Vinys
oderwał na chwilę wzrok, od niewątpliwie zabawnej sceny, która rozgrywała się
przed nim. Przeniósł go na Etain, jedyną osobę w pomieszczeniu, która zdawała
się być poruszona tą sytuacją, by po chwili znów wrócić do patrzenia na
basiora, który nie mniej zawzięcie niż sekundy wcześniej, podnosił z ziemi
martwe ciało. Śmierć nie robiła na nim wrażenia, ale czy powinna? To pytanie nie
opuszczało go już od dawna: Jak powinien się zachować, gdy ktoś umiera? Odłożył
jednak te rozważania na później, na razie musiało wystarczyć wzruszenie ramion
i pełne dezaprobaty westchnięcie.
– Nie wiem w
jaki sposób mam ci pomóc, nie miałem jeszcze okazji nosić zwłok.
– Nie
szkodzi, na razie daję radę, najwyżej mnie zmienisz w trakcie. – Szkło z ciałem
przerzuconym bezładnie przez grzbiet, stał już niemal w wyjściu. Jak zawsze
gotowy do dalszego działania. – A teraz chodźmy, nie mamy czasu do stracenia.
Bywaj, Etain, możliwe, że jeszcze tu zajrzymy, jeśli będziemy mieć jakieś
pytania.
Wyszedł, a
grafitowy basior podreptał za nim, raz jeszcze oglądając się tylko za siebie.
Medyczka wróciła już do swoich zajęć. Oni też powinni.
Szkło krążył
po jaskini, czekając aż pochylony nad ciałem analityk śledczy odpowie na
pytania, których nikt nie zdążył jeszcze nawet zadać. Vinys usiadł przy
ścianie, nie czuł potrzeby czynnego uczestniczenia w tym procesie, ale
obserwował każdy ruch Silwestra z niezdrowa wręcz fascynacją. Nie ma lepszego
świadka niż ofiara, a on potrafił skłonić zmarłych do zwierzeń.
– Oni nigdy
nie kłamią – szepnął Vin, ledwie słysząc samego siebie. W jego umyśle te słowa
były jednak wyraźne i zdawały się godne zapamiętania. Dopiero, gdy zaczęły
docierać do niego znajome głosy, uświadomił sobie, że nieumyślnie zignorował
część toczącej się właśnie konwersacji.
– Będę
musiał obejrzeć go od środka, nie widzę żadnych zewnętrznych obrażeń, prócz
rozcięcia na gardle, oczywiście.
– Ile to
zajmie? – Szkło niecierpliwie okrążył ciało. Myślami był już pewnie w WSj i
przesłuchiwał każdego, kto się napatoczył.
– Pół
godziny, może mniej.
Vin wymknął
się tymczasem z jaskini, chcąc uniknąć przyspieszenia wyprawy do sąsiedniej
watahy. Był ciekaw co spotkało martwego i na tym chciał się na razie skupić.
Przy okazji, mógł skorzystać z chwili oczekiwania i udać się na spacer,
zasłużony jego zdaniem. Niemal od razu dołączył do niego Shino.
– Jak się
dzisiaj czujesz? – Lis zaszedł mu drogę, jak to miał w zwyczaju, przy niemal
każdej rozmowie. Jakby nie był w stanie jednocześnie iść i mówić. Albo po
prostu szukał sposobu, żeby skupić uwagę wilka na temacie rozmowy na dłużej niż
parę sekund.
– Zupełnie
zwyczajne, choć może nie powinienem, zważywszy na okoliczności.
–
Okoliczności?
– Aktualnie
mamy trupa. Umarł na naszych oczach, ale musze przyznać, że w dość ciekawy
sposób. – Basior przekręcił głowę i spojrzał w przestrzeń za lisem. Chciał iść
już dalej.
Shino
przewrócił oczami. Niezupełnie o taką odpowiedź mu chodziło, ale postanowił nie
drążyć tematu.
– Coś się
stało?
– Jeszcze
nic. Jakieś choróbsko przywlekło się na pobliskie tereny, może przejdzie
bokiem. Byle by nie skończyło się jak ostatnim razem.
Vinysa
jednak ani trochę nie obchodziło, co stało się „ostatnim razem”. Ruszył znowu
przed siebie, gubiąc gdzieś po drodze demona, czego nie zauważył, póki nie
stanął znów przed opuszczoną wcześniej jaskinią. Wszedł do niej, przez chwilę
przekonany, że nikogo nie zastał.
– Śledczy Szkło
i Brus, zabrali już ciało – wyjaśnił Silwestr, który niezauważony wcześniej
przez młodszego basiora, siedział sztywno gdzieś z boku.
– Wiadomo
już dlaczego nie żyje?
– Nie jestem
pewien. – Wilk wstał i podszedł bliżej. – Nie widziałem jeszcze czegoś takiego,
płuca były opuchnięte, a reszta wnętrzności, cóż, wyglądała jak rozgotowana.
Chyba lepiej żeś tego nie widział.
Grafitowy
basior przytaknął, choć miał o tym zupełnie inne zdanie. Zrezygnował też z
dalszej konwersacji, gdyż do jaskini wrócili właśnie dwaj śledczy.
<Szkło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz