- Jesteście w jaskini, należącej do terenów Watahy Wielkich Nadziei. Nie martwcie się jednak... nic wam nie grozi. Axel, przyszły samiec alfa watahy - tutaj z szacunkiem kiwnął głową - oddał was mi. Nie zamierzam posuwać się do ostateczności... - popatrzył bystro na Andreia - z jednym wyjątkiem. Pamiętajcie jednak, że dopóki tu jesteście, ode mnie zależy wasze życie.
- Pamiętamy... - ktoś z tłumu westchnął ze znudzeniem i podenerwowaniem.
- Radzę się nie przeciwstawiać - uśmiechnął się Mundek.
- I co? Do czego doszedłeś? Jesteś już pierwszym doradcą? A może kimś jeszcze wyższym? - zapytałem ironicznie.
- Mnie nie obchodzi władza tytułowa, Berylu - Mundus zrobił krok w przód - lecz prawdziwa.
Andrei nie mógł wytrzymać obecności błękitnego ptaka. Był coraz bardziej zirytowany, aż w końcu zapytał:
- Nie masz teraz naelektryzowanych piór, niebieski gawronie?
- Nie Andreiu - odpowiedział z lekkim uśmiechem, spokojnie Mundus - i nie mów tak do mnie więcej.
- I nie ma tu żadnych straży...?
- Oczywiście, że nie. Wy i ja, zostaliśmy sami.
Andrei wstał i po chwili namysłu skoczył na ptaka. Ten w mgnieniu oka zrobił unik, złapał Andreia za łapę, wykręcił ją do tyłu, przewrócił wilka na ziemię i dodał równie spokojnie jak poprzednio:
- Ale nie myśl, że zostając z wami sam, nie przewidziałem waszych możliwości.
Zamarliśmy w bezruchu. Miałem nadzieję, że Mundus okaże wyrozumiałość Andreiowi.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz