- Możemy tak zostać na zawsze?
Chrząknąłem. Przez chwilę świat ucichł i zwolnił do tego stopnia, że zapomniałem o potrzebie szybkiego przejrzenia i uaktualnienia swoich myśli, by mieć je ciągle na powierzchni umysłu, gotowe i dostępne. W tej chwili z pewnością opadły gdzieś głębiej.
- Co mówiłaś, Kowalio? - zapytałem cicho - wybacz mi. Zamyśliłem się - niemal szepnąłem, zaczynając słyszeć treść słów wilczycy. Wydaje mi się, że uśmiechnęła się lekko. Wolnym ruchem położyłem uszy po sobie i jeszcze raz zwróciłem się do niej - byłaby to czysta przyjemność. Ale czasem dużo trudniej jest przerwać własne nieszczęście, które ciągnie się przez całe życie, niż choćby najkrótszy i najskromniejszy moment szczerej radości, prawda?
Zamilkła. Przestała się uśmiechać. Chyba posmutniałem, bowiem gdy teraz spojrzeliśmy sobie w oczy, oboje dostrzegliśmy w nich już tylko znikający szybko cień dawnej pogody.
- Muszę... czekają na mnie na posterunku - podnosząc się z ziemi, jeszcze przez chwilę czując opierającą się o mnie towarzyszkę, skierowałem na nią przygaszony wzrok.
- Rozumiem - westchnęła cicho - do zobaczenia, Szkło.
Miałem już odejść, ale zwyczajnie nie potrafiłem. Stałem więc tuż za nią jeszcze przez chwilę, przypatrując się, jak oczy, które odwróciły się teraz w stronę lasu, długi, długi czas patrzą nań z wyrazem, którego nie rozumiałem i chłodnieją.
- Do zobaczenia, Szkło - powtórzyła.
- Do zobaczenia - odpowiedziałem cicho.
Dlaczego nie spędziłem z nią jeszcze choć kilku minut? Dlaczego nie zaproponowałem odprowadzenia do jaskini? Czy mogłem po prostu zostawić ją tam, w lesie? Tylko dlatego, że zeżarły mnie nerwy? Nie powinienem, w jej sercu nie było spokoju.
Źle zrobiłeś, Szkło. Bardzo źle. Ale co szkodzi przeprosić ją jutro? Całe życie uczymy się przecież na własnych błędach.
< Konwalio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz