sobota, 12 października 2019

Od Szkła CD Kzeris

- Kzeris! - moje nogi z każdą chwilą i tak drżały coraz mocniej. Zjawisko to pogłębiała świadomość coraz wyraźniejszego, roztaczającego się wokół mnie zapachu towarzyszki, zmieszanego z metaliczną wonią krwi. Wraz z każdą sekundą, w której zyskiwałem większą pewność, że zbliżam się do celu, gorąca fala emocji rozchodząca się po całym ciele była coraz silniejsza - jesteś cała! - krzyknąłem wreszcie, mając ją tuż przed oczyma. W jednej chwili nabrałem wielkiej ochoty, by skoczyć ku niej i objąć ją z całej siły. Nie czas jednak był na to - Kzeris... wszystko dobrze? - zapytałem, w jednej chwili stając, przypatrując się jej ranom.
- Tak. Ale boli - odpowiedziała cicho. Niezauważalnie skinąłem głową. Wyjątkowo dziwny wydał mi się fakt, że teraz dopiero, gdy widziałem ją żywą i już prawie bezpieczną, z wolnością na wyciągnięcie ręki, zacząłem naprawdę się niepokoić.
- Spokojnie, zaraz się stąd wydostaniemy. Obiecuję, że wrócimy na tereny Watahy Srebrnego Chabra - ruchy mojego pyska zmieniły się w bardziej oczywiste kiwanie.
-  Wierzę ci - wyszeptała - ale boję się - jej głos był delikatny, ale przepełniony bólem. Opuściła głowę, oczyma wodząc bezradnie po ziemi - ja ledwo mogę ustać. Ból jest nie do wytrzymania. Wybacz za to wszystko, to moja wina. Gdybyś mnie nie spotkał nie zabrali by cię tu.
- Nie - zaprzeczyłem gwałtownie. Tym razem nie było sensu pozwolić jej mówić dalej. Po cóż miała marnować tak cenną dla niej energię, na wypowiadanie tak złych słów? Całym sercem pragnąłem przerwać nie tylko jej słowa, ale przede wszystkim tak okrutne myśli - wracamy do domu. Teraz wracamy tam razem. Kzeris... gdybym cię nie spotkał... - zawahałem się - nie mógłbym teraz do niego wracać. Nie mógłbym zabrać ze sobą do niego kogoś tak cennego. Byłby... pusty, na nic tam wtedy moja bezużyteczna obecność. Dziś wrócę ze skarbem.
- Szkiełko... - chciał chyba coś powiedzieć, ale przerwał jej kaszel. Wyrwany z plątaniny myśli rozejrzałem się szybko i z troską dotknąłem jej ramienia, wskazując drogę, którą przedostałem się z miejsca, w którym trzymali klatki, do tego ohydnego gabinetu. Ludzie mogli zjawić się w każdej chwili. Za wszelką cenę powinniśmy tego uniknąć, choć byłem pewien, że gdyby teraz któryś z nich stanął nam na drodze do wolności, bez wahania przegryzłbym mu gardło.

< Kzeris? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz