to był już martwy, gdyby nie ingerencja Zuvy. Ta historia uświadomiła jej, jak bardzo całe jej istnienie jest niesamowite. Jest córką eliksiru, to jedna rzecz. Posiada dwóch ojców, to druga. Ale fakt, że dosłownie zwykły uśmiech od losu sprawił, że w ogóle się narodziła? Że ta jedna sekunda dzieląca od śmierci pociągnęła za sobą taki efekt motyla, który doprowadził do obecnej sytuacji, gdzie spędza sobie czas z dwoma dziwadłami i dowiaduje się o okolicznościach powstania więzi między jej rodzicami? Paki i Yir nigdy o tym nie rozmawiali. Strażniczka teraz zrozumiała, dlaczego.

Nie chcieli przypadkiem ujawnić istnienia wielkiego, różowego kota.

To całkiem zrozumiałe. Zaprzyjaźnili się z Zuvą i zgodnie ze wspólnie podjętą decyzją, nie mieli nikomu go ujawniać. Nawet własnej rodzinie. Wszyscy trzymali się tej zasady, co tylko utwierdziło Pinię w przekonaniu, że jest to poważna sprawa. Tym samym postanowiła dołączyć się do sekretu i nikomu nigdy nie mówić o istnieniu Zuvy, nawet własnemu bratu. Nie zamierzała wspominać tego nawet osobom, które już znają ten sekret. Była przyjaciółką Zuvy i Ealasaid, i nie zamierzała tej przyjaźni zaprzepaścić.

Następnego dnia ponownie próbowała wyruszyć.

– Wiem, że się martwicie, ale ja muszę lecieć! Oni nie mają nawet pojęcia, gdzie mnie szukać, bo nie zostawiam po sobie zapachu. Będą na mnie źli, i co?

– Pinezko, to zbyt niebezpieczne. – Kot chwycił stanowczo waderę za łapę. Jego ręce były nieprzyjemnie zimne, a przy dotykaniu opuszek sierść na karku wilczycy stanęły dęba. – Rozumiem, że twoim życzeniem jest wrócić, jednak jako przyjaciel twoich ojców nie mogę pozwolić, by coś ci się stało.

– Nie jestem cholerną księżniczką, do licha! – fuknęła kolorowa, wyszarpując łapę z uścisku Myuu.2.

Oczekiwała jakiejś reprymendy, wyzywania czy nawet użycia siły - nawet za pomocą mocy - jednak reakcja istoty przed nią zupełnie ją zaskoczyła.

– Ach, słownictwo Paketenshiki i temperament Skinterifiri. I do tego sierść jak u Yira. Zasługujesz na swoje imię, Zendayafiri.

Citlali prychnęła. Choć irytowało ją zachowanie Zuvy, mimo wszystko lubiła tego kota, a w szczególności jego pochwały. Musiała jednak wracać do domu i z tym nie było dyskusji.

– Zuvo, wiem, że mnie lubicie z Ealasaid, ale ja muszę, po prostu muszę spróbować wrócić do siebie. I nie obchodzi mnie, czy jest to niebezpieczne, ja po prostu muszę!

I z tymi słowami odleciała, kierując się w stronę przeciwną niż wiały wiatry. Wierzyła, że w ten sposób ma największą szansę wrócić do domu, nawet jeśli będzie to daleka i żmudna droga.

<CDN>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz