Przez kolejne dni, miesiące, tygodnie. W tym samym miejscu. Tej samej porze. Tacy sami. A może inni? Któż to wiedział. Każdy się zmienia. W stopniu mniejszym lub większym. Lecz zdaniem Ducha jego nowy towarzysz ciągle był taki sam. Niezmienny niczym skała, symbol bezpieczeństwa, żywy znak, iż pod jego skrzydłami skryć się może każdy, kto się czegoś obawia. Obrońca maluczkich. Może to właśnie dlatego wilczek aż tak do niego przylgnął. Może właśnie dlatego czekał na niego, aż przyjdzie i razem wyruszą na tereny małej polanki w lesie, jaki Duch przywłaszczył jako swój kawałek świata. Jego sanktuarium. Nemeton.
Polowali na węże. A raczej, to Szkło na nie polował, łapiąc wijące się stworzenia za ogony i wynosząc je poza teren świętego miejsca, kiedy to biały szczeniak wiercił się mu między łapami. Uznawał to za swego rodzaju naukę, przygotowanie do dorosłego życia. Bowiem Vitale nie miał czasu na takie rzeczy jak treningi. Niby odsyłał podopiecznego do znanych sobie członków watahy, którzy uczyli go tego i owego. Jednak to właśnie ten płowy basior, którego poznał pewnego poranka, zainteresował basiora do tego stopnia, iż zaczął chłonąć esencje mądrości, które za sobą niepostrzeżenie zostawiał. Nie chciał być może taki jak śledczy, gdyż cóż to by to była za radość, gdyby każdy wokół był taki sam? Nie, wolał określić to mianem inspiracji. To brzmiało lepiej. Ładniej. Próbował stawiać kroki tak jak Szkło, prostując się i wypinając pierś. Nawet jeśli ze względów rozmiarów szczeniaka było to trudne, nadal się starał. Naśladował także ukradkiem mimikę samca, a przynajmniej tę jej część, jaką był w stanie dostrzec ze swej perspektywy. Przejął sposoby basiora na walkę z tymi przebrzydłymi, wijącymi się stworzeniami, znanymi dalej jako węże.
Dlatego moment, w którym Szkło nie przyszedł, był takim ciosem.
Pamiętał, jak wyglądał za nim, czekając kolejne godziny na wygniecionym już miejscu na trawie. Próbował to sobie tłumaczyć. Zapomniał. Coś go zatrzymało. Przecież pracuje, to na pewno to. Mimo to, z trudem podniósł się tamtego dnia i powrócił do jaskini, jaką nadal nie chciał uparcie nazywać domem. Nie chciał się do niej przywiązać. Przywiązywanie jest złe.
Był wierny. Czekał na swojego mentora, przyjaciela, aż ten go odwiedzi. Czy w ogóle go pozna?
Przeglądał się co jakiś czas w kałużach, rzekach. Wydoroślał. Bardzo. Zmienił się na zewnątrz. Lecz czy w duszy cokolwiek się przestawiło?
Pewnego dnia usłyszał kroki. Podniósł łeb ku górze, uniósł uszy. Spojrzał czujnie w stronę źródła dźwięku. Wypuścił po raz kolejny mentalną mackę w kierunku wyczuwanego umysłu.
Szkło? Czy to ty?
<Szkło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz