- Gdzie jest Eclipse?! Co oni chcą z nią zrobić?! - krzyczałem w furii.
- Lepiej teraz martw się o siebie - odpowiedział tajemniczo wilk-cień.
- Ale jak to?! NIKT nie może zginąć...! -p załamałem się.
- Właśnie. Ona nie zginie. Z tobą gorzej - zamyślił się.
- Co? Jak to? - zerwałem się na prawie równe nogi.
- No... ją zabrali na dwór. Z tobą jeszcze nic nie zrobili, więc trudno mi określić, w jakim celu cię tu trzymają.
- Więc Eclipse nic się nie stanie? - westchnąłem z przejęciem.
- Nic. Na pewno.
- To dobrze... - zawahałem się. W pewnej chwili pomyślałem o Mundusie. Wcześniej bałem się o nim wspominać, z uwagi na niecodzienne zainteresowanie nim i jego siostrą owego czarnego wilka. Teraz jednak, w napływie spokoju, powiedziałem:
- Wilku: powiedz mi szczerze... z jakiego powodu tak cię interesuje siostra Mundusa?
- Nieważne - burknął - to... coś o czym nie wiesz.
- Rzeczywiście, o tym... o tym zdrajcy wiem niewiele. Jeszcze mniej o jego siostrze.
- Tak. O jego Bogu ducha winnej siostrze. Jego samego - tu ziewnął - sam z chęcią pozbawiłbym życia. Gdy już się zgodzi - tu zamilkł na chwilę. Teraz z kolei on zawahał się.
- Aha... - popatrzyłem na miejsce w którym siedział cień i powiedziałem "aha", jakbym zorientował się o co tak naprawdę chodzi. W rzeczywistości nie wiedziałem, co o tym myśleć. Cóż... widocznie postać Mundusa na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą. Byłem ciekawy, kiedy go znów zobaczę. Nie wierzyłem, że mógłby już nigdy nie pojawić się w moim życiu. Tymczasem, byłem coraz bardziej zmęczony. Uspokojony pewną przyszłością Eclipse, zasnąłem.
~~ Następnego dnia... ~~
Obudziłem się wypoczęty.
- Wilku... - szepnąłem.
- Wilku...! - powiedziałem głośniej, wstając. Nikogo nie było w pomieszczeniu. Tym razem, chyba się nie myliłem. Zostałem sam.
Długo zajęło mi poukładanie myśli. W końcu, zacząłem dochodzić do siebie. Nagle, obok klatki, ujrzałem błyszczące w ciemności oczy. Widok ten, przeraził mnie. Przeszły po mnie dreszcze i cofnąłem się o krok. Dalsze cofanie się, uniemożliwiały pręty klatki.
W jednej chwili, zorientowałem się, kto przygląda mi się z taką radością. Czyje to wymowne oczy tak mnie przeraziły. Czyje ciemne, bordowe tęczówki z dziecinnym i szczerym zadowoleniem zadowoleniem wpatrywały się we mnie.
- Witaj, przyjacielu! - padły znane mi już słowa, upewniające mnie w tym przekonaniu...
< Eclipse? >
Długo zajęło mi poukładanie myśli. W końcu, zacząłem dochodzić do siebie. Nagle, obok klatki, ujrzałem błyszczące w ciemności oczy. Widok ten, przeraził mnie. Przeszły po mnie dreszcze i cofnąłem się o krok. Dalsze cofanie się, uniemożliwiały pręty klatki.
W jednej chwili, zorientowałem się, kto przygląda mi się z taką radością. Czyje to wymowne oczy tak mnie przeraziły. Czyje ciemne, bordowe tęczówki z dziecinnym i szczerym zadowoleniem zadowoleniem wpatrywały się we mnie.
- Witaj, przyjacielu! - padły znane mi już słowa, upewniające mnie w tym przekonaniu...
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz