Plan wydawał się niemal idealny, ale wykonanie go było o wiele większym problemem. Dinakaratie najprawdopodobniej w ogóle nie znał Paki, a nawet gdyby było inaczej, raczej by mu nie zaufał. Zwabienie było zdecydowanie najbardziej problematyczną częścią niecnego planu basiora.
Miał nie krzywdzić Dinakaratie’go. Ale to nie będzie miało znaczenia, jeśli Dinakaratie zginie, prawda?
Tak przypadkiem. Wrzucony do wody z łańcuchami owiniętymi wokół ciała.
Nikt się nie dowie.
Albo gdyby zupełnym przypadkiem znalazł się na drodze lawiny skalnej, która zmieli go na papkę.
Rany, jaki to byłby piękny widok.
Paketenshika rozkoszował się swoimi krwawymi fantazjami, jednocześnie rozstawiając pułapkę na agresywnego partnera swojej siostry. Gdyby tylko ten drań wiedział, co się na niego szykuje. Gdyby tylko wiedział…
Dobra, nie bawmy się w ciuciubabkę. Paki nie planował zabić Dinakaratie’go, miał dla niego inną niespodziankę, ale szczerze mówiąc samo fantazjowanie o śmierci agresywnego partnera Skinterifiri przyprawiało go o przyjemne dreszcze. Aż sam zaczął się martwić, czy nie jest przypadkiem ukrytym sadystą. Ale raczej nie. Te myśli tyczyły się tylko i wyłącznie jednego konkretnego lisa.
Pułapka była prosta, tak prosta, że nie warto tłumaczyć jej działania. Ale czy zadziała, to dopiero miało wyjść w praniu.
Paketenshika dokładnie wiedział, jak skusić osobnika gatunku Vulpes Vulpes do przyjścia w określone miejsce. Używał tej sztuczki na swoim rodzeństwie już nie raz. Teraz na pewno też zadziała.
Położył ostatnie kawałki mchu i trawy na marnej siatce z gałęzi. Tuż pod nią została wykopana dużo wcześniej głęboka dziura. Stworzenie wielkości lisa będzie miało duże problemy, by się wydostać, ale na szczęście nie będzie to niemożliwe. Będzie musiał się tylko wyjątkowo mocno postarać.
Dinakaratie o tej porze dnia powinien być na polowaniu, co tylko ułatwiało całą operację.
****
Zwabienie lisa do pułapki było o niebo łatwiejsze, niż Pakiemu się wydawało, że będzie. Teraz Dinakaratie siedział w wykopanej dziurze, próbując wspiąć się na zewnątrz, albo chociaż wołać o pomoc. Ale pomoc przez najbliższe kilka godzin nie nadejdzie.
Paketenshika wsadził kilka kamieni do ust, dodatkowo zawijając je szmatką, po czym przyłożył do nich stożkowatą tubę.
– Dinakaratie! – jego głos był na tyle zniekształcony, że ruda kita nie miał szans go poznać. – Jak śmiesz!
– Co śmię? Co śmię? Kim ty jesteś?! – głos lisa był wyraźnie złamany i przerażony. Dziwnie bawiło to basiora, ale nie mógł dać się nakryć.
– Jestem wspaniały Cruoseo, opiekun małżeństw, partnerów i kochanków! Jak śmiesz traktować tak kobietę, która obdarzyła cię najszczerszym uczuciem?
Wilk robił, co mógł, by jego głos brzmiał dostojnie i wściekle. Dla potęgi zmusił okoliczne piaski do tańca w formie przezroczystych zwierząt-kochanków. Męcząca sztuka, ale za to jaka pomocna.
– Co ja zrobiłem? Przecież nic nie zrobiłem! – wykrzyczał przerażony Dinakaratie. To tylko go bardziej pogrążyło. Jak mógł tak traktować Skinkę i uważać, że to nic takiego?!
– JAK ŚMIESZ?! Bicie swojej partnerki to nic? Chodzenie do innych kobiet, gdy w domu oczekuje na ciebie kochająca cię małżonka, to nic?? Jak śmiesz zawierać śluby, gdy nie potrafisz szanować płci pięknej i jej uczuć?!
– Przepraszam! Przepraszam! Nie wiedziałem, że to źle!
Zaczynał płakać. Dobrze. Piaskowe duchy powoli, jeden po drugim, wpadały do dziury, wypełniając ją ciężkim, ruchomym piaskiem. Wyglądało to tak, jakby zjawy chciały pochować nieszczęśnika żywcem.
– Jak to nie wiedziałeś? Jak śmiesz kłamać!? Od kiedy bicie jest dobre?! Od kiedy zdradzanie partnerów jest dobre?! Jak śmiesz się do mnie tak odzywać?! Do mnie, Cruoseo, patrona kochanków! MILCZ, NIKCZEMNIKU!
Na ten moment lis ronił rzewnie słone łzy, kwiląc i nie mogąc wydobyć z siebie choćby słowa. Wyśmienicie. Może takie traumatyczne przeżycie uświadomi mu, że jest parszywym gnojkiem.
– Powinienem cię ukarać! – kontynuował Paki-Cruoseo, – jednak moje miłosierdzie jest wielkie, a litość też nieskromna. Dam ci drugą szansę, tylko drugą, a jeśli nie naprawisz swoich błędów, zasypię cię duszami ofiar niespełnionej miłości, byś na zawsze cierpiał potworne katusze! Zrozumiano?!
– Tak… Zrozu… Zrozumiano… – wyszeptał Dinakaratie między spazmami płaczu.
Paketenshika uspokoił piach i okoliczną wichurę, jaka się zerwała by poruszać zjawami. Do dziury powinno było się nasypać tyle gleby, że lis będzie w stanie sam się wydostać. Basior wycofał się z miejsca zdarzenia, zanim ofiara tej pułapki uspokoiła emocje i mogła go usłyszeć.
Za niedługo zapewne znowu odwiedzi siostrę, by sprawdzić, czy jego zacny plan przyniósł jakieś efekty.
< C.D.N. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz