Droga do jaskini alf nie była jakoś wyjątkowo długa, ale przy akompaniamencie słów białego basiora dłużyła się niemiłosiernie. Żeby nie było nieporozumień, nie miałem nic do gadatliwych wilków, sam lubiłem sobie pogadać, ale brak możliwości wstrzelenia się w wypowiedzi Adonisa, sprawiły tylko że byłem coraz bardziej wkurzony. Po co zadawać pytanie po pytaniu, jeśli nie oczekuje się odpowiedzi?
- Poczekałbym na was, ale w
środku na pewno znajdziecie kogoś kto dalej wam pomoże. Ja muszę pomóc jeszcze
siostrze. – powiedziałem pewnie stając obok wejścia do jaskini i starając się ukryć
zmęczenie gadaniną Adonisa.
- Poczekaj jeszcze przyjacielu!
Powiedz nam jeszcze jak się nazywacie, chyba nie udało nam się przedstawić. Tak
dużo się działo, że musieliśmy…
- Kenai. – przerwałem specjalnie
rozgadanemu wilkowi. – A moja siostra to Kanna. A wy to…
- Loczek i Hermiona! – basior
zerknął na chowającą się za nim waderę i ponownie zwrócił się do mnie. - Miło
było was poznać. Szkoda, że Twoja siostra z nami nie poszła, jeszcze raz
przepraszamy za to całe nieporozumienie.
- Nie ma za…
- Świetnie, że nas odprowadziłeś!
Tak miło nam się rozmawiało. – Czekaj serio? Rozmawiało?
- Tak, słuchaj ja…
- Szkoda, że musisz już iść. Może
spotkamy się jeszcze później? Oprowadzicie nas po terenach? Albo pójdziemy na
polowanie? Czy może to ktoś dla nas zapoluje?
- Loczek! – krzyknąłem trochę
zbyt głośno. Oba wilki stojące obok mnie wzdrygnęły się i popatrzyły na mnie
wielkimi oczami. – Przepraszam… trochę za głośno. Słuchajcie, zostawiam was w
dobrych rękach, wejdźcie do jaskini i dajcie wypowiedzieć się innym. –
spojrzałem jednoznacznie na Loczka. – Jeżeli znajdziemy czas, na pewno was
poszukamy.
Po skończeniu swojej wypowiedzi,
odwróciłem się na pięcie i odbiegłem od razu, bojąc się kolejnego monologu
Adonisa.
---
No jasne. Idź szukaj sama ziół.
Te są zielone, inne seledynowe, tamte brunatne, a jeszcze inne z niebieskim
zabarwieniem. Byłoby łatwiej gdybym nie była daltonistką!
Jeszcze dał mi wybór. Alby
rozgadana zgraja albo samotna wyprawa po zioła. No ciekawe co miałam wybrać… To
tak jakbym nie miał żadnego innego wyjścia. Jedno gorsze od drugiego. Ygh!
Nosz, no i ma kolce. Dzięki Flora, że o tym wspomniałaś. Kochana medyczka.
Spojrzałam na wbity opuszek kolec i
westchnęłam ciężko z wkurzenia.
- Czy naprawdę nie ma na świecie
miejsce, gdzie można leżeć i nic nie robić? – spytałam sama siebie, rzucając
słowa w eter.
- Oczywiście, że jest. –
usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam ze strachu. Gdy się odwróciłam, ujrzałam
znajomą postać o piórach bliskich nieboskłonom.
- Miodełka? To ty?
- Oczywiście, że ja. A kto inny? –
odpowiedziała. Dla niej wszystko było oczywiste i proste. Szkoda, że ja nie
miałam tak łatwo.
- Kanno Ermine Nito. Jak ci
sprzyja dorosłość, kruszynko. – jej uśmiech był zaraźliwy. Choć nie uszedł mojemu
słuchowi delikatny przytyk w stronę mojej maleńkości, odwzajemniłam go niemal
od razu, a obelgę puściłam płazem.
- Mogło być lepiej. –
powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Czy pozwolisz? – spytała wskazując
na moją łapę. Ptaszyca wzięła łapę między swoje pióra i swoim długim dziobem
sprawnie wyjęła wbity kolec. Była przy tym tak… wyniosła, jakby właśnie
rozwiązała sprawę wagi państwowej.
- I po sprawie.
Ta krótka rozmowa i mały gest
podniosły mnie na duchu. Może nie powinnam być tak pesymistyczna? Miodełka była
taka piękna, pewna siebie i samodzielna. A przecież była tylko ptakiem. Ja
jestem wilkiem, powinnam czuć się od niej lepiej, w końcu to ja byłam wyższą
formą życia.
Opuściła mnie bo miała ważne
sprawy. Ciekawa byłam jakie, dlatego spojrzałam w którą stronę dolatuje i
podążyłam powoli za nią. Pomyślałam przelotnie o wydarzeniu z przeszłości,
które wyglądało tak podobnie do teraźniejszości. Tylko, że wtedy miałam obok
siebie jeszcze dwójkę swojego rodzeństwa… no może nie dwójkę, ale Kenai był.
Teraz byłam sama.
<Hermi? Loczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz