- Ty przecież o mnie też... - warknąłem przez zęby, kładąc uszy po sobie.
Wadera zaśmiała się. Wlepiłem w nią wzrok.
- Nie martw się - pokręciła głową - życie jest krótkie i trzeba się nim cieszyć.
- Ale jak tu się cieszyć...? - spuściłem łeb.
- To... nie czas na zmartwienia. Dzisiaj wyszło słońce, jest ciepło i przyjemnie. Może zapolujemy? Nieopodal widziałam niedawno stado łosi.
- Czemu nie? - lekko się rozchmurzyłem.
Udaliśmy się na niewielką polanę. Było na niej kilka łosi. Zwierzęta pasły się spokojnie w wysokiej trawie. Podkradliśmy się do jednej z klemp. Samica nie zdawała sobie sprawy z naszej obecności. Jeszcze chwila... nagle jeden z samców zaatakował nas. Stanął na tylnych nogach, przednimi wywijając w powietrzu. Bojowo machnął rogami.
Cofnęliśmy się. Z drugiej strony, o mało nie zmiażdżyła nas klempa. Zaczęliśmy biec w stronę lasu. Tam, byliśmy już bezpieczni.
- No cóż... z polowania nici - popatrzyłem na biegnące łosie. Staliśmy na skraju łąki.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz