Zawiodłam ich. Starałam się jak mogłam ale i tak zawiodłam. I choć moje serce było rozdarte od dnia przejścia na stronę Admirała, to nadal czułam się wewnętrznie tą Chabrową wilczycą sprzed lat. Która zabiegała o uwagę wszystkich… którą wszyscy uwielbiali i wzajemnie.
Co się ze mną
stało?
Miłość choć
cudowna i piękna, była dla mnie jednocześnie zabójcza i ograniczająca. Nie
mogłam być sobą. Nie mogłam nawet z nikim rozmawiać oprócz Admirała.
Ostatnio
uśmiechnęłam się lekko do jednego z jego pachołków, który ewidentnie miał
gorszy dzień, a wywody Admirała tylko go pogorszyły. Myślałam, że mój ukochany
tego nie widział, ale jak tylko znaleźliśmy się w głuchych ścianach jaskini,
spojrzał na mnie z niewypowiedzianą obelgą. Nie ufał mi.
I słusznie.
Jednak nie
zmieniało to faktu, że czułam się zamknięta i tłamszona. Moja miłość byłą
szczera i ślepa. Kiedyś. Możliwe że gdyby nie okoliczności, nadal byłabym tą
głupią waderą sprzed wojny. Sprzed śmierci mojej matki. Sprzed śmierci Mundusa.
Jednak teraz już nic nie było takie jak powinno.
---
Weszłam do
ciemnego pomieszczenia, stąpając bezgłośnie po kamienno-piaskowej posadzce.
Miałam szczęście, że zdarzyło mi się być tutaj na tyle długo bym była w stanie odnaleźć
właściwe łoże bez niepotrzebnego hałasu.
- Nie powinno
cie tu być. – powiedziała cicho otwierając oczy w momencie jak pojawiłam się
przed jej pyskiem. Wstała lekko, opierając ciężar na jednej z łap, prawie
niezauważalnie rozglądając się na boki. Martwiła się, choć pewnie tylko ja
byłam w stanie to zauważyć.
- Tak mi
przykro… - szepnęłam łamiącym się głosem – Nie wiedziałam, on mi nic nie mówi,
musiał to z nią uzgodnić gdy…
- Ciii… -
Nymeria spojrzała na mnie z dezaprobatą. – Nic nie mów. – po czym ściągnęła
brwi, a ja poczułam lekkie muśnięcie w myśli. Chwile potem w mojej głowie
rozległ się jej głos. Głos, który kiedyś słyszałam codziennie.
- Jaka ona? Z kim uzgadniał?
- No z Kawką. – gdy zobaczyłam ściągnięcie brwi na pysku
Nymerii, dodałam szybko - Myślałam, że
już wiecie… rozmawiali dzisiaj, on jej zaproponował współpracę bo po tym co się
stało boi się do was wrócić. Myślałam, że ją wyrzuciliście i dlatego przyjęła
jego propozycję.
Cisza która
nastała po moich słowach, była prawie namacalna. Nymeria westchnęła ciężko i
łapiąc się za pozszywany brzuch, z powrotem położyła się na boku
- Idź już. Niedługo przyniosą szczeniaki na
karmienie. Lepiej, żeby nikt cię nie zobaczył… i nie wyczuł.
Kiwnęłam głową
i pokazałam jej małą fiolkę, która zawsze miałam przy sobie odkąd mi ją dała.
Zawierała olej z drzewa herbacianego, który oprócz właściwości zdrowotnych,
niwelował też mocne zapachy, zostawiając za sobą jedynie świeżą ziołową aurę…
co w jaskini medycznej raczej nie sprawiało problemu. Nymeria opowiadała mi, że
wynajęła kiedyś podróżującą rublię, poznaną dawno temu jak była jeszcze
szczeniakiem, i poprosiła ją o sprowadzenie podobnego specyfiku zza morza. Nie
do końca o takie coś jej chodziło, ale były momenty kiedy olejek zdecydowanie
spełniał swoje zadanie.
Odwróciłam się
by wyjść, gdy w mojej głowie pojawił się obraz, który wręcz poczułam na całym
swoim ciele. Spojrzałam na przyjaciółkę,w jej lśniące w ciemności
oczy. Obraz przedstawiał mnie i ją, gdy obejmowała mnie próbując uspokoić
kolejny atak paniki, które nie ustępowały odkąd moja matka umarła. Tuliła mnie
tak noc w noc a w gorszych chwilach i za dnia. To dlatego w tamtym okresie
Nymeria praktycznie ze mną zamieszkała. Teraz już radziłam sobie z nimi sama,
wiedziałam jak je dostrzegać zanim będą widoczne i jak skrócić je do minimum.
Jednak gdyby nie pomoc Nymerii, możliwe że nigdy nie wyszłabym z tamtej
przeklętej jaskini w górach.
Uśmiechnęłam
się smutno i wybiegłam szybko z jaskini, nie chcąc by płacz lub kolejny atak
spowodowały moje wykrycie. Wracając do Admirała, musiałam zatrzymać się przy
polanie życia, by uspokoić kołatające serce i oddech.
To nie był
pierwszy raz gdy wymykałam się ją zobaczyć… jednak na pewno pierwszy raz po tak
wielkiej porażce z mojej strony.
Już niedługo. To już niedługo się skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz