środa, 22 lipca 2020

Od Vinysa CD Szkła - "Drugie Dno"

 Przez krótki moment biłem się jeszcze z myślami. Wizja ruszenia od razu do pracy wydawała mi się cudowną alternatywą do tego, co musiałem jeszcze zrobić.

– Chciałbym, ale muszę załatwić coś zanim ruszymy – westchnąłem. Szkło przytaknął tylko ze zrozumieniem. Miałem czasem wrażenie, że zapominał o takich błahostkach. – Spotkamy się gdzieś przy granicy, nie zajmie mi to długo.

Po zebraniu pożegnałem się szybko z resztą śledczych, ciesząc się po raz kolejny, że nikt nie próbował składać mi kondolencji. Ruszyłem powoli w stronę jaskini moich rodziców, po raz pierwszy od tak dawna, licząc, że spotkam tam matkę. Jeśli nie dotarła jeszcze do niej żadna plotka, mogła być zupełnie nieświadoma tego co zaszło. Ojciec uwielbiał długie spacery, czasem znikał nawet na dzień lub dwa nieraz wracając z obiadem. A ona pewnie nadal czekała.

Kwestia tego jak zginął męczyła mnie przez cały ten czas. Wiedzieliśmy co prawda jaka była przyczyna zgonu, ale komu udało się tego dokonać? Jakich mógł mieć wrogów? Nie mogłem tego wiedzieć, nawet jeśli kiedykolwiek opowiadał o swojej przeszłości – nie słuchałem. Nawet wrodzona ciekawość nigdy nie skłoniła mnie do pozostania w kontakcie z rodziną.

– Vin?

Po grzbiecie przebiegł mi zimny dreszcz. Nie zauważyłem ani kiedy zatrzymałem się ani kiedy znalazł mnie Shino. Wydawał się dziwnie spokojny i  w jakiś sposób przyniosło mi to ulgę.

– Shino – odpowiedziałem, przypominając sobie jednocześnie, że niekoniecznie powinienem się z nim teraz droczyć. – Idę do matki, jeśli chcesz…

– Byłem już u niej, nie ma potrzeby. – Odwrócił wzrok i przez chwilę patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń przed sobą. Dopiero po paru męczących sekundach spojrzał znów na mnie i wysilił się na uśmiech. – To znaczy, potrzeba może i jest, ale nie jesteś pewnie chętny dotrzymywać matce towarzystwa.

– Masz rację, nie jestem. – Położyłem uszy po sobie i przymknąłem oczy. Nigdy nie byłem dobrym synem. – Chciałem się tylko upewnić, że nie dowie się przypadkiem, za parę dni gdy wieść się rozniesie.

– To bardzo miło z twojej strony. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego po twojej skromnej osobie. – W normalnych okolicznościach pewnie bym się zaśmiał, albo odwarknął mu coś niewyszukanego jeśli miałbym gorszy humor. Tym razem wolałem przemilczeć jego docinki.

– W takim razie wracam do pracy. Zakładam, że powinienem zadać ci parę pytań, ale to może poczekać.

– Przestań, Vin, nie jestem dzieckiem. Myślisz, że co zrobię? Zacznę płakać? Nie on pierwszy i nie ostatni. – Przerwał, pewnie po to, by dać mi moment na przetrawienie jego słów. –  Ty też kiedyś zginiesz mniej lub bardziej finezyjną śmiercią. Zupełnie jak Airen, Keno, Kasai i teraz Kuraha.

Nie bardzo wiedziałem, jak zareagować na jego słowa – zdecydowałem się więc tego nie robić. Śmierć ojca mogła mi być niemal obojętna, ale lis stracił najlepszego przyjaciela. Potrafiłem to zrozumieć i uszanować, wbrew pozorom nie jestem jakimś psychopatą.

– Jutro, albo nawet pojutrze. Znajdziesz mnie jeśli będziesz chciał, możesz nawet wpaść do mnie do pracy, Szkło pewnie też chętnie z tobą porozmawia.

Nie czekałem na  odpowiedź ani potwierdzenie. Ruszyłem truchtem w stronę granicy z WSJ z nadzieją, że spotkam starszego kolegę po fachu gdzieś po drodze.

 

 

 

<Szkło?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz