- Eclipse... - powiedziałem, przełykając mięso jelenia - powiedz mi: dlaczego z takim uśmiechem mówisz o Mosterze...?
- Co? Z jaką radością? - uśmiechnęła się beztrosko wadera.
- Wybacz. Bo to dziwne... - schyliłem się po następny kęs, nie spuszczając wzroku z Eclipse.
- Nie żartuj sobie - spoważniała wilczyca, kładąc się na trawie.
Teraz dopiero przeniosłem wzrok na mięso. Stwierdziłem, że apetyt całkiem mi przeszedł. Pierwszy raz w życiu, poczułem coś dziwnego, co jakby właśnie wyważyło drzwi do mojego serca.
Zaczęło zbierać się na burzę. Byliśmy daleko od naszej jaskini, w górach.
- Widzisz, Eclipse... - uśmiechnąłem się, patrząc w niebo - zawsze jak zapowiada się na burzę, jesteśmy poza domem... - zażartowałem, lecz czułem, że wadera była zbyt zamyślona, by usłyszeć moje słowa.
- Może udamy się do jaskini Lenka, albo Murki i Andreia... to chyba jedyne jaskinie, do których zdąrzymy dotrzeć przed deszczem.
Po chwili ciszy, Eclipse odpowiedziała:
- Ach... możemy.
< Eclispe? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz