Zszedłem powoli z góry przy
Wysokich Skałkach i skierowałem się z powrotem na stepy. Nie spieszyłem się,
żeby trochę rozluźnić obolałe już mięśnie. Nie trenowałem odkąd się tu
zjawiłem. Kilka miesięcy bez ruchu zrobiło swoje. Z daleka już mogłem podziwiać
zmagania Tiski na zrobionym przeze mnie torze przeszkód. Gdy dotarłem do niej
usiadłem na chwilę i patrzyłem na jej ruchy. Zgrabnie przeskakiwała belki, ale
z przechodzeniem po nich gorzej jej szło. Jej zwinność nie była tak dobra jak
szybkość, ale w końcu była sprinterem. To szybkość była najważniejsza. W końcu
dołączyłem do wadery i bez słów, słysząc tylko swoje zmęczone przyspieszone oddechy,
ćwiczyliśmy. Raz za razem pokonywaliśmy tą samą trasę, w skupieniu przeskakując
kolejne kłody i krzaki. Po kilkudziesięciu próbach zeszliśmy z toru.
- Byłeś już przy wodospadzie obok Polany Życia? – spytała mnie Tiska. Pokiwałem przecząco głową i ruszyłem za nią jak skierowała się w stronę polany. Myśl o zimnej wodzie mnie pokrzepiła. Temperatury były już zabójcze, a po całym dniu treningu mogliśmy się mocno odwodnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz