Dzień był obdarty z kolorów, pozbawiony do reszty pogodnego słonecznego blasku. Wszystkim, czym musiała się w tamtej chwili zadowolić, był wyblakły kontur ognistej kuli, który tonął gdzieś na niebie, otoczony przez niekończące się warstwy szarych chmur. Szare było niebo i ziemia. Po stepie huczał wiatr, a bezkresną ciszę wypełniały pojedyncze kroki, z każdym dniem, z każdą godzinę coraz bardziej nierówne, niepełne, powolne. Wśród pustki stepów kładące się na horyzoncie fałdowane góry wyglądały jak świątynia, jak boski, ogromny, niezmierzony, a przede wszystkim żywy twór rzucony w sam środek bezbarwnej otchłani. Jak latarnia pośród mroku.
Nie wszystko, co ponure musi być nieprzyjemne. Waderze wydawało się, że wśród piaskowych ostępów jest sama, jedyna i budziło to w niej jakieś dziwne, specyficzne uczucia. Czuła się wolna i niezależna. Czuła się panią tym ziem, a ta świadomość sprawiała jej tyle radości, że miała ochotę wyć. Do księżyca, który błyszczał nocami na niebie i wydawał się tak samotny, jak ona sama, a w dzień do horyzontu, do nieba, do wszechobecnego wiatru i szarego krajobrazu.
Nie robiła tego tylko dlatego, że dobrze wiedziała, że w rzeczywistości rzeczy rzadko bywają tak piękne, na jakie wyglądają, a pod każdą różą kryje się kłębowisko kolców. Miała okazję przekonać się o istnieniu tej prawdy wiele razy, ale nie musiała nawet sięgać pamięcią tak daleko wstecz. Nim dotarła do cudownej, bezkresnej wolności, nieopatrznie skierowała się na tereny zamieszkiwane przez jakieś sporej wielkości stado. Wizyta była niezręczna i w ogóle mało przyjemna, przekroczenie zielonych terenów kosztowało ją sporo czasu, starań i wysiłku. Bała się, że coś takiego może się powtórzyć, jeśli wyciem sprowadzi na siebie czyjąś uwagę.
Leżąc tam, gdzie zastała ją noc, potarła odruchowo lewą łapę. Wyczuła, że rana zamknęła się i już nie krwawi. Był to dobry znak, potrzebny jej teraz, kiedy tak dotkliwie odczuwała ból i ciepło bijące z poszarpanego ucha. Westchnęła nieznacznie, ponownie kładąc się na wznak i bezmyślnie wypatrując gwiazd na ciemnym niebie.
Wiatr się zmienił i wiał teraz ze wschodu, od majestatycznych gór. Przyniósł coś nowego. Wadera zamarła, wyczuwając w nim zapach życia. Czyżby się pomyliła? Podniosła głowę, przenosząc się z pleców na brzuch i w skupieniu wypatrywała ruchów wśród bezkresnej ciemności.
< Chętny? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz