Otworzyłem oczy i zobaczyłem bezbrzeżne czarne niebo, upiększone tylko lśniącymi diamencikami, zwanymi przez nas gwiazdami. Patrząc tak w ten bezkres, nie myślałem o niczym. Zupełnie jakby mój umysł przestał pracować, odpoczywał. Usłyszałem nagle ruch, jakby bardzo delikatne stąpanie po świeżo wyrośniętej, dziewiczej trawie. Podniosłem głowę i na wpół leżąc, spojrzałem na nowo przybyłą waderę.
- Cześć Magnus. – rzuciła z radością i smutkiem jednocześnie.
"Choć nie chciałem wdarły się motyle" usłyszałem znajomy frazes w głowie. Patrzyłem bez słowa w znajome zielone oczy. Tak znajome, jakbym nigdy się z nimi nie rozstał. Wiatr podniósł się nagle, zrywając w górę setki jesiennych liści, sprawiając, że czerwone futro wadery zaczęło falować niczym żywy ogień. Sceneria się zmieniła, poczułem zapach umierającej ponownie ziemi. Trawa już nie była zielona i świeżo wyrośnięta.
„Jednak w
ciszy będą sobie latać
W ciszy
gdzieś głęboko się ukryję
By nie
burzyć spokojnego świata”
Jesień… to właśnie
jesień jest porą roku Kary. Ja od zawsze wolałem wiosnę, gdy wszystko budziło
się do życia, a nie zaczynało powoli umierać.
- Karou. –
rzuciłem tylko, nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Patrzyliśmy na siebie
długo. Fruwały między nami niewypowiedziane słowa. W końcu wadera położyła się
obok mnie i spojrzała w nocne niebo.
- „Kosmiczne
energie… - zaczęła nieśmiało
- Kosmosy –
dokończyłem, czując narastającą tęsknotę.
- Wysyłam do
Ciebie – Kara odwróciła się w moją stronę
- Marzenia…
- zrobiłem to samo. Dzieliły nas milimetry, w końcu przysunąłem się do niej i włożyłem
pysk między jej ciepłe futro. Wilczyca przysunęła mnie do siebie i objęła
łapami. Wspomnienia zalały mój umysł i w końcu poczułem się jak w domu. Po raz
pierwszy od prawie 3 lat. Czułem się jak w objęciach matki, która tak naprawdę nigdy
nawet mnie nie dotknęła. Znowu byłem szczenięciem, który potrzebuje pomocy, tą
pomocą od zawsze była Karou. Leżeliśmy tak wtuleni, jakby nigdy nic się nie
stało. Jakby świat nas nie rozdzielił i minione lata nic nie zmieniły.
- Czy ja
umarłem? – spytałem w końcu, nie myśląc wiele. Nie byłbym nawet zły, nie czułem
żadnych negatywnych emocji. Tylko spokój i szczęście.
- Haha… nie
Magi, czeka cię jeszcze długa droga do śmierci. – zaśmiała się wadera. Jej śmiech
odbił się echem w mojej głowie.
- Właśnie
dlatego tu jestem. – zaczęła Kara. – Twoje ciało nie ma się zbyt dobrze, ale
nie możesz się poddać. Musisz walczyć. Nie ze względu na siebie, ale na nią. – powiedziała
i odsunęła się ode mnie by spojrzeć mi w oczy. Zmarszczyłem brwi i wstałem
gwałtownie, czując nagłe napięcie.
- O kim
mówisz? O Karze? Przecież dobrze wiesz, że sobie ze wszystkim poradzi. Czasem
mam wrażenie, że jest twardsza ode mnie.
- W to nie wątpię.
Jednak nie o nią mi chodzi. – powiedziała, wstała i podeszła do mnie. – W Twoim
życiu pojawił się ktoś nowy i nawet jeśli temu zaprzeczasz, to ma już
szczególne miejsce w Twoim sercu. – wadera spojrzała na mnie wymownie. Nie
odzywałem się, nie mogłem wyjść z szoku jaki mną zawładnął.
- Nie martw
się Magi – rzuciła z uśmiechem zauważając moją konsternacje. – moje miejsce w Twoim sercu zmalało już na
tyle, że znajdzie się miejsce dla nowej. A ta Tiska… może nie ma pięknego
ognistego futra – Kara zamyśliła się chwile – Ale ma coś w sobie. Coś czego nie
potrafię jeszcze doprecyzować. Wiem jednak, że potrzebujecie siebie nawzajem.
Świat was potrzebuje. Zwłaszcza teraz.
- Co ty
pierdolisz? – nie wytrzymałem. Jej śmiech po raz kolejny wypełnił dzielącą nas
przestrzeń.
- Nie bądź
dziecinny Magnus. Dobrze wiesz o czym mówię. – Kara odwróciła się i pobiegła
między drzewa. Siedziałem kilka sekund nie wiedząc co zrobić, po czym ruszyłem
za waderą.
- KARAAAA –
krzyczałem biegnąc, ale nikt mi nie odpowiadał. Nie wyczuwałem jej zapachu,
zupełnie jakby nigdy jej tu nie było. W głowie zobaczyłem obrazy z tamtego
dnia. Swąd spalenizny, strach, wściekłość, niedowierzenie.
-
KARAAAAAAAA – rozpacz, aż wypływała z mojego pyska. Płomienie wokół moich łap
poruszały się szybko i niebezpiecznie rozpościerały się na boki. Biegłem przed
siebie krzycząc, aż wybiegłem na polanę. Po prawej stronie stała Karou, uśmiechając
się błogo, a po lewej siedziały smętnie Tiska i Kara. Siostra mówiła coś
szybko, ale jej głos nie doszedł do moich uszu. Tiska za to, wyglądała jakby
nie rozumiała co się dzieję, a strach w jej oczach, aż emanował. Podszedłem do dwóch
wilczyc powoli. Nie widziały mnie i patrzyły na coś, czego ja nie mogłem
dostrzec. Gdy poczułem zawirowanie powietrza, odwróciłem się w stronę Karou.
Wadera odchodziła w drugą stronę jakby znikając powoli w ciemności. Odwróciła się
i uśmiechnęła. Zanim zniknęła całkowicie jej wargi się poruszyły, szepnęła coś.
„Już leci do
Ciebie…” – wyczytałem z ruchu jej warg po czym po raz kolejny zapadła ciemność.
---
- Meteor… - powiedziałem cicho kończąc na
pożegnanie. Poczułem pojedynczą łzę spływającą po policzku.
- Czy on nadal majaczy? – usłyszałem znajomy głos. –
Myślisz, że co mu się śni, skoro tak krzyczał Twoje imię?
- To nie o mnie mu chodziło… - szepnęła Kara.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią, widząc w jej oczach ból. Siostra nie znała
całej historii, nie znała też mnie wtedy, jeszcze się nie narodziła. Poznała mnie
po wszystkim. W końcu pomogłem jej matce wybrać jej imię. I nadałem jej imię po
zmarłej tego samego dnia waderze, o tak samo czerwonym futrze jak jej…
- Kara… - jęknąłem nagle widząc odbicie ukochanej w
twarzy siostry.
- Wyjdź Tiska. – powiedziała Kara beznamiętnie.
Wadera posłuchała, ale odchodząc patrzyła na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Gdy
zniknęła nam z oczu, pozwoliłem sobie na łzy. Siostra przytuliła mnie zupełnie
jak jej starsza imienniczka. Miałem się nią opiekować jak córką, tymczasem
zaniedbałem ją zupełnie jak nasz ojciec. Myślałem tylko o swoim cierpieniu, a
przecież Kara też nie miała łatwego życia. Gdy bez słów wypłakaliśmy zaległe
łzy, uśmiechnęliśmy się do siebie i zaśmialiśmy z niezręczności sytuacji.
Wstałem w końcu z kupy skór, nadal lekko połamany i wyszedłem z Karą z jaskini.
Tiska stała u wyjścia i spojrzała na nas pytająco. Przyglądałem się waderze w
inny sposób niż wcześniej. Zamiast znajdować jej wady, szukałem jej zalet i byłem
zdziwiony jak wiele ich znalazłem. Nie myśląc wiele podszedłem do niej i przytuliłem mocno.
- Cieszę się, że żyjesz. – szepnąłem tylko, nie
przerywając uścisku. Chyba znalazłem nowy dom.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz