- Obrzydliwe - przy tym słowie, tak bardzo nacechowanym, jej głos nadal wydawał się delikatny i poniekąd spokojny.
- Co to były za stworzenia? Wiesz, Konwalio? - jeszcze raz obejrzałem się za siebie, jakby próbując przynajmniej jednym ze zmysłów powrócić na tamtą piaszczystą ziemię, poznać istoty pełne czegoś, czego nie tylko bałem się, ale przede wszystkim zupełnie nie rozumiałem. Czegoś obcego. Intrygującego. Potrząsnąłem głową.
Jednak plaża została już daleko za leśnymi drzewami. A z nią one.
- Syreny - szepnęła wilczyca.
- Chodźmy dalej - odpowiedziałem, nie chcąc zbędnymi zdaniami burzyć wyjątkowej, jesiennej ciszy, jaka zapanowała nagle wokół nas. Przez następne minuty szliśmy w milczeniu.
Po niedługim czasie odgłosy naszych kroków powoli zaczęły mieszać się z delikatnymi stuknięciami, dochodzącymi uporczywie ze wszystkich stron. Można było pomylić się, wsłuchać w ten dźwięk i usłyszeć w nim stukanie małych nóżek o powierzchnię ziemi, o piasek, liście, biegających po korze starych drzew, skaczących po długich źdźbłach traw, rozkołysujących każde z nich osobno, ogromna rzesza malutkich stópek, szalejąca po lesie. Było w tym coś niesamowicie uspokajającego. W końcu zrezygnowałem z kontrolowania, czy nie oddalam się za bardzo od idącej obok Konwalii. Przestałem myśleć nad tematem do rozmowy. Westchnąłem głęboko, półświadomie czując, jak schodzi ze mnie całe napięcie.
W pewnej chwili drgnąłem i zatrzymałem się na ułamek sekundy, z jedną z przednich łap zawieszoną tuż nad ziemią i uczuciem, jakbym zrobił właśnie coś strasznego. Opuściłem wzrok. Ach, nie. Nie zdeptałem żadnego z nich. Moje nogi są mokre od deszczu. To pada chłodny, jesienny deszcz. Drobne krople stukające o wnętrze lasu.
- Coś nie tak? - jej słowa dotarły do mnie szybciej, niż ich sens. Zanim znów zacząłem iść, podniosłem wzrok na stojącą obok waderę, która wyprzedziła mnie już o krok i czekała.
- Nie - odpowiedziałem nieobecnym głosem. Nie rozumiałem, co działo się wewnątrz mnie. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej rozkojarzony - dokąd teraz idziemy?
- Przed siebie, Szkło.
Deszcz jakby ucichł. Zaśmiała się, jednak za tą pogodną maską po prostu musiał kryć się smutek. Usłyszałem go. Z jakiegoś powodu coś w niej nagle przypomniało mi... tamtą twarz. Twarz syreny.
Szliśmy dalej. Odsunąłem się, zachowując teraz pewien dystans od idącej obok Konwalii. Z całego serca chciałem zignorować niepokój, który zaczął mnie ogarniać, zapytałem więc niemal od razu:
- Która część naszych ziem najbardziej ci się podoba? Póki nie zapada zmierzch, możemy się tam wybrać.
< Konwalio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz