Witam!
Niestety nie będzie mnie do niedzieli. Możecie wysyłać opowiadania, jednak wkleję je w niedzielę/poniedziałek.
czwartek, 30 kwietnia 2015
środa, 29 kwietnia 2015
Od Sayry CD Beryla
Ruszyliśmy bardzo szybkim biegiem. Beryl i Eclipse na przemian wołali:
- Cleo! Cleo, gdzie jesteś?
Jednak nic im nie odpowiadało. Gdy nagle Eclipse krzyknęła:
- Chyba ją wyczuwam!
Pobiegliśmy za nią. Zapach ludzi był co raz bardziej wyraźny... Nagle zobaczyliśmy mała waderę stojącą pod ścianą jaskini.
- Cleo! Nic ci nie jest?
- Nic, ale się zgubiłam.
- Dobrze, że...
Beryl nie dokończył ponieważ ludzki pocisk wysadził w powietrze kłodę stojącą tuż przy nim.
- Aaa! - pisnęła mała Cleo.
Eclipse obiła ją czule.
- Dlaczego ludzie nas atakują? Przecież nic im nie zrobiliśmy! Żyliśmy z nimi w zgodzie.
- Może to ludzie, którzy nie pochodzą stąd?
Kolejny pocisk o mały włos ominął Beryla. Zaklął cicho. Ja natomiast "zabrałam" wodę rośliną dookoła i stworzyłam niby-płot.
- To ich na jakiś czas zatrzyma - powiedziałam.
< Beryl, Eclipse? >
- Cleo! Cleo, gdzie jesteś?
Jednak nic im nie odpowiadało. Gdy nagle Eclipse krzyknęła:
- Chyba ją wyczuwam!
Pobiegliśmy za nią. Zapach ludzi był co raz bardziej wyraźny... Nagle zobaczyliśmy mała waderę stojącą pod ścianą jaskini.
- Cleo! Nic ci nie jest?
- Nic, ale się zgubiłam.
- Dobrze, że...
Beryl nie dokończył ponieważ ludzki pocisk wysadził w powietrze kłodę stojącą tuż przy nim.
- Aaa! - pisnęła mała Cleo.
Eclipse obiła ją czule.
- Dlaczego ludzie nas atakują? Przecież nic im nie zrobiliśmy! Żyliśmy z nimi w zgodzie.
- Może to ludzie, którzy nie pochodzą stąd?
Kolejny pocisk o mały włos ominął Beryla. Zaklął cicho. Ja natomiast "zabrałam" wodę rośliną dookoła i stworzyłam niby-płot.
- To ich na jakiś czas zatrzyma - powiedziałam.
< Beryl, Eclipse? >
Od Rivena CD Sayry
Ogeń powoli się powiększał. Wstałem i powoli zacząłem iść po kamienie, żeby nic nam się tu nie zapaliło.
- Leż i odpoczywaj. - powiedziała.- Tylko chwilka... - powiedziałem, po czym otoczyłem ognisko kamieniami. Położyłem się przy nim. Ogeń był coraz większy. Kiedy jego wielkość ustabilizowała się wpatrywałem się w niego, po czym spojrzałem na Sayrę. Wyglądała... pięknie w czerwono pomarańczowym świetle ognia. Po pewnym czasie zrobiło się ciemno. Była bezgwiezdna noc tylko księżyc był w pełni i delikatnie oświetlał okolice. Jego srebrne promienie opadały na drzewa i trawę. Było cudownie i... zdałem sobie z czegoś sprawę... źe bardzo lubię Sayrę. Wiatr delikatnie powiewał. Było cudownie. Podziwiałem piękno natury czasami spoglądając na waderę.- Pierwszy raz widzę taki piękny widok. - powiedziałem patrząc w dal.
< Sayra? > sorki, że tak długo ;
- Leż i odpoczywaj. - powiedziała.- Tylko chwilka... - powiedziałem, po czym otoczyłem ognisko kamieniami. Położyłem się przy nim. Ogeń był coraz większy. Kiedy jego wielkość ustabilizowała się wpatrywałem się w niego, po czym spojrzałem na Sayrę. Wyglądała... pięknie w czerwono pomarańczowym świetle ognia. Po pewnym czasie zrobiło się ciemno. Była bezgwiezdna noc tylko księżyc był w pełni i delikatnie oświetlał okolice. Jego srebrne promienie opadały na drzewa i trawę. Było cudownie i... zdałem sobie z czegoś sprawę... źe bardzo lubię Sayrę. Wiatr delikatnie powiewał. Było cudownie. Podziwiałem piękno natury czasami spoglądając na waderę.- Pierwszy raz widzę taki piękny widok. - powiedziałem patrząc w dal.
< Sayra? > sorki, że tak długo ;
wtorek, 28 kwietnia 2015
Od Beryla CD Eclipse
Ach, ta Eclipse. Nie ma jej i nie ma. Wyszła po kryjomu z jaskini. Lerka oczywiście, zaraz chciała iść i jej szukać, sądziła bowiem, że moja partnerka tak na prawdę udała się do Mirki i Andreia, nie zabierając jej ze sobą. Byłem jednak przekonany, że zaraz wróci. Lerka, szybko zapominając o całej sytuacji, znów opowiadała:
- Ja najbardziej lubię naszego sekretarza. Jest przemiły. Musisz go poznać, Berylu! Uwierzysz, że on umie czytać?! Jest prawie tak mądry, jak Mundus. Ale dużo starszy.
- Cieszę się, Lerko - uśmiechnąłem się lekko, zajmując się bardziej czekaniem na Eclipse, niż słuchaniem co mówi Lerka. Słuchałem jednak mimo woli.
- Aksel jest może nieco 'nadpobudliwy', ale gdy jesteśmy sami, zachowuje się zupełnie inaczej, niż przy rozwiązywaniu spraw urzędowych. Nareszcie wierzę, że on naprawdę mnie kocha.
Ucieszyłęm się, że Lerka jest zadowolona z nowego życia. Byłem przekonany, że Aksel, choć na codzień szorstki i trudny w obyciu, zapewni jej spokojne i szczęśliwe życie.
- Czasem tylko załuję, że nie ma was z nami. I Mundusa, i mamy... - Lerka nabrała powietrza i mówiła dalej.
Nagle, do naszej jaskini, wszedł Mundus. Uśmiechnął się, widząc Lerkę. Patrząc na niego, również uśmiechnąłem się mimo woli. Od jakiegoś czasu był chyba spokojniejszy i weselszy niż przedtem.
- Witaj, Lerko! - ptak podszedł do nas.
- Mundusiu! - waderka z niemal z piskiem doskoczyła do ptaka, łapiąc go w objęcia.
- Czołem, Berylu - skłoniwszy się lekko, Mundus rozejrzał się po jaskini - gdzie Eclipse?
- Nie wiem... przed chwilą wyszła i jeszcze nie wróciła - odrzekłem.
- Aha... - w oczach Mnudusa, ujrzałem cień zaniepokojenia. Poczułem się nieswojo. Zrobiło się cicho.
- Berylu... - usłyszałem cichy głos.
- Tak? - zapytałem z nadzieją, że moje obawy zostaną rozwiane.
- Czy Lerka przyszła do was sama...?
Wzdrygnąłem się. Nie. Nie przyszła przecież sama!
- Nie... - uśmiechnąłem się nerwowo i z powątpiewaniem.
- Nie przyszła sama... wiesz, Berylu - spuścił wzrok - Aksel kilka razy dziwnie patrzył się na...
- Co?! - zerwałem się z miejsca - może jej coś zrobić?
Ptak chrząknął, stukając pazurami w ziemię.
- Może nie tyle, może jej coś zrobić, ile ona może ucierpieć - zamknął oczy.
Wyskoczyłem z jaskini.
- Eclipseee! - wrzasnąłęm na całe gardło.
- Be... lu...! - usłyszałem niewyraźny głos z lasu. Pomknąłem w tamtą stronę. Za mną pobiegła też Lerka. Ptak wzbił się w powietrze, by po chwili zniknąć w lesie.
Nagle zatrzymałem się. Usłyszałem krzyk. Zacząłem nasłuchiwać. Był to wyraźnie głos Aksela.
Razem z Lerką, wbiegliśmy do lasu. Eclipse trzęsąc sie, stała oparta przy drzewie. Z jej boku leciała krew.
- Eclipse! - krzyknąłem - nic ci nie jest?! - doskoczyłęm do wilczycy. W tym samym momencie, popatrzyłem na Mundusa i Aksela. Aksel, przyciśmnięty do drzewa pazurami ptaka, warczał, próbując się wydostać. Jednak silne szpony raniąc go dotkliwie, nie pozwalały wilkiwi się ruszyć.
- Psie! - syknął Mundus - Lerka ci nie wystarczyła? Nie dość, że dostałeś ją, chcesz wziąć jeszcze Eclipse?
- Puść go, Mundusie - zawarczałem. Ptak odsunął się od wilka. Czułem jednak, że ma ochotę go rozszarpać.
- To nie tak... - zaczął tłumaczyć Aksel. Po chwili jednak machnął łapą i powiedział - Dosyć tego! Lerko... wracamy do domu.
- O nie, mój drogi kontrahencie! Lerka zostaje. Jeśli chcesz, to idź - uśmiechnął się złowieszczo Mundus.
- Co?! - Aksel, zbity z tropu, myślał nad stosowną odpowiedzią.
- Nie chcesz Lerki, więc idziesz bez niej. Proste...
- Mundusie... - wtrąciłem.
- Milcz, Berylu! Tym razem, nie mamy sobie nic do zarzucenia.
Zapadło milczenie. Przerwał je zdenerwowany Aksel:
- A więc dobrze! Jeszcze zobaczysz, Mundusie, jak szybko się przeminą twoje wpływy... Dowidzenia Lerko - skłonił się. Później dodał z groźnym blaskiem w oczach - do widzenia, Eclipse i Berylu...
Odszedł.
< Eclipse? >
- Ja najbardziej lubię naszego sekretarza. Jest przemiły. Musisz go poznać, Berylu! Uwierzysz, że on umie czytać?! Jest prawie tak mądry, jak Mundus. Ale dużo starszy.
- Cieszę się, Lerko - uśmiechnąłem się lekko, zajmując się bardziej czekaniem na Eclipse, niż słuchaniem co mówi Lerka. Słuchałem jednak mimo woli.
- Aksel jest może nieco 'nadpobudliwy', ale gdy jesteśmy sami, zachowuje się zupełnie inaczej, niż przy rozwiązywaniu spraw urzędowych. Nareszcie wierzę, że on naprawdę mnie kocha.
Ucieszyłęm się, że Lerka jest zadowolona z nowego życia. Byłem przekonany, że Aksel, choć na codzień szorstki i trudny w obyciu, zapewni jej spokojne i szczęśliwe życie.
- Czasem tylko załuję, że nie ma was z nami. I Mundusa, i mamy... - Lerka nabrała powietrza i mówiła dalej.
Nagle, do naszej jaskini, wszedł Mundus. Uśmiechnął się, widząc Lerkę. Patrząc na niego, również uśmiechnąłem się mimo woli. Od jakiegoś czasu był chyba spokojniejszy i weselszy niż przedtem.
- Witaj, Lerko! - ptak podszedł do nas.
- Mundusiu! - waderka z niemal z piskiem doskoczyła do ptaka, łapiąc go w objęcia.
- Czołem, Berylu - skłoniwszy się lekko, Mundus rozejrzał się po jaskini - gdzie Eclipse?
- Nie wiem... przed chwilą wyszła i jeszcze nie wróciła - odrzekłem.
- Aha... - w oczach Mnudusa, ujrzałem cień zaniepokojenia. Poczułem się nieswojo. Zrobiło się cicho.
- Berylu... - usłyszałem cichy głos.
- Tak? - zapytałem z nadzieją, że moje obawy zostaną rozwiane.
- Czy Lerka przyszła do was sama...?
Wzdrygnąłem się. Nie. Nie przyszła przecież sama!
- Nie... - uśmiechnąłem się nerwowo i z powątpiewaniem.
- Nie przyszła sama... wiesz, Berylu - spuścił wzrok - Aksel kilka razy dziwnie patrzył się na...
- Co?! - zerwałem się z miejsca - może jej coś zrobić?
Ptak chrząknął, stukając pazurami w ziemię.
- Może nie tyle, może jej coś zrobić, ile ona może ucierpieć - zamknął oczy.
Wyskoczyłem z jaskini.
- Eclipseee! - wrzasnąłęm na całe gardło.
- Be... lu...! - usłyszałem niewyraźny głos z lasu. Pomknąłem w tamtą stronę. Za mną pobiegła też Lerka. Ptak wzbił się w powietrze, by po chwili zniknąć w lesie.
Nagle zatrzymałem się. Usłyszałem krzyk. Zacząłem nasłuchiwać. Był to wyraźnie głos Aksela.
Razem z Lerką, wbiegliśmy do lasu. Eclipse trzęsąc sie, stała oparta przy drzewie. Z jej boku leciała krew.
- Eclipse! - krzyknąłem - nic ci nie jest?! - doskoczyłęm do wilczycy. W tym samym momencie, popatrzyłem na Mundusa i Aksela. Aksel, przyciśmnięty do drzewa pazurami ptaka, warczał, próbując się wydostać. Jednak silne szpony raniąc go dotkliwie, nie pozwalały wilkiwi się ruszyć.
- Psie! - syknął Mundus - Lerka ci nie wystarczyła? Nie dość, że dostałeś ją, chcesz wziąć jeszcze Eclipse?
- Puść go, Mundusie - zawarczałem. Ptak odsunął się od wilka. Czułem jednak, że ma ochotę go rozszarpać.
- To nie tak... - zaczął tłumaczyć Aksel. Po chwili jednak machnął łapą i powiedział - Dosyć tego! Lerko... wracamy do domu.
- O nie, mój drogi kontrahencie! Lerka zostaje. Jeśli chcesz, to idź - uśmiechnął się złowieszczo Mundus.
- Co?! - Aksel, zbity z tropu, myślał nad stosowną odpowiedzią.
- Nie chcesz Lerki, więc idziesz bez niej. Proste...
- Mundusie... - wtrąciłem.
- Milcz, Berylu! Tym razem, nie mamy sobie nic do zarzucenia.
Zapadło milczenie. Przerwał je zdenerwowany Aksel:
- A więc dobrze! Jeszcze zobaczysz, Mundusie, jak szybko się przeminą twoje wpływy... Dowidzenia Lerko - skłonił się. Później dodał z groźnym blaskiem w oczach - do widzenia, Eclipse i Berylu...
Odszedł.
< Eclipse? >
Od Nisan CD Lenka
Obudziłam się wcześnie rano. Coś nie dawało mi spać....Takie dziwne uczucie. Może postąpiłam zbyt surowo co do Lenka? On chyba miał dobre intencje...Chyba... Nie potrafię już nikomu zaufać po tym co się kiedyś stało. Poszłam nad wodospad. Woda zawsze poprawiała mi humor. W pewnym momencie obok mnie pojawił się Lenek
-Nisan...
-Czego jeszcze chcesz?-zawarczałam. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę że agresja nic tu nie da.-Przepraszam...
-Ja wiem, ze pewnie nie będziesz chciała ze mną gadać ale...
-No mów-odpowiedziałam łagodniej.
-Ja na serio nie chciałem na ciebie wpaść...Nigdy nie chciałem zrobić czegoć co tobie by się nie spodobało.
-Ja wiem...To moja wina. Ja zawsze się tak zachowuję-odpowiedziałam.
-Ale...Ale dlaczego?-zapytał nieśmiało.
-Kiedyś miała partnera.... Zaufałam mu. Całym sercem. Kochałam go. Był dla mnie wszystkim...Pewnego dnia jednak zdradził mnie i wyzywał od najgorszych...Po tym mnie pobił....Nie potrafię już nikomu zaufać-powiedziałam i malutka łezka spłynęła po moim policzku.
< Lenek? >
-Nisan...
-Czego jeszcze chcesz?-zawarczałam. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę że agresja nic tu nie da.-Przepraszam...
-Ja wiem, ze pewnie nie będziesz chciała ze mną gadać ale...
-No mów-odpowiedziałam łagodniej.
-Ja na serio nie chciałem na ciebie wpaść...Nigdy nie chciałem zrobić czegoć co tobie by się nie spodobało.
-Ja wiem...To moja wina. Ja zawsze się tak zachowuję-odpowiedziałam.
-Ale...Ale dlaczego?-zapytał nieśmiało.
-Kiedyś miała partnera.... Zaufałam mu. Całym sercem. Kochałam go. Był dla mnie wszystkim...Pewnego dnia jednak zdradził mnie i wyzywał od najgorszych...Po tym mnie pobił....Nie potrafię już nikomu zaufać-powiedziałam i malutka łezka spłynęła po moim policzku.
< Lenek? >
Od Lenka CD Nisan
- Ojej! - wrzasnąłem, wpadając na Nisan. Gdy wyjądowaliśmy w wodzie, powiedziałem cicho - przepraszam...
- Precz... - syknęła przemoczona wadera.
- Przepraszam - powtórzyłem.
- Odejdź Lenku, zanim skończy mi się cierpliwość! - krzyknęła
- Idę - rozzłościłem się. Położyłem uszy po sobie, opuściłem łeb - jeśli nie chcesz mojego towarzystwa, to idę. Radzę ci jednak, uważ... nie ważne.
Westchnąłem głęboko, po czym odwróciłem się na pięcie i odszedłem.
Znużony, usiadłem w swojej jaskini. Przecież miałem takie dobre intencje... chciałem dobrze, a wyszło - jak zwykle. Nikt nigdy jeszcze nie docenił moich starań. Może po prostu zawsze za bardzo staram się wszyskim dogodzić, a za mało myślę o sobie. Nie wiem.
Cały dzień myślałem o nieprzyjemnej sytuacji. Pod wieczór jednak, zaczęły ogarniać mnie wątpliwości. Być może, nie postąpiłem właściwie. Byłem stanowczo zbyt stanowczy i nie potrzebnie się rozgniewałem. Postanowiłem jakoś to wyjaśnić.
W tym celu, udałem się następnego dnia do jaskini Nisan. Nie było jej. Pomyślałem, że udała się na polowanie. Przeszukałem cały Lasek i pażę, wstąpiłem nawet do Skrytego Lasu. Zacząłem się niepokoić. Wreszcie jednak, znalazłem Nisan. Siedziała nad wodospadem. Podszedłem, Wadera odwrółciła wzrok. Podszedłem bliżej, nie będąc pewnym, czy mnie zauważyła.
- Nisan... - zacząłęm. Wadera nie była chyba zadowolona z mojego przybycia. Wdawała się być też zmęczona.
< Nisan? >
- Precz... - syknęła przemoczona wadera.
- Przepraszam - powtórzyłem.
- Odejdź Lenku, zanim skończy mi się cierpliwość! - krzyknęła
- Idę - rozzłościłem się. Położyłem uszy po sobie, opuściłem łeb - jeśli nie chcesz mojego towarzystwa, to idę. Radzę ci jednak, uważ... nie ważne.
Westchnąłem głęboko, po czym odwróciłem się na pięcie i odszedłem.
Znużony, usiadłem w swojej jaskini. Przecież miałem takie dobre intencje... chciałem dobrze, a wyszło - jak zwykle. Nikt nigdy jeszcze nie docenił moich starań. Może po prostu zawsze za bardzo staram się wszyskim dogodzić, a za mało myślę o sobie. Nie wiem.
Cały dzień myślałem o nieprzyjemnej sytuacji. Pod wieczór jednak, zaczęły ogarniać mnie wątpliwości. Być może, nie postąpiłem właściwie. Byłem stanowczo zbyt stanowczy i nie potrzebnie się rozgniewałem. Postanowiłem jakoś to wyjaśnić.
W tym celu, udałem się następnego dnia do jaskini Nisan. Nie było jej. Pomyślałem, że udała się na polowanie. Przeszukałem cały Lasek i pażę, wstąpiłem nawet do Skrytego Lasu. Zacząłem się niepokoić. Wreszcie jednak, znalazłem Nisan. Siedziała nad wodospadem. Podszedłem, Wadera odwrółciła wzrok. Podszedłem bliżej, nie będąc pewnym, czy mnie zauważyła.
- Nisan... - zacząłęm. Wadera nie była chyba zadowolona z mojego przybycia. Wdawała się być też zmęczona.
< Nisan? >
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Od Eclipse C.D Beryla
- Um, o-okej - Wzdychnęła Lerka
Nastała cisza. Chwilę siedziałam przy gronie Beryla i Lerki lecz tuż po chwili wstałam i odeszłam
- A ty gdzie? - Zapytał Beryl
- Do wyjścia jaskini - Oznajmiłam
- Idziesz? - Dopytywała się Lerka
- Nie... będę tylko przy wyjściu oczekiwała na koniec opadów - Po tych słowach zamilkłam i zbliżyłam się do wyjścia jaskini
Kiedy znalazłam się na miejscu usiadłam i spojrzałam się w niebo. Wciąż zachmurzone... - Pomyślałam - Ciekawe ile jeszcze będzie to trwało - Wzdychnęłam głęboko i wbiłam swój wzrok w ziemię. Nagle coś usłyszałam. Zastrzygłam uszami. Po kilku minutach podniosłam głowę. W krzakach ujrzałam stojącego Aksel'a który mnie nawołuje. Przekrzywiłam trochę głowę
- No dalej, chodź! - Powiedział szybko i szeptem po czym zniknął w krzakach
Odwróciłam się do towarzyszy w jaskini. Po chwili namysłu ruszyłam za tropem Aksel'a. Na szczęście ani Lerka ani Beryl nie zauważyli mojej nieobecności. Po kilku minutach błądzenia w krzakach wpadłam na Aksel'a. Spojrzałam się na niego, byliśmy naprawdę blisko siebie. Kiedy się w końcu otrząsnąłem odsunęłam się od niego kuląc pod siebie ogon
- Prze-przepraszam - Odwróciłam głowę w inną stronę
- Ależ za co? - Powiedział ciepłym i miłym głosem, Aksel - Nic się przecież nie stało
Wyprostowałam się. Zdziwiłam się zachowaniem Aksel'a. Przecież o ile pamiętam był oschły, zły, wredny i... no właśnie "i"
- Co się dzieje? - Burknęłam szybko
Chciałam ukryć mój niepokój w stosunku do naszego spotkania
- Nie obawiaj się - Uśmiechnął się po czym zaczął iść w moją stronę
Wilczur złapał mnie za łapę i usiadł
- Dlaczego jesteś taka niespokojna?
Wtedy się otrząsnęłam i odsunęłam swoją łapę od jego
- O co ci chodzi Aksel? Mów szybko...
- Już mówię... Chcę oznajmić tobie, że dobrze traktuję Lerkę
- Słyszałam...
- A więc wiesz, ze nie jestem taki za jakiego mnie masz?
- Tak ale... dlaczego wtedy byłeś taki no wiesz...
- Dlatego aby pokazać temu twojemu Berylowi, że nie jestem bojaźliwy i milutki lecz podły i bez ograniczeń
- Ale wiesz, że nie musiałeś? Gdybyś zachowywał się tk jak teraz mógłbyś ożenić się z Lerką bez przymusu. Ona zapewne by cię pokochała
- Tylko ty wiesz co? - Znów się do mnie zbliżył
A kiedy chciałam cofnąć się on na mnie naskoczył po czym przygniótł mnie do ziemi
- Nie tylko Lerka mi się podoba...
Wtedy zrozumiałam co chce zrobić. Chce wykorzystać Lerkę do niecnych planów a mnie... w czasie najbliższym uprowadzić. Kiedy tak myślałam nie zdołałam się zorientować, że Aksel do czegoś dąży a mianowicie do... pocałunku. Kiedy to spostrzegłam odruchowo wyłoniłam z mojej łapy pazury i z nie małą lecz i nie dużą siłą walnęłam Aksel'a w pysk. Aksel pod wpływem uderzenia zszedł ze mnie jednak co mnie zdziwiło zaczął się rechotać
- Jak widzę, jesteś zadziorna - I wtedy odwrócił się w moją stronę
Jego spojrzenie przeszyło całe moje ciało. Dopiero wtedy przekonałam się o jego sile, umiejętnościach oraz o jego żywiołach. Jednym z jego żywiołów na pewno była woda, a skąd to wiem? Jego żywioł był tak zaawansowany, że mógł tkać moją krew. Dzięki temu grzmotną mnie o drzewo
<Beryl?>
Nastała cisza. Chwilę siedziałam przy gronie Beryla i Lerki lecz tuż po chwili wstałam i odeszłam
- A ty gdzie? - Zapytał Beryl
- Do wyjścia jaskini - Oznajmiłam
- Idziesz? - Dopytywała się Lerka
- Nie... będę tylko przy wyjściu oczekiwała na koniec opadów - Po tych słowach zamilkłam i zbliżyłam się do wyjścia jaskini
Kiedy znalazłam się na miejscu usiadłam i spojrzałam się w niebo. Wciąż zachmurzone... - Pomyślałam - Ciekawe ile jeszcze będzie to trwało - Wzdychnęłam głęboko i wbiłam swój wzrok w ziemię. Nagle coś usłyszałam. Zastrzygłam uszami. Po kilku minutach podniosłam głowę. W krzakach ujrzałam stojącego Aksel'a który mnie nawołuje. Przekrzywiłam trochę głowę
- No dalej, chodź! - Powiedział szybko i szeptem po czym zniknął w krzakach
Odwróciłam się do towarzyszy w jaskini. Po chwili namysłu ruszyłam za tropem Aksel'a. Na szczęście ani Lerka ani Beryl nie zauważyli mojej nieobecności. Po kilku minutach błądzenia w krzakach wpadłam na Aksel'a. Spojrzałam się na niego, byliśmy naprawdę blisko siebie. Kiedy się w końcu otrząsnąłem odsunęłam się od niego kuląc pod siebie ogon
- Prze-przepraszam - Odwróciłam głowę w inną stronę
- Ależ za co? - Powiedział ciepłym i miłym głosem, Aksel - Nic się przecież nie stało
Wyprostowałam się. Zdziwiłam się zachowaniem Aksel'a. Przecież o ile pamiętam był oschły, zły, wredny i... no właśnie "i"
- Co się dzieje? - Burknęłam szybko
Chciałam ukryć mój niepokój w stosunku do naszego spotkania
- Nie obawiaj się - Uśmiechnął się po czym zaczął iść w moją stronę
Wilczur złapał mnie za łapę i usiadł
- Dlaczego jesteś taka niespokojna?
Wtedy się otrząsnęłam i odsunęłam swoją łapę od jego
- O co ci chodzi Aksel? Mów szybko...
- Już mówię... Chcę oznajmić tobie, że dobrze traktuję Lerkę
- Słyszałam...
- A więc wiesz, ze nie jestem taki za jakiego mnie masz?
- Tak ale... dlaczego wtedy byłeś taki no wiesz...
- Dlatego aby pokazać temu twojemu Berylowi, że nie jestem bojaźliwy i milutki lecz podły i bez ograniczeń
- Ale wiesz, że nie musiałeś? Gdybyś zachowywał się tk jak teraz mógłbyś ożenić się z Lerką bez przymusu. Ona zapewne by cię pokochała
- Tylko ty wiesz co? - Znów się do mnie zbliżył
A kiedy chciałam cofnąć się on na mnie naskoczył po czym przygniótł mnie do ziemi
- Nie tylko Lerka mi się podoba...
Wtedy zrozumiałam co chce zrobić. Chce wykorzystać Lerkę do niecnych planów a mnie... w czasie najbliższym uprowadzić. Kiedy tak myślałam nie zdołałam się zorientować, że Aksel do czegoś dąży a mianowicie do... pocałunku. Kiedy to spostrzegłam odruchowo wyłoniłam z mojej łapy pazury i z nie małą lecz i nie dużą siłą walnęłam Aksel'a w pysk. Aksel pod wpływem uderzenia zszedł ze mnie jednak co mnie zdziwiło zaczął się rechotać
- Jak widzę, jesteś zadziorna - I wtedy odwrócił się w moją stronę
Jego spojrzenie przeszyło całe moje ciało. Dopiero wtedy przekonałam się o jego sile, umiejętnościach oraz o jego żywiołach. Jednym z jego żywiołów na pewno była woda, a skąd to wiem? Jego żywioł był tak zaawansowany, że mógł tkać moją krew. Dzięki temu grzmotną mnie o drzewo
<Beryl?>
niedziela, 26 kwietnia 2015
Od Beryla CD Eclipse
- Berylu...? - Lenek podniósł głowę.
- Tak - przytaknąłem, sam nie wiem, czemu.
- Eclipse! - Lenek uśmiechnął się tępo, znów kładąc głowę na ziemi i przymykając oczy.
- Co ci się stało? - zapytałem przerażony.
- Nie wiem... to było coś dziwnego. Chyba choroba zwaliła mnie z nóg. Och, jak dobrze, że przyszliście - wbił wzrok w przeciwległą ścianę. Miałem wrażenie, że posmutniał, lub się czegoś przestraszył.
- Aha - Eclipse zamyśliła się na chwilę - zaraz będzie padać.
- Właśnie - podłapałem - Lenku, czy możemy zostać u ciebie dopóki się nie rozpogodzi... może i do jutra.
- Oczywiście - uśmiechnął się znów właściciel groty - mi będzie nawet przyjemnie, że nie odchodzicie. Źle się czuję, więc uważajcie, by się nie zarazić - jeśli to choroba.
- Dziękujemy - Eclipse odwróciła się, patrząc na łąkę przed jaskinią. Rzeczywiście, lada chwila zacznie padać. Nie czekając więc na to, położyliśmy się i rozmawiając jeszcze chwilę, zasnęliśmy.
~~ Nazajutrz ~~
Obudziłem się bardzo wcześnie. Nagle, niczym głaz, spadła na mnie wielka niechęć do podnoszenia się. Leżąc na boku, odepchnąłem się tylko łapami od ściany. Lenka nie było w jaskini. Przesunąwszy się na środek jaskini, wyjrzałem na zewnątrz. co chwila, na ziemię spadały spore bryłki lodu. Takiego wielkiego gradu, dawno nie widziałem.
Przez chwilę jeszcze leżałem, przysłuchując się kostkom lodu stukającym w ścianę jaskini. Wtem, usłyszałem coś dziwnego. Zacząłem nasłuchiwać. To jakby śmiech... i jakaś rozmowa.
Wstałem.
- Eclipse... - pochyliłem się nad waderą leżącą pod ścianą. Ta, jakby zaniepokojona, podniosła głowę - słyszysz?
- Tak... - wadera również wstała.
W jaskini, weszli... Aksel i Lerka.
- Eclipse! Berylu! - uśmiechnęła się wadera.
- Lerko! Co ty tu robisz? - roześmiała się Eclipse, podchodząc do wadery.
- Uparła się, by zobaczyć rodzinę - warknął rozgniewany Aksel - musiałem się zgodzić, bo nie szło już z nią wytrzymać.
- Och, tak się cieszę! - westchnęła Lerka, nie zwracając uwagi na swojego partnera.
- Deszcz nas złapał i musieliśmy się tu zatrzymać - powiedział Aksel - przepraszam na chwilę. Miał z nami przyjść mój sekretarz, ale chyba zgubił się w lesie.
Wilk wyszedł z jaskini. Lerka,gdy tylko zniknął w lesie, zaczęła opowiadać uradowana:
- Nareszcie w domu! Tam nawet nie jest źle, tyle, że obco. Poznałam już kilka przemiłych osób, chyba, że to Aksel kazał im być dla mnie miłymi. On sam też jest tak naprawdę lepszy, niż myślałam. Wcale nie jest taki straszny. Nawet podarował mi służącą - powiedziała dumnie - nazywa się Miłoretka... ta służąca. Poznałam też naszego sekretarza... hrmm... sekretarza WWN. Jest już stary, ale przemiły. Traktuje mnie jak córkę. Jego mały pomocnik, szczeniak jeszcze, jest uroczy - tutaj nagle przerwała i powiedziała - pójdziemy do naszej jaskini? Chciałabym zobaczyć rodziców i Mundusa.
- Pójdziemy czym prędzej, gdy przestanie padać - Eclipse ostudziła nieco zapał Lerki.
< Eclipse? >
- Tak - przytaknąłem, sam nie wiem, czemu.
- Eclipse! - Lenek uśmiechnął się tępo, znów kładąc głowę na ziemi i przymykając oczy.
- Co ci się stało? - zapytałem przerażony.
- Nie wiem... to było coś dziwnego. Chyba choroba zwaliła mnie z nóg. Och, jak dobrze, że przyszliście - wbił wzrok w przeciwległą ścianę. Miałem wrażenie, że posmutniał, lub się czegoś przestraszył.
- Aha - Eclipse zamyśliła się na chwilę - zaraz będzie padać.
- Właśnie - podłapałem - Lenku, czy możemy zostać u ciebie dopóki się nie rozpogodzi... może i do jutra.
- Oczywiście - uśmiechnął się znów właściciel groty - mi będzie nawet przyjemnie, że nie odchodzicie. Źle się czuję, więc uważajcie, by się nie zarazić - jeśli to choroba.
- Dziękujemy - Eclipse odwróciła się, patrząc na łąkę przed jaskinią. Rzeczywiście, lada chwila zacznie padać. Nie czekając więc na to, położyliśmy się i rozmawiając jeszcze chwilę, zasnęliśmy.
~~ Nazajutrz ~~
Obudziłem się bardzo wcześnie. Nagle, niczym głaz, spadła na mnie wielka niechęć do podnoszenia się. Leżąc na boku, odepchnąłem się tylko łapami od ściany. Lenka nie było w jaskini. Przesunąwszy się na środek jaskini, wyjrzałem na zewnątrz. co chwila, na ziemię spadały spore bryłki lodu. Takiego wielkiego gradu, dawno nie widziałem.
Przez chwilę jeszcze leżałem, przysłuchując się kostkom lodu stukającym w ścianę jaskini. Wtem, usłyszałem coś dziwnego. Zacząłem nasłuchiwać. To jakby śmiech... i jakaś rozmowa.
Wstałem.
- Eclipse... - pochyliłem się nad waderą leżącą pod ścianą. Ta, jakby zaniepokojona, podniosła głowę - słyszysz?
- Tak... - wadera również wstała.
W jaskini, weszli... Aksel i Lerka.
- Eclipse! Berylu! - uśmiechnęła się wadera.
- Lerko! Co ty tu robisz? - roześmiała się Eclipse, podchodząc do wadery.
- Uparła się, by zobaczyć rodzinę - warknął rozgniewany Aksel - musiałem się zgodzić, bo nie szło już z nią wytrzymać.
- Och, tak się cieszę! - westchnęła Lerka, nie zwracając uwagi na swojego partnera.
- Deszcz nas złapał i musieliśmy się tu zatrzymać - powiedział Aksel - przepraszam na chwilę. Miał z nami przyjść mój sekretarz, ale chyba zgubił się w lesie.
Wilk wyszedł z jaskini. Lerka,gdy tylko zniknął w lesie, zaczęła opowiadać uradowana:
- Nareszcie w domu! Tam nawet nie jest źle, tyle, że obco. Poznałam już kilka przemiłych osób, chyba, że to Aksel kazał im być dla mnie miłymi. On sam też jest tak naprawdę lepszy, niż myślałam. Wcale nie jest taki straszny. Nawet podarował mi służącą - powiedziała dumnie - nazywa się Miłoretka... ta służąca. Poznałam też naszego sekretarza... hrmm... sekretarza WWN. Jest już stary, ale przemiły. Traktuje mnie jak córkę. Jego mały pomocnik, szczeniak jeszcze, jest uroczy - tutaj nagle przerwała i powiedziała - pójdziemy do naszej jaskini? Chciałabym zobaczyć rodziców i Mundusa.
- Pójdziemy czym prędzej, gdy przestanie padać - Eclipse ostudziła nieco zapał Lerki.
< Eclipse? >
sobota, 25 kwietnia 2015
Od Zefira - "Ostatni rozdział"
Kolejny dzień, zima nadeszła. Śnieg pokrył otaczający krajobraz swoim
białym puchem. Wraz z zmianą pory roku mój zapał pomału gasł, sens
gdzieś się się ulotnił. No cóż chłodna rzeczywistość zciągnęła mnie z
powrotem na ziemię. Życie jest nieprzewidywalne, często zadaje bolesne
ciosy których trudno się spodziewać.
Dlaczego tak twierdzę? Otóż dotarłem do mojego domu z dzieciństwa, miejsca w którym dorastałem. Tam niczego nie było. Nic. Szukałem czegokolwiek co mogłoby wskazywać na obecność jakiegoś wilka, jednak wilki już dawno opuściły to miejsce. Były tylko tropy saren, zapach wilków także się ulotnił. Miałem nadzieję, że właśnie tam odnajdę tego... czarnego wilka.
Ale cóż właśnie w tedy dotarło do mnie że go nie ma. Nie ma na tym świecie. Może jest gdzieś... po drugiej stronie, ale gdybym tam trafił to zapewne bym już nie wrócił do żywych. Ale jak to zrobić aby umrzeć i się z nim w ogóle spotkać? Bądźmy realistami, równie dobrze mógłbym zobaczyć leśne duszki. No to już wyjaśniłem skąd to moje sceptyczne podejście do sytuacji...
Wlokłem się bez celu przed siebie, bo po co wracać? Rzeka jak i miejsce w którym dorastałem były już za mną. Brnąłem przed siebie powłócząc łapami w śniegu. Pozwoliłem śniegowi opaść spokojnie ma mój grzbiet i łeb. Zimno... jak dobrze czuć na sobie dotyk żywiołu nad którym się panuje... jak ukojenie...
Wbiłem wzrok przed siebie, idąc zastanawiałem się, myślałem nad tym co pozostawiłem w watasze Srebrnego Chabra. Wiedziałem że jakbym zechciał wrócić to by mnie przyjęli z powrotem... a jakbym szedł tak dalej w poszukiwaniach w których nie widzi się już sensu ani to... to co mnie czeka? Los nędzarza, pustelnika, włóczęgi plączącego się tu i tam, podkradającego jedzenie krukom... los wilka który nie zazna już więcej spokoju, obłąkanego...
Zrozumiałem. Odchodząc od watahy podjąłem złą decyzje. Mogłem o tym czarnym basiorze zapomnieć, dać sobie spokój, dać za wygraną... Popełniłem kolejny błąd, błąd który trudno naprawić. Więc co teraz? Wracać? Czemu nie.
Momentalnie się zatrzymałem. Obejrzałem za siebie. Płatki śniegu już praktycznie zasypały moje ślady więc odwróciłem się i żwawym krokiem zacząłem zmierzać w stronę watahy Srebrnego Chabra... do domu.
Wiatr się zerwał, śnieg sypał coraz mocnej. Coraz trudniej szło mi się przez śnieg... biało... biało, łatwo zbłądzić. Chciałem się zatrzymać lecz zauważyłem przed oczami czerwoną smugę. Pociągnąłem nosem. To była krew, na pewno świeża i wilcza... Przyspieszyłem. Zamieć utrudniała mi poruszanie się, ale wiedziałem że ten wilk z taką raną nie mógł daleko odejść. W końcu zobaczyłem go przed sobą.
Ledwie trzymał się na łapach, krew spływała obficie z jego piersi, szyi, brzucha, po pysku i przednich łapach, konał...
Chciałem do niego podejść bliżej, ale świat przed moimi oczami zamigotał, postać umierającego wilka zawirowała mi przed oczami, nie wiem dlaczego, ale padłem na śnieg. Nie wiem czemu straciłem przytomność... przecież nic mi nie dolegało oprócz zmęczenia...
W ciemności... nic nie czułem... bólu, zmęczenia, zapachów, nie czułem choćby podmuchu wiatru na swojej sierści, ciepła swojego serca - ciepłego pośrodku duszy wilka lodu. Nie widziałem niczego prócz wszechogarniającej mnie ciemności... jakbym był niczym... częścią pustki, ciemności bez końca i początku. Jedyne czego byłem w pełni świadomy to uczucie, które piekło niczym rozpalony do białości metal. Poczucia że jestem jedynie zabawką porzuconą w kąt, zapomnianą czekającą w nadziei niczym głupiec - na wybawienie.
Nagle, po nieokreślonym czasie, który ciągnął się nieubłaganie, jakby każda sekunda walczyła o to aby istnieć jak najdłużej, poczułem chłodny zimowy wiatr... wyłoniłem się z ciemności, blask słońca mnie niemal oślepił, brałem hausty powietrza jakbym wynurzył się w ostatniej chwili z wody, padłem na śnieg, nie potrafiąc zapanować nad swoimi mięśniami...
Po długiej chwili, gdy opanowałem oddech i przywykłem do światła, podniosłem się i zauważyłem że znajduję się w jakimś miejscu otoczony kamiennymi ostańcami rozproszonymi w nierównych odstępach wokoło. Pokrywał je śnieg, stały dumnie, niewzruszone pogodą, największe osiągały nawet 2,5 metrów wysokości i około pół metra w szerokości. Ziemię pokrywała gruba warstwa śniegu. Krajobraz w oddali był zamglony, nie widać było nawet nieba, ale wszędzie gdzie sięgał mój wzrok stały ostańce. Szare i poważne pośród bieli śniegu.
Wtem dostrzegłem między kamieniami ruch, jakby czarną kitę. Zaciekawiło mnie to, pobiegłem w tamtym kierunku. Tam na śniegu dostrzegłem ślady. Serce zabiło mi mocniej.
- Zefirze, po co przybyłeś?
Usłyszałem za sobą ten lekko ochrypły, znajomy głos basiora. Odruchowo się odwróciłem, stał przede mną właśnie on, czarny wilk, o mądrych niebieskich oczach, jednak jego sierść już posiwiała. Tyle czasu minęło od naszego pierwszego spotkania...
Staliśmy w milczeniu obserwując siebie nawzajem. W końcu zebrałem w sobie siłę jaka mi pozostała i spytałem:
- Czy ja umarłem?
Tamten uśmiechnął się smutno i odrzekł.
- Tak, umarłeś. - był tak bardzo dziwnie przekonujący, jak tamtego dnia...
- A czy... mógłbym wrócić?
- Nie. - zagrzmiał stanowczo. - Przejdźmy się.
Ruszył naprzód, a ja z nim. Czekałem na jego dalsze słowa. Po chwili odezwał się.
- Szansę dostaje się tylko raz, ty ją zmarnowałeś Zefirze.
- Ale ja przeżyłbym tamtą wichurę.
- Może, może nie? Po za tym, szukałeś mnie.
- Skąd wiesz? Obserwowałeś mnie? - Spytałem zaskoczony i zarazem oburzony.
- Daj mi wszystko sobie wyjaśnić, nie przerywaj i nie zadawaj zbędnych pytań.
- Dobrze...
Zrobił tak jak powiedział. Mówił dużo, bardzo dużo, a ja sam wszystko dopiero zaczynam rozumieć.
- Zacznę od tego iż dałem ci szansę, abyś mógł rozwijać swój dar i wykorzystywał go do dobrych czynów, abyś pomagał, wyciągał innych z kłopotów, abyś mógł żyć długo w watasze do której dołączyłeś, abyś wiedział co to przyjaźń, co to oddanie, co to dobroć. Nie byłeś jedynym, któremu dałem podobną szansę. Ani pierwszy, ani ostatni, ale byłeś jedynym który nie zrozumiał tej lekcji od życia. Obserwowałem ciebie, nie tylko ciebie, wszystkich innych o podobnych darach. - tu dotknął czubkiem nosa jednego z pobliskich ostańców. Rozbłysnęło błękitne światło, na szarym kamieniu pojawił się obraz pewnej wadery, o fioletowym nosie i uszach. Był z nią skrzydlaty wilk, byli szczęśliwi. Obraz nagle znikł. - Widzisz. Ty też znalazłeś podobnych sobie, ale postanowiłeś mnie odszukać. Bezmózgie szczenie. - uśmiechnął się sarkastycznie i machną gonem. - Mówiłem ci abyś wracał?
- Nie... - odparłem niepewnie.
- To było pytanie retoryczne, nie mów nic. A więc... (…)
Wyjaśnił mi że chodziło po prostu o to abym był dobry... abym nie był... no taki jak bywałem, czyli nierozważny, często ”pakowałem się w kłopoty” no i wiadomo, zachowywałem się jak durny szczeniak... miał racje, nie przemyślałem swojego zachowania, nie postanowiłem się zmienić... wyjaśnił mi, że on zrozumiał w końcu iż nie odpuszczę do puki z nim nie porozmawiam. A aby z nim się spotkać, trzeba umrzeć. Tak więc oddał moje życie tamtemu konającemu wilkowi, a ja znalazłem się tu... na zawsze. Nie miałem mu tego za złe, sam obrałem tą drogę i nią kroczyłem do skutku, nie zawróciłem, jak to zapewne zrobiliby inni. Parłem przed siebie, mimo zwątpienia... mimo przeciwności losu. To była jedyna, ale jakże wartościowa rzecz, z której był ze mnie dumny.
Powiedział mi też coś bardzo mądrego... że życie jest jest jak książka, a my to pisarze. Na początku niedoświadczeni, często popełniamy błędy w pisowni, jak je dostrzeżemy, często je poprawiamy, ale te przekreślone litery, nie wyglądają już tak zgrabnie jakby wyglądały, gdybyśmy od razu napisali je poprawnie. Jednak z każdą napisaną stroną, rozwijamy się, niektórzy przestają popełniać błędy, a niektórzy uparcie będą popełniać te same. Pisarz, jak skończy pisać swoją książkę, czyta swoje dzieło, często znajduje błędy, których wcześniej nie dostrzegł, teraz rozumie na czym polegały, lecz nie da się ich już cofnąć...
Dlaczego tak twierdzę? Otóż dotarłem do mojego domu z dzieciństwa, miejsca w którym dorastałem. Tam niczego nie było. Nic. Szukałem czegokolwiek co mogłoby wskazywać na obecność jakiegoś wilka, jednak wilki już dawno opuściły to miejsce. Były tylko tropy saren, zapach wilków także się ulotnił. Miałem nadzieję, że właśnie tam odnajdę tego... czarnego wilka.
Ale cóż właśnie w tedy dotarło do mnie że go nie ma. Nie ma na tym świecie. Może jest gdzieś... po drugiej stronie, ale gdybym tam trafił to zapewne bym już nie wrócił do żywych. Ale jak to zrobić aby umrzeć i się z nim w ogóle spotkać? Bądźmy realistami, równie dobrze mógłbym zobaczyć leśne duszki. No to już wyjaśniłem skąd to moje sceptyczne podejście do sytuacji...
Wlokłem się bez celu przed siebie, bo po co wracać? Rzeka jak i miejsce w którym dorastałem były już za mną. Brnąłem przed siebie powłócząc łapami w śniegu. Pozwoliłem śniegowi opaść spokojnie ma mój grzbiet i łeb. Zimno... jak dobrze czuć na sobie dotyk żywiołu nad którym się panuje... jak ukojenie...
Wbiłem wzrok przed siebie, idąc zastanawiałem się, myślałem nad tym co pozostawiłem w watasze Srebrnego Chabra. Wiedziałem że jakbym zechciał wrócić to by mnie przyjęli z powrotem... a jakbym szedł tak dalej w poszukiwaniach w których nie widzi się już sensu ani to... to co mnie czeka? Los nędzarza, pustelnika, włóczęgi plączącego się tu i tam, podkradającego jedzenie krukom... los wilka który nie zazna już więcej spokoju, obłąkanego...
Zrozumiałem. Odchodząc od watahy podjąłem złą decyzje. Mogłem o tym czarnym basiorze zapomnieć, dać sobie spokój, dać za wygraną... Popełniłem kolejny błąd, błąd który trudno naprawić. Więc co teraz? Wracać? Czemu nie.
Momentalnie się zatrzymałem. Obejrzałem za siebie. Płatki śniegu już praktycznie zasypały moje ślady więc odwróciłem się i żwawym krokiem zacząłem zmierzać w stronę watahy Srebrnego Chabra... do domu.
Wiatr się zerwał, śnieg sypał coraz mocnej. Coraz trudniej szło mi się przez śnieg... biało... biało, łatwo zbłądzić. Chciałem się zatrzymać lecz zauważyłem przed oczami czerwoną smugę. Pociągnąłem nosem. To była krew, na pewno świeża i wilcza... Przyspieszyłem. Zamieć utrudniała mi poruszanie się, ale wiedziałem że ten wilk z taką raną nie mógł daleko odejść. W końcu zobaczyłem go przed sobą.
Ledwie trzymał się na łapach, krew spływała obficie z jego piersi, szyi, brzucha, po pysku i przednich łapach, konał...
Chciałem do niego podejść bliżej, ale świat przed moimi oczami zamigotał, postać umierającego wilka zawirowała mi przed oczami, nie wiem dlaczego, ale padłem na śnieg. Nie wiem czemu straciłem przytomność... przecież nic mi nie dolegało oprócz zmęczenia...
W ciemności... nic nie czułem... bólu, zmęczenia, zapachów, nie czułem choćby podmuchu wiatru na swojej sierści, ciepła swojego serca - ciepłego pośrodku duszy wilka lodu. Nie widziałem niczego prócz wszechogarniającej mnie ciemności... jakbym był niczym... częścią pustki, ciemności bez końca i początku. Jedyne czego byłem w pełni świadomy to uczucie, które piekło niczym rozpalony do białości metal. Poczucia że jestem jedynie zabawką porzuconą w kąt, zapomnianą czekającą w nadziei niczym głupiec - na wybawienie.
Nagle, po nieokreślonym czasie, który ciągnął się nieubłaganie, jakby każda sekunda walczyła o to aby istnieć jak najdłużej, poczułem chłodny zimowy wiatr... wyłoniłem się z ciemności, blask słońca mnie niemal oślepił, brałem hausty powietrza jakbym wynurzył się w ostatniej chwili z wody, padłem na śnieg, nie potrafiąc zapanować nad swoimi mięśniami...
Po długiej chwili, gdy opanowałem oddech i przywykłem do światła, podniosłem się i zauważyłem że znajduję się w jakimś miejscu otoczony kamiennymi ostańcami rozproszonymi w nierównych odstępach wokoło. Pokrywał je śnieg, stały dumnie, niewzruszone pogodą, największe osiągały nawet 2,5 metrów wysokości i około pół metra w szerokości. Ziemię pokrywała gruba warstwa śniegu. Krajobraz w oddali był zamglony, nie widać było nawet nieba, ale wszędzie gdzie sięgał mój wzrok stały ostańce. Szare i poważne pośród bieli śniegu.
Wtem dostrzegłem między kamieniami ruch, jakby czarną kitę. Zaciekawiło mnie to, pobiegłem w tamtym kierunku. Tam na śniegu dostrzegłem ślady. Serce zabiło mi mocniej.
- Zefirze, po co przybyłeś?
Usłyszałem za sobą ten lekko ochrypły, znajomy głos basiora. Odruchowo się odwróciłem, stał przede mną właśnie on, czarny wilk, o mądrych niebieskich oczach, jednak jego sierść już posiwiała. Tyle czasu minęło od naszego pierwszego spotkania...
Staliśmy w milczeniu obserwując siebie nawzajem. W końcu zebrałem w sobie siłę jaka mi pozostała i spytałem:
- Czy ja umarłem?
Tamten uśmiechnął się smutno i odrzekł.
- Tak, umarłeś. - był tak bardzo dziwnie przekonujący, jak tamtego dnia...
- A czy... mógłbym wrócić?
- Nie. - zagrzmiał stanowczo. - Przejdźmy się.
Ruszył naprzód, a ja z nim. Czekałem na jego dalsze słowa. Po chwili odezwał się.
- Szansę dostaje się tylko raz, ty ją zmarnowałeś Zefirze.
- Ale ja przeżyłbym tamtą wichurę.
- Może, może nie? Po za tym, szukałeś mnie.
- Skąd wiesz? Obserwowałeś mnie? - Spytałem zaskoczony i zarazem oburzony.
- Daj mi wszystko sobie wyjaśnić, nie przerywaj i nie zadawaj zbędnych pytań.
- Dobrze...
Zrobił tak jak powiedział. Mówił dużo, bardzo dużo, a ja sam wszystko dopiero zaczynam rozumieć.
- Zacznę od tego iż dałem ci szansę, abyś mógł rozwijać swój dar i wykorzystywał go do dobrych czynów, abyś pomagał, wyciągał innych z kłopotów, abyś mógł żyć długo w watasze do której dołączyłeś, abyś wiedział co to przyjaźń, co to oddanie, co to dobroć. Nie byłeś jedynym, któremu dałem podobną szansę. Ani pierwszy, ani ostatni, ale byłeś jedynym który nie zrozumiał tej lekcji od życia. Obserwowałem ciebie, nie tylko ciebie, wszystkich innych o podobnych darach. - tu dotknął czubkiem nosa jednego z pobliskich ostańców. Rozbłysnęło błękitne światło, na szarym kamieniu pojawił się obraz pewnej wadery, o fioletowym nosie i uszach. Był z nią skrzydlaty wilk, byli szczęśliwi. Obraz nagle znikł. - Widzisz. Ty też znalazłeś podobnych sobie, ale postanowiłeś mnie odszukać. Bezmózgie szczenie. - uśmiechnął się sarkastycznie i machną gonem. - Mówiłem ci abyś wracał?
- Nie... - odparłem niepewnie.
- To było pytanie retoryczne, nie mów nic. A więc... (…)
Wyjaśnił mi że chodziło po prostu o to abym był dobry... abym nie był... no taki jak bywałem, czyli nierozważny, często ”pakowałem się w kłopoty” no i wiadomo, zachowywałem się jak durny szczeniak... miał racje, nie przemyślałem swojego zachowania, nie postanowiłem się zmienić... wyjaśnił mi, że on zrozumiał w końcu iż nie odpuszczę do puki z nim nie porozmawiam. A aby z nim się spotkać, trzeba umrzeć. Tak więc oddał moje życie tamtemu konającemu wilkowi, a ja znalazłem się tu... na zawsze. Nie miałem mu tego za złe, sam obrałem tą drogę i nią kroczyłem do skutku, nie zawróciłem, jak to zapewne zrobiliby inni. Parłem przed siebie, mimo zwątpienia... mimo przeciwności losu. To była jedyna, ale jakże wartościowa rzecz, z której był ze mnie dumny.
Powiedział mi też coś bardzo mądrego... że życie jest jest jak książka, a my to pisarze. Na początku niedoświadczeni, często popełniamy błędy w pisowni, jak je dostrzeżemy, często je poprawiamy, ale te przekreślone litery, nie wyglądają już tak zgrabnie jakby wyglądały, gdybyśmy od razu napisali je poprawnie. Jednak z każdą napisaną stroną, rozwijamy się, niektórzy przestają popełniać błędy, a niektórzy uparcie będą popełniać te same. Pisarz, jak skończy pisać swoją książkę, czyta swoje dzieło, często znajduje błędy, których wcześniej nie dostrzegł, teraz rozumie na czym polegały, lecz nie da się ich już cofnąć...
Od Nisan CD Andreia
Nie chcę być tak traktowana. Szłam do mojej jaskini nie zważając na to
że Andrei ciągle coś mówi. Weszłam do jaskini. Andrei wślizgnął się za
mną.
-No przepraszam za nią....-powiedział. Westchnęłam.-Nisan nie bądź na mnie zła...To nie moja wina że Murka jest jaka jest.
-Dobra...Nie gniewam się...
-Serio?
-Serio...
-Może chciałabyś się jeszcze przejść...Niebo takie piękne...
-Jasne-odpowiedziałam. Szliśmy razem przez całą watahę. Nagle Andrei zatrzymał się i powiedział
-...
< Andrei? >
-No przepraszam za nią....-powiedział. Westchnęłam.-Nisan nie bądź na mnie zła...To nie moja wina że Murka jest jaka jest.
-Dobra...Nie gniewam się...
-Serio?
-Serio...
-Może chciałabyś się jeszcze przejść...Niebo takie piękne...
-Jasne-odpowiedziałam. Szliśmy razem przez całą watahę. Nagle Andrei zatrzymał się i powiedział
-...
< Andrei? >
Od Eclipse C.D Beryla
Przez całą dalszą drogę prowadzącą do jaskini Murki i Andreia nie pisnęliśmy ani słowem. Ja nie odezwałam się ze względu na to, że rozmyślałam lecz czemu nie odezwał się Beryl? Tego nie wiem. Myślałam o tym co powiedział mi przy jedzeniu Beryl. Moster może i chciał na więzić a przynajmniej mnie lecz zrobił coś dobrego a niniejszym, będzie pomagał Lerce. No właśnie, Lerka! Kiedy sobie o tym przypomniałam wykrzyknęłam
- Stój!!
Beryl oszołomiony moim wrzaskiem zatrzymał się kawałek dalej ode mnie
- O co chodzi?
- Co powiemy Murce i Andreiowi na wieść, że Lerka...
Beryl przełknął z trudem ślinę
- Nie myślałem o tym... - Pokręcił głową
Usiadłam na wilgotnej trawie
- Wiesz... lepiej jakbyśmy zaczekali z tym do, no nie wiem jutra?
- D-dobrze. No to chodźmy do jaskini Lenka... - Wzdychnął
Po tych słowach Beryl ruszył na natomiast spojrzałam się w pełni już zachmurzone niebo - Musimy się śpieszyć bo to nie będzie zwyczajny deszczyk... pomyślałam po czym wyskoczyłam z miejsca jak z procy Po kilku minutach dogoniłam Beryla i zrównałam z nim kroku. Biegliśmy truchtem. Po chwili poczułam jakby wilgotny pocisk we mnie uderzył. Spojrzałam się w górę. Pomiędzy ciemnymi jak sadza chmurami ujrzałam przebłyski. Przełknęłam ślinę po czym powiedziałam zmartwiona
- B-Berylu...
Beryl spojrzał się na mnie po czym skierował swój wzrok na niebo
- Musimy się śpieszyć... - Po słowach Beryla zaczęliśmy biec
Po kilku minutach zdołaliśmy dobiec na czas do jaskini Lenka. Stanęliśmy przed ową jaskinią i westchnęliśmy z ulgą. Po chwili Beryl zawołał
- Lenku..! - Lecz odpowiedzi nie było
Spojrzeliśmy się na siebie po czym niepewnie weszliśmy do środka
- Lenku..! Lenku..! - Wołaliśmy go na przemian
Nagle coś usłyszałam. Zastrzygliśmy uszami po czym wiedzieliśmy już skąd pochodzą odgłosy. Po chwili ujrzeliśmy leżącego, bez silnego Lenka
- Lenku..?! - Powiedział Beryl
Podeszłam do niego po czym przykucnęłam
- Coś mu się stało... zaraz to wyleczę - Mówiąc to położyłam łapy na wątłym ciele Lenka. Jego ciało wraz z moim zaczęły się świecić. Kiedy jednak przestało Lenek ani drgnął. Myśleliśmy o najgorszym lecz tuż po chwili usłyszeliśmy jak Lenek kaszle
- Lenku! - Powiedział uradowany Beryl
<Beryl?>
- Stój!!
Beryl oszołomiony moim wrzaskiem zatrzymał się kawałek dalej ode mnie
- O co chodzi?
- Co powiemy Murce i Andreiowi na wieść, że Lerka...
Beryl przełknął z trudem ślinę
- Nie myślałem o tym... - Pokręcił głową
Usiadłam na wilgotnej trawie
- Wiesz... lepiej jakbyśmy zaczekali z tym do, no nie wiem jutra?
- D-dobrze. No to chodźmy do jaskini Lenka... - Wzdychnął
Po tych słowach Beryl ruszył na natomiast spojrzałam się w pełni już zachmurzone niebo - Musimy się śpieszyć bo to nie będzie zwyczajny deszczyk... pomyślałam po czym wyskoczyłam z miejsca jak z procy Po kilku minutach dogoniłam Beryla i zrównałam z nim kroku. Biegliśmy truchtem. Po chwili poczułam jakby wilgotny pocisk we mnie uderzył. Spojrzałam się w górę. Pomiędzy ciemnymi jak sadza chmurami ujrzałam przebłyski. Przełknęłam ślinę po czym powiedziałam zmartwiona
- B-Berylu...
Beryl spojrzał się na mnie po czym skierował swój wzrok na niebo
- Musimy się śpieszyć... - Po słowach Beryla zaczęliśmy biec
Po kilku minutach zdołaliśmy dobiec na czas do jaskini Lenka. Stanęliśmy przed ową jaskinią i westchnęliśmy z ulgą. Po chwili Beryl zawołał
- Lenku..! - Lecz odpowiedzi nie było
Spojrzeliśmy się na siebie po czym niepewnie weszliśmy do środka
- Lenku..! Lenku..! - Wołaliśmy go na przemian
Nagle coś usłyszałam. Zastrzygliśmy uszami po czym wiedzieliśmy już skąd pochodzą odgłosy. Po chwili ujrzeliśmy leżącego, bez silnego Lenka
- Lenku..?! - Powiedział Beryl
Podeszłam do niego po czym przykucnęłam
- Coś mu się stało... zaraz to wyleczę - Mówiąc to położyłam łapy na wątłym ciele Lenka. Jego ciało wraz z moim zaczęły się świecić. Kiedy jednak przestało Lenek ani drgnął. Myśleliśmy o najgorszym lecz tuż po chwili usłyszeliśmy jak Lenek kaszle
- Lenku! - Powiedział uradowany Beryl
<Beryl?>
Od Andreia CD Nisan
- Co ona tu robi?!! - krzyknęła Murka, wchodząc do jaskini.
- To nie twoja sprawa - wstałem, przerywając jej rozzłoszczonym głosem. Byłem zły, że przerwała nam rozmowę.
Za Murką, do jaskini wsunął się Mundus. Mój humor pogorszył się jeszcze bardziej. Zmierzyłem ptaka wściekłym wzrokiem. Ten, zauważył to, lecz odwrócił wzrok, nie chcąc pewnie wtrącać się w naszą kłótnię - póki nie będzie potrzeby. W głębi duszy, ucieszyłem się z tego.
- Macie natychmiast wyjść. Oboje! - Murka wskazała wyjście z jaskini.
- Idę - Nisan zdążyła tylko westchnąć ze złością i wyszła. Wybiegłem za nią. Przez dłuższy czas, nie miałem pojęcia, co powiedzieć, lecz w pewnym momencie zacząłem niepewnie:
- To nic takiego. Ostatnio jest strasznie zła...
Wadera tylko pokręciła głową.
- Nie wiem, co jej się stało! - machnąłem łapą. Nie usłyszałem odpowiedzi.
< Nisan? >
- To nie twoja sprawa - wstałem, przerywając jej rozzłoszczonym głosem. Byłem zły, że przerwała nam rozmowę.
Za Murką, do jaskini wsunął się Mundus. Mój humor pogorszył się jeszcze bardziej. Zmierzyłem ptaka wściekłym wzrokiem. Ten, zauważył to, lecz odwrócił wzrok, nie chcąc pewnie wtrącać się w naszą kłótnię - póki nie będzie potrzeby. W głębi duszy, ucieszyłem się z tego.
- Macie natychmiast wyjść. Oboje! - Murka wskazała wyjście z jaskini.
- Idę - Nisan zdążyła tylko westchnąć ze złością i wyszła. Wybiegłem za nią. Przez dłuższy czas, nie miałem pojęcia, co powiedzieć, lecz w pewnym momencie zacząłem niepewnie:
- To nic takiego. Ostatnio jest strasznie zła...
Wadera tylko pokręciła głową.
- Nie wiem, co jej się stało! - machnąłem łapą. Nie usłyszałem odpowiedzi.
< Nisan? >
Podsumowanie wyników ankiety!
Oto wyniki ankiety "Czy usunąć zakładki "Konkursy" i "Sąd"?"
Tak, oba - 3 głosy
Nie, żadnego - 1 głos
Tak, tylko "Konkursy" - 0 głosów
Tak, tylko "Sąd - 5 głosów
Wobec powyższej informacji, zakładka "Sąd" zostaje usunięta. Zakładce "Konkursy" damy jeszcze szanse.
Przygotujcie się na kolejny konkurs! Ostrzegam, że jeśli będzie tak jak poprzednim razem, "Konkursy" zostaną usunięte już na zawsze i bez ostrzeżenia.
Wasz samiec alfa,
Beryl
Tak, oba - 3 głosy
Nie, żadnego - 1 głos
Tak, tylko "Konkursy" - 0 głosów
Tak, tylko "Sąd - 5 głosów
Wobec powyższej informacji, zakładka "Sąd" zostaje usunięta. Zakładce "Konkursy" damy jeszcze szanse.
Przygotujcie się na kolejny konkurs! Ostrzegam, że jeśli będzie tak jak poprzednim razem, "Konkursy" zostaną usunięte już na zawsze i bez ostrzeżenia.
Wasz samiec alfa,
Beryl
Od Jamain do kogokolwiek
Kiedy moja siostra się oddaliła, powoli użyłam swojej mocy, a moje
skrzydła rozwinęły się piękną białą sierścią. W przeciwieństwie do
innych skrzydlatych stworzeń, do latania nie potrzebowałam piór.
Podleciałam w bok i do góry siadając na koronę drzewa. Odetchnęłam
czystym powietrzem wpatrując się za siebie.
- Co ja zrobiłam...- pomyślałam.
[ktoś?]
- Co ja zrobiłam...- pomyślałam.
[ktoś?]
Od Rain do kogokolwiek
Szłam powoli stanowczymi krokami przed siebie.
- Może być, nie uważasz?- odwróciłam się do Jamain.
- Tak, tak.
- Idę się rozejrzeć- oznajmiłam.
Jamain usiadła na ziemię i rozglądała się wokoło. Ja zatem kontynuowałam wędrówkę. Postanowiłam, że zacznę lewitować, ponieważ mogłyby mnie zaboleć łapy i nie dałabym rady iść dalej. Moje oczy zaświeciły się na błękitno i uniosłam się nad trawą. Zaczęłam lecieć do przodu, kiedy nagle usłyszałam szelest w krzakach. Powoli zniżyłam się na ziemię i popatrzyłam przed siebie. Krzaki szeleściły coraz głośniej, i nagle stało się coś, czego się nie spodziewałam.
[ktoś?]
- Może być, nie uważasz?- odwróciłam się do Jamain.
- Tak, tak.
- Idę się rozejrzeć- oznajmiłam.
Jamain usiadła na ziemię i rozglądała się wokoło. Ja zatem kontynuowałam wędrówkę. Postanowiłam, że zacznę lewitować, ponieważ mogłyby mnie zaboleć łapy i nie dałabym rady iść dalej. Moje oczy zaświeciły się na błękitno i uniosłam się nad trawą. Zaczęłam lecieć do przodu, kiedy nagle usłyszałam szelest w krzakach. Powoli zniżyłam się na ziemię i popatrzyłam przed siebie. Krzaki szeleściły coraz głośniej, i nagle stało się coś, czego się nie spodziewałam.
[ktoś?]
piątek, 24 kwietnia 2015
Od Beryla CD Eclipse
- Eclipse... - powiedziałem, przełykając mięso jelenia - powiedz mi: dlaczego z takim uśmiechem mówisz o Mosterze...?
- Co? Z jaką radością? - uśmiechnęła się beztrosko wadera.
- Wybacz. Bo to dziwne... - schyliłem się po następny kęs, nie spuszczając wzroku z Eclipse.
- Nie żartuj sobie - spoważniała wilczyca, kładąc się na trawie.
Teraz dopiero przeniosłem wzrok na mięso. Stwierdziłem, że apetyt całkiem mi przeszedł. Pierwszy raz w życiu, poczułem coś dziwnego, co jakby właśnie wyważyło drzwi do mojego serca.
Zaczęło zbierać się na burzę. Byliśmy daleko od naszej jaskini, w górach.
- Widzisz, Eclipse... - uśmiechnąłem się, patrząc w niebo - zawsze jak zapowiada się na burzę, jesteśmy poza domem... - zażartowałem, lecz czułem, że wadera była zbyt zamyślona, by usłyszeć moje słowa.
- Może udamy się do jaskini Lenka, albo Murki i Andreia... to chyba jedyne jaskinie, do których zdąrzymy dotrzeć przed deszczem.
Po chwili ciszy, Eclipse odpowiedziała:
- Ach... możemy.
< Eclispe? >
- Co? Z jaką radością? - uśmiechnęła się beztrosko wadera.
- Wybacz. Bo to dziwne... - schyliłem się po następny kęs, nie spuszczając wzroku z Eclipse.
- Nie żartuj sobie - spoważniała wilczyca, kładąc się na trawie.
Teraz dopiero przeniosłem wzrok na mięso. Stwierdziłem, że apetyt całkiem mi przeszedł. Pierwszy raz w życiu, poczułem coś dziwnego, co jakby właśnie wyważyło drzwi do mojego serca.
Zaczęło zbierać się na burzę. Byliśmy daleko od naszej jaskini, w górach.
- Widzisz, Eclipse... - uśmiechnąłem się, patrząc w niebo - zawsze jak zapowiada się na burzę, jesteśmy poza domem... - zażartowałem, lecz czułem, że wadera była zbyt zamyślona, by usłyszeć moje słowa.
- Może udamy się do jaskini Lenka, albo Murki i Andreia... to chyba jedyne jaskinie, do których zdąrzymy dotrzeć przed deszczem.
Po chwili ciszy, Eclipse odpowiedziała:
- Ach... możemy.
< Eclispe? >
Od Nisan CD Andreia
-Wracam do jaskini-powiedziałam.
-Może cię odprowadzę?
-Nie.
-Oj nie daj się prosić.
-Dam sobie radę-odparłam i ruszyłam w stronę jaskini. Po chwili jednak Andrei mnie dogonił
-Może chcesz... No wiesz...Pójść do mojej?-zapytał.
-A po co?
-Oj tak po prostu...-powiedział. Przewróciłam oczyma. Bałam się że będzie dalej nudził wię zgodziłam się. Udaliśmy się od jego jaskini. Najpierw chwilę rozmawialiśmy aż w pewnym momencie przerwała nam wchodząca Murka. Wadera popatrzyła na mnie wściekle
-CO ONA TU ROBI?!-krzyknęła
< Andrei? >
-Może cię odprowadzę?
-Nie.
-Oj nie daj się prosić.
-Dam sobie radę-odparłam i ruszyłam w stronę jaskini. Po chwili jednak Andrei mnie dogonił
-Może chcesz... No wiesz...Pójść do mojej?-zapytał.
-A po co?
-Oj tak po prostu...-powiedział. Przewróciłam oczyma. Bałam się że będzie dalej nudził wię zgodziłam się. Udaliśmy się od jego jaskini. Najpierw chwilę rozmawialiśmy aż w pewnym momencie przerwała nam wchodząca Murka. Wadera popatrzyła na mnie wściekle
-CO ONA TU ROBI?!-krzyknęła
< Andrei? >
Od Nisan CD Lenka
-Wolno mi robić co tylko zechcę-warknęłam.-To moje życie i nie masz prawa się do niego wpieprzać!
-Nie to miałem na myśli...-powiedział. Szybkim ruchem go wyminęłam i poszłam zapolować.-Nisan stój!
-Możesz zostawić mnie w świętym spokoju?!-krzyknęłam i pobiegłam. Polowanie poszło bardzo dobrze. Po posiłku udałam się nad Wodospad Tysiąca Twarzy...Spodobało mi się to miejsce. Usiadłam przy brzegu. W pewnej chwili usłyszałam że ktoś biegnie w moją stronę. Odwróciłam głowę. Był to Lenek. Biegł bardzo szybko. Nagle potknął się o kamień i wpadł na mnie. Razem wpadliśmy do wody.
< Lenek? >
-Nie to miałem na myśli...-powiedział. Szybkim ruchem go wyminęłam i poszłam zapolować.-Nisan stój!
-Możesz zostawić mnie w świętym spokoju?!-krzyknęłam i pobiegłam. Polowanie poszło bardzo dobrze. Po posiłku udałam się nad Wodospad Tysiąca Twarzy...Spodobało mi się to miejsce. Usiadłam przy brzegu. W pewnej chwili usłyszałam że ktoś biegnie w moją stronę. Odwróciłam głowę. Był to Lenek. Biegł bardzo szybko. Nagle potknął się o kamień i wpadł na mnie. Razem wpadliśmy do wody.
< Lenek? >
Od Eclipse C.D Beryla
Wzdychnęłam głęboko i spojrzałam się na Beryla
- Berylu...
Beryl spojrzał się na mnie
- M-możemy spróbować...
Beryl jakby się ożywił, wstał i podszedł do mnie
- Doprawdy chcesz?
- Oczywiście, choćby miało by się urodzić jedno i to jeszcze z... to i tak będziemy je kochać, prawda?
Beryl uśmiechnął się lekko
- Oczywiście... - Powiedział ciepło po czym mnie przytulił
Po kilku minutach uścisku Beryl stanął przede mną dość wyprostowany
- Czy... zapolujemy?
Uśmiechnęłam się po czym skinęłam głową. Zapolowaliśmy na dorosłego jelenia. Kiedy już padł martwy zabraliśmy go do naszej jaskini a tam zaczęliśmy go spożywać. W międzyczasie Beryl spoglądał na mnie z czułością. W pewnym momencie Beryl przestał jeść i zaczłą się mi przyglądać
<Beryl?>
- Berylu...
Beryl spojrzał się na mnie
- M-możemy spróbować...
Beryl jakby się ożywił, wstał i podszedł do mnie
- Doprawdy chcesz?
- Oczywiście, choćby miało by się urodzić jedno i to jeszcze z... to i tak będziemy je kochać, prawda?
Beryl uśmiechnął się lekko
- Oczywiście... - Powiedział ciepło po czym mnie przytulił
Po kilku minutach uścisku Beryl stanął przede mną dość wyprostowany
- Czy... zapolujemy?
Uśmiechnęłam się po czym skinęłam głową. Zapolowaliśmy na dorosłego jelenia. Kiedy już padł martwy zabraliśmy go do naszej jaskini a tam zaczęliśmy go spożywać. W międzyczasie Beryl spoglądał na mnie z czułością. W pewnym momencie Beryl przestał jeść i zaczłą się mi przyglądać
<Beryl?>
Od Beryla CD Eclipse
- Eclipse... - moje serce zaczęło szybko bić - wiesz... - zawahałem się - Moster Mosterem, ale... - chrząknąłem.
- Tak?
- Starzejemy się.
Chwila ciszy. Siedzimy wśród krzaków i paproci. Słychać tylko nasze wolne oddechy.
- Eclipe... mamy tylko siebie. Mam już osiem lat. Nie wiem, jak długo mogę jeszcze żyć. My jeszcze nie mamy dzieci - powiedziałem, jakby z cieniem zdziwienia w głosie.
Brak odpowiedzi.
- Eclipse - popatrzyłem na waderę - pamiętasz, co mówił Moster? - zapytałem.
- Aha... - wadera w zamyśleniu smutno kiwnęła głową.
- Jedno z naszych dzieci. Odziedziczy po nim... - przymknąłem oczy.
- Pamiętam.
- A jeśli będziemy mieli tylko jedno dziecko? - zapytałem po chwili milczenia.
- Nie wiem - odpowiedziała Ecipse.
< Eclipse? >
- Tak?
- Starzejemy się.
Chwila ciszy. Siedzimy wśród krzaków i paproci. Słychać tylko nasze wolne oddechy.
- Eclipe... mamy tylko siebie. Mam już osiem lat. Nie wiem, jak długo mogę jeszcze żyć. My jeszcze nie mamy dzieci - powiedziałem, jakby z cieniem zdziwienia w głosie.
Brak odpowiedzi.
- Eclipse - popatrzyłem na waderę - pamiętasz, co mówił Moster? - zapytałem.
- Aha... - wadera w zamyśleniu smutno kiwnęła głową.
- Jedno z naszych dzieci. Odziedziczy po nim... - przymknąłem oczy.
- Pamiętam.
- A jeśli będziemy mieli tylko jedno dziecko? - zapytałem po chwili milczenia.
- Nie wiem - odpowiedziała Ecipse.
< Eclipse? >
Od Andreia CD Nisan
Patrzyłem z wdzięcznością na waderę. Ona się tak dla mnie poświęciła... A gdyby ten jeleń ją poturbował... Uśmiechnąłem się. To znaczy, że jednak nie jestem jej taki obojętny! Westchnąłem z ulgą. Równocześnie na myśl przyszło mi, że Murka z pewnością nie zrobiła by nic takiego. Bałaby się o siebie.
Histeryczka...
- Jeszcze raz dziękuję - wyprostowałem się, spoglądając po raz ostatni na upolowanego jelenia - co powiesz na kolację?... Na obiad już raczej za późno.
- Ech, tak, pewnie - wadera przewróciła oczyma - nie ma za co.
- Więc chodźmy. Będę zaszczycony.
Niosąc upolowanego jelenia, udaliśmy się na skraj lasu. Tam zasiedliśmy na trawie, i zaczęliśmy jeść. Był to naprawdę piękny wieczór. Jeden z tych, podczas których robi się już cieplej, w powietrzu czuć zapach kwiatów czereśni i myśli się tylko o nadchodzącym lecie. To znaczy, nie tylko.
Przez chwilę cieszyliśmy się ciszą, aż w końcu Nisan wstała i powiedziała:
- ...
< Nisan? >
Histeryczka...
- Jeszcze raz dziękuję - wyprostowałem się, spoglądając po raz ostatni na upolowanego jelenia - co powiesz na kolację?... Na obiad już raczej za późno.
- Ech, tak, pewnie - wadera przewróciła oczyma - nie ma za co.
- Więc chodźmy. Będę zaszczycony.
Niosąc upolowanego jelenia, udaliśmy się na skraj lasu. Tam zasiedliśmy na trawie, i zaczęliśmy jeść. Był to naprawdę piękny wieczór. Jeden z tych, podczas których robi się już cieplej, w powietrzu czuć zapach kwiatów czereśni i myśli się tylko o nadchodzącym lecie. To znaczy, nie tylko.
Przez chwilę cieszyliśmy się ciszą, aż w końcu Nisan wstała i powiedziała:
- ...
< Nisan? >
Od Lenka CD Nisan
- Bo wiesz... - znieruchomiałem, przez chwilę myśląc co powiedzieć, miałem jednak wrażenie, że Nisan i tak nie uwierzy - byłem tak zmęczony, że chciałem chociaż przez chwilę... - zamyśliłem się - odpocząć tutaj i pójść sobie dalej. Absolutnie nigdy nie postąpiłbym wbrew twojej woli, Nisan... chciałaś, żebym już poszedł, więc pomyślałem, że pójdę... ale nie miałem siły...
- Dość - przerwała mi stanowczo wadera - mam już tego po uszy... odejdź. Chcę spokojnie wyjść z jaskini. Bez obawy, że siedzisz tam ty, czy ktokolwiek inny!
- Już idę. Aczkolwiek, nie powinnaś być taka aspołeczna. Żyjemy w watasze i powinniśmy się integrować.
Co ja plotę? Przecież sam mam odmienne zdanie... jednak w tej chwili były to jedyne słowa, które przyszły mi do głowy.
< Nisan? >
- Dość - przerwała mi stanowczo wadera - mam już tego po uszy... odejdź. Chcę spokojnie wyjść z jaskini. Bez obawy, że siedzisz tam ty, czy ktokolwiek inny!
- Już idę. Aczkolwiek, nie powinnaś być taka aspołeczna. Żyjemy w watasze i powinniśmy się integrować.
Co ja plotę? Przecież sam mam odmienne zdanie... jednak w tej chwili były to jedyne słowa, które przyszły mi do głowy.
< Nisan? >
Od Sonaty CD Vivian
Cofnęłam się parę kroków czekając na rozwój sytuacji. Wolałam uciec i
zdać raport alfom. "Jestem szpiegiem, a nie wojownikiem." - pomyślałam.
Szczekanie dochodzące z lasu było coraz głośniejsze. Vivian za stoickim
spokojem wyczekiwała nieuniknionego. Zdawało mi się, że jej oczy
"świecą" jaskrawszą niż zazwyczaj czerwienią. Znów się cofnęłam. Od tego
okropnego hałasu zaczęła boleć mnie głowa. I nagle... wszystko ucichło.
< Vivian? >
< Vivian? >
Od Nisan CD Andreia
Wyszłam z jaskini na spacer. Świeże powietrze zawsze dobrze mi robi.
Postanowiłam pobiegać. Kocham biegać. Spokojnie biegłam ciesząc się
naturą gdy do moich uszu dotarło wołanie. W jednej chwili koło mnie
znalazł się Andrei. Zatrzymałam się
-My chyba skończyliśmy rozmowę-powiedziałam oschle.
-No tak ale...
-Jakie ale?-zawarczałam.
-Oj Nisan....-powiedział. Westchnęłam.-Może chciałabyś pójść ze mną na polowanie?
-Mogę...-powiedziałam. Ruszyliśmy. Napotkaliśmy duże stado jeleni. Wszystko szło dobrze gdy nagle zauważyłam pędzącego jelenia. Leciał prosto na Andreia. Basior jednak nie zauważył. Rzuciłam się na jelenia i jednym ruchem powaliłam go. Prawie zabił mojego towarzysza.
-Co to było?-zapytał Andrei.
-Jak widzisz to był jeleń. Jelen który chciał cię zabić.
-Dziękuję...-powiedział.
-Nie ma sprawy-odpowiedziałam
< Andrei? >
-My chyba skończyliśmy rozmowę-powiedziałam oschle.
-No tak ale...
-Jakie ale?-zawarczałam.
-Oj Nisan....-powiedział. Westchnęłam.-Może chciałabyś pójść ze mną na polowanie?
-Mogę...-powiedziałam. Ruszyliśmy. Napotkaliśmy duże stado jeleni. Wszystko szło dobrze gdy nagle zauważyłam pędzącego jelenia. Leciał prosto na Andreia. Basior jednak nie zauważył. Rzuciłam się na jelenia i jednym ruchem powaliłam go. Prawie zabił mojego towarzysza.
-Co to było?-zapytał Andrei.
-Jak widzisz to był jeleń. Jelen który chciał cię zabić.
-Dziękuję...-powiedział.
-Nie ma sprawy-odpowiedziałam
< Andrei? >
czwartek, 23 kwietnia 2015
Od Eclipse C.D Beryla
Po wejściu do jaskini wskazanej przez Aksela, Mundus ułożył się w kącie, Beryl zasiadł przed wejściem spoglądając w niebo natomiast ja zaszyłam się w głębi jaskini. Stałam chwilę po czym runęłam na ziemię. Zakryłam się łapami i zaczęłam rozmyślać, -Obiecałam jej, że nic się jej nie stanie... Złamałam obietnicę! Złamałam! Co teraz sobie każdy pomyśli? No właśnie, co powiedzą na to Andrei i Murka? Przecież już nie ujrzą Lerki no chyba, że ON zgodzi się na to. Jest mi z tym źle... Użalanie się nad sobą przerwał mi jakiś szmer. Uniosłam lekko głowę po czym rozejrzałam się spode łba. Wtedy znów usłyszałam szmer jednak towarzyszył mu przy tym jakieś "coś". Zniesmaczona tym wszystkim wstałam i skierowałam się w cień z którego owy szmer dochodził. Jak się okazało cień nie był ścianą lecz ukrytym przejściem. Kiedy tam weszłam nie wierzyłam w to co widzę a widziałam Mostera oraz kilku jego sługusów
- Witaj Eclipse... - Ukłonił się lekko
- O co chodzi? Czego tu szukasz? - Spytałam z lekką agresją w głosie
- Jak to czego? Chciałem ujrzeć jak się masz - Uśmiechnął się
- Zobaczyłeś a teraz odejdź! Mam inne sprawy na głowie! - Warknęłam i odwróciłam się po czym zaczęłam iść
W pewnym momencie korytarz w którym byłam wydał mi się dość spory i długi. Szłam i szłam i szał lecz on się nie kończył. Zatrzymałam się i położyłam uszy po sobie po czym się odwróciłam a tam ujrzałam Mostera który stał w tym samym miejscu co poprzednio
- Mówiłaś, że idziesz czy też... mi się to wydawało? - Zachichotał śmiechem szaleńca
- Idę! - Znów się odwróciłam lecz tym razem zaczęłam biec
Biegłam dość przez długi czas lecz i tym razem nic się nie stało. Zwróciłam się w tym a tam historia zatoczyła krąg
- Co ty robisz? - Zapytał jakby nie wiedział, że jest coś nie tak - Idź, proszę cię bardzo - Wyciągnął łapę w moją stronę
- Moster... wiem, że ty wiesz co tu się dzieje
- Och Eclipse, powiem ci tylko tyle, że jest to twoja wyobraźnia
Zdziwiona tym co Moster powiedział przekrzywiłam głowę
- Kręcisz się po swoich myślach. Eclipse ty jesteś teraz w swojej głowie
- Jeżeli to prawda.. to masz odejść! - Warknęłam
- Chciałbym lecz to ty mnie tu trzymasz
- Co?
- Mówisz, że nie chcesz mnie tu lecz tak naprawdę myślisz inaczej. Nie mylę się?
Chwilę pomyślałam po czym uświadomiłam sobie, że to prawda. W tym momencie, po tych wszystkich wydarzeniach... wiedziałam, że Beryl ani Mundus mi nie pomogą lecz dlaczego Moster? Czyżby on mi był bliski, że go sobie przywołałam?
- Moster...
- Oczywiście, że ci pomogę - Odpowiedział jakby wiedział o co chciałam zapytać
Spojrzałam się na niego. Moster powoli podszedł do mnie i przytulił mnie
- Wszystko będzie dobrze
- Jak to dobrze?! Lerka ona, o-ona...
- Jej nic nie będzie. Moi poddani zajmą się nią..
- Ale jak to? - Odsunęłam się od uścisku
- Normalnie - Uśmiechnął się po czym pstryknął palcami a jego sługusy rozpłynęli się jak cień
- Dz-dziękuje...
- Ależ nie ma za co! Czuję się równie źle jak ty. W końcu pomiędzy to moja wina
- Ale jak to?
- Kiedy przetrzymywałem cię w lochach odczytałem twoje myśli... wiedziałem, że potrzebujesz na spłatę długu z Akselem a ja, ja ci nie pomogłem. Ja WAM nie pomogłem!
- Nie martw się... I tak ci dziękuje!
- Możesz już spać spokojnie ponieważ ja wezmę ją pod opiekę. Będę się jej ukazywać w snach i będę jej wszystko tłumaczył. Będzie także widziała różne wizje, dzięki mnie
- Dobrze i jeszcze raz dziękuje
I w tym momencie jakby cały ten wszechświat rozpadł się...
Obudziłam się ciężko dysząc. Rozejrzałam się wokół
- Wschód, to już następny dzień! - Wstałam i podbiegłam do leżących nieopodal siebie chłopców - Hej wy, wstawajcie już świt - Szturchałam ich łapą
Po kilku minutach obudzili się i spojrzeli się na mnie
- O co chodzi Eclipse? - Zapytał zaspany Mundek
- Jak to o co? To już nowy dzień! - Uśmiechnęłam się
Beryl i Mundek spojrzeli się na siebie po czym zwrócili swój wzrok na mnie
- Jeszcze wczoraj byłaś przygnębiona, co cię tak odrodziło?! - Zapytał po raz kolejny Mundek
- No właśnie, Eclipse o co chodzi? - Dodał Beryl
Ja uśmiechnęłam się po czym zaczęłam ich zmuszać do wstania
Po kilku minutach wstali i razem wyszliśmy zza jaskinię. Poszliśmy na otwartą polanę a tam już czekali na nas Aksel i Lerka. Stanęliśmy na przeciwko siebie
- Wyspaliście się? - Zapytał lekko się śmiejąc, Aksel
- Oczywiście... - Burknęli Beryl i Mundus
- My też, ach wspaniale... - Westchnął Aksel - Lerko pożegnaj się z... nimi - Wskazał na nas jednym ruchem głowy
Lerka podeszła do Beryla po czym przytuliła go
- Do zobaczenia...
Odeszła od niego i podeszłą do Mundusa. Przytuliła go jeszcze mocniej
- Będę tęsknić... - Zaszlochała
Mundus wziął ją w objęcia. Ta po chwili odeszła od niego i podeszłą do mnie. Stanęła przede mną nic nie robiąc
- Lerko...
- Eclipse...
Uśmiechnęłam się po czym i ona się uśmiechnęła
- Dziękuje... - Powiedziała po czym powróciła do Aksela
- A więc przyjaciele... do zobaczenia niebawem!! - Zaśmiał się Aksel a my zaczęliśmy iść
Kiedy wyszliśmy poza granicę jego watahy Mundus zatrzymał się i jeszcze raz obejrzał tereny. Po chwili machnął skrzydłem po czym znów zaczął iść. Po pół godziny znaleźliśmy się na terenach naszej watahy. Mundus znacząco na nas spojrzał po czym odszedł w kierunku swojej jaskini. Beryl i ja skierowaliśmy się w stronę naszej jaskini. Szliśmy w milczeniu. Ja wsłuchiwałam się w śpiew ptaków oraz w inne dźwięki. Nagle Beryl zatrzymał się po czym zatrzymał i mnie
- Eclipse... o co wam chodziło?
- W sensie?
- No jak mnie i Mundusa żegnała Lerka była bliska płaczu natomiast kiedy stanęła przed tobą...
- Och już ci tłumaczę... - Uśmiechnęłam się
Przysiedliśmy na ziemi a ja zaczęłam wszystko mu tłumaczyć. Po kilku minutach mojej historii Beryl uśmiechnął się
- Już rozumiem
- Spostrzegłam to... - Zaśmiałam się
- Eclipse...
- Tak?
- Mam jedno pytanie
- ... Tak?
<Beryl?>
środa, 22 kwietnia 2015
Od Andreia CD Nisan
- Nie... nic. - nerwowo rozejrzałem się po jaskini - jeśli chodzi ci o...
- O nic mi nie chodzi. Wyjdź - Nisan odwróciła ode mnie głowę.
- Oczywiście - powiedziałem szybko, opuszczając jaskinię. Miałem nadzieję, że tym poprawię relację z waderą.
Przez chwilę jeszcze stałem pod jaskinią, ciesząc się resztkami promieni słonecznych. W głębi duszy miałem nadzieję, że Nisan jednak jeszcze wyjdzie i jakoś mi to wszystko daruje. Myliłem się jednak. Wadera nadal siedziała jaskini. Zirytowało mnie to. Postanowiłem wrócić do domu.
Bez słowa wszedłem do jaskini. Z westchnieniem usiadłem na ziemi, rozgniewanym wzrokiem wodząc po ścianach. Niedługo po mnie, w grocie pojawiła się Murka. Chrząknąłem znacząco. Po chwili jednak zapomniałem, co chciałem powiedzieć.
Do jaskini cicho wsunął się Mundus. Za nim weszła Lerka. Wesoło usiadła na środku i zapytała:
- Co dziś na obiad?
- Nic. Nic nie upolował - Murka kiwnęła głową w moją stronę.
- Może ja pójdę... - Mundus podniósł wzrok. Murka przerwała mu niezwykle stanowczo i niemal groźnie:
- Nie. On pójdzie - znów skinęła na mnie głową.
Ptak wstał i ociągając się, podszedł do mnie.
- Wybacz. Idziesz? - zapytał. Nie zamierzałem zniżać się do odpowiedzi.
Nagle Mundus złapał mnie za łapę, zręcznie wyginając ją do tyłu tak, że niemal dotykała mojego grzbietu. Udało mi się wyrwać z uścisku. Warknąłem:
- Jak żyć... idę.
Wyszedłem przed jaskinię, kompletnie nie wiedząc, gdzie się udać.
< Nisan? >
- O nic mi nie chodzi. Wyjdź - Nisan odwróciła ode mnie głowę.
- Oczywiście - powiedziałem szybko, opuszczając jaskinię. Miałem nadzieję, że tym poprawię relację z waderą.
Przez chwilę jeszcze stałem pod jaskinią, ciesząc się resztkami promieni słonecznych. W głębi duszy miałem nadzieję, że Nisan jednak jeszcze wyjdzie i jakoś mi to wszystko daruje. Myliłem się jednak. Wadera nadal siedziała jaskini. Zirytowało mnie to. Postanowiłem wrócić do domu.
Bez słowa wszedłem do jaskini. Z westchnieniem usiadłem na ziemi, rozgniewanym wzrokiem wodząc po ścianach. Niedługo po mnie, w grocie pojawiła się Murka. Chrząknąłem znacząco. Po chwili jednak zapomniałem, co chciałem powiedzieć.
Do jaskini cicho wsunął się Mundus. Za nim weszła Lerka. Wesoło usiadła na środku i zapytała:
- Co dziś na obiad?
- Nic. Nic nie upolował - Murka kiwnęła głową w moją stronę.
- Może ja pójdę... - Mundus podniósł wzrok. Murka przerwała mu niezwykle stanowczo i niemal groźnie:
- Nie. On pójdzie - znów skinęła na mnie głową.
Ptak wstał i ociągając się, podszedł do mnie.
- Wybacz. Idziesz? - zapytał. Nie zamierzałem zniżać się do odpowiedzi.
Nagle Mundus złapał mnie za łapę, zręcznie wyginając ją do tyłu tak, że niemal dotykała mojego grzbietu. Udało mi się wyrwać z uścisku. Warknąłem:
- Jak żyć... idę.
Wyszedłem przed jaskinię, kompletnie nie wiedząc, gdzie się udać.
< Nisan? >
Od Nisan CD Andreia
Nie podobało mi się zmieszanie basiora. Krzyknęłam jeszcze raz i zza krzaków wyszła jakaś wadera.
-Andrei co? Z kim ty jesteś? O co chodzi?-zapytała płacząc.
-To ty uciekłaś-odpowiedział.
-I CO ZDRADZASZ MNIE Z JAKĄŚ GÓWNIARĄ?-krzyknęła. Oj...Mnie się gówniarą nigdy nie nazywa. NIGDY. W jednej chwili skoczyłam na waderę przewracając ją.
-Przeżyłam w życiu więcej niż ty-warknęłam.-Spróbuj jeszcze raz tak powiedzieć a nie przeżyjesz kolejnych minut.
Po tych słowach zeszłam z wadery i poszłam w moją stronę. Usiadłam w mojej jaskini gdy wszedł do niej Andrei
-Przepraszam za nią...-powiedział.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia?-zawarczałam.
< Andrei? >
Od Nisan CD Lenka
Rano wstałam wypoczęta. Wyszłam z jaskini by zapolować. Oczywiście jak
zawsze polowanie przebiegło cudownie. Wracałam zadowolona do jaskini
kiedy zauważyłam coś w krzakach. Podeszłam zdziwiona. Zobaczyłam że w
krzakach śpi Lenek. Przeklęłam w duchu. Nigdy nie dadzą mi spokoju.
Szturchnęłam go łapą i zerwał się na równe nogi
-Co ty tu robisz?-syknęłam.
< Lenek? >
-Co ty tu robisz?-syknęłam.
< Lenek? >
wtorek, 21 kwietnia 2015
Zmiany nastąpiły! Przeczytajcie!
Witam wszystkich udzielających się członków WSC!Wczoraj uprzedzałem o kilku mało znaczących zmianach w naszej watasze. Dzisiaj wprowadzę je w życie.
- Zaczynamy: ~Kroniki Taktyki~
1.
✘Nasz Głos!✔ nie pojawi się już więcej na stronie głównej WSC ani
Kronik. Będzie można jedynie zobaczyć stare numery pisma w zakładce ✘Nasz Głos!✔ w Kronikach.
2. Chat zostanie zlikwidowany, gdyż nie pamięta czasów, w których ktoś się na nim pojawił (wiem, bo się go pytałem :)).
3. Konkursy - informacja poniżej. ↓
- Dalej: ~Wataha Srebrnego Chabra~
4. Pojawi
się ankieta, z pytaniem: "Czy zlikwidować zakładkę >Konkursy
Tylko, choroba, w WSC się nie sprawdziły!
Może niektórzy pamiętają jeszcze konkurs na najlepsze opowiadanie - rozpoczął się w pierwszych dniach WSC,
a zakończył się około dwa lata później, gdyż przez pierwsze dwa lata
jego trwania, nawet kura z pazurem (czy jakoś tak) nie zgłosiła swojego
uczestnictwa.
5. Zakładka "Sąd" zapewne również zostanie zlikwidowana (w tej sprawie
również powstanie ankieta). Chociaż... przez ponad dwa lata istnienia,
jedna sprawa sądowa, to i tak niezły wynik - tutaj mam na myśli kryteria
WSC.
Ha ha! - tym triumfalnym akcentem, zakończyłem wprowadzanie zmian.
Stworzyłem dla was... wyliczać?
"Sąd", "Chat", "Nasz Głos!", czy też "Instytucje prywatne" i "Pamiętniki" po których ślad nie został...
Chcieliście? Teraz macie! Nasza WSC będzie teraz taką samą,
nieciekawą i rutynową watahą jak wszystkie inne! I Bardzo Wam tak
dobrze! Ależ się cieszę!!
Ależ się cieszę! |
Żartowałem... to nie koniec zmian. Poza szaleńczym usuwaniem wszystkiego, co stanie mi na drodze:
1. Pamiętacie jeszcze "Tło Historyczne"? Nie wiem, dlaczego zniknęło, ale znów pojawi się w Kronikach Taktykach.
2. Nowe tereny zawitają do naszej watahy (a dlaczego? Na mocy układów
z Watahą Wielkich Nadziei {hehe... na darmo będziecie szukać jej w
internecie...}. Samiec alfa WWN podarował nam owe tereny, przy zawarciu
związku z naszą Lerką)
3. Nieco zmienią się układy wilk-towarzysz. Od teraz, towarzysze
przewędrują do nowej zakładki: "Inne Postacie". Każdy z Was może dodać
taką postać - formularz pojawi się również w tej zakładce.
Przy okazji dodam: oczywiście, nadal
będzie odbywał się konkurs z okazji zmiany pory roku. Przepraszam, za
to, że nie odbył się na wiosnę, jednak z powodu zamieszania związanego
zawieszeniem i odwieszeniem WSC, nie dałem rady go zorganizować.
Ajajaj! Skończyłem.
Na sam koniec, piosenka okolicznościowa:
Wasz samiec alfa
Beryl
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Od Andreia CD Nisan
- Może na Polanę Życia? - zaproponowałem.
- Ech... daj mi spokój - wadera zrobiła krok do przodu.
- To jak? uśmiechnąłem się - idziemy?...
- Ani chwili spokoju... samotności... - westchnęła żałośnie Nisan. Nic więcej nie powiedziała.
- Milczenie, przyjmuję za "tak" - zażartowałem.
Szliśmy w ciszy. Przez chwilę nikt nie wiedział, co powiedzieć. Zaczęło się już ściemniać.
- Co powiesz, na wspólne polowanie, o Wenus z Milo? - zacząłem. Coś jednak przerwało mi.
- Ktoś płacze - powiedziała głośno wadera.
- Nie... nic nie słyszę - odrzekłem zaniepokojony. Że też moja uprzykrzona partnerka musiała przyjść właśnie tutaj!
- Kto tam?! - krzyknęła Nisan w stronę, z której dochodził płacz.
< Nisan? >
- Ech... daj mi spokój - wadera zrobiła krok do przodu.
- To jak? uśmiechnąłem się - idziemy?...
- Ani chwili spokoju... samotności... - westchnęła żałośnie Nisan. Nic więcej nie powiedziała.
- Milczenie, przyjmuję za "tak" - zażartowałem.
Szliśmy w ciszy. Przez chwilę nikt nie wiedział, co powiedzieć. Zaczęło się już ściemniać.
- Co powiesz, na wspólne polowanie, o Wenus z Milo? - zacząłem. Coś jednak przerwało mi.
- Ktoś płacze - powiedziała głośno wadera.
- Nie... nic nie słyszę - odrzekłem zaniepokojony. Że też moja uprzykrzona partnerka musiała przyjść właśnie tutaj!
- Kto tam?! - krzyknęła Nisan w stronę, z której dochodził płacz.
< Nisan? >
Od Nisan CD Andreia
Znów ten typ.
-A tobie co?-zawarczałam.
-Nic, po prostu chciałem się z szanowną waderą przywitać.
-Skończyłeś już?
-Piękna wadero może powiesz mi jak masz na imię.
-Po co ci to?
-Och no proszę cię
-Nisan-odpowiedziałam oschle.
-Cóż za cudowne imię
-Dzięki-odpowiedziałam i ruszyłam w swoją stronę.Basior jednak mnie dogonił
-Może się przejdziemy?-zapytał.
-A gdzie chcesz się przejść?
< Andrea? >
-A tobie co?-zawarczałam.
-Nic, po prostu chciałem się z szanowną waderą przywitać.
-Skończyłeś już?
-Piękna wadero może powiesz mi jak masz na imię.
-Po co ci to?
-Och no proszę cię
-Nisan-odpowiedziałam oschle.
-Cóż za cudowne imię
-Dzięki-odpowiedziałam i ruszyłam w swoją stronę.Basior jednak mnie dogonił
-Może się przejdziemy?-zapytał.
-A gdzie chcesz się przejść?
< Andrea? >
Od Andreia CD Murki
Wadera wybiegła z jaskini. Co ona sobie myśli?! Wybiegłem za Murką z jaskini. Nagle, poczułem silne uderzenie w pysk. Zatoczyłem się i zatrzymałem zdezorientowany.
Obok mnie, stał Mundus z pełnym zaciętości wyrazem twarzy. Jego oczy błyszczały złowrogo. Przez chwilę, nawet się go przestraszyłem.
- Co?! - krzyknąłem bezsilnie.
- Nic. Zrób jeszcze krok w przód, to nie zdołasz dojść do medyka - odpowiedział ptak.
Prychnąłem ze wzgardą. Niech Murka ucieka, jak chce. I tak wróci.
- Zapominasz chyba, kim jestem... - zawarczałem, jeżąc sierść na grzbiecie.
- Zapominasz chyba, kto stoi przed tobą - syknął ptak.
Nic nie odpowiedziawszy, wróciłem do jaskini.
Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. Wreszcie, uznałem, że nie powinienem bezczynnie siedzieć w domu. W poszukiwaniu rozrywki, udałem się do lasu.
Teraz z kolei siedziałem bezczynnie na łące. Nagle, moje serce zabiło mocniej. Ujrzałem bowiem waderę, którą poznałem kilka dni temu pod jaskinią medyka. Wstałem. Wadera mnie zobaczyła. Z uśmiechem ukłoniłem się delikatnie.
< Nisan? >
Obok mnie, stał Mundus z pełnym zaciętości wyrazem twarzy. Jego oczy błyszczały złowrogo. Przez chwilę, nawet się go przestraszyłem.
- Co?! - krzyknąłem bezsilnie.
- Nic. Zrób jeszcze krok w przód, to nie zdołasz dojść do medyka - odpowiedział ptak.
Prychnąłem ze wzgardą. Niech Murka ucieka, jak chce. I tak wróci.
- Zapominasz chyba, kim jestem... - zawarczałem, jeżąc sierść na grzbiecie.
- Zapominasz chyba, kto stoi przed tobą - syknął ptak.
Nic nie odpowiedziawszy, wróciłem do jaskini.
Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. Wreszcie, uznałem, że nie powinienem bezczynnie siedzieć w domu. W poszukiwaniu rozrywki, udałem się do lasu.
Teraz z kolei siedziałem bezczynnie na łące. Nagle, moje serce zabiło mocniej. Ujrzałem bowiem waderę, którą poznałem kilka dni temu pod jaskinią medyka. Wstałem. Wadera mnie zobaczyła. Z uśmiechem ukłoniłem się delikatnie.
< Nisan? >
Od Lenka CD Nisan
Ruszyłem tropem wadery. Zgrzałem się cały, jednak po długim poszukiwaniu , kulejąc na jedną nogę i z bolesnymi otarciami, dotarłem do jaskini, nieopodal której zgubiłem Nisan. Zapukałem, ukrywając zadyszkę.
- Mie... eszkasz w takiej głuszy... - zrobiłem minę niewiniątka - tak, tutaj tylko chciałem zobaczyć... - zaciąłem się.
- Co?! - warknęła wadera.
- Nic. - spuściłem łeb.
- No - Nisan przymknęła oczy, jakby zaraz miała wybuchnąć.
Podkuliłem ogon i cofnąłem się o krok.
- Cześć - zakończyłem rozmowę.
- Do zobaczenia. Może - ucięła wadera, znikając we wnętrzu jaskini.
- Do zobaczenia - szepnąłem raczej sam do siebie, niż do kogokolwiek innego. Dla pewności o bezpieczeństwo rannej wilczycy, postanowiłem jednak, chociaż przez kilka minut poczekać pod jej jaskinią. Wieczorem dla wilka jest najwięcej niebezpieczeństw. Nisan nie zauważy, że posiedzę tu troszkę dłużej...
**Sen**
Coś szturchnięciem obudziło mnie ze snu. Zerwałem się na równe nogi, będąc przekonanym, że to jakieś niebezpieczeństwo. Ku mojemu zdziwieniu, oślepił mnie blask wstającego dnia.
< Nisan? >
- Mie... eszkasz w takiej głuszy... - zrobiłem minę niewiniątka - tak, tutaj tylko chciałem zobaczyć... - zaciąłem się.
- Co?! - warknęła wadera.
- Nic. - spuściłem łeb.
- No - Nisan przymknęła oczy, jakby zaraz miała wybuchnąć.
Podkuliłem ogon i cofnąłem się o krok.
- Cześć - zakończyłem rozmowę.
- Do zobaczenia. Może - ucięła wadera, znikając we wnętrzu jaskini.
- Do zobaczenia - szepnąłem raczej sam do siebie, niż do kogokolwiek innego. Dla pewności o bezpieczeństwo rannej wilczycy, postanowiłem jednak, chociaż przez kilka minut poczekać pod jej jaskinią. Wieczorem dla wilka jest najwięcej niebezpieczeństw. Nisan nie zauważy, że posiedzę tu troszkę dłużej...
**Sen**
Coś szturchnięciem obudziło mnie ze snu. Zerwałem się na równe nogi, będąc przekonanym, że to jakieś niebezpieczeństwo. Ku mojemu zdziwieniu, oślepił mnie blask wstającego dnia.
< Nisan? >
Od Nisan CD Lenka
Nienawidzę traktowania mnie jak bezbronną waderkę.
-No nie ale wiesz lepiej być ostrożnym-powiedział Lenek.
-Radziłam sobie w życiu ZAWSZE sama teraz też sobie poradzę
-Ale jak ktoś znowu cię zaatakuje?-powiedział idąc za mną.
-Mieszkałam kiedyś w takim miejscu gdzie za każdym krzakiem czaił się na mnie ktoś.
-Ale teraz masz problem z łapą...
-Dam sobie radę sama-powiedziałam i truchtem pobiegłam w stronę jaskini. Łapa nie sprawiała mi problemu. Po drodze zahaczyłam o jakiś lasek i upolowałam jelenia. Ze smakiem zjadłam go w swojej jaskini. Już miałam położyć się spać kiedy do mojej jaskini ktoś zapukał. Otworzyłam.- Lenek co ty tu robisz?
< Lenek? >
-No nie ale wiesz lepiej być ostrożnym-powiedział Lenek.
-Radziłam sobie w życiu ZAWSZE sama teraz też sobie poradzę
-Ale jak ktoś znowu cię zaatakuje?-powiedział idąc za mną.
-Mieszkałam kiedyś w takim miejscu gdzie za każdym krzakiem czaił się na mnie ktoś.
-Ale teraz masz problem z łapą...
-Dam sobie radę sama-powiedziałam i truchtem pobiegłam w stronę jaskini. Łapa nie sprawiała mi problemu. Po drodze zahaczyłam o jakiś lasek i upolowałam jelenia. Ze smakiem zjadłam go w swojej jaskini. Już miałam położyć się spać kiedy do mojej jaskini ktoś zapukał. Otworzyłam.- Lenek co ty tu robisz?
< Lenek? >
Od Lenka CD Nisan
- Andrzejek, mój szwagier - wycedziłem przez zęby - niech cię nie zdziwi to jego przymilne gadanie... on jest taki dla wszystkich, z wyjątkiem swojej rodziny. Tu potrafi pokazać "na co go stać".
Wilczyca popatrzyła w stronę wyjścia z jaskini. Andrei zniknął w nim chwilę wcześniej.
- Odprowadzić cię do domu? - zaoferowałem się - lepiej, żebyś nie szła sama... no wiesz...
Uśmiechnąłem się lekko, z nadzieją w głosie.
- Nie trzeba - odpowiedziała Nisan. Bez słowa ruszyła przed siebie. Na chwilę jeszcze zrównałem z nią kroku i powiedziałem:
- Zobaczymy się jutro? Nie to, żeby... - nie dokończyłem.
- Nie wiem - wadera nie zatrzymała się.
- Wiesz... chciałbym wiedzieć, czy doszłaś bezpiecznie, czy coś się nie stało.
- Ha ha! Tu jest aż tak niebezpiecznie? - wadera zaśmiała się cicho. Pierwszy raz od czasu, gdy się spotkaliśmy.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
< Nisan? >
Wilczyca popatrzyła w stronę wyjścia z jaskini. Andrei zniknął w nim chwilę wcześniej.
- Odprowadzić cię do domu? - zaoferowałem się - lepiej, żebyś nie szła sama... no wiesz...
Uśmiechnąłem się lekko, z nadzieją w głosie.
- Nie trzeba - odpowiedziała Nisan. Bez słowa ruszyła przed siebie. Na chwilę jeszcze zrównałem z nią kroku i powiedziałem:
- Zobaczymy się jutro? Nie to, żeby... - nie dokończyłem.
- Nie wiem - wadera nie zatrzymała się.
- Wiesz... chciałbym wiedzieć, czy doszłaś bezpiecznie, czy coś się nie stało.
- Ha ha! Tu jest aż tak niebezpiecznie? - wadera zaśmiała się cicho. Pierwszy raz od czasu, gdy się spotkaliśmy.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
< Nisan? >
Od Nisan CD Lenka
Widziałam że jakiś wilk się na mnie gapi. Starczyło mi poznanie jednego wilka. Drugi nie był mi potrzebny
-Jak się nazywasz piękna wadero?-zapytał zaciekawiony wilk.
-Jest ci to do szczęścia potrzebne? Nie.
-Oj już nie bądź taka.
-Powiedziałam coś-warknęłam. Wreszcie zjawił się "medyk". Szybko zbadała moją nogę i założyła jakiś bandaż.
-Jak się czujesz?-zapytał Lenek.
-Dobrze. Gorzej w życiu było.
-Biedna.
-Nic mi się przecież nie stało-powiedziałam.
-No tak ale ta noga nie wyglądała dobrze.
-A tak w ogóle co to był za typ?
-Kto?-zapytał.
-Ten taki co zagadywał do mnie
< Lenek? >
-Jak się nazywasz piękna wadero?-zapytał zaciekawiony wilk.
-Jest ci to do szczęścia potrzebne? Nie.
-Oj już nie bądź taka.
-Powiedziałam coś-warknęłam. Wreszcie zjawił się "medyk". Szybko zbadała moją nogę i założyła jakiś bandaż.
-Jak się czujesz?-zapytał Lenek.
-Dobrze. Gorzej w życiu było.
-Biedna.
-Nic mi się przecież nie stało-powiedziałam.
-No tak ale ta noga nie wyglądała dobrze.
-A tak w ogóle co to był za typ?
-Kto?-zapytał.
-Ten taki co zagadywał do mnie
< Lenek? >
Od Lenka CD Nisan
- Nie-e... - zawahałem się - widziałem. Wybacz, wolałem się nie wtrącać.
Zapadła chwila ciszy.
- Kto to? - zapytałem jak najciszej.
- Nieważne - odpowiedziała głucho wadera.
- Kto? - cofnąłem się.
- Nikt - westchnęła Nisan odwracając głowę.
- Ach, rozumiem - powiedziałem. Znów zapadła cisza. Przerwałem ją - twoja noga! Musisz szybko iść z nią do medyka. A ja może... usunę go stąd? - zaproponowałem.
- Jak chcesz... - wzruszyła ramionami wadera - gdzie tu jest medyk?
- Odprowadzę cię - rzuciłem szybko - chodź!
Po kilkudziesięciu minutach wolnego marszu, dotarliśmy do ładnej, obszernej jaskini. To w niej mieścił się "gabinet" medyka. Wadery o imieniu Kauneus.
- Dobry wieczór! - krzyknąłem, wchodząc - a... Nisan... nie ma medyka. Pewnie zaraz wróci, ale na razie musimy poczekać.
Gdy siedzieliśmy przed jaskinią w milczeniu, nadszedł Andrei - partner mojej siostry. Przybył kiedyś z Syberii. Wcześniej współpracował z jakimś wojskiem. Poza tym, o jego przeszłości niewiele wiadomo. Szczerze nie lubiłem tego typa. Gdyby to ode mnie zależało, już dawno nie byłoby go w WSC. Przywitał się krótko i uiadł razem z nami pod ścianą jaskini. Co chwila zerkał na na nas ukradkiem. Szczególnie ciekawiła go obecność Nisan. Tutejsze wilki często patrzą na obcych z pewną odrazą. Andrei jednak uśmiechał się pod nosem. Nie sprawiał wrażenia bojowo nastawionego.
< Nisan? >
Zapadła chwila ciszy.
- Kto to? - zapytałem jak najciszej.
- Nieważne - odpowiedziała głucho wadera.
- Kto? - cofnąłem się.
- Nikt - westchnęła Nisan odwracając głowę.
- Ach, rozumiem - powiedziałem. Znów zapadła cisza. Przerwałem ją - twoja noga! Musisz szybko iść z nią do medyka. A ja może... usunę go stąd? - zaproponowałem.
- Jak chcesz... - wzruszyła ramionami wadera - gdzie tu jest medyk?
- Odprowadzę cię - rzuciłem szybko - chodź!
Po kilkudziesięciu minutach wolnego marszu, dotarliśmy do ładnej, obszernej jaskini. To w niej mieścił się "gabinet" medyka. Wadery o imieniu Kauneus.
- Dobry wieczór! - krzyknąłem, wchodząc - a... Nisan... nie ma medyka. Pewnie zaraz wróci, ale na razie musimy poczekać.
Gdy siedzieliśmy przed jaskinią w milczeniu, nadszedł Andrei - partner mojej siostry. Przybył kiedyś z Syberii. Wcześniej współpracował z jakimś wojskiem. Poza tym, o jego przeszłości niewiele wiadomo. Szczerze nie lubiłem tego typa. Gdyby to ode mnie zależało, już dawno nie byłoby go w WSC. Przywitał się krótko i uiadł razem z nami pod ścianą jaskini. Co chwila zerkał na na nas ukradkiem. Szczególnie ciekawiła go obecność Nisan. Tutejsze wilki często patrzą na obcych z pewną odrazą. Andrei jednak uśmiechał się pod nosem. Nie sprawiał wrażenia bojowo nastawionego.
< Nisan? >
Od Nisan CD Lenka
Zauważyłam coś w krzakach. Wolałam iść tam sama bo podejrzewałam co to. Raczej kto to.
-Może jednak cię odprowadzę?-zapytał Lenek.
-Nie, nie... Pójdę sama-powiedziałam skupiając się na celu. Udawałam, że idę w inną stronę. Powoli zaczęłam okrążać krzaki. Widziałam te świecące, okrutne oczy gapiące się na mnie. W pewnej chwili wilk wyskoczył. Zrobiłam szybki unik. Był to mój wróg... Od dawna chciał mnie zabić.
-No to Nisan to chyba nasza ostatnia walka-powiedział złowrogo się uśmiechając.
-Może i ostatnia... Pożegnaj się już ze swoim życiem-zawarczałam i rzuciłam się na wilka. Nasza walka była bardzo bolesna i krwawa. Po jakichś 2 godzinach wreszcie znalazłam jego słaby punkt. W jednej chwili potężny basior runął nieżywy na ziemię. Z mojej nogi lała się krew... Nie zauważyłam że Lenek obserwował całą walkę. Odwróciłam się i wpadłam na niego.
-Lenek? Widziałeś wszystko?!?-krzyknęłam przerażona.
< Lenek? >
-Może jednak cię odprowadzę?-zapytał Lenek.
-Nie, nie... Pójdę sama-powiedziałam skupiając się na celu. Udawałam, że idę w inną stronę. Powoli zaczęłam okrążać krzaki. Widziałam te świecące, okrutne oczy gapiące się na mnie. W pewnej chwili wilk wyskoczył. Zrobiłam szybki unik. Był to mój wróg... Od dawna chciał mnie zabić.
-No to Nisan to chyba nasza ostatnia walka-powiedział złowrogo się uśmiechając.
-Może i ostatnia... Pożegnaj się już ze swoim życiem-zawarczałam i rzuciłam się na wilka. Nasza walka była bardzo bolesna i krwawa. Po jakichś 2 godzinach wreszcie znalazłam jego słaby punkt. W jednej chwili potężny basior runął nieżywy na ziemię. Z mojej nogi lała się krew... Nie zauważyłam że Lenek obserwował całą walkę. Odwróciłam się i wpadłam na niego.
-Lenek? Widziałeś wszystko?!?-krzyknęłam przerażona.
< Lenek? >
Od Lenka CD Nisan
- To długa historia... - spuściłem wzrok - ten typ zawsze był dziwny. Szpieg jeden... - położyłem uszy po sobie. Po chwili jednak zmieniłem temat - pójdziemy nad wodospad? Bardzo ładne miejsce. Spodoba ci się...
- Czemu nie... - westchnęła Nisan - możemy iść.
- Super - uśmiechnąłem się szeroko.
Czasami mam nieodparte wrażenie, że pomimo mojego, dosyć dojrzałego wieku, często zachowuję się jak szczenię. Nie przeszkadza mi to jednak. Mam nadzieję, że Nisan nie zwróciła na o uwagi. Lepiej wiedzieć, czego się spodziewać po towarzyszu spaceru.
- Wodospad Tysiąca Twarzy - skinąłem głową, wskazując na szumiący wśród drzew wodospad - ślicznie, prawda?
Przez chwilę nie usłyszałem odpowiedzi. Słońce powoli skrywało się już za horyzontem. Niebo czerwieniało. Robiło się coraz chłodniej, toteż postanowiłem znaleźć jakieś cieplejsze miejsce, które mógłbym pokazać waderze. Ta, niespodziewanie wzdrygnęła się, po czym powiedziała stanowczo, patrząc przed siebie, miałem wrażenie, że śledząc coś wzrokiem:
- Muszę już iść.
- Pewnie... - spuściłem łeb - odprowadzić cię do domu? Ciemno, zimno...
- Ja nie... - wilczyca nie dokończyła. Nadal czekałem na odpowiedź.
< Nisan? >
- Czemu nie... - westchnęła Nisan - możemy iść.
- Super - uśmiechnąłem się szeroko.
Czasami mam nieodparte wrażenie, że pomimo mojego, dosyć dojrzałego wieku, często zachowuję się jak szczenię. Nie przeszkadza mi to jednak. Mam nadzieję, że Nisan nie zwróciła na o uwagi. Lepiej wiedzieć, czego się spodziewać po towarzyszu spaceru.
- Wodospad Tysiąca Twarzy - skinąłem głową, wskazując na szumiący wśród drzew wodospad - ślicznie, prawda?
Przez chwilę nie usłyszałem odpowiedzi. Słońce powoli skrywało się już za horyzontem. Niebo czerwieniało. Robiło się coraz chłodniej, toteż postanowiłem znaleźć jakieś cieplejsze miejsce, które mógłbym pokazać waderze. Ta, niespodziewanie wzdrygnęła się, po czym powiedziała stanowczo, patrząc przed siebie, miałem wrażenie, że śledząc coś wzrokiem:
- Muszę już iść.
- Pewnie... - spuściłem łeb - odprowadzić cię do domu? Ciemno, zimno...
- Ja nie... - wilczyca nie dokończyła. Nadal czekałem na odpowiedź.
< Nisan? >
Od Murki CD Andreia
- Uspokój się. Awansowałeś już na starszego szeregowca! Taki awans nie spotyka wielu. Nie wiem, czy już zauważyłeś, ale masz jeszcze mnie i młodą córkę! - w końcu nie wytrzymałam.
- Co?! Ty tak do mnie mówisz? Mówisz, jakbym nie wiedział, kto jest moją partnerką, kto przyjacielem, kto sąsiadem, a kto córką! - odpowiedział basior, zbliżając się do mnie o krok.
- I nie mów tak więcej o Berylu - skończyłam szybko. Nagle zrobiło mi się strasznie smutno. Popatrzyłam na łąkę, rozciągającą się przed naszą jaskinią.
- Nie wiem, o co ci chodzi! - warknął Andrei - to tylko młody i głupi wilk, jak każdy inny. Alfą powinien być ktoś inny. Na przykład Lotar.
- Ten Lotar?! - rzuciłam z westchnieniem - ten, który opuścił WSC prawie rok temu?! - no... zostalibyśmy bez alfy.
- Podważasz moje zdanie?! - ryknął Andrei.
- A rusz mnie tylko! - krzyknęłam żałośnie - matko moja... ile ja przez ciebie życia zmarnowałam! - zaszlochałam.
- Co?! - wrzasnął wilk - i ty tak do mnie?
W końcu nie wytrzymałam. wybiegłam z jaskini i pobiegłam do lasu. Musiałam chociaż chwilę odpocząć od Andreia.
< Andreiu? >
- Co?! Ty tak do mnie mówisz? Mówisz, jakbym nie wiedział, kto jest moją partnerką, kto przyjacielem, kto sąsiadem, a kto córką! - odpowiedział basior, zbliżając się do mnie o krok.
- I nie mów tak więcej o Berylu - skończyłam szybko. Nagle zrobiło mi się strasznie smutno. Popatrzyłam na łąkę, rozciągającą się przed naszą jaskinią.
- Nie wiem, o co ci chodzi! - warknął Andrei - to tylko młody i głupi wilk, jak każdy inny. Alfą powinien być ktoś inny. Na przykład Lotar.
- Ten Lotar?! - rzuciłam z westchnieniem - ten, który opuścił WSC prawie rok temu?! - no... zostalibyśmy bez alfy.
- Podważasz moje zdanie?! - ryknął Andrei.
- A rusz mnie tylko! - krzyknęłam żałośnie - matko moja... ile ja przez ciebie życia zmarnowałam! - zaszlochałam.
- Co?! - wrzasnął wilk - i ty tak do mnie?
W końcu nie wytrzymałam. wybiegłam z jaskini i pobiegłam do lasu. Musiałam chociaż chwilę odpocząć od Andreia.
< Andreiu? >
Zmiany!
Już niedługo, w naszej watasze będą miały miejsce niewielkie zmiany.
Wasz samiec alfa,
Beryl
Wasz samiec alfa,
Beryl
Od Andreia
Siedziałem przed swoją jaskinią. Uśmiechałem się szeroko, ogarnięty przez opiekuńczo-władczą radość. W jaskini Murka siedzi nad jakimiś ziołami, Lerka, jak przystało na pannę na wydaniu hasa beztrosko po lesie, Mundus (z którym od pewnego czasu nie miałem żadnych problemów) leżał pod ścianą jaskini z przymkniętymi oczyma.
Moje życie było teraz spokojne. Może zbyt spokojne... tak czy inaczej, ucierpiała przez to tylko moja rodzina. Bardzo tego nie chciałem, jednak czasem emocje stawały się silniejsze ode mnie. Jedynie dla ukochanej córki zostawiałem trochę względów.
Od jakiegoś czasu bardzo denerwował mnie fakt, że od wielu lat tkwię w tej puszczy, sam, bez żadnej możliwości "rozwinięcia skrzydeł". Z pewnością usatysfakcjonowałby mnie jakiś niewielki awans, na przykład, na kaprala. Praktycznie od dziecka miałem do czynienia ze służbą wojskową. Ponadto nauczyłem się już zupełnie dobrze mówić po polsku. Nie wiem, dlaczego Beryl TAK długo odkłada awansowanie mnie. Mimo wszystko, jest jeszcze młody i głupi. Może życia nie zna...
Znowu się uniosłem. Westchnąłem i postanowiłem rozładować swoje emocje w jaskini, tłumacząc swoją trudną sytuację partnerce. Co prawda pewnie i tak nic nie zrozumie, jednak warto przynajmniej wyrzucić to z siebie.
wchodząc do jaskini, rzuciłem przelotne spojrzenie na Mundusa. W jednej chwili przypomniałem sobie wydarzenia które nastąpiły niecały rok temu. Przypomniałem sobie błękitnego ptaka w towarzystwie całego oddziału obcych wilków. Przypomniałem sobie wszystkie siły zbrojne WSC stłoczone jak przedmioty w jaskini należącej do obcej watahy. Przypomniałem sobie też szyderczy uśmiech Mundusa i jego pełne wyższości spojrzenie*, wtedy, w jaskini w Watasze Wielkich Nadziei.
Gdy przechodziłem obok ptaka, ten otworzył oczy i patrząc na mnie uśmiechnął się prawie niezauważalnie. Być może, on też pamiętał chwilę, w której moje życie zależało od niego. A być może po prostu znowu coś knuje. Nie wiem.
- Murko... - westchnąłem ciężko wchodząc do jaskini.
- Tak? - wadera odpowiedziała zmęczonym głosem.
- Nie wytrzymam tego dłużej.
- Czego...?
- Tej wstrętnej głuszy - odpowiedziałem od razu.
- Andreiu, jesteśmy wilkami, i nasze życie powinno przebiegać w głuszy - ucięła wadera spokojnie, nie odrywając wzroku od ziół. Nie wiedziałem, jak mogła być tak spokojna, w takiej sytuacji. Mimo wszystko, znów podjąłem temat:
- Ty nic nie rozumiesz! Ten Beryl, nie wiem kto mianował go alfą, nie poczuł się nawet do awansowania mnie! Na jakiekolwiek stanowisko! Jakiekolwiek! - nie mogłem przeboleć tego faktu.
< Murko? >
* Wszystko, co wymienił Andrei, pochodzi ze zbioru opowiadań "Od Beryla CD Eclipse" i dalszych.
Moje życie było teraz spokojne. Może zbyt spokojne... tak czy inaczej, ucierpiała przez to tylko moja rodzina. Bardzo tego nie chciałem, jednak czasem emocje stawały się silniejsze ode mnie. Jedynie dla ukochanej córki zostawiałem trochę względów.
Od jakiegoś czasu bardzo denerwował mnie fakt, że od wielu lat tkwię w tej puszczy, sam, bez żadnej możliwości "rozwinięcia skrzydeł". Z pewnością usatysfakcjonowałby mnie jakiś niewielki awans, na przykład, na kaprala. Praktycznie od dziecka miałem do czynienia ze służbą wojskową. Ponadto nauczyłem się już zupełnie dobrze mówić po polsku. Nie wiem, dlaczego Beryl TAK długo odkłada awansowanie mnie. Mimo wszystko, jest jeszcze młody i głupi. Może życia nie zna...
Znowu się uniosłem. Westchnąłem i postanowiłem rozładować swoje emocje w jaskini, tłumacząc swoją trudną sytuację partnerce. Co prawda pewnie i tak nic nie zrozumie, jednak warto przynajmniej wyrzucić to z siebie.
wchodząc do jaskini, rzuciłem przelotne spojrzenie na Mundusa. W jednej chwili przypomniałem sobie wydarzenia które nastąpiły niecały rok temu. Przypomniałem sobie błękitnego ptaka w towarzystwie całego oddziału obcych wilków. Przypomniałem sobie wszystkie siły zbrojne WSC stłoczone jak przedmioty w jaskini należącej do obcej watahy. Przypomniałem sobie też szyderczy uśmiech Mundusa i jego pełne wyższości spojrzenie*, wtedy, w jaskini w Watasze Wielkich Nadziei.
Gdy przechodziłem obok ptaka, ten otworzył oczy i patrząc na mnie uśmiechnął się prawie niezauważalnie. Być może, on też pamiętał chwilę, w której moje życie zależało od niego. A być może po prostu znowu coś knuje. Nie wiem.
- Murko... - westchnąłem ciężko wchodząc do jaskini.
- Tak? - wadera odpowiedziała zmęczonym głosem.
- Nie wytrzymam tego dłużej.
- Czego...?
- Tej wstrętnej głuszy - odpowiedziałem od razu.
- Andreiu, jesteśmy wilkami, i nasze życie powinno przebiegać w głuszy - ucięła wadera spokojnie, nie odrywając wzroku od ziół. Nie wiedziałem, jak mogła być tak spokojna, w takiej sytuacji. Mimo wszystko, znów podjąłem temat:
- Ty nic nie rozumiesz! Ten Beryl, nie wiem kto mianował go alfą, nie poczuł się nawet do awansowania mnie! Na jakiekolwiek stanowisko! Jakiekolwiek! - nie mogłem przeboleć tego faktu.
< Murko? >
* Wszystko, co wymienił Andrei, pochodzi ze zbioru opowiadań "Od Beryla CD Eclipse" i dalszych.
Od Nisan CD Lenka
Nie wiedziałam o co chodzi temu ptakowi. Widziałam zachowanie Lenka.
Postanowiłam się nie wtrącać. W końcu to nie moja sprawa. Gdy ptak
odszedł ruszyłam z Lenkiem dalej. Znowu mi coś opowiadał a ja znowu nie
słuchałam.
-Gdzie chcesz teraz iść?
-Macie tu jakieś jezioro albo w ogóle jakąś wodę?-zapytałam.
-Pewnie! Chodź pokażę cię!-wykrzyknął i pobiegł przede mną. Dobiegliśmy do jakiejś plaży.
-Dość ładnie.
-To miejsce nazywa się plaża wschodnia-zaczął i dalej coś opowiadał. Ja jak zwykle wyłączyłam się.
-Ej Lenek?
-Tak?
-O co chodziło z tym ptakiem?
< Lenek? >
-Gdzie chcesz teraz iść?
-Macie tu jakieś jezioro albo w ogóle jakąś wodę?-zapytałam.
-Pewnie! Chodź pokażę cię!-wykrzyknął i pobiegł przede mną. Dobiegliśmy do jakiejś plaży.
-Dość ładnie.
-To miejsce nazywa się plaża wschodnia-zaczął i dalej coś opowiadał. Ja jak zwykle wyłączyłam się.
-Ej Lenek?
-Tak?
-O co chodziło z tym ptakiem?
< Lenek? >
niedziela, 19 kwietnia 2015
Od Lenka CD Nisan
Przez całą drogę opowiadałem Nisan o naszej cudownej watasze. Wilczyca chyba zauważyła moją słabość. Gdy tylko nadarzyła się okazja, by wypowiedzieć się na jakikolwiek temat, zaczynałem mówić. I mówiłem, i mówiłem. Bez końca.
Nagle, zatrzymałem się i wstrzymałem oddech. Nisan zrobiła krok w przód, jednak zaraz zatrzymała się wraz ze mną.
- Co się stało? - zapytała wadera.
- Ni.. ic... - podkuliłem ogon. Między drzewami zobaczyłem dobrze znaną mi postać. Nie chciałem jednak pokazać po sobie, że zżera mnie niepokój. Lekko spuściłem łeb i zacząłem cicho posuwać się do przodu. Miałem nadzieję, że obiekt, chwilowo zaprzątający moje myśli, mnie nie zobaczy.
Błękitne stworzenie z gracją przemierzało las. Patrzyłem na nie przez zarośla. Nisan także spojrzała na ptaka. Patrzyła na niego z pewną ciekawością.
- To Mundus - wyjaśniłem - jest towarzyszem Murki - mojej siostry.
- Hmm... - Nisan najwyraźniej poczuła rozczarowanie. Nie dziwię jej się, iż o tak niezwykłej istocie spodziewała się czegoś więcej.
Ptak tymczasem przystanął po jednym z drzew i popatrzył na nas. Przeszyło mnie jego groźne spojrzenie. W pewnym momencie jednak, odzyskałem odwagę i przybierając bojową pozycję, pełen dumy podszedłem do Mundusa. Nie wydawał się być tym specjalnie przejęty. Nie spuszczał ze mnie wzroku, nic nie mówiąc. w końcu, gdy wyszedłem z krzaków (razem ze mną również Nisan) powiedziałem odważnie:
- Cześć, Mundek!
- Dzień dobry - przeniósł wzrok na waderę stojącą obok mnie. Wyprostował się.
- To... kolejna nowa... - wskazał na nią głową.
- To Nisan - zastrzygłem uszami - i, to prawda, jest nowa w WSC.
- Ach... - ptak kiwnął głową - chociaż nie chodziło mi o to - znów popatrzył na mnie. Nerwowo chrząknąłem
- Wiesz, że powinieneś być teraz w jaskini wojskowej, a nie pałętać się z obcą waderą po polanie...? - kontynuował Mundus.
- Nie jestem obca... - Nisan odsłoniła rząd białych kłów.
Jednak błękitny ptak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. stał nadal niewzruszony. Ja natomiast, wbiłem wzrok w ziemię i powiedziałem ze zrezygnowaniem:
- Wiem. Powinienem. Właśnie udaję się w tamtą stronę.
- Aha! - Mundus uśmiechnął się lekko. W jego oczach widać było drwinę - a myślałem, że odprowadzasz koleżankę...
Tutaj muszę dodać, że osobnik ów, niegdyś pogardliwie nazywany "szpiegiem" ostatnimi czasy uwikłany był w dosyć nieprzyjemną historię, którą mieszkańcy WSC do dziś wspominają z ciarkami na plecach.
Tak, czy inaczej, "szpieg" ów nadal miał skłonność do mieszania się w cudze sprawy. Delikatnie mówiąc, nie było mi to na rękę.
- Gdy pomyślę, kim mógłbym być w Watasze Wielkich nadziei... że NIKL i reszta organizacji państwowych nie mogłaby mi palcem pogrozić, że WWN i WSC mógłbym mieć pod stopami... - ptak wpatrzył się w dal i westchnął.
- Chodźmy już, Nisan... - powiedziałem smutno. Wolałem nawet nie myśleć, co mogłoby się wtedy stać.
Nagle zrobiło się smętnie i nieprzyjaźnie. Nagle błękitny ptak uśmiechnął się złośliwie i patrząc na mnie zapytał:
- A gdzie teraz idziecie? odprowadzisz ją do domu i idziesz do jaskini wojskowej... czy zostaniesz na dłużej?
- Ostrzegam cię! Bez podtekstów! - zawarczałem. Zdawałem sobie jednak sprawę, że ptak aż nadto dobrze wiedział, co robi.
- Ależ nic mi do tego. Jako wolni obywatele macie prawo decydować o swoim życiu - zachichotał.
< Nisan? >
Nagle, zatrzymałem się i wstrzymałem oddech. Nisan zrobiła krok w przód, jednak zaraz zatrzymała się wraz ze mną.
- Co się stało? - zapytała wadera.
- Ni.. ic... - podkuliłem ogon. Między drzewami zobaczyłem dobrze znaną mi postać. Nie chciałem jednak pokazać po sobie, że zżera mnie niepokój. Lekko spuściłem łeb i zacząłem cicho posuwać się do przodu. Miałem nadzieję, że obiekt, chwilowo zaprzątający moje myśli, mnie nie zobaczy.
Błękitne stworzenie z gracją przemierzało las. Patrzyłem na nie przez zarośla. Nisan także spojrzała na ptaka. Patrzyła na niego z pewną ciekawością.
- To Mundus - wyjaśniłem - jest towarzyszem Murki - mojej siostry.
- Hmm... - Nisan najwyraźniej poczuła rozczarowanie. Nie dziwię jej się, iż o tak niezwykłej istocie spodziewała się czegoś więcej.
Ptak tymczasem przystanął po jednym z drzew i popatrzył na nas. Przeszyło mnie jego groźne spojrzenie. W pewnym momencie jednak, odzyskałem odwagę i przybierając bojową pozycję, pełen dumy podszedłem do Mundusa. Nie wydawał się być tym specjalnie przejęty. Nie spuszczał ze mnie wzroku, nic nie mówiąc. w końcu, gdy wyszedłem z krzaków (razem ze mną również Nisan) powiedziałem odważnie:
- Cześć, Mundek!
- Dzień dobry - przeniósł wzrok na waderę stojącą obok mnie. Wyprostował się.
- To... kolejna nowa... - wskazał na nią głową.
- To Nisan - zastrzygłem uszami - i, to prawda, jest nowa w WSC.
- Ach... - ptak kiwnął głową - chociaż nie chodziło mi o to - znów popatrzył na mnie. Nerwowo chrząknąłem
- Wiesz, że powinieneś być teraz w jaskini wojskowej, a nie pałętać się z obcą waderą po polanie...? - kontynuował Mundus.
- Nie jestem obca... - Nisan odsłoniła rząd białych kłów.
Jednak błękitny ptak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. stał nadal niewzruszony. Ja natomiast, wbiłem wzrok w ziemię i powiedziałem ze zrezygnowaniem:
- Wiem. Powinienem. Właśnie udaję się w tamtą stronę.
- Aha! - Mundus uśmiechnął się lekko. W jego oczach widać było drwinę - a myślałem, że odprowadzasz koleżankę...
Tutaj muszę dodać, że osobnik ów, niegdyś pogardliwie nazywany "szpiegiem" ostatnimi czasy uwikłany był w dosyć nieprzyjemną historię, którą mieszkańcy WSC do dziś wspominają z ciarkami na plecach.
Tak, czy inaczej, "szpieg" ów nadal miał skłonność do mieszania się w cudze sprawy. Delikatnie mówiąc, nie było mi to na rękę.
- Gdy pomyślę, kim mógłbym być w Watasze Wielkich nadziei... że NIKL i reszta organizacji państwowych nie mogłaby mi palcem pogrozić, że WWN i WSC mógłbym mieć pod stopami... - ptak wpatrzył się w dal i westchnął.
- Chodźmy już, Nisan... - powiedziałem smutno. Wolałem nawet nie myśleć, co mogłoby się wtedy stać.
Nagle zrobiło się smętnie i nieprzyjaźnie. Nagle błękitny ptak uśmiechnął się złośliwie i patrząc na mnie zapytał:
- A gdzie teraz idziecie? odprowadzisz ją do domu i idziesz do jaskini wojskowej... czy zostaniesz na dłużej?
- Ostrzegam cię! Bez podtekstów! - zawarczałem. Zdawałem sobie jednak sprawę, że ptak aż nadto dobrze wiedział, co robi.
- Ależ nic mi do tego. Jako wolni obywatele macie prawo decydować o swoim życiu - zachichotał.
< Nisan? >
Od Nisan CD Lenka
-Ja Nisan-odparłam.
-Ładne imię-powiedział wilk uśmiechając się.-Masz jakieś przezwisko?
-Tylko spróbuj a nie dożyjesz 3 sekund-warknęłam. Nienawidzę przezwisk. Kiedyś mówili do mnie Nis...
-Dobrze...-odpowiedział zmieszany.-To co może cię oprowadzę?
-Nie potrzebuję przewodnika. Zawsze radziłam sobie sama to i teraz sobie sama poradzę.
-Oj nie daj się prosić-odparł dotykając mojego ramienia.
-Nie dotykaj mnie-syknęłam wściekle.
-Przepraszam...
-Ja już pójdę-odparłam.
-NIE! Ja cię oprowadzę!
-Nie, dziękuję.
-Proszę...
-Nie
-Proszę
-Nie
-Proszę!
-Nie!
-Prooooszę-powiedział. Myślałam, że zaraz wybuchnę.
-No dobrze!-powiedziałam. Nie chciałam już dalej słuchać tych próśb. Przez całą drogę coś mi opowiadał ale ja nie słuchałam. W pewnym momencie stanął jak wryty-Co się stało?-zapytałam.
< Lenek? >
-Ładne imię-powiedział wilk uśmiechając się.-Masz jakieś przezwisko?
-Tylko spróbuj a nie dożyjesz 3 sekund-warknęłam. Nienawidzę przezwisk. Kiedyś mówili do mnie Nis...
-Dobrze...-odpowiedział zmieszany.-To co może cię oprowadzę?
-Nie potrzebuję przewodnika. Zawsze radziłam sobie sama to i teraz sobie sama poradzę.
-Oj nie daj się prosić-odparł dotykając mojego ramienia.
-Nie dotykaj mnie-syknęłam wściekle.
-Przepraszam...
-Ja już pójdę-odparłam.
-NIE! Ja cię oprowadzę!
-Nie, dziękuję.
-Proszę...
-Nie
-Proszę
-Nie
-Proszę!
-Nie!
-Prooooszę-powiedział. Myślałam, że zaraz wybuchnę.
-No dobrze!-powiedziałam. Nie chciałam już dalej słuchać tych próśb. Przez całą drogę coś mi opowiadał ale ja nie słuchałam. W pewnym momencie stanął jak wryty-Co się stało?-zapytałam.
< Lenek? >
Od Lenka CD Nisan
Podczas obchodu terenów watahy, cieszyłem się względnie ładną pogodą i cieniem zagajników.
Z rozkoszą przymknąłem oczy. Cudownie jest mieć dom, stanowisko i przyjaciół. Cudownie jest móc spacerować po lesie i robić to, co się lubi. Cudownie jest nie mieć większych problemów.
Nagle zderzyłem się z innym wilkiem. Moją pierwszą reakcją, było wewnętrzne przerażenie na myśl o obcym zapachu, zapewne obcego wilka. Na sekundę zamarłem w bezruchu, otwierając oczy.
- Przepraszam... - cofnąłem się o krok. Wadera zmierzyła mnie wściekłym wzrokiem. Ja zaś usprawiedliwiłem się - Tak dobrze znam tą drogę, że mogę chodzić z zamkniętymi oczami... a spodziewałem się tutaj tylko drzew... - zaśmiałem się nerwowo.
- Na drugi raz uważaj pouczyła mnie mnie wilczyca.
- Tak... mieszkasz tutaj? - z zaciekawieniem zastrzygłem uszami.
- Od niedawna.
- Znasz te okolice...? - przełknąłem ślinę - może cię oprowadzę... - uśmiechnąłem się bardzo niepewnie.
- tak, pewnie... - wadera położyła uszy po sobie i zmarszczyła brwi - wiesz... nie interesują mnie spacery z kimś, kogo znam pięć minut. Zapadła cisza.
- Rzeczywiście, nawet się nie przedstawiłem. Lenek jestem...
< Wadero? >
Z rozkoszą przymknąłem oczy. Cudownie jest mieć dom, stanowisko i przyjaciół. Cudownie jest móc spacerować po lesie i robić to, co się lubi. Cudownie jest nie mieć większych problemów.
Nagle zderzyłem się z innym wilkiem. Moją pierwszą reakcją, było wewnętrzne przerażenie na myśl o obcym zapachu, zapewne obcego wilka. Na sekundę zamarłem w bezruchu, otwierając oczy.
- Przepraszam... - cofnąłem się o krok. Wadera zmierzyła mnie wściekłym wzrokiem. Ja zaś usprawiedliwiłem się - Tak dobrze znam tą drogę, że mogę chodzić z zamkniętymi oczami... a spodziewałem się tutaj tylko drzew... - zaśmiałem się nerwowo.
- Na drugi raz uważaj pouczyła mnie mnie wilczyca.
- Tak... mieszkasz tutaj? - z zaciekawieniem zastrzygłem uszami.
- Od niedawna.
- Znasz te okolice...? - przełknąłem ślinę - może cię oprowadzę... - uśmiechnąłem się bardzo niepewnie.
- tak, pewnie... - wadera położyła uszy po sobie i zmarszczyła brwi - wiesz... nie interesują mnie spacery z kimś, kogo znam pięć minut. Zapadła cisza.
- Rzeczywiście, nawet się nie przedstawiłem. Lenek jestem...
< Wadero? >
piątek, 17 kwietnia 2015
Od Nisan
Spacerowałam po watasze do której dołączyłam. Było tu dość ładnie... Tak
cicho... Rozmyślałam nad moim dzieciństwem... Gdybym mogła wtedy pomóc.
Życie jest cholernie niesprawiedliwe. Usiadłam przy jakiejś kałuży.
Zaczęłam bawić się wodą. Szybko mi się to jednak znudziło i poszłam
dalej. Usłyszałam cichy śpiew ptaków... To było takie relaksujące.
Przechodząc obok jakiejś polany zobaczyła dwa bawiące się wilki. Nie
lubię towarzystwa innych. Nie potrafię się z nikim dogadać. Pobiegłam
truchtem. W pewnej chwili wpadł na mnie wilk
-Uważaj jak chodzisz-syknęłam.-Jak się nazywasz?
< Ktoś dokończy? >
-Uważaj jak chodzisz-syknęłam.-Jak się nazywasz?
< Ktoś dokończy? >
wtorek, 14 kwietnia 2015
Od Beryla CD Eclipse
Wychyliłem się z krzaków. Popatrzyłem Akselowi prosto w oczy - zimne i bezlitosne. Wilk niezauważalnie zmarszczył brwi, nie wypowiedziawszy ani słowa. W końcu, powiedział cicho:
- Więc tu jesteś, Berylu.
Mundus patrzył na mnie wzrokiem, jakiego nie widziałem od czasu, gdy pojawił się nagle w ciemnym pokoiku obok mnie, siedzącego w klatce*. Nie mierzył mnie wzrokiem, jak to miał w zwyczaju, nie przenikał każdego mojego gestu, po prostu patrzył.
- Akselu... - wycedziłem przez zęby - nie każ mi posuwać się do ostateczności... tfu! - splunąłem - co ja mówię! Nie chcę przez ciebie posuwać się do ostateczności!
- Ha ha... - wilk roześmiał się głośno - wy ze swoją watahą możecie mi naprawdę mocno uszkodzić wojsko. WWN nie takich już pokonywaliśmy!
- Zobaczymy... - warknąłem.
- Właśnie, zobaczymy - pokiwał głową wilk - a teraz raczcie przyjąć ode mnie zaproszenie. Nie jesteście tu przecież bez potrzeby. Nie zwykłem nękać przeciwników politycznych w taki sposób. Czy mogę prosić? - tu przybliżył się do Lerki i ukłonił się lekko.
- Nie - mruknęła, cofając się o krok.
- Zobaczymy... - powtórzył znów wilk. Ruszyliśmy za wilczurem. Ja i Eclipse wymienialiśmy co chwila zatroskane spojrzenia. Lerka razem z Mundusem szli obok nas, nic nie mówiąc. Wreszcie zatrzymaliśmy się na kolejnym wzgórzu, pokrytym kamieniami i pojedynczymi kępkami trawy.
- Straże! - krzyknął samiec alfa WWN, odwracając się do strażników stojących za nami. Wilki bez słowa rzuciły się na nieszczęsnego Mundusam, który osunął się na ziemię pod ciężarem kilku wielkich basiorów poddając się bez walki.
- Po cóż to?! - jęknął słabo - przecież i tak ledwo trzymam się na nogach...
- Lerko... - Aksel uśmiechnął się zalotnie, podchodząc do wadery.
- Co...? - Lerka odskoczyła zwinnie - co ty robisz?!
W tej chwili Mundus zerwał się na równe nogi i syknął z nieopisaną złością:
- Psie...!
Aksel nie zwrócił na to jednak zbytniej uwagi. Widział, że ptak, nie będący w stanie zrobić kilku kroków nie chwiejąc się, jest mocno trzymany przez jednego ze strażników.
- Chodź, moja droga! Obietnica jest obietnicą a układ układem! Dzisiaj się pobierzemy! - skoczył w stronę wilczycy, która potknęła się o kamień i upadła na ziemię.
- Nie... - wadera odepchnęła Aksela. Lecz ten chwycił ją za łapę i przyciągnął do siebie.
- Będziesz moja i tylko moja! - krzyknął radośnie.
W tej chwili jak spod ziemi wyskoczyło kolejnych czterech strażników, którzy rzucili się na mnie i Eclipse.
- Każ wołać duchownego - powiedział do jednego ze strażników - udzieli nam ślubu.
"Duchowny" przybył po chwili. Zanim się obejrzeliśmy, ceremonia ślubu (która w WSC wyglądała zupełnie inaczej, i której nigdy wcześniej nie widziałem) zakończyła się. Zostało jeszcze tylko "Tak" lub "Nie". Lerka nie mogła powstrzymać łez.
- Lerko! - Mundus odwrócił wzrok od wadery zamykając oczy, nie chcąc pewnie patrzeć na ceremonię - nie masz przymusu. Berylu, powiedzże coś! - spuścił głowę, słysząc szloch wadery.
- Nie musisz! Będziemy walczyć! - warknąłem bojowo, usiłując wyrywać się z uścisku dwóch strażników.
- No, dalej! - Aksel z wymuszonym uśmiechem złapał Lerkę za łapę.
- TAK! - Lerka znów wybuchła płaczem.
Mundus zachwiał się i upadł z towarzyszącym mu triumfalnym okrzykiem strażników, którzy w jednej chwili przestali się nim zajmować.
Eclipse strwożona zakryła pysk łapą a mi zakręciło się w głowie.
Od tej chwili byliśmy zupełnie zależni od WWN.
- No, moi drodzy - Aksel z wyższością i triumfująco-złośliwym uśmiechem odwrócił się w naszą stronę - jutro zaczynamy układy. Myślę, że teraz nie będziecie tacy skorzy do odmawiania. Strażnicy! Odprowadźcie ich do jaskini. Robi się późno. Ach! Zapomniałbym! - podszedł do Mundusa - ty, mój przyjacielu... szwagrze! - zachichotał - mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, by Lerka spędziła noc tym razem w MOJEJ jaskini?
- Psy... psy - Mundus nie spojrzał nawet na wilka. Wbił wzrok w ziemię, nadal leżąc na trawie.
< Eclipse? >
* Patrz opowiadanie: Od Beryla CD Eclipse
- Więc tu jesteś, Berylu.
Mundus patrzył na mnie wzrokiem, jakiego nie widziałem od czasu, gdy pojawił się nagle w ciemnym pokoiku obok mnie, siedzącego w klatce*. Nie mierzył mnie wzrokiem, jak to miał w zwyczaju, nie przenikał każdego mojego gestu, po prostu patrzył.
- Akselu... - wycedziłem przez zęby - nie każ mi posuwać się do ostateczności... tfu! - splunąłem - co ja mówię! Nie chcę przez ciebie posuwać się do ostateczności!
- Ha ha... - wilk roześmiał się głośno - wy ze swoją watahą możecie mi naprawdę mocno uszkodzić wojsko. WWN nie takich już pokonywaliśmy!
- Zobaczymy... - warknąłem.
- Właśnie, zobaczymy - pokiwał głową wilk - a teraz raczcie przyjąć ode mnie zaproszenie. Nie jesteście tu przecież bez potrzeby. Nie zwykłem nękać przeciwników politycznych w taki sposób. Czy mogę prosić? - tu przybliżył się do Lerki i ukłonił się lekko.
- Nie - mruknęła, cofając się o krok.
- Zobaczymy... - powtórzył znów wilk. Ruszyliśmy za wilczurem. Ja i Eclipse wymienialiśmy co chwila zatroskane spojrzenia. Lerka razem z Mundusem szli obok nas, nic nie mówiąc. Wreszcie zatrzymaliśmy się na kolejnym wzgórzu, pokrytym kamieniami i pojedynczymi kępkami trawy.
- Straże! - krzyknął samiec alfa WWN, odwracając się do strażników stojących za nami. Wilki bez słowa rzuciły się na nieszczęsnego Mundusam, który osunął się na ziemię pod ciężarem kilku wielkich basiorów poddając się bez walki.
- Po cóż to?! - jęknął słabo - przecież i tak ledwo trzymam się na nogach...
- Lerko... - Aksel uśmiechnął się zalotnie, podchodząc do wadery.
- Co...? - Lerka odskoczyła zwinnie - co ty robisz?!
W tej chwili Mundus zerwał się na równe nogi i syknął z nieopisaną złością:
- Psie...!
Aksel nie zwrócił na to jednak zbytniej uwagi. Widział, że ptak, nie będący w stanie zrobić kilku kroków nie chwiejąc się, jest mocno trzymany przez jednego ze strażników.
- Chodź, moja droga! Obietnica jest obietnicą a układ układem! Dzisiaj się pobierzemy! - skoczył w stronę wilczycy, która potknęła się o kamień i upadła na ziemię.
- Nie... - wadera odepchnęła Aksela. Lecz ten chwycił ją za łapę i przyciągnął do siebie.
- Będziesz moja i tylko moja! - krzyknął radośnie.
W tej chwili jak spod ziemi wyskoczyło kolejnych czterech strażników, którzy rzucili się na mnie i Eclipse.
- Każ wołać duchownego - powiedział do jednego ze strażników - udzieli nam ślubu.
"Duchowny" przybył po chwili. Zanim się obejrzeliśmy, ceremonia ślubu (która w WSC wyglądała zupełnie inaczej, i której nigdy wcześniej nie widziałem) zakończyła się. Zostało jeszcze tylko "Tak" lub "Nie". Lerka nie mogła powstrzymać łez.
- Lerko! - Mundus odwrócił wzrok od wadery zamykając oczy, nie chcąc pewnie patrzeć na ceremonię - nie masz przymusu. Berylu, powiedzże coś! - spuścił głowę, słysząc szloch wadery.
- Nie musisz! Będziemy walczyć! - warknąłem bojowo, usiłując wyrywać się z uścisku dwóch strażników.
- No, dalej! - Aksel z wymuszonym uśmiechem złapał Lerkę za łapę.
- TAK! - Lerka znów wybuchła płaczem.
Mundus zachwiał się i upadł z towarzyszącym mu triumfalnym okrzykiem strażników, którzy w jednej chwili przestali się nim zajmować.
Eclipse strwożona zakryła pysk łapą a mi zakręciło się w głowie.
Od tej chwili byliśmy zupełnie zależni od WWN.
- No, moi drodzy - Aksel z wyższością i triumfująco-złośliwym uśmiechem odwrócił się w naszą stronę - jutro zaczynamy układy. Myślę, że teraz nie będziecie tacy skorzy do odmawiania. Strażnicy! Odprowadźcie ich do jaskini. Robi się późno. Ach! Zapomniałbym! - podszedł do Mundusa - ty, mój przyjacielu... szwagrze! - zachichotał - mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, by Lerka spędziła noc tym razem w MOJEJ jaskini?
- Psy... psy - Mundus nie spojrzał nawet na wilka. Wbił wzrok w ziemię, nadal leżąc na trawie.
< Eclipse? >
* Patrz opowiadanie: Od Beryla CD Eclipse
Od Eclipse C.D Beryla
- Och! Witaj mój ty pierzasty przyjacielu!! - Powiedział prawie, że zachwycony
- Nie jestem twoim przyjacielem... - Powiedział jakże cicho ptak
- Och cóż to? Coś ci dolega? - Wilczur zaczął rechotać
Mundus powoli wyszedł z cienia na światło dzienne i stanął przed wilkiem lekko się chwiejąc
- Och przyjacielu... Czy coś się boli? - Zarechotał
- Przestań już.. - Mundus pomachał skrzydłem a potem położył je na swojej głowie - Lepiej powiedz mi dlaczego one tu są... - Wskazał na nas
- One?... Miłe panie są moimi no wiesz... - Zaczął kręcić swoją łapą jakby nie mógł się wysłowić - Eclipse jak ją zwiecie jest służącą natomiast Lerka... tak jak się umawialiśmy
- Nic nie było umówione! - Krzyknął lecz po chwili padł na ziemię
- Przyjacielu nie przemęczaj się, odpocznij... - Aksel wstał z miejsca i podszedł do ptaka - A gdzie jest Beryl lepiej mi powiedz
- A co ci do tego? W sumie... sam tego nie wiem - Wzruszył ramionami
- Nie wiesz?! - Warknął po chwili
- To znaczy, kierował się na tereny WSC
- Hmm, no cóż. A tak chciałem się z nim zabawić
Spojrzałam się na Lerkę a ona na mnie
- To znaczy, że... Ale Bery nie mógł nam tego zrobić! - Powiedziała Lerka
- I na pewno nie zrobił. Zapewne obmyśla plan i nie odszedł zbyt daleko
- Skąd niby możesz to wiedzieć?! - Syknęła
- Po prostu wiem, czuję jego obecność
Wtedy krzaki za Mundusem zaczęły się ruszać. Przyglądałam się temu a kiedy tylko ujrzałam co to byłam szczęśliwa. Był to schowany rozmawiający z Mundusem, Beryl. Uśmiechnęłam się sama do siebie
<Beryl?>
- Nie jestem twoim przyjacielem... - Powiedział jakże cicho ptak
- Och cóż to? Coś ci dolega? - Wilczur zaczął rechotać
Mundus powoli wyszedł z cienia na światło dzienne i stanął przed wilkiem lekko się chwiejąc
- Och przyjacielu... Czy coś się boli? - Zarechotał
- Przestań już.. - Mundus pomachał skrzydłem a potem położył je na swojej głowie - Lepiej powiedz mi dlaczego one tu są... - Wskazał na nas
- One?... Miłe panie są moimi no wiesz... - Zaczął kręcić swoją łapą jakby nie mógł się wysłowić - Eclipse jak ją zwiecie jest służącą natomiast Lerka... tak jak się umawialiśmy
- Nic nie było umówione! - Krzyknął lecz po chwili padł na ziemię
- Przyjacielu nie przemęczaj się, odpocznij... - Aksel wstał z miejsca i podszedł do ptaka - A gdzie jest Beryl lepiej mi powiedz
- A co ci do tego? W sumie... sam tego nie wiem - Wzruszył ramionami
- Nie wiesz?! - Warknął po chwili
- To znaczy, kierował się na tereny WSC
- Hmm, no cóż. A tak chciałem się z nim zabawić
Spojrzałam się na Lerkę a ona na mnie
- To znaczy, że... Ale Bery nie mógł nam tego zrobić! - Powiedziała Lerka
- I na pewno nie zrobił. Zapewne obmyśla plan i nie odszedł zbyt daleko
- Skąd niby możesz to wiedzieć?! - Syknęła
- Po prostu wiem, czuję jego obecność
Wtedy krzaki za Mundusem zaczęły się ruszać. Przyglądałam się temu a kiedy tylko ujrzałam co to byłam szczęśliwa. Był to schowany rozmawiający z Mundusem, Beryl. Uśmiechnęłam się sama do siebie
<Beryl?>
sobota, 11 kwietnia 2015
Od Beryla CD Eclispe
- One zostaną - uśmiechnął się przebiegle i szyderczo wilk - jedna jako zakładniczka, druga... - rzuzcił spojrzenie na Lerkę.
- Przecież byliśmy umówieni! - dodał w końcu.
- Nikt się z nikim nie umawiał! - wybuchłem z żalem w głosie.
Wilk zdawał się tym nie przejmować. Wzruszył tylko ramionami i zakończył:
- Porozmawiamy o tym jutro. Jutro też, będziecie mogli wraz z Mundusem wrócić do tej waszej watahy...
- Dlaczego jutro?! - krzyknąłem wciąż z żalem.
- Ponieważ... - wilczur popatrzył na ptaka - tyle zajmie mu dojście do siebie. Chyba.
Straż odprowadziła nas do jednej z wielu jaskiń znajdujących się na terenach WWN. Eclipse wraz z Lerką znalazły się pewnie w innej, gdyż wilki odprowadziły je w inną stronę niż mnie i Mundusa. Następnego dnia, wstałem wcześnie rano. Było chłodno i wilgotno. Wstałem i wyszedłem przed jaskinię. Wokoło nie było żadnych wilków. Pewnie Aksel zaufał mojej godności i jest pewny, że nie ucieknę. Ale... gdzie Mundus? Jaskinia była głęboka i mieściła kilka wnęk i szczelin prowadzących nie wiadomo dokąd. Byłem niezwykle ciekawy, czy ptak już wyzdrowiał z tej tajemniczej choroby.
- Mundeek! - krzyknąłem w głąb groty.
- Ćśśś! Cicho... - żałośnie błagalnym głosem odpowiedział z ciemności Mundus - proszę cię, przestań krzy... - nie dokończył. Zaniepokoiło mnie to. Usłyszałem tylko westchnięcie. Udałem się w stronę głosu.
- Mundusie... - szepnąłem, rozglądając się, przebijając ciemność wzrokiem i idąc na ślepo.
- Tu jestem... - znów usłyszałem żałosny i cichy głos.
- Co ci się stało? - podszedłem do błękitnych piór leżących pod ścianą.
- Głowa mnie boli... - mruknął.
- Chodź... od czego ten ból?
- Mam pewne podejrzenia. Czy ja wczoraj... - machnął skrzydłem.
- Co? Ach, trochę dziwnie się zachowywałeś.
- No tak - westchnął. Tej zniewagi jednak nigdy im nie daruję - szepnął.
Wyszliśmy z jaskini. rzez chwilę nie padło żadne słowo. W końcu, Mundus powiedział:
- Idę do Aksela.
- Co?! Po co?
Aż zadrżałem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy Mundus oby na pewno już wyzdrowiał z tej tajemniczej choroby, na którą cierpiał wczoraj. Mimo wszystko, nie chciałem, byśmy bez potrzeby się rozdzielali. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek więcej powiedzieć, ptak wzbił się w powietrze i odleciał.
Niewiele myśląc, pobiegłem za nim. Pędząc ile sił w nogach przez las, starałem nie spuszczać z oczu powoli lecącego ptaka. W końcu jednak, mój niebieski przyjaciel nad wyraz zwinnie skręcił, znikając między koronami drzew.
Zacząłem bezmyślnie błądzić po nieznanym lesie. Nasłuchiwałem i rozglądałem się wokoło. Nagle poczułem znienawidzony zapach samca alfa WWN. Podążyłem jego tropem. Po chwili znalazłem się na niewielkim, bezdrzewnym pagórku w środku lasu. Jakże wielkie było moje szczęście, gdy zobaczyłem nie tylko Aksela, ale też Eclipse i Lerkę. Oprócz nich, niestety, na polanie stało kilka innych wilków, jak mniemam, strażników.
Brakowało tylko Mundusa. Byłem ciekawy, gdzie się podział. Ani Aksel, ani strażnicy nie zauważyli mnie. Jedynie Lerka szepnęła coś do Eclipse, nie byłem jednak pewien, czy dotyczyło to mnie. Stałem w miejscy, przy ostatnim drzewie, obserwując sytuację.
- Akselu! - usłyszałem wyraźny głos. Popatrzyłem w stronę, z której dochodził.
Mundus usiadł pod drzewem, na skraju lasu. Między gałęziami, lśniły tylko jego bordowe oczy, w ciemności wyglądające niemal na czerwone. Patrzył na Aksela ze swego rodzaju politowaniem. Nie mogłem nic więcej wyczytać z jego wzroku. Wilk również spojrzał na Munudsa. Uśmiechnął się.
< Eclipse? >
- Nikt się z nikim nie umawiał! - wybuchłem z żalem w głosie.
Wilk zdawał się tym nie przejmować. Wzruszył tylko ramionami i zakończył:
- Porozmawiamy o tym jutro. Jutro też, będziecie mogli wraz z Mundusem wrócić do tej waszej watahy...
- Dlaczego jutro?! - krzyknąłem wciąż z żalem.
- Ponieważ... - wilczur popatrzył na ptaka - tyle zajmie mu dojście do siebie. Chyba.
Straż odprowadziła nas do jednej z wielu jaskiń znajdujących się na terenach WWN. Eclipse wraz z Lerką znalazły się pewnie w innej, gdyż wilki odprowadziły je w inną stronę niż mnie i Mundusa. Następnego dnia, wstałem wcześnie rano. Było chłodno i wilgotno. Wstałem i wyszedłem przed jaskinię. Wokoło nie było żadnych wilków. Pewnie Aksel zaufał mojej godności i jest pewny, że nie ucieknę. Ale... gdzie Mundus? Jaskinia była głęboka i mieściła kilka wnęk i szczelin prowadzących nie wiadomo dokąd. Byłem niezwykle ciekawy, czy ptak już wyzdrowiał z tej tajemniczej choroby.
- Mundeek! - krzyknąłem w głąb groty.
- Ćśśś! Cicho... - żałośnie błagalnym głosem odpowiedział z ciemności Mundus - proszę cię, przestań krzy... - nie dokończył. Zaniepokoiło mnie to. Usłyszałem tylko westchnięcie. Udałem się w stronę głosu.
- Mundusie... - szepnąłem, rozglądając się, przebijając ciemność wzrokiem i idąc na ślepo.
- Tu jestem... - znów usłyszałem żałosny i cichy głos.
- Co ci się stało? - podszedłem do błękitnych piór leżących pod ścianą.
- Głowa mnie boli... - mruknął.
- Chodź... od czego ten ból?
- Mam pewne podejrzenia. Czy ja wczoraj... - machnął skrzydłem.
- Co? Ach, trochę dziwnie się zachowywałeś.
- No tak - westchnął. Tej zniewagi jednak nigdy im nie daruję - szepnął.
Wyszliśmy z jaskini. rzez chwilę nie padło żadne słowo. W końcu, Mundus powiedział:
- Idę do Aksela.
- Co?! Po co?
Aż zadrżałem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy Mundus oby na pewno już wyzdrowiał z tej tajemniczej choroby, na którą cierpiał wczoraj. Mimo wszystko, nie chciałem, byśmy bez potrzeby się rozdzielali. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek więcej powiedzieć, ptak wzbił się w powietrze i odleciał.
Niewiele myśląc, pobiegłem za nim. Pędząc ile sił w nogach przez las, starałem nie spuszczać z oczu powoli lecącego ptaka. W końcu jednak, mój niebieski przyjaciel nad wyraz zwinnie skręcił, znikając między koronami drzew.
Zacząłem bezmyślnie błądzić po nieznanym lesie. Nasłuchiwałem i rozglądałem się wokoło. Nagle poczułem znienawidzony zapach samca alfa WWN. Podążyłem jego tropem. Po chwili znalazłem się na niewielkim, bezdrzewnym pagórku w środku lasu. Jakże wielkie było moje szczęście, gdy zobaczyłem nie tylko Aksela, ale też Eclipse i Lerkę. Oprócz nich, niestety, na polanie stało kilka innych wilków, jak mniemam, strażników.
Brakowało tylko Mundusa. Byłem ciekawy, gdzie się podział. Ani Aksel, ani strażnicy nie zauważyli mnie. Jedynie Lerka szepnęła coś do Eclipse, nie byłem jednak pewien, czy dotyczyło to mnie. Stałem w miejscy, przy ostatnim drzewie, obserwując sytuację.
- Akselu! - usłyszałem wyraźny głos. Popatrzyłem w stronę, z której dochodził.
Mundus usiadł pod drzewem, na skraju lasu. Między gałęziami, lśniły tylko jego bordowe oczy, w ciemności wyglądające niemal na czerwone. Patrzył na Aksela ze swego rodzaju politowaniem. Nie mogłem nic więcej wyczytać z jego wzroku. Wilk również spojrzał na Munudsa. Uśmiechnął się.
< Eclipse? >
środa, 8 kwietnia 2015
Od Eclipse C.D Beryla
Po kilku godzinach strażnicy przyszli po nas po czym zaczęli nas wyszarpywać z jaskini
- Zostawcie nas!! - Krzyczałyśmy na przemian
Po kilku minutach stanęliśmy na łące w oczekiwaniu na czymś. Wtedy Lerka szepnęła do mnie
- Co my tu robimy?
- Nie wiem ale wiem, że już niedługo się dowiemy...
I miałam rację. Nagle na horyzoncie ujrzeliśmy trzy sylwetki. Aksela, Beryla i Mundusa. Podeszli do nas
- Eclipse, Lerka... nic, nic wam nie jest... - Powiedział cicho Beryl
- Nam nie ale co mu jest? - Zapytała Lerka wskazując na ospałego ptaka który kołysał się na wszystkie strony
- On, on...
- Daliśmy temu mądrali lek na uśpienie czujności - Zaśmiał się Aksel - Kilka kropej eliksiru ludzi a ptak!... ach to już można samemu wywnioskować - Wzdychnął po czym podszedł do mnie i do Lerki
- A więc... - Powiedział dotykając mnie i Lerki
- A wiec?! - Warknął Beryl
- Dobijmy targu... Jako iż jesteś, hym... przywódcą WSC mogę cię z ciężkim sercem oszczędzić lecz nie myśl sobie, że na długo. Natomiast ptaszysko... hm, możesz go sobie zabrać nie jest już mi potrzebny tym bardziej, że wiem po ilu eliksirach już odpada...
- A one? - Ponownie warknął Beryl
- One?... - Spojrzał się na nas po czym uśmiechnął się szyderczo
<Beryl?>
- Zostawcie nas!! - Krzyczałyśmy na przemian
Po kilku minutach stanęliśmy na łące w oczekiwaniu na czymś. Wtedy Lerka szepnęła do mnie
- Co my tu robimy?
- Nie wiem ale wiem, że już niedługo się dowiemy...
I miałam rację. Nagle na horyzoncie ujrzeliśmy trzy sylwetki. Aksela, Beryla i Mundusa. Podeszli do nas
- Eclipse, Lerka... nic, nic wam nie jest... - Powiedział cicho Beryl
- Nam nie ale co mu jest? - Zapytała Lerka wskazując na ospałego ptaka który kołysał się na wszystkie strony
- On, on...
- Daliśmy temu mądrali lek na uśpienie czujności - Zaśmiał się Aksel - Kilka kropej eliksiru ludzi a ptak!... ach to już można samemu wywnioskować - Wzdychnął po czym podszedł do mnie i do Lerki
- A więc... - Powiedział dotykając mnie i Lerki
- A wiec?! - Warknął Beryl
- Dobijmy targu... Jako iż jesteś, hym... przywódcą WSC mogę cię z ciężkim sercem oszczędzić lecz nie myśl sobie, że na długo. Natomiast ptaszysko... hm, możesz go sobie zabrać nie jest już mi potrzebny tym bardziej, że wiem po ilu eliksirach już odpada...
- A one? - Ponownie warknął Beryl
- One?... - Spojrzał się na nas po czym uśmiechnął się szyderczo
<Beryl?>
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Od Sayry CD Rivena
Podeszłam do basiora i przyjrzałam mu się. Przydał by mi się okład z
lodu - pomyślałam. Wyszłam i "zabrałam" wodę rosnącej w pobliżu
roślince. Zamieniłam ją w lód.
- To nie wystarczy - bąknęłam do siebie.
Powtórzyłam czynność kilka razy, aż ilość lodu mnie zadowoliła. Obłożyłam nim Rivena.
- Aaa! Zimny! - wykrzyknął.
- Lód taki powinien być - zauważyłam.
Trzeba by mu było włożyć łapę w łupki. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Roztopiłam lód i zabrałam go ze sobą. Podeszłam do jednego z drzew. Jednym ruchem wody oderwałam kawałek kory od niego. Przedzieliłam go na pół. Dotknęłam łapą ziemi. Po chwili wyrosły tam trzy rośliny; dwie takie same, podłużne a trzecia mała i dość niepozorna. Zerwałam je i podeszłam do basiora.
- Zjedz to. - podałam mu te niepozorną roślinkę.
- Co to?
- Środek przeciw bólowy.
Zjadł ją, choć nie chętnie. Zauważyłam, że zbiera go na wymioty. Chwile odczekałam i przełożyłam mu korę do łapy, po czym szybkim ruchem przywiązałam mu korę do łapy.
- Au! - jęknął Riven.
Uśmiechnęłam się. Gdyby nie ta roślinka te "Au!" nie było by takie słabe.
- To musi wystarczyć - powiedziałam patrząc się na łupki.
Ale wiedziałam, że zrobiłam je całkiem nie źle. Przykryłam basiora starą, jelenią skórą.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
Wyszłam i zebrałam trochę chrustu, po czym rozpaliłam ogień i położyłam się przy nim, patrząc się w płomienie.
< Riven? >
- To nie wystarczy - bąknęłam do siebie.
Powtórzyłam czynność kilka razy, aż ilość lodu mnie zadowoliła. Obłożyłam nim Rivena.
- Aaa! Zimny! - wykrzyknął.
- Lód taki powinien być - zauważyłam.
Trzeba by mu było włożyć łapę w łupki. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Roztopiłam lód i zabrałam go ze sobą. Podeszłam do jednego z drzew. Jednym ruchem wody oderwałam kawałek kory od niego. Przedzieliłam go na pół. Dotknęłam łapą ziemi. Po chwili wyrosły tam trzy rośliny; dwie takie same, podłużne a trzecia mała i dość niepozorna. Zerwałam je i podeszłam do basiora.
- Zjedz to. - podałam mu te niepozorną roślinkę.
- Co to?
- Środek przeciw bólowy.
Zjadł ją, choć nie chętnie. Zauważyłam, że zbiera go na wymioty. Chwile odczekałam i przełożyłam mu korę do łapy, po czym szybkim ruchem przywiązałam mu korę do łapy.
- Au! - jęknął Riven.
Uśmiechnęłam się. Gdyby nie ta roślinka te "Au!" nie było by takie słabe.
- To musi wystarczyć - powiedziałam patrząc się na łupki.
Ale wiedziałam, że zrobiłam je całkiem nie źle. Przykryłam basiora starą, jelenią skórą.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
Wyszłam i zebrałam trochę chrustu, po czym rozpaliłam ogień i położyłam się przy nim, patrząc się w płomienie.
< Riven? >
niedziela, 5 kwietnia 2015
Od Beryla CD Eclipse
Siedziałem teraz przed jaskinią, w której znajdował się Mundus, oraz kilku strażników. Co chwila dawało się słyszeć chichotanie.
- Mundek! - krzyknąłem marszcząc brwi i odwracając się w stronę groty - możesz przestać?!
- Ależ... ależ Berylu... - ptak chwiejnie wstał - kiedy mi tak we... wesoło... - znów zaczął chichotać.
- Honoru nie mają - odwróciłem się, patrząc na rozległą łąkę - jak tak można!
Po chwili, z lasu wyszedł Aksel. Podszedł do mnie i z wyrazem wyższości na twarzy, powiedział:
- Pójdziesz teraz ze mną. Ach... i weź ze sobą... - kiwnął łbem w stronę jaskini.
- Tak... - syknąłem wściekły.
Powoli wlokłem się za Akselem, wraz z Mundusem, któremu nagle zachciało się spać, i który, teraz z kolei, co chwila ziewał.
- Beryluuu... - zaczął Mundus - Dokąd idziemy?
- Nie wiem - odpowiedziałem z westchnieniem. Potem uniosłem wzrok, wbijając go w Aksela.
- Możesz mi w końcu powiedzieć, co mu się stało? - zapytałem.
- Jak już mówiłem, wystarczyła jedna butelka tego, co zabraliśmy kiedyś ludziom. Pff... inteligencja.
- Hm... - chrząknąłem niezadowolony. Chyba wiedziałem, o jaki specyfik chodzi. Teraz., było to z resztą mało ważne. Zacząłem się zastanawiać, czy oby na pewno Aksel nie okłamał mnie, mówiąc, że Eclipse i Lerce nic nie jest. To podejrzane.
Za chwilę jednak, miałem się przekonać, że, w pewnym sensie było to prawdą.
< Eclispe? >
- Mundek! - krzyknąłem marszcząc brwi i odwracając się w stronę groty - możesz przestać?!
- Ależ... ależ Berylu... - ptak chwiejnie wstał - kiedy mi tak we... wesoło... - znów zaczął chichotać.
- Honoru nie mają - odwróciłem się, patrząc na rozległą łąkę - jak tak można!
Po chwili, z lasu wyszedł Aksel. Podszedł do mnie i z wyrazem wyższości na twarzy, powiedział:
- Pójdziesz teraz ze mną. Ach... i weź ze sobą... - kiwnął łbem w stronę jaskini.
- Tak... - syknąłem wściekły.
Powoli wlokłem się za Akselem, wraz z Mundusem, któremu nagle zachciało się spać, i który, teraz z kolei, co chwila ziewał.
- Beryluuu... - zaczął Mundus - Dokąd idziemy?
- Nie wiem - odpowiedziałem z westchnieniem. Potem uniosłem wzrok, wbijając go w Aksela.
- Możesz mi w końcu powiedzieć, co mu się stało? - zapytałem.
- Jak już mówiłem, wystarczyła jedna butelka tego, co zabraliśmy kiedyś ludziom. Pff... inteligencja.
- Hm... - chrząknąłem niezadowolony. Chyba wiedziałem, o jaki specyfik chodzi. Teraz., było to z resztą mało ważne. Zacząłem się zastanawiać, czy oby na pewno Aksel nie okłamał mnie, mówiąc, że Eclipse i Lerce nic nie jest. To podejrzane.
Za chwilę jednak, miałem się przekonać, że, w pewnym sensie było to prawdą.
< Eclispe? >
sobota, 4 kwietnia 2015
Od Eclipse C.D Beryla
Zainteresowałam się nieznanym hałasem. W stronę z której wydobywał się odgłos ruszyłam jednak moja podróż nie trwała zbyt długo. Nagle naskoczyło na mnie dwoje wilków którzy przygnietli mnie do ziemi. Kiedy próbowałam się wyrwać z ich sideł ujrzałam już dość znajomą sylwetkę
- Aksel?... - Wypowiedziałam to i zaraz po tym zemdlałam
Byłam na wpół przytomna. Niewiele co pamiętam z całej tej podróży. Pamiętam tylko znajome twarze - Mundusa, Lerki i Beryla. Reszta wspomnień z tego to tylko urywki. Obudziłam się o poranku. Zaspana rozejrzałam się wokół. Zdziwiło mnie to, że znajduję się w jaskini. Nagle ujrzałam leżącą przy mnie Lerkę. Podszedłem do niej i zaczęłam ją budzić
- Lerka... Hej, Lerka wstawaj - Szturchałam ją nosem
Po krótkiej chwili obudziła się. Spojrzała się na mnie
- O, Eclipse... Co robisz w mojej jaskini? - Była tak jakby... nieświadoma tego co się zdarzyło
- Co? Nie jesteśmy w twojej jaskini! - Mruknęłam cicho
Nagle przed wejściem usłyszeliśmy dziwny lecz znajomy śmiech. Wytężyłam wzrok. Ku mojemu zdziwieniu był to Mundus wraz z Akselem jednak nie wyglądali jakby mieli dobre stosunki. Mundek dość dziwnie się zachowywał. Wtedy Aksel powiedział
- Zabierzcie go do tamtej jaskini
- Robi się! - Powiedział jeden z jego podwładnych po czym odszedł
Nagle Aksel spojrzał się w moją stronę. Uśmiechnął się szyderczo po czym zaczął iść w moim kierunku
- Lerka... Lerka! - Kiedy spojrzałam się w kierunku wadery ujrzałam, że ta dalej śpi
Zdziwiona podeszłam do niej a ta chwila nieuwagi pozwoliła Akselowi zbliżyć się do mnie. Kiedy był już na przeciwko mnie przygniótł mnie do ściany po czym uśmiechnął się
- No proszę, proszę... A więc się otrząsnęłaś? Jako jedyna z całego towarzystwa
- Co? Kto tu jeszcze jest?
- Ty, Lereczka, Mundus oraz...
- Oraz?! Kto?
- Beryl! - Uśmiechnął się
- Gdzie on... Gdzie go więzisz?!
Wilk prychnął po czym odszedł kawałek ode mnie
- Nie masz sił, prawda? Czujesz, że nie masz całkowitej kontroli nad ciałem?...
- Co ty nam zrobiłeś, co nam podałeś? - Po tym upadłam na ziemię
- Uuu... - Podszedł do mnie z miną zmartwienia - No, no, no... nie przemęczaj się bo jeszcze nie na to czas - Chwycił mój pysk i uniósł go - Już niedługo wszyscy się spotkacie - Zaśmiał się i odszedł
Uniosłam głowę i zaczęłam śledzić odchodzącą posturę. Kiedy Aksel zniknął z mojego pola widzenia zemdlałam. Obudziło mnie szarpanie. Kiedy się obudziłam ujrzałam budzącą mnie Lerkę
- Eclipse, Eclipse!!
Uniosłam głowę i spojrzałam się na nią
- O co chodzi?
- Gdzie... Gdzie my jesteśmy?
- Na terenach WWN
- Co? A-Ale kiedy?
Wstałam i usiadłam przed Lerką
- Porwali nas w nocy. Dali nam coś przez co straciliśmy zmysły oraz energię
- A... A Mundus? A... Albo Beryl? Co z nimi?
- Też tu są
- Że co?
Otrząsnęłam się i wyjrzałam przez jamę jaskini
- Aksel ma wielu strażników. Kiedy ty byłaś nieprzytomna powiedział mi, że już niedługo się wszyscy spotkamy
- Wiesz co miał na myśli?
- Pewnie to, że zabierze nas, Beryla oraz Mundusa na jakieś spotkanie po czym uzgodni jakieś reguły
Zapadła cisza. Po kilku minutach Lerka odezwała się
- Eclipse...
- Tak? - Spojrzałam się na nią
- B-Boję się...
- Nie ma się czego bać...
- Ale ja mam za niego wyjść! Eclipse! To jedyna szansa!
- Nie martw się oto! Za nikogo nie będziesz wychodzić wbrew swojej woli ani Mundus nikomu nie będzie służył! Uwierz mi, jakoś zdołamy uciec. Jakoś to wszystko obmówimy... Masz moje słowo a kiedy go nie dotrzymam i stanie się coś złego możesz mnie znienawidzić...
Lerka popatrzała się na mnie po czym przytuliła się do mnie
<Beryl?>
- Aksel?... - Wypowiedziałam to i zaraz po tym zemdlałam
Byłam na wpół przytomna. Niewiele co pamiętam z całej tej podróży. Pamiętam tylko znajome twarze - Mundusa, Lerki i Beryla. Reszta wspomnień z tego to tylko urywki. Obudziłam się o poranku. Zaspana rozejrzałam się wokół. Zdziwiło mnie to, że znajduję się w jaskini. Nagle ujrzałam leżącą przy mnie Lerkę. Podszedłem do niej i zaczęłam ją budzić
- Lerka... Hej, Lerka wstawaj - Szturchałam ją nosem
Po krótkiej chwili obudziła się. Spojrzała się na mnie
- O, Eclipse... Co robisz w mojej jaskini? - Była tak jakby... nieświadoma tego co się zdarzyło
- Co? Nie jesteśmy w twojej jaskini! - Mruknęłam cicho
Nagle przed wejściem usłyszeliśmy dziwny lecz znajomy śmiech. Wytężyłam wzrok. Ku mojemu zdziwieniu był to Mundus wraz z Akselem jednak nie wyglądali jakby mieli dobre stosunki. Mundek dość dziwnie się zachowywał. Wtedy Aksel powiedział
- Zabierzcie go do tamtej jaskini
- Robi się! - Powiedział jeden z jego podwładnych po czym odszedł
Nagle Aksel spojrzał się w moją stronę. Uśmiechnął się szyderczo po czym zaczął iść w moim kierunku
- Lerka... Lerka! - Kiedy spojrzałam się w kierunku wadery ujrzałam, że ta dalej śpi
Zdziwiona podeszłam do niej a ta chwila nieuwagi pozwoliła Akselowi zbliżyć się do mnie. Kiedy był już na przeciwko mnie przygniótł mnie do ściany po czym uśmiechnął się
- No proszę, proszę... A więc się otrząsnęłaś? Jako jedyna z całego towarzystwa
- Co? Kto tu jeszcze jest?
- Ty, Lereczka, Mundus oraz...
- Oraz?! Kto?
- Beryl! - Uśmiechnął się
- Gdzie on... Gdzie go więzisz?!
Wilk prychnął po czym odszedł kawałek ode mnie
- Nie masz sił, prawda? Czujesz, że nie masz całkowitej kontroli nad ciałem?...
- Co ty nam zrobiłeś, co nam podałeś? - Po tym upadłam na ziemię
- Uuu... - Podszedł do mnie z miną zmartwienia - No, no, no... nie przemęczaj się bo jeszcze nie na to czas - Chwycił mój pysk i uniósł go - Już niedługo wszyscy się spotkacie - Zaśmiał się i odszedł
Uniosłam głowę i zaczęłam śledzić odchodzącą posturę. Kiedy Aksel zniknął z mojego pola widzenia zemdlałam. Obudziło mnie szarpanie. Kiedy się obudziłam ujrzałam budzącą mnie Lerkę
- Eclipse, Eclipse!!
Uniosłam głowę i spojrzałam się na nią
- O co chodzi?
- Gdzie... Gdzie my jesteśmy?
- Na terenach WWN
- Co? A-Ale kiedy?
Wstałam i usiadłam przed Lerką
- Porwali nas w nocy. Dali nam coś przez co straciliśmy zmysły oraz energię
- A... A Mundus? A... Albo Beryl? Co z nimi?
- Też tu są
- Że co?
Otrząsnęłam się i wyjrzałam przez jamę jaskini
- Aksel ma wielu strażników. Kiedy ty byłaś nieprzytomna powiedział mi, że już niedługo się wszyscy spotkamy
- Wiesz co miał na myśli?
- Pewnie to, że zabierze nas, Beryla oraz Mundusa na jakieś spotkanie po czym uzgodni jakieś reguły
Zapadła cisza. Po kilku minutach Lerka odezwała się
- Eclipse...
- Tak? - Spojrzałam się na nią
- B-Boję się...
- Nie ma się czego bać...
- Ale ja mam za niego wyjść! Eclipse! To jedyna szansa!
- Nie martw się oto! Za nikogo nie będziesz wychodzić wbrew swojej woli ani Mundus nikomu nie będzie służył! Uwierz mi, jakoś zdołamy uciec. Jakoś to wszystko obmówimy... Masz moje słowo a kiedy go nie dotrzymam i stanie się coś złego możesz mnie znienawidzić...
Lerka popatrzała się na mnie po czym przytuliła się do mnie
<Beryl?>
Od Beryla CD Eclipse
Eclipse wyszła z jaskini. Przebudziłem się na chwil, gdy usłyszałem szmer - byłem przekonany, iż to właśnie wadera, gdyż nie było jej już u mojego boku. Zamknąłem oczy. Nagle, coś na mnie spadło. Zacząłem się dusić.
~~ Kilka godzin później (zapewne) ~~
Obudziłem się i bez większego zainteresowania tym, co działo się wokół mnie, ziewnąłem nieprzytomnie. Podniosłem głowę, leżąc na boku.
- Eclipse...? - rozejrzałem się równie nieprzytomnie, jak przed chwilą ziewnąłem. Wadery nie było w pobliżu. Nie przejąłem się tym. Pomyślałem, że jest na zewnątrz. Ale... ja też jestem na zewnątrz. Coś jest nie tak.
Zacząłem nasłuchiwać. Nie usłyszałem jednak nic, poza cichymi śpiewami ptaków, co chwila dochodzącymi z oddali.
Zacząłem wstawać, z dziwną ociężałością. Zaraz... to dziwne. Z wczorajszego wieczoru kompletnie nic nie pamiętam! Może to nic ważnego.. nie. Wczoraj coś się wydarzyło.
Pytanie... jednak co się wydarzyło, i dlaczego, u licha nie jestem w naszej jaskini?!
Nagle, odwróciłem się i aż podskoczyłem ze zdziwienia i strachu.
Przede mną, stał Aksel - młody samiec alfa Watahy Wielkich Nadziei: chwilowo, mój największy wróg polityczny.
- Co ty tu robisz? - przeszedł mnie zimny dreszcz.
- A ciebie nie zastanawia, co ty tu robisz? - uśmiechnął się z wyższością.
- Właśnie... bardzo zastanawia - warknąłem.
- Aha... jak pewnie zauważyłeś, nie jesteś u siebie. Oczywiście, ten piękny las na około, to tereny WWN - rozejrzał się, od stóp do głów przepełniony pychą.
- Gdzie Eclipse?! - szybkim krokiem zbliżyłem się do Aksela.
- W bezpiecznym miejscu - na twarzy wilka ujrzałem szyderczy uśmiech.
- Eclipse, i Mundus, i Lerka?! - kogo jeszcze trzymasz tutaj?!
- Och... - zachichotał Aksel - jaki sprytny...
- Nas porwałeś. Bo nie można tego nazwać inaczej: więc ich też na pewno nie zostawiłeś w spokoju.
- No - basior czekał chwilę, jednak nie słysząc odpowiedzi, kontynuował - twoim... przyjaciołom - prychnął - nic się nie stało. Lerka i Eclipse siedzą wraz z moimi żołnierzami pod dobrą ochroną, a Mundek... chwilowo nieszkodliwy - napadnięty przez nagłą falę śmiechu, zachichotał.
- Co ty im zrobiłeś, potworze?! - rzuciłem się na wilka. Ten uskoczył w bok i cofnął kilka kroków.
- NIic... nikomu włos z głowy nie spadł. Takie sprawy załatwiamy umiejętnie. Chodź ze mną. Przekonasz się.
Nieufnie spoglądając na Aksela, ruszyłem za nim w nieznaną stronę.
W końcu, zbliżyliśmy si.ę do jaskini. Z wnętrza, wydobywał się dziwny, obco brzmiący głos. A przecież znałem go tak dobrze...
Znaleźliśmy się w środku. Pod ścianą siedział Mundus. Co chwila spazmatycznie drżał i bez przerwy chichotał. Było to lekko dziwne.
- Co mu się stało? - zapytałem.
- Inteligent - głową pracuje, to i głowę ma słabą - uśmiechnął się wilk - już po jednej buteleczce zachowuje się jak "normalny" po czterech.
Nie musiałem się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że ptak jest pijany. Nie wikałem, w jaki sposób się tu dostał, ani, dlaczego zastałem go w tak opłakanym stanie.
- Gdzie Eclipse i Lerka? - warknąłem znowu.
< Eclipse? >
~~ Kilka godzin później (zapewne) ~~
Obudziłem się i bez większego zainteresowania tym, co działo się wokół mnie, ziewnąłem nieprzytomnie. Podniosłem głowę, leżąc na boku.
- Eclipse...? - rozejrzałem się równie nieprzytomnie, jak przed chwilą ziewnąłem. Wadery nie było w pobliżu. Nie przejąłem się tym. Pomyślałem, że jest na zewnątrz. Ale... ja też jestem na zewnątrz. Coś jest nie tak.
Zacząłem nasłuchiwać. Nie usłyszałem jednak nic, poza cichymi śpiewami ptaków, co chwila dochodzącymi z oddali.
Zacząłem wstawać, z dziwną ociężałością. Zaraz... to dziwne. Z wczorajszego wieczoru kompletnie nic nie pamiętam! Może to nic ważnego.. nie. Wczoraj coś się wydarzyło.
Pytanie... jednak co się wydarzyło, i dlaczego, u licha nie jestem w naszej jaskini?!
Nagle, odwróciłem się i aż podskoczyłem ze zdziwienia i strachu.
Przede mną, stał Aksel - młody samiec alfa Watahy Wielkich Nadziei: chwilowo, mój największy wróg polityczny.
- Co ty tu robisz? - przeszedł mnie zimny dreszcz.
- A ciebie nie zastanawia, co ty tu robisz? - uśmiechnął się z wyższością.
- Właśnie... bardzo zastanawia - warknąłem.
- Aha... jak pewnie zauważyłeś, nie jesteś u siebie. Oczywiście, ten piękny las na około, to tereny WWN - rozejrzał się, od stóp do głów przepełniony pychą.
- Gdzie Eclipse?! - szybkim krokiem zbliżyłem się do Aksela.
- W bezpiecznym miejscu - na twarzy wilka ujrzałem szyderczy uśmiech.
- Eclipse, i Mundus, i Lerka?! - kogo jeszcze trzymasz tutaj?!
- Och... - zachichotał Aksel - jaki sprytny...
- Nas porwałeś. Bo nie można tego nazwać inaczej: więc ich też na pewno nie zostawiłeś w spokoju.
- No - basior czekał chwilę, jednak nie słysząc odpowiedzi, kontynuował - twoim... przyjaciołom - prychnął - nic się nie stało. Lerka i Eclipse siedzą wraz z moimi żołnierzami pod dobrą ochroną, a Mundek... chwilowo nieszkodliwy - napadnięty przez nagłą falę śmiechu, zachichotał.
- Co ty im zrobiłeś, potworze?! - rzuciłem się na wilka. Ten uskoczył w bok i cofnął kilka kroków.
- NIic... nikomu włos z głowy nie spadł. Takie sprawy załatwiamy umiejętnie. Chodź ze mną. Przekonasz się.
Nieufnie spoglądając na Aksela, ruszyłem za nim w nieznaną stronę.
W końcu, zbliżyliśmy si.ę do jaskini. Z wnętrza, wydobywał się dziwny, obco brzmiący głos. A przecież znałem go tak dobrze...
Znaleźliśmy się w środku. Pod ścianą siedział Mundus. Co chwila spazmatycznie drżał i bez przerwy chichotał. Było to lekko dziwne.
- Co mu się stało? - zapytałem.
- Inteligent - głową pracuje, to i głowę ma słabą - uśmiechnął się wilk - już po jednej buteleczce zachowuje się jak "normalny" po czterech.
Nie musiałem się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że ptak jest pijany. Nie wikałem, w jaki sposób się tu dostał, ani, dlaczego zastałem go w tak opłakanym stanie.
- Gdzie Eclipse i Lerka? - warknąłem znowu.
< Eclipse? >
Od Eclipse C.D Beryla
Przez resztę drogi prowadząc do jaskini Lerki i Mundusa szliśmy w milczeniu. Kiedy doszliśmy do ich jaskini spojrzeliśmy się na siebie
- Bądźcie czujni - Mruknął Beryl
Lerka wraz z Mundusem skinęli głowami i zaszyli się w swojej jaskini. Ja wraz z Berylem zaczęiśmy wracać do swojej jaskini przez całą watahę. Szliśmy całą drogę bez słowa. Kiedy jednak znaleźliśmy się przed jaskinią zatrzymałam się przed nią. Beryl zatrzymał się i spojrzał się na mnie
- Dlaczego nie idziesz?
- Muszę... muszę to wszystko przemyśleć...
Beryl wzdychnął i podszedł do mnie
- O co chodzi?
- O nic... - Odwróciłam głowę w drugą stronę
Wtedy Beryl złapał mnie za pysk i delikatnie odwrócił moją głowę w swoją stronę. Byłam bliska płaczu a Beryl widząc to przytulił mnie do siebie. Położył swoją głowę na mojej. Zamknęłam szczelnie oczy i wtuliłam się w jego futro
- Chodźmy do środka i prześpijmy się z tym wszystkim a nazajutrz wszystko przemyślimy
Odsunęłam się od niego i skinęłam głową. Weszliśmy do jaskini a tam położyliśmy się blisko siebie. Beryl otulił mnie swoimi skrzydłami. Zamknęłam oczy jednak za każdym kiedy je zamykałam to co się stało ukazywało się mi. Kilka razy obudziłam się w nocy aż w końcu ruszyłam się z miejsca i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na jednym z kamieni i spojrzałam się na księżyc
- Co takiego zrobiłam złego? Dlaczego to wszystko spotyka akurat nas? Dlaczego zsyłasz na nas nieszczęście...- Szepnęłam
Wtedy po niebie przemknęła spadająca gwiazda. Kiedy ją ujrzałam zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie
- Proszę, pomóż nam...
Wtedy usłyszałam jakiś szmer
<Beryl?>
- Bądźcie czujni - Mruknął Beryl
Lerka wraz z Mundusem skinęli głowami i zaszyli się w swojej jaskini. Ja wraz z Berylem zaczęiśmy wracać do swojej jaskini przez całą watahę. Szliśmy całą drogę bez słowa. Kiedy jednak znaleźliśmy się przed jaskinią zatrzymałam się przed nią. Beryl zatrzymał się i spojrzał się na mnie
- Dlaczego nie idziesz?
- Muszę... muszę to wszystko przemyśleć...
Beryl wzdychnął i podszedł do mnie
- O co chodzi?
- O nic... - Odwróciłam głowę w drugą stronę
Wtedy Beryl złapał mnie za pysk i delikatnie odwrócił moją głowę w swoją stronę. Byłam bliska płaczu a Beryl widząc to przytulił mnie do siebie. Położył swoją głowę na mojej. Zamknęłam szczelnie oczy i wtuliłam się w jego futro
- Chodźmy do środka i prześpijmy się z tym wszystkim a nazajutrz wszystko przemyślimy
Odsunęłam się od niego i skinęłam głową. Weszliśmy do jaskini a tam położyliśmy się blisko siebie. Beryl otulił mnie swoimi skrzydłami. Zamknęłam oczy jednak za każdym kiedy je zamykałam to co się stało ukazywało się mi. Kilka razy obudziłam się w nocy aż w końcu ruszyłam się z miejsca i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na jednym z kamieni i spojrzałam się na księżyc
- Co takiego zrobiłam złego? Dlaczego to wszystko spotyka akurat nas? Dlaczego zsyłasz na nas nieszczęście...- Szepnęłam
Wtedy po niebie przemknęła spadająca gwiazda. Kiedy ją ujrzałam zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie
- Proszę, pomóż nam...
Wtedy usłyszałam jakiś szmer
<Beryl?>
czwartek, 2 kwietnia 2015
Od Beryla CD Eclipse
- Nic nie wyjaśniliśmy. Nic nie wyjaśniliśmy z WWN. Wiecie, co mi powiedział Aksel?
- Co? - z cieniem zmęczenia i strachu popatrzyłem na Mundusa.
- Powiedział, że czas naszego układu dawno minął... że Lerka będzie dla niego idealną partnerką. A ja, dobrym doradcą.
Lerka westchnęła z grozą. Ptak wbił wzrok w ziemię.
- Ani Lerka, ani ty, nigdzie nie idziecie - odpowiedziałem pewnie.
- A ciebie, Berylu... się zamknie. Albo, ewentualnie zlikwiduje.
- Co...?
- Na postrach społeczeństwu. Wiem, że cudzym losem łatwo się rozporządza...
- Nie ma mowy! - krzyknęła Eclipse - co on sobie mysli? Może i znają nasze tajemnice wojskowe, ale najważniejsze jest chyba samo wojsko, czyż nie? - a wojsko jeszcze mamy.
- Tak... teraz trzeba tego wojska pilnować, żeby... bo jak któryś z szeregwców sam w lesie będzie, to łatwo go złapać, albo gardło gdzieś poderżnąć... - westchnął ptak.
Dalej szliśmy, nie wypowiedziawszy nawet słowa.
< Eclipse? >
- Co? - z cieniem zmęczenia i strachu popatrzyłem na Mundusa.
- Powiedział, że czas naszego układu dawno minął... że Lerka będzie dla niego idealną partnerką. A ja, dobrym doradcą.
Lerka westchnęła z grozą. Ptak wbił wzrok w ziemię.
- Ani Lerka, ani ty, nigdzie nie idziecie - odpowiedziałem pewnie.
- A ciebie, Berylu... się zamknie. Albo, ewentualnie zlikwiduje.
- Co...?
- Na postrach społeczeństwu. Wiem, że cudzym losem łatwo się rozporządza...
- Nie ma mowy! - krzyknęła Eclipse - co on sobie mysli? Może i znają nasze tajemnice wojskowe, ale najważniejsze jest chyba samo wojsko, czyż nie? - a wojsko jeszcze mamy.
- Tak... teraz trzeba tego wojska pilnować, żeby... bo jak któryś z szeregwców sam w lesie będzie, to łatwo go złapać, albo gardło gdzieś poderżnąć... - westchnął ptak.
Dalej szliśmy, nie wypowiedziawszy nawet słowa.
< Eclipse? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)