— Oczywiście, zaraz do tego przejdę. - w celu wzmocnienia zapewnienia pokiwałam lekko głową. Vinys siedział zapatrzony w jeden punkt, właściwie nie sposób było określić, czy uważnie przysłuchuje się rozmowie, czy też buja w obłokach. - Tak jak mówiłam, dotarcie zajmie nam góra dwa dni. Będziemy się poruszać na północny wschód, drobne problemy mogą pojawić się tylko przy przeprawie niedaleko bagien. Okoliczni mieszkańcy zwą ich Watahą Białej Pani, jednak oficjalnie to Wataha Białej Zorzy. Rzecz jasna władzę sprawuje Alfa, Alcestro, ale posiadają też coś w stylu rady starszych. Są najbardziej liczącą się watahą w tamtym regionie, dlatego zdecydowaliśmy się na współpracę właśnie z nimi. Jeszcze jakieś pytania? - spojrzałam po towarzyszach. Na reakcję ze strony Agresta nie musiałam długo czekać.
— Jak duże wpływy ma ta "rada starszych"? Czy stanowi funkcję pomocniczą, czy bardziej ustawodawczą? - zastanawiałam się przez moment nad odpowiedzią.
— Tego nie wiemy, ale powinniśmy być przygotowani także do drugiej opcji. Może omówimy resztę po drodze? Jak tak dalej pójdzie, to będziemy tu siedzieć do wieczora. - uśmiechnęłam się lekko, stając na nogi i poprawiając torbę u swego boku. Nowa, jasno-brązowa, z nieco naderwaną klapą, ale w pełni funkcjonalna.
— Jestem za. - odezwał się Vinys, właściwie po raz pierwszy od swojego przybycia. Ruszyłam zatem przez las nadając kierunek wędrówki, a tuż obok mnie stąpała dwójka basiorów. Mimo że w głowie kłębiło się sporo pytań, na początku zapadła między nami cisza, pozwalająca zebrać myśli.
Pierwszą rzeczą która mi zaświtała w głowie, był Zawilec i jego śmierć. Kiwające się delikatnie na wietrze powieszone ciało, splamiona krwią śnieżnobiała sierść, wywalone na wierzch białka oczu - jeden z ładniejszych trupów. To niewiarygodne, jak zniknięcie jednej, w sumie mało aktywnej osoby może wpłynąć na taką społeczność. Sama właściwie nigdy nie przepadałam za tym osobnikiem; zaraz po szoku i akceptacji faktu zabójstwa z ulgą pomyślałam, jak to dobrze, że zdążyłam go wypytać przed tym wydarzeniem. W przeciwnym wypadku pewnie utkwiłabym w martwym punkcie.
— O, Mundus. Nie spodziewałabym się ciebie tutaj. - odwrócił głowę, obrzucając mnie melancholijnym, dziwnie pustym spojrzeniem. Szarości zmierzchu nie stanowiły jeszcze skutecznego kamuflażu, ale przy odrobinie ćwiczeń śledzenie o tej porze dnia stawało się dużo łatwiejsze, zwłaszcza że ptak nie wiedzieć dlaczego zamiast wznieść się w powietrze poruszał się na lądzie. Wystarczyło podążać za nim, póki się nie zatrzyma. Ciekawe, czy zauważył? W sumie, to bez znaczenia. Usiadłam kilka kroków obok.
— Witaj, Notte. Nie przeszkadzam? - powrócił do wpatrywania się w nacierające na plażę morze.
— Skądże. Często tu bywasz?
— Nie częściej, niż ty. - i tu miał rację.
— Znasz dużo wilków, prawda? - trochę strzelałam. Spotkałam się z ciszą, jakże wymowną. - Szukam kogoś, kto może wiedzieć coś na temat mojej rodziny.
— Obawiam się, że nie jestem w stanie ci pomóc. Nie znam tamtych rejonów. - postanowiłam to zignorować.
— Podobno jest twoim przyjacielem, i bywał w WSC kilka lat temu. Jeden osobnik dostarcza mu zioła i to potwierdził. Wiesz, gdzie teraz może być? - miałam wrażenie, że rozmawiam ze ścianą. - Proszę, to dla mnie ważne. - dodałam przekonującym, błagalnym tonem. Ptak westchnął cicho. Milczał długo, zanim ponownie się odezwał.
— To od niego się dowiedziałaś o tym "przyjacielu"?
— Tak, praktycznie wszystkiego, co wiem do tej pory. Ale muszę wiedzieć więcej, jeżeli chcę się z nim spotkać. - machałam zawzięcie końcówką ogona, by dać jak najwięcej emocjonalnych bodźców rozmówcy.
— Nie chcę cię rozczarować, ale wątpię, by była to właściwa osoba. Aczkolwiek jeżeli tak ci na tym zależy...możesz poszukać w Watasze Białej Pani.
<Agrest? Tylko nie zabijaj, okey? Co ja zrobiłam z tym opowiadaniem, nie wiem, zbeszcześciłam pisarstwo. Boże, co ja robię ze swoim życiem. XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz