Słońce powoli wyłaniało się spoza linii horyzontu, oznajmiając początek kolejnego, jesiennego dnia, rozświetlając niebo bursztynową łuną, sącząc się ponad wierzchołkami drzew otaczającego ich lasu. Gdy promienie wesoło zatańczyły na jego twarzy, basior powoli podniósł się z leśnej ściółki, a delikatny powiew oczyścił jego futro z zeschniętych igieł pokrywających ziemię. Odszedł kilka kroków od swojego legowiska i przeciągnął się lekko, z cichym ziewnięciem, by po chwili powrócić spojrzeniem w tamtym kierunku i napotkać nim wciąż śpiącą Faith.
Jego pysk rozświetlił delikatny uśmiech na wspomnienie tych kilku dni spędzonych wspólnie w jej pracowni na przyjemnej rozmowie i wspieraniu się zwykłą, niejednokrotnie milczącą obecnością, jak i tych trochę smutniejszych dni spędzonych na tułaczce po straceniu nowego dla niego domu. Może to przez właśnie te wydarzenia Vesperum dostrzegł pewną więź wytwarzającą się między nim a waderą. Lub to przez fakt, w jakim stanie ją poznał. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zainteresował się uczuciami tedy jeszcze nieznajomej mu wadery i nie podjął wszelkiej próby poprawienia jej samopoczucia. A teraz na jej barki spadł także ciężar straty, z którą, jak dobrze wiedział z własnego doświadczenia, trudno było się pogodzić.
„Samotni, razem” pomyślał, westchnąwszy cicho. Wiedział o niej mniej, niż by tego chciał, jednak ich losy zostały splecione przez przewrotny los. To dzięki niej i jej wiedzy medycznej oraz doświadczeniu zielarza, rany na jego plecach zasklepiły się. Teraz jego pora, by pomóc w zagojeniu tych niewidocznych obrażeń Faith.
W końcu odwrócił spojrzenie i ruszył przed siebie, kuszony cichym pomrukiem wody i pragnieniem. Z każdym krokiem jednak ten przybierał na sile, aż w końcu spojrzeniu Cae ukazał się wręcz bajkowy widok: zamiast niewielkiego potoku, jego oczom ukazał się piękny wodospad rozsiewające wkoło krople mieniące się barwami wschodzącego słońca, stanowiący centrum niezwykłego, magicznego miejsca. Soczyście zielona trawa i mech porastały kamienie tworzące brzegi szemrzącego strumienia. Jednak najbardziej zaskakiwały róże o cudownych, pełnych kielichach, roztaczających wkoło słodką woń. Vesperum niczym zauroczony zatrzymał się tuż przy brzegu, na krótką chwilę zapominając o własnym lęku przed tonią, pochłaniając spojrzeniem każdy fragment pejzażu. Następnie powoli odsunął się trochę od dość rwącego strumienia i nieśmiało wziął z niego kilka łyków. I wtem do jego głowy wpadł pomysł i niewiele myśląc oraz nie rozdrabniając się nad możliwymi niepowodzeniami, ruszył do najbliższego krzewu. Ostrożnie zerwał kilka wonnych kwiatów i pewnym krokiem powrócił do wciąż śpiącej wadery, przekonany, że i ją owo miejsce zauroczy. Z jaśniejszym niż zwykle błyskiem w oku usiadł obok niej, kładąc niewielki bukiet przed jej pyszczkiem, oczekując, aż otworzy oczy, co zresztą nastąpiło chwilę później.
-Dzień dobry.- Powiedział radośnie, jak to zwykle miał w zwyczaju. -Nim zapytasz, chciałbym cię gdzieś zaprowadzić.- Oświadczył tajemniczo, podnosząc się z ziemi i przechodząc kilka kroków, po których zatrzymał się i ponownie zerknął na Faith, by upewnić się, czy ta na pewno podąży w ślad za nim.
< Faith? Mam nadzieję, że nie przekombinowałam. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz