czwartek, 2 lipca 2020

Od Cuore - "Błędne Koło", cz. 1

Witaj. Dziś spróbujmy porozmawiać inaczej, niż wcześniej.
Nie znałeś mojego głosu, Towarzyszu. Nigdy wcześniej żaden mój wilczy przyjaciel nie dał mi prawa odezwania się do Ciebie. Może poza jednym, który sam w końcu przestał mówić do Ciebie wprost, on zainteresował się również moją... powiedzmy, perspektywą. Wspomnienie jego postaci w tym kontekście wydaje się dziś jedynie żałosną ironią. Ale tego wilka już nie ma.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy zaczynając zdawać sobie sprawę z tego, kto mówi do nich tym razem, coraz poważniej zastanawiają się nad przerwaniem czytania z wewnętrznym pomrukiem gniewu. A może jednak w WSC nie na takich?
Wiem, nie powinienem. Powinienem jak przedtem, z boku przyglądać się, jak nasza historia jest pisana przez innych. Ale zawsze lubiłem trochę zmieniać zasady.

W przeszłości cała opowieść zamykała się w niefrasobliwie prostych rozmowach i mniej lub bardziej przypadkowych wydarzeniach, podyktowanych głównie monotonią. Nie było tam wiele myślenia, nie było tam planu, a i tak w jakiś sposób wszystko docierało do końca, każdy dzień tworzył naszą historię. Dziś czerpiemy właśnie z tego, pełnymi garściami, jednocześnie obłudnie próbując wyprzeć z pamięci to i owo, czego wspomnienie nie bardzo nam się podoba.
Zgadnijcie, o czym w tej chwili mówię? Może o tym czymś, co zwane dzieciństwem, przedstawia okres największej niewinności, a zarazem nieporadności i głupoty. A może o opowieści, której istnienia wszyscy jesteśmy świadomi, nikt tylko głośno się tu do tego nie przyznaje?
Po dzieciństwie, nadchodzi okres wszechmocy, który nie zanika, a najwyżej przekształca się z niewinnej świadomości własnych sił i wyostrzonych zmysłów, w jałowe przekonanie o swoim ogromnym doświadczeniu.
Aż wreszcie nadchodzi czas, gdy to wszystko mija.
Właśnie wtedy często orientujemy się, że to nie do końca tak.
Szczęśliwy jest wtedy ten, kto zdaje sobie sprawę, że to, czego dowiedział się przez całe życie, jest ledwie niedostrzegalnym ułamkiem ułamka tego, co wyobrażał sobie wcześniej. Dopóki jest w stanie unieść głowę, patrzy wtedy w gwiazdy i widzi niezliczoną ilość czegoś nieskończenie większego, niż on sam.
Ostatnim etapem, do którego dąży prawie każdy, choć nikt nie wie po co, jest powrót do zbioru pierwszych świadomych impulsów. By ponownie stać się dzieckiem, bezbronnym i ciężko myślącym. A jednak mądrzejszym, niż w trakcie bezmyślnych lat wiary we własną moc.
A potem kończy się wszystko.

Prowadząc ciekawy wzrok poniżej trochę abstrakcyjnego tytułu, byliście pewnie przygotowani, by dowiedzieć się czegoś o historii wilczego nośnika naszego nowego imienia. Świetnie. Opowiem Wam ją właśnie teraz.

Pierwszy raz usłyszałem je, gdy pewna bardzo niespokojna wadera odwiedziła jaskinię jednego z moich przyjaciół, by drżącym głosem i powstrzymując łzy opowiedzieć mu o swoim palącym problemie, który wyżerał białe krwinki z jej żył i tłuszcz spod jej skóry. Mówiła szeptem, ale echo niosło każde jej słowo, wprost w naszym kierunku. Drobny deszcz przebijał się przez niskie warstwy pociemniałych chmur i tworzył spokojny akompaniament jej żalu.
Opuściłem wzrok, zaciekawiony jak Wasz jeszcze przed chwilą, widząc niezadowolone spojrzenie naszego towarzysza, który zwrócił je ku nam na chwilę, by upewnić się, że słyszymy opowieść o ich tajemnicy, strzepywanej teraz jak pył z koszuli, na ziemię. Potem chaotycznie złapał ją za łapę i skinął głową w kierunku wyjścia. Wyszli.
Na zewnątrz, chyba zaczęła płakać. Uciszył ją niecierpliwie. Zawsze był arogancki, pomyślałem.
Ale ostatecznie był też stosunkowo wrażliwym chłopakiem i nie pozwolił jej długo płakać. Zza ściany dotarły do nas nerwowe zapewnienia, że wszystko jakoś się ułoży. Kiedy przytulił ją do siebie, nasz trzeci towarzysz i ja popatrzyliśmy po sobie, jakby próbując zapytać jeden drugiego, czy jest ktokolwiek, kto rozumie coś z zaszłej tak nagle sytuacji.
Po chwili wrócił, usiadł naprzeciw nas, westchnął i otarł łapą pysk. Przez chwilę nikt o nic nie pytał.
- Czy to się zawsze musi przytrafiać mnie? - jęknął w końcu, opierając czoło na łapie - czy całe moje nieszczęsne życie będzie ciągnąć się przegraną za przegraną?
Lekko podniosłem gliniane naczynie do połowy wypełnione procentami i przez chwilę patrzyłem, jak na powierzchni bezbarwnego płynu tworzą się drobne fale spowodowane drżeniem trzymających je palców. Jeszcze przez długi czas nosiły oznaki cierpkiej przeszłości.
- Ej - w pewnej chwili nawiązaliśmy kontakt wzrokowy - moglibyście ten jeden raz po prostu mnie pocieszyć? Jak przyjaciele?
- Dzieci czasem się rodzą - usłyszeliśmy łagodzący głos trzeciego, który uśmiechnął się niepewnie. Szary wilk prychnął i odwrócił się, kierując rozdrażniony wzrok na kiwające się na zewnątrz, ciemne gałęzie drzew - spokojnie - mruknął tamten, jeszcze raz podejmując próbę.
- Spokojnie? Co ty do diabła myślisz? Że do śmierci będę trzymać w tajemnicy własne dziecko? Czy może, że zestarzeję się i radośnie ogłoszę watasze, że ich nową alfą zostanie, no...
- Teoretycznie nie masz partnerki, wiesz, a gdyby tak to tamtą...
- Nie - warknął.
- To twoje dziecko. Zajmij się nim, jak prosiła. Za kilka lat wszyscy zapomną - dodałem po krótkiej chwili ciszy.
- Nie zapomną… - tym razem niespokojnie odwrócił się, by położyć na plecach i wbić wzrok w sklepienie, a potem ze zmęczeniem przymknąć oczy. Westchnął. Wtem otworzył je znowu i kilkukrotnie uderzył ogonem w ziemię pod wpływem silnych emocji - mam. Będzie porzuconym szczeniakiem.
- Co, czekaj, nie o to chodziło - zakaszlał nasz wspólnik - co chcesz zrobić?!
- Przygarnąć go - wilk jednak zdawał się stopniowo zanikać, odpływać do swojego wewnętrznego świata kombinacji i labiryntów, przy pomocy których wygrywał każdą polityczną bitwę - po co wszyscy mają wiedzieć coś, co można przeciw mnie wykorzystać? Po co… ona ma wiedzieć… czyż nie lepiej, jeśli będą podziwiać moją dobroć? - wolno odwrócił pysk w naszą stronę i uśmiechnął się tym uśmiechem, który mógł wskazywać jedynie na przewrotne samozadowolenie.
Zawsze starałem się w jakiś sposób go zrozumieć. Tamtym razem zdałem sobie jednak sprawę, że jakoś wyjątkowo trudno mi to zrobić.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz