Usiadłem, zaciskając powieki, jakby chcąc uchronić się przed płaczem. W końcu wydusiłem z ciężkim westchnięciem.
- Panta rhei...
Nie usłyszałem odpowiedzi. W końcu otworzyłem oczy.
- Piękna maksyma - uśmiechnęła się lekko wadera.
- To... usłyszałem kiedyś od przyjaciela - podniosłem wzrok, patrząc w nieba. Przypomniałem sobie niedawno utraconą rodzinę i błękitnego ptaka - najdroższego mi przyjaciela. W tamtej chwila pożałowałem wszystkich wyrządzonych mu krzywd. Widok odbijającego się w jeziorze światła księżyca, sprawił, że poczułem się zmęczony. Na chwilę oderwałem się myślami od rzeczywistości.
Popatrzyłem smutno na waderę. Ta przymknęła oczy i przestała się uśmiechać. Spuściłem wzrok.
- Wielka szkoda... - Kauneus wstała. Ja również podniosłem się, czekając na cokolwiek, co mogłoby przerwać ciszę, która nagle zaczęła mi przeszkadzać. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Oprócz szumu bezlistnych drzew i dalekiego szczekania psów z pobliskiej wsi, nie słyszałem żadnych odgłosów.
< Kauneus? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz