Tak dawno nie widziałam jego oblicza. Dokładnie takiego go zapamiętałam... Chciałabym się zatracić w jego wspomnieniu, płynąć w głąb jeziora, przybyć mu na ratunek... Ale wiedziałam, że obraz, który ujrzałam był tylko moim złudzeniem.
- Czy... czy nie jest już za późno na samotny spacer dla damy?
- nieśmiało spytał Beryl.
- Tak... Tak, chyba masz rację - odpowiedziałam - Powinnam się wyspać, jutro muszę znaleźć jakąś strawę...
Nic nie mówiąc basior zaczął prowadzić mnie wśród zmarłych, gołych drzew. Księżyc chylił się ku horyzontowi, zaś wiatr przenikał przez moją gęstą, zimową sierść.
- Współczuję, że w tak krótkim odstępie czasu straciłeś rodzinę, przyjaciół... - zaczęłam, lecz Beryl mi przerwał:
- Niepotrzebnie. Radzę sobie - uciął krótko, lecz po chwili chyba pożałował, że to powiedział, bo rzekł - Przepraszam... Chyba wciąż nie pogodziłem się, z niektórymi myślami...
Wpatrzył się w swe przednie łapy.
Po dłuższej chwili, albowiem szliśmy wolniej, dotarliśmy do mojej małej, aczkolwiek wygodnej jaskini.
- Bardzo dziękuję, że odprowadziłeś mnie przez ten mrok - powiedziałam - Nie spałam od bardzo dawna, powinnam się położyć... Jutro jest wielki dzień dla Chrześcijan. Oraz moje dziesiąte urodziny...
< Berylu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz