Ostry trzask ognia rozchodził się w powietrzu, a we wszechobecnym otumanieniu był to odgłos przypominający bardziej drgania, uderzający w każdy centymetr zmęczonej skóry. Przy nim siedziało jeszcze kilka osób, na pół śpiących, krawędziami zesztywniałych z wycieńczenia warg mamroczących jakąś melodię rodem z dzikich stepów. Niektórzy już się poddali. Każdy, kto nie miał wystarczająco dużej motywacji, by usnąć przy świetle i wątpliwych brzmieniach, wycofał się kilka metrów wgłąb lasu i padł, wciskając uszy w martwy grunt.
Nieliczni kręcili się jeszcze do tego, co godzinę czy dwie wcześniej mogło zostać nazwane tańcem, w tamtej chwili już tylko niemrawymi podrygami w akompaniamencie coraz bardziej pogmatwanych zaśpiewów.
Tylko przybyli niedługo wcześniej Kara i Magnus wciąż zaskakująco żywo wywijali dzikie tańce nad ogniskiem, a wszystkiemu przyglądała się Tiska, przygrywająca im na grzebieniu w takt znanej i lubianej melodii. Wzięli zamknęli mój ulubiony klub..., intonowała cała trójka. Przechodząc obok, i nie mogąc powstrzymać się pomimo szczerych chęci, przez chwilę pokiwałem głową do rytmu. Ledwie już trzymając się na nogach, uprzejmie odmówiłem zatańczenia z przyjaciółmi "pociągu" i pogrążyłem się w mroku nocy.
Brak słońca był pierwszym sygnałem, który mógłby zostać poczytany za jakkolwiek ważny z mojej, egocentrycznej perspektywy. Tak więc gdy wróbelki poszły drzemać, a w letniej trawie nie dało się już usłyszeć tuptania żuczych nóżek, po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że najlepszym pomysłem w tamtej właśnie chwili mógłby stać się na przykład sen. Lub spacer. By jeszcze przez godzinę czy dwie móc jak pierniczony superbohater cieszyć się szczęściem mojego kochanego braciszka.
Widzicie, długa samotność nie jest dobra dla wilka. Przez pierwszy tydzień, miesiąc, może rok, jest w stanie dawać specyficzne poczucie upojenia, wyciszać i otumaniać, ale gdy wreszcie los rzuci go w oko cyklonu, w miejsce, w którym nie czuć nic, a wszystko widać, umysł nagle przestaje nadążać za sobą samym.
Chciałbym nie znać wtedy tego uczucia. Czy mogłem to uznać za pierwsze od dawna spełnione marzenie? A może kolejny dowód na to, że byłem zbyt biedny, by mieć chociaż takie doświadczenia?
Och nie, ja byłem bogaty. I prawie wszechmocny.
Z tą mniej więcej myślą odetchnąłem głębiej i głośniej niż zwykle, kątem oka spoglądając na leżący w oddali cień wilczycy, której wieczór był najwyraźniej aż nazbyt udany. Z kilkoma krótkimi chwilami odpłynął niemal cały klimat uroczystości i zapadła cisza. Popatrzyłem na to, co mogłem dostrzec dalej, w mroku. Okazało się tym kilka małych stosików drewna, które co kilka lub kilkanaście minut były wzywane bliżej przenośnego i dosłownego ogniska uczty oraz stojące obok beczki przepełnione wiadomo czym, które swoją wielkością i kształtem sprawiały, że mając je przed oczyma, czułem się trochę nieswojo.
To będzie twój wieczór, Agrest! Nie?
- Dobry wieczór - rzuciłem, siadając naprzeciwko powabnego niewątpliwie dziewczęcia. Przez dłuższą chwilę czekałem na odpowiedź. Wadera podniosła głowę i wbiła we mnie nieco skołowany wzrok.
- Dobry wieczór - odpowiedziała, zapewne nie kłopocząc się wymyślaniem bardziej górnolotnych frazesów. Wokół panowała cisza, ale nie śmiałem nawet podejrzewać, co dzieje się w głowie tej drobnej istoty. Nawet ze swojego prymitywnego, męskiego punktu widzenia mogłem dostrzec wizję tych cierpień. A że zawodnicy wagi lekkiej są pod tym względem najbardziej pokrzywdzeni, wiedziałem naprawdę dobrze.
- To ten... więc mówisz, że wreszcie się zdecydowałaś i już u nas zostajesz.
Znów popatrzyła na mnie, z jednej strony niespokojnie jak mucha, nad którą zawisła nagle gazeta, z drugiej z jakimś niezbyt przychylnym zastanowieniem.
- Ach, byłbym zapomniał - zaśmiałem się średnio porywająco - już ktoś inny zapisał cię w naszych papierach. I chwała mu za to... ja nie lubię pisać. Nie to, że mam z tym jakiś problem, sama rozumiesz - uśmiechnąłem się krzywo.
- Do czego zmierzasz? - podniosła się bardziej i oparła policzek na jednej łapie.
- Wiesz, że widziałem cię w spisie nowych członków jeszcze zanim wyszłaś ze szpitala? W zasadzie chwilę przed tym, jak ja się tam znalazłem. Heh, wyjątkowo czysta dziś noc, prawda? Widać tyle gwiazd.
- Tak, bardzo.
- Hm - przez moment trawa wydawała się bardziej interesująca, niż zwykle - przepraszam, za tą wodę dziś po południu...
- Nie szkodzi, i tak było gorąco - westchnęła - powinnam już iść - dodała, jednak nie wyglądała, jakby zależało jej na szybkim powrocie do grona wszystkich naszych dobrych i złych znajomych i nieznajomych.
- Do czego tak ci się śpieszy? - zapytałem nie czekając, aż słowa zamieni w czyny i zmieniłem miejsce, siadając tuż przy niej i opierając się o drzewo - jesteśmy teraz rodziną, a wcale się nie znamy - dostrzegając, że moment bezruchu przedłuża się, postanowiłem jak najpłynniej obrócić go w dalszą rozmowę - tu jest teraz zdecydowanie przyjemniej, prawda?
O słońcu zapomnieliśmy już zupełnie, ziemia zaczęła obdarzać stykające się z nią wilki niebiańskim uczuciem niemal życiodajnego chłodu. Wśród tego wszystkiego świerszcze. Nieśmiertelne i delikatne, przywołujące najpiękniejsze i najspokojniejsze wspomnienia, jak muzyka ofiarowana nam wszystkim przez Boskie ręce.
Tak, nie sposób było zaprzeczyć, że wszystko to, co otaczało każdego, kto zdecydował się na chwilę oderwać od źródła euforii i rytmicznych piosenek zapraszających do tańca, budowało w jego duszy nadzwyczaj piękną, kontrastującą atmosferę. Właśnie dla takich dni warto było czekać na świecie, nie realizując dziesiątek pomysłów na odmeldowanie się.
- A może czegoś się napijemy? - zapytałem, wstając ciężko i podchodząc do beczek z napojem. W tamtej chwili po raz pierwszy ucieszyłem się, że spóźniliśmy się na wesele. Dzięki temu byłem jedną z przypuszczalnie dwóch względnie jeszcze trzeźwych osób (jako że Kara, Tiska i Magnus zaskakująco szybko zdołali nadrobić wszelkie zaległości).
Kiedy usiadłem znów obok niej i podałem jeden z glinianych kubków, już nawet nie protestowała. Łyk za łykiem, niczego z początku nie mówiąc, przeszliśmy do drugiego, potem trzeciego.
Wślepiając się w nieboskłon, zupełnie pustym wzrokiem, siedziałem oparty o drzewo, wyciągając przed siebie tylne łapy.
- Powiedz mi - chociaż oczy nadal patrzyły na gwiazdy, pysk zaczął lekko się uśmiechać - jaaak to jest, że na tym świecie jest... tyle niesprawiedliwości?
- O... o czym ty mówisz? - zdawała się mnie nie słuchać. Przeniosłem na nią smętny wzrok. Zdawało mi się, że spała. Tylko czujne uczy świadczyły o pośrednim między gotowością a zrezygnowaniem z wszystkiego tej nocy stadium, w którym się znalazła. Jakie to piękne. Prawdziwa granica.
- Popatrz... - wyszeptałem - sierota społeczna, syn mordercy i pół-ducha, bezdomny dzieciak i włóczęga, który za szczeniaka kradł żarcie starszym wilkom, żeby w ogóle jeść. Kim teraz jest?
W ciemności błysnęły jej błękitne oczy. Zaraz potem stopniowo zaczęły się zwężać, ukazując podejrzliwy wyraz.
- O kim mówisz?
- A teraz ma to wszystko - opuściłem głowę, czując pierwsze, ciepłe plamy w oczach. Nagle złapałem ją za łapę i pociągnąłem w swoją stronę - powiezzz mi! - gwałtownie rozbudzona, poderwała się z ziemi całym przodem ciała, jednak równie szybko podparła na mnie, nie mogąc utrzymać równowagi tak sprawnie, jak pewnie by chciała - czy ty jesteś z nim szczęśliwa?
- Słucham...?
- Co on ma w sobie takiego, że wszyststkie się za nim oglądają? Jak za zatraconym, do pioruna, aniołem? Co takiego, że wszyscy szanują go za nic, że ma więcej siły, niż pół watahy razem wzięte? Co on ma, czego ja nie mam? Jesteśmy cholernymi braćmi, jak to... jak to się mogło tak...
Pociągnąłem nosem, z opóźnieniem zaczynając zdawać sobie sprawę z tego, że przez cały czas kurczowo ściskałem łapę panny młodej.
- Przepraszam - nerwowo pogłaskałem ją, by wygładzić poszkodowaną sierść, po czym, gdy tylko poczułem, że właścicielka kończyny wyrwała mi ją, oparłem się na swoich własnych, przednich nogach, próbując zajrzeć jej w oczy - ty na niego uważaj. Bo jeśli się w końcu nie okaże, że jest jakimś psychopatą, czy innym wybrykiem natury, to świat naprawdę jest fatalny. Dobrej nocy - mruknąłem, wstając.
< Talazo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz