niedziela, 12 lipca 2020

Od Magnusa CD Tiski – „Inna Droga”

Kiedy Szkło wspomniał o nowym trupie, zacząłem się zastanawiać czy wirus wrócił. Nie minęło wiele czasu odkąd przeszliśmy kwarantannę, a ponowny powrót do jaskiń Etain raczej mi się nie widział… Przypatrywałem się Karze, która wydawała się bardzo niespokojna. Pomimo dobrej atmosfery wśród chorych, w trakcie naszej kwarantanny, wiedziałem że wadera ciężko przeżyła całą sytuację. Nie mówiąc już o naszej niedawnej rozmowie i wróconych wspomnieniach. Tiska też nie wyglądała najlepiej, co chwila było słychać ciche kichnięcie wychodzące z jej smukłego pyska.  Przyglądałem się obu waderom z niepokojem w sercu. Im bliżej jaskini Etain byliśmy, tym gorzej się czułem. Coś wisiało w powietrzu, coś złowrogiego, coś z czym niestety miałem już kiedyś styczność. Gdy doszliśmy do jeszcze świeżych zwłok, wszystko stało się jasne. To nie był znany już nam wszystkim wirus. Kara spojrzała na mnie wymownie, nie wydając jednak z siebie żadnego dźwięku. Nie musiała. Dobrze wiedziałem co robić, a teraz z nową mocą mojej siostry mogliśmy uratować wszystkich. Stan trupa wyraźnie sugerował, że zostało nam ledwie kilka minut na reakcję. Kątem oka zauważyłem, że Tiska słania się na nogach i patrzy z rozszerzonymi oczami na leżącego bez życia wilka. Nie było jednak czasu, żebym mógł się tym przejmować. Gdy piana na ranach trupa zaczęła się rozszerzać i wręcz parować, wniknąłem w umysły wszystkich zgromadzonych i przełączyłem ich mózgi na tryb uśpienia. Tiska padła jako ostatnia, krzycząc coś niezrozumiałego i z oczami wielkimi jak spodki. Złapałem ją w ostatniej chwili i położyłem ją delikatnie na zielonej trawie. Kara przewróciła oczami, patrząc na to co robię i uśmiechnęła się delikatnie. Spojrzałem na nią gniewnie i kazałem zająć się barierą. Siostra zaczęła tworzyć małą kopułę nad ciałem zmarłego niedawno wilka. Ja zacząłem przenosić ciała uśpionych pobratymców, tak aby nie stała im się krzywda. Gdy skończyłem dołączyłem do Kary i zacząłem tworzyć swoją barierę, zaraz przed tą jej. Mieliśmy szansę, że taka ochrona wystarczy, nie wiedzieliśmy jednak, czy nie czekają nas nowe niespodzianki. Musieliśmy być gotowi na wszystko.

- Jak już nie będziesz mogła utrzymać bariery, uciekaj. – powiedziałem do Kary, ale nie odpowiedziała. Stała marszcząc czoło i pysk. Dopiero zaczęła uczyć się swojej mocy, utrzymanie bariery przez tak długi czas mogło być dla niej ciężkie. Martwiłem się o nią, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Moja bariera może nie wytrzymać. Spojrzałem w stronę leżących nieopodal członków watahy. Tiska leżała skulona na trawie, mimo miłego snu, który na nią zesłałem, miała wyraźny niepokój na twarzy. Ta wadera doprowadzała mnie do szału, przez większą część czasu miałem ochotę udusić ją własnymi łapami, ale jednak jakaś część mnie kazała mi bronić jej za wszelką cenę. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, jednak postanowiłem po raz ostatni zaufać swojej intuicji, nawet jeśli już wiele razy mnie zdradziła.

Z rozmyślań wyrwał mnie pierwszy huk i jęk Kary. Spojrzałem z zatroskaniem na siostrę, a później na bariery. Fioletowa lepka maź oblepiała wnętrze ognistej kuli, zrobionej przez waderę. Drugi huk był głośniejszy, tym razem zielona ciecz zaczęła prześwitywać spod barier, a na ognistej tafli zaczęły się pokazywać prześwity. Kara wiła się, czując toksyczność dotykającą jej ognia.

- Uciekaj! – krzyknąłem do niej, ale nie słuchała mnie. Czekała z bólem, gniewem i determinacją w oczach na kolejną falę. Krzyczałem do niej z całych sił, błagając by przestała. Gdy nadeszła kolejna fala żółta maź dotknęła bariery. Kara krzyknęła z bólu, w ciągu kilku sekund bariera zniknęła, zrzucając ciecze na wypaloną już ziemię. Wadera sapiąc ciężko uśmiechnęła się do mnie, po czym osunęła się na ziemię.

- Niech to szlag! – warknąłem i wzmocniłem swoją barierę, jednocześnie zawężając ją jak najbardziej mogłem. Resztę wybuchów pamiętam jak przez mgłę, ból mieszał mi w głowie, podświadomość błagała żebym przestał, miałem mroczki przed oczami i czułem narastający obłęd. Gdy mignęła mi przed oczami maź w kolorze mglistej czerwieni, poczułem jak moje ciało pada bezwładnie na ziemie. I mimo iż, mój umysł był jeszcze świadomy, moje ciało nie mogło się poruszyć. Po kilku sekundach poczułem delikatny dotyk, a do moich uszu dobiegł niemy krzyk. Później już byłą tylko ciemność.

----

- Udało mu się utrzymać te najgorsze. Nie tylko wywołujące ból, ale i obłęd, a czasem nawet śmierć. Gdybym tylko pomogła mu bardziej, wtedy nie doszłoby do tego… - usłyszałem przytłumiony głos Kary.

- Nie możesz się obwiniać. Na pewno zrobiłaś co mogłaś. W końcu ciebie też znaleźliśmy bez życia. – powiedziała Tiska. Nie mogłem się poruszyć, ani nic powiedzieć. Czułem jakbym lewitował nad swoim własnym ciałem, nie mogąc do niego wrócić. Po jakimś czasie zobaczyłem zamglony obraz. Jakbym oglądał coś ze słoną wodą w oczach. Tiska i Kara siedziały obok siebie. Były zmęczone i smutne, długo siedziały w ciszy i patrzyły przed siebie na bliżej niezidentyfikowany przeze mnie obiekt.

- Najbardziej martwił się o Ciebie wiesz? – powiedziała Kara. – Złapał Cię zanim upadłaś na ziemie i przeniósł na najbardziej zielony skrawek terenu w pobliżu. Nigdy nie widziałam, żeby się tak kimś przejmował.

Ruda wadera uśmiechnęła się smutno, a Tiska nieznacznie się zarumieniła.

- Na pewno tak ci się tylko wydaje… - powiedziała, ale nie było w jej głosie pewności. – Opowiedz mi jeszcze raz co się tak właściwie stało.

Szybka zmiana tematu, ale Kara chwyciła przynętę. Zaczęła mówić o tym, że na wyspie traktowali takimi pułapkami tych, którzy za dużo wiedzieli i zaczynali być odporni na wymazywanie pamięci. Sześć fal cieczy, które zadają ból, obłęd i wreszcie śmierć. Mogło być to i ostrzeżenie, i egzekucja. W skrócie wiedzieliśmy na pewno, że ludzie nas znaleźli i trzeba jak najszybciej zacząć działać. Kara powiedziała też o chipach, które mieliśmy wszczepione na karku po skórą. Etain już przyglądała się temu i zleciła kilku wilkom, żeby znaleźli potrzebne narzędzia, które pomogą jej bezpieczne wyjąć nadajnik, bez uszkadzania nerwów i mięśni. Czas jednak mijał i im dłużej staliśmy w miejscu, tym więcej czasu mieli ludzie na kolejny atak.

Chciałem słuchać dalej, ale dźwięk stawał się coraz bardziej przytłumiony, a mgła przed moimi oczami wyglądała już jak mleko. Usuwałem się ponownie w mrok.

<Tiska?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz