sobota, 4 kwietnia 2015

Od Beryla CD Eclipse

Eclipse wyszła z jaskini. Przebudziłem się na chwil, gdy usłyszałem szmer - byłem przekonany, iż to właśnie wadera, gdyż nie było jej już u mojego boku. Zamknąłem oczy. Nagle, coś na mnie spadło. Zacząłem się dusić.

~~ Kilka godzin później (zapewne) ~~

Obudziłem się i bez większego zainteresowania tym, co działo się wokół mnie, ziewnąłem nieprzytomnie. Podniosłem głowę, leżąc na boku.
- Eclipse...? - rozejrzałem się równie nieprzytomnie, jak przed chwilą ziewnąłem. Wadery nie było w pobliżu. Nie przejąłem się tym. Pomyślałem, że jest na zewnątrz. Ale... ja też jestem na zewnątrz. Coś jest nie tak.
Zacząłem nasłuchiwać.  Nie usłyszałem jednak nic, poza cichymi śpiewami ptaków, co chwila dochodzącymi z oddali.
Zacząłem wstawać, z dziwną ociężałością. Zaraz... to dziwne. Z wczorajszego wieczoru kompletnie nic nie pamiętam! Może to nic ważnego.. nie. Wczoraj coś się wydarzyło.
Pytanie... jednak co się wydarzyło, i dlaczego,          u licha            nie jestem w naszej jaskini?!
Nagle, odwróciłem się i aż podskoczyłem ze zdziwienia i strachu.
Przede mną, stał Aksel - młody samiec alfa Watahy Wielkich Nadziei: chwilowo, mój największy wróg polityczny.
- Co ty tu robisz? - przeszedł mnie zimny dreszcz.
- A ciebie nie zastanawia, co ty tu robisz? - uśmiechnął się z wyższością.
- Właśnie... bardzo zastanawia - warknąłem.
- Aha... jak pewnie zauważyłeś, nie jesteś u siebie. Oczywiście, ten piękny las na około, to tereny WWN - rozejrzał się, od stóp do głów przepełniony pychą.
- Gdzie Eclipse?! - szybkim krokiem zbliżyłem się do Aksela.
- W bezpiecznym miejscu - na twarzy wilka ujrzałem szyderczy uśmiech.
- Eclipse, i Mundus, i Lerka?! - kogo jeszcze trzymasz tutaj?!
- Och... - zachichotał Aksel - jaki sprytny...
- Nas porwałeś. Bo nie można tego nazwać inaczej: więc ich też na pewno nie zostawiłeś w spokoju.
- No - basior czekał chwilę, jednak nie słysząc odpowiedzi, kontynuował - twoim... przyjaciołom - prychnął - nic się nie stało. Lerka i Eclipse siedzą wraz z moimi żołnierzami pod dobrą ochroną, a Mundek... chwilowo nieszkodliwy - napadnięty przez nagłą falę śmiechu, zachichotał.
- Co ty im zrobiłeś, potworze?! - rzuciłem się na wilka. Ten uskoczył w bok i cofnął kilka kroków.
- NIic... nikomu włos z głowy nie spadł. Takie sprawy załatwiamy umiejętnie. Chodź ze mną. Przekonasz się.
Nieufnie spoglądając na Aksela, ruszyłem za nim w nieznaną stronę.
W końcu, zbliżyliśmy si.ę do jaskini. Z wnętrza, wydobywał się dziwny, obco brzmiący głos. A przecież znałem go tak dobrze...
Znaleźliśmy się w środku. Pod ścianą siedział Mundus. Co chwila spazmatycznie drżał i bez przerwy chichotał. Było to lekko dziwne.
- Co mu się stało? - zapytałem.
- Inteligent - głową pracuje, to i głowę ma słabą - uśmiechnął się wilk - już po jednej buteleczce zachowuje się jak "normalny" po czterech.
Nie musiałem się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że ptak jest pijany. Nie wikałem, w jaki sposób się tu dostał, ani, dlaczego zastałem go w tak opłakanym stanie.
- Gdzie Eclipse i Lerka? - warknąłem znowu.

< Eclipse? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz