czwartek, 2 lipca 2020

Od Paketenshiki - "Rodziny się nie zapomina", cz. 2

Rudy, lisowaty wilk obserwował wszystko z daleka. Miał tyle szczęścia, że w idealnym punkcie obserwacyjnym dało się doskonale schować, o ile za bardzo się nie ruszałeś. Z kolei widok był niemalże doskonały.
Oglądał lisią norę, która należała do jego siostry. Skinterifiri nie miała pojęcia o podglądającym ją starszym bracie, co pozwalało na całkowicie naturalną reakcję. Paki chciał zobaczyć, jak dokładnie zachowuje się Dinakaratie względem lisiczki. Wewnętrzny głos mu mówił, że Skinka wcale nie powiedziała mu wszystkiego. Tak jak zazwyczaj jest w relacjach z przemocą…
Lis zjawił się o porze, o której zawsze - za czasów Paketenshiki - samce wracały z polowania. On jednak nie przyniósł nic do jedzenia. Kompletnie. Dodatkowo zaczął krzyczeć na Skinkę, obrażać ją, wyzywać. Jednym z tekstów, jakie basior usłyszał, było “Każda inna lisica byłaby o wiele lepsza, ale wybrałem ciebie! Mogłabyś być za to wdzięczna!”. Już w tym momencie Paketenshika wiedział, że jego siostra trafiła na totalnego gnojka, z którym trzeba się rozprawić raz na zawsze.

Musiał coś z tym zrobić. Inaczej jego mała siostrzyczka będzie do końca życia wykorzystywana. Nikt inny nie ośmieli się jej pomóc. Dinakaratie był jednym z największych lisów, jakie basior widział. Choć do wilka dalej mu było daleko.
Gdy obmyślał cały plan, zobaczył coś, co całkowicie przelało czarę.
Dinakaratie uderzył Skinterifiri.
Pazurami. Bezpośrednio w pyszczek.
Gdyby nie łapy wbite w glebę niczym korzenie sosny, Paki przyskoczyłby do tego gada i rozszarpałby go na miejscu. Ale przecież obiecał, że mu nic nie zrobi. Obietnice muszą być dotrzymywane.
Powolutku wycofał się ze swojej kryjówki i poszedł na osobność. Widział wystarczająco. Teraz trzeba było dokładnie obmyślić plan.
Plan jednak wymagał czasu, sporo czasu, i na ten okres Paketenshika nic nie mógł zbytnio zrobić. Postanowił się na jakiś czas wycofać, poniekąd po to, by nikt nie kojarzył go z tajemniczym “wypadkiem” Dinakaratie’go. Gdyby zaatakował za szybko, niektóre mniej ufające mu lisy mogłyby powiązać fakty. Trzeba być ostrożnym, jeśli ma jeszcze kiedyś zobaczyć siostrę.
Wrócił do swojego domu na terenie watahy srebrnego chabra. Schowany w wykopanej samodzielnie norze, doskonalił najmniejsze szczegóły niespodziewanego, jednakże w pełni zaplanowanego wypadku. Nie mógł pozwolić, żeby choćby najmniejsza poszlaka została powiązana z jego osobą, bo inaczej już nigdy nie spotkałby rodziny.
W tym czasie jego mała siostrzyczka, ukochana Skinterifiri, po raz kolejny była bita i wykorzystywana, skrzyczana, pozostawiona bez nadziei na polepszenie się sytuacji. Och, gdyby wiedziała, jakie piekło czeka jej oprawcę… Być może nie bała by się tak bardzo. Być może uciekłaby, dzięki temu ratując swoje śliczne, czekoladowe oczko.

< C.D.N. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz