sobota, 11 kwietnia 2015

Od Beryla CD Eclispe

- One zostaną - uśmiechnął się przebiegle i szyderczo wilk - jedna jako zakładniczka, druga... - rzuzcił spojrzenie na Lerkę.
- Przecież byliśmy umówieni! - dodał w końcu.
- Nikt się z nikim nie umawiał! - wybuchłem z żalem w głosie.
Wilk zdawał się tym nie przejmować. Wzruszył tylko ramionami i zakończył:
- Porozmawiamy o tym jutro. Jutro też, będziecie mogli wraz z Mundusem wrócić do tej waszej watahy...
- Dlaczego jutro?! - krzyknąłem wciąż z żalem.
- Ponieważ... - wilczur popatrzył na ptaka - tyle zajmie mu dojście do siebie. Chyba.
Straż odprowadziła nas do jednej z wielu jaskiń znajdujących się na terenach WWN. Eclipse wraz z Lerką znalazły się pewnie w innej, gdyż wilki odprowadziły je w inną stronę niż mnie i Mundusa. Następnego dnia, wstałem wcześnie rano. Było chłodno i wilgotno. Wstałem i wyszedłem przed jaskinię. Wokoło nie było żadnych wilków. Pewnie Aksel zaufał mojej godności i jest pewny, że nie ucieknę. Ale... gdzie Mundus? Jaskinia była głęboka i mieściła kilka wnęk i szczelin prowadzących nie wiadomo dokąd. Byłem niezwykle ciekawy, czy ptak już wyzdrowiał z tej tajemniczej choroby.
- Mundeek! - krzyknąłem w głąb groty.
- Ćśśś! Cicho... - żałośnie błagalnym głosem odpowiedział z ciemności Mundus - proszę cię, przestań krzy... - nie dokończył. Zaniepokoiło mnie to. Usłyszałem tylko westchnięcie. Udałem się w stronę głosu.
- Mundusie... - szepnąłem, rozglądając się, przebijając ciemność wzrokiem i idąc na ślepo.
- Tu jestem... - znów usłyszałem żałosny i cichy głos.
- Co ci się stało? - podszedłem do błękitnych piór leżących pod ścianą.
- Głowa mnie boli... - mruknął.
- Chodź... od czego ten ból?
- Mam pewne podejrzenia. Czy ja wczoraj... - machnął skrzydłem.
- Co? Ach, trochę dziwnie się zachowywałeś.
- No tak - westchnął. Tej zniewagi jednak nigdy im nie daruję - szepnął.
Wyszliśmy z jaskini. rzez chwilę nie padło żadne słowo. W końcu, Mundus powiedział:
- Idę do Aksela.
- Co?! Po co?
Aż zadrżałem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy Mundus oby na pewno już wyzdrowiał z tej tajemniczej choroby, na którą cierpiał wczoraj. Mimo wszystko, nie chciałem, byśmy bez potrzeby się rozdzielali. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek więcej powiedzieć, ptak wzbił się w powietrze i odleciał.
Niewiele myśląc, pobiegłem za nim. Pędząc ile sił w nogach przez las, starałem nie spuszczać z oczu powoli lecącego ptaka. W końcu jednak, mój niebieski przyjaciel nad wyraz zwinnie skręcił, znikając między koronami drzew.
Zacząłem bezmyślnie błądzić po nieznanym lesie. Nasłuchiwałem i rozglądałem się wokoło. Nagle poczułem znienawidzony zapach samca alfa WWN. Podążyłem jego tropem. Po chwili znalazłem się na niewielkim, bezdrzewnym pagórku w środku lasu. Jakże wielkie było moje szczęście, gdy zobaczyłem nie tylko Aksela, ale też Eclipse i Lerkę. Oprócz nich, niestety, na polanie stało kilka innych  wilków, jak mniemam, strażników.
Brakowało tylko Mundusa. Byłem ciekawy, gdzie się podział. Ani Aksel, ani strażnicy nie zauważyli mnie. Jedynie Lerka szepnęła coś do Eclipse, nie byłem jednak pewien, czy dotyczyło to mnie. Stałem w miejscy, przy ostatnim drzewie, obserwując sytuację.
- Akselu! - usłyszałem wyraźny głos. Popatrzyłem w stronę, z której dochodził.
Mundus usiadł pod drzewem, na skraju lasu. Między gałęziami, lśniły tylko jego bordowe oczy, w ciemności wyglądające niemal na czerwone. Patrzył na Aksela ze swego rodzaju politowaniem. Nie mogłem nic więcej wyczytać z jego wzroku. Wilk również spojrzał na Munudsa. Uśmiechnął się.

< Eclipse? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz