Kiedy Szkło wspomniał o nowym
trupie, zacząłem się zastanawiać czy wirus wrócił. Nie minęło wiele czasu odkąd
przeszliśmy kwarantannę, a ponowny powrót do jaskiń Etain raczej mi się nie
widział… Przypatrywałem się Karze, która wydawała się bardzo niespokojna.
Pomimo dobrej atmosfery wśród chorych, w trakcie naszej kwarantanny, wiedziałem
że wadera ciężko przeżyła całą sytuację. Nie mówiąc już o naszej niedawnej rozmowie i wróconych wspomnieniach. Tiska też nie wyglądała
najlepiej, co chwila było słychać ciche kichnięcie wychodzące z jej smukłego
pyska. Przyglądałem się obu waderom z
niepokojem w sercu. Im bliżej jaskini Etain byliśmy, tym gorzej się czułem. Coś
wisiało w powietrzu, coś złowrogiego, coś z czym niestety miałem już kiedyś styczność.
Gdy doszliśmy do jeszcze świeżych zwłok, wszystko stało się jasne. To nie był
znany już nam wszystkim wirus. Kara spojrzała na mnie wymownie, nie wydając
jednak z siebie żadnego dźwięku. Nie musiała. Dobrze wiedziałem co robić, a
teraz z nową mocą mojej siostry mogliśmy uratować wszystkich. Stan trupa
wyraźnie sugerował, że zostało nam ledwie kilka minut na reakcję. Kątem oka
zauważyłem, że Tiska słania się na nogach i patrzy z rozszerzonymi oczami na
leżącego bez życia wilka. Nie było jednak czasu, żebym mógł się tym przejmować.
Gdy piana na ranach trupa zaczęła się rozszerzać i wręcz parować, wniknąłem w
umysły wszystkich zgromadzonych i przełączyłem ich mózgi na tryb uśpienia.
Tiska padła jako ostatnia, krzycząc coś niezrozumiałego i z oczami wielkimi jak
spodki. Złapałem ją w ostatniej chwili i położyłem ją delikatnie na zielonej
trawie. Kara przewróciła oczami, patrząc na to co robię i uśmiechnęła się
delikatnie. Spojrzałem na nią gniewnie i kazałem zająć się barierą. Siostra
zaczęła tworzyć małą kopułę nad ciałem zmarłego niedawno wilka. Ja zacząłem przenosić
ciała uśpionych pobratymców, tak aby nie stała im się krzywda. Gdy skończyłem
dołączyłem do Kary i zacząłem tworzyć swoją barierę, zaraz przed tą jej. Mieliśmy
szansę, że taka ochrona wystarczy, nie wiedzieliśmy jednak, czy nie czekają nas
nowe niespodzianki. Musieliśmy być gotowi na wszystko.
- Jak już nie będziesz mogła
utrzymać bariery, uciekaj. – powiedziałem do Kary, ale nie odpowiedziała. Stała
marszcząc czoło i pysk. Dopiero zaczęła uczyć się swojej mocy, utrzymanie
bariery przez tak długi czas mogło być dla niej ciężkie. Martwiłem się o nią,
ale nie mieliśmy innego wyjścia. Moja bariera może nie wytrzymać. Spojrzałem w
stronę leżących nieopodal członków watahy. Tiska leżała skulona na trawie, mimo
miłego snu, który na nią zesłałem, miała wyraźny niepokój na twarzy. Ta wadera
doprowadzała mnie do szału, przez większą część czasu miałem ochotę udusić ją
własnymi łapami, ale jednak jakaś część mnie kazała mi bronić jej za wszelką
cenę. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, jednak postanowiłem po raz ostatni
zaufać swojej intuicji, nawet jeśli już wiele razy mnie zdradziła.
Z rozmyślań wyrwał mnie
pierwszy huk i jęk Kary. Spojrzałem z zatroskaniem na siostrę, a później na
bariery. Fioletowa lepka maź oblepiała wnętrze ognistej kuli, zrobionej przez
waderę. Drugi huk był głośniejszy, tym razem zielona ciecz zaczęła prześwitywać
spod barier, a na ognistej tafli zaczęły się pokazywać prześwity. Kara wiła
się, czując toksyczność dotykającą jej ognia.
- Uciekaj! – krzyknąłem do
niej, ale nie słuchała mnie. Czekała z bólem, gniewem i determinacją w oczach
na kolejną falę. Krzyczałem do niej z całych sił, błagając by przestała. Gdy
nadeszła kolejna fala żółta maź dotknęła bariery. Kara krzyknęła z bólu, w
ciągu kilku sekund bariera zniknęła, zrzucając ciecze na wypaloną już ziemię.
Wadera sapiąc ciężko uśmiechnęła się do mnie, po czym osunęła się na ziemię.
- Niech to szlag! – warknąłem
i wzmocniłem swoją barierę, jednocześnie zawężając ją jak najbardziej mogłem.
Resztę wybuchów pamiętam jak przez mgłę, ból mieszał mi w głowie, podświadomość
błagała żebym przestał, miałem mroczki przed oczami i czułem narastający obłęd.
Gdy mignęła mi przed oczami maź w kolorze mglistej czerwieni, poczułem jak moje
ciało pada bezwładnie na ziemie. I mimo iż, mój umysł był jeszcze świadomy,
moje ciało nie mogło się poruszyć. Po kilku sekundach poczułem delikatny dotyk,
a do moich uszu dobiegł niemy krzyk. Później już byłą tylko ciemność.
----
- Udało mu się utrzymać te
najgorsze. Nie tylko wywołujące ból, ale i obłęd, a czasem nawet śmierć. Gdybym
tylko pomogła mu bardziej, wtedy nie doszłoby do tego… - usłyszałem
przytłumiony głos Kary.
- Nie możesz się obwiniać. Na
pewno zrobiłaś co mogłaś. W końcu ciebie też znaleźliśmy bez życia. –
powiedziała Tiska. Nie mogłem się poruszyć, ani nic powiedzieć. Czułem jakbym
lewitował nad swoim własnym ciałem, nie mogąc do niego wrócić. Po jakimś czasie
zobaczyłem zamglony obraz. Jakbym oglądał coś ze słoną wodą w oczach. Tiska i Kara
siedziały obok siebie. Były zmęczone i smutne, długo siedziały w ciszy i
patrzyły przed siebie na bliżej niezidentyfikowany przeze mnie obiekt.
- Najbardziej martwił się o Ciebie
wiesz? – powiedziała Kara. – Złapał Cię zanim upadłaś na ziemie i przeniósł na
najbardziej zielony skrawek terenu w pobliżu. Nigdy nie widziałam, żeby się tak
kimś przejmował.
Ruda wadera uśmiechnęła się
smutno, a Tiska nieznacznie się zarumieniła.
- Na pewno tak ci się tylko
wydaje… - powiedziała, ale nie było w jej głosie pewności. – Opowiedz mi
jeszcze raz co się tak właściwie stało.
Szybka zmiana tematu, ale
Kara chwyciła przynętę. Zaczęła mówić o tym, że na wyspie traktowali takimi pułapkami
tych, którzy za dużo wiedzieli i zaczynali być odporni na wymazywanie pamięci.
Sześć fal cieczy, które zadają ból, obłęd i wreszcie śmierć. Mogło być to i
ostrzeżenie, i egzekucja. W skrócie wiedzieliśmy na pewno, że ludzie nas
znaleźli i trzeba jak najszybciej zacząć działać. Kara powiedziała też o
chipach, które mieliśmy wszczepione na karku po skórą. Etain już przyglądała
się temu i zleciła kilku wilkom, żeby znaleźli potrzebne narzędzia, które
pomogą jej bezpieczne wyjąć nadajnik, bez uszkadzania nerwów i mięśni. Czas
jednak mijał i im dłużej staliśmy w miejscu, tym więcej czasu mieli ludzie na
kolejny atak.
Chciałem słuchać dalej, ale
dźwięk stawał się coraz bardziej przytłumiony, a mgła przed moimi oczami
wyglądała już jak mleko. Usuwałem się ponownie w mrok.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz