Podążając jej śladem, szybko straciłem jasne poczucie czasu, nie będąc już pewnym, czy idę chwilę, dłuższą chwilę, godzinę, czy miesiąc.
Dosyć szybko też zdałem sobie sprawę, że zaczynam gubić ślad, jaki wcześniej niemal już odruchowo wychwytywałem w głowie. Szedłem więc coraz mniej mechanicznie, swoje myśli zwracając w stronę rosnącego problemu.
W końcu doszedłem do momentu, w którym każdy mój następny krok zdawał mi się bardziej nerwowy, a w głowie zaczęły gnieździć się coraz bardziej dramatyczne wizje. Nie pomagały już niespójne tłumaczenia, że może sąsiedzi, że może zaraz wróci bo po prostu wolniej niż niecierpliwie przewidywałem idzie przez las.
- Hej, Agrest! Widziałeś Talazę?
- A tso, zgubiłeś ją? - zaspany basior z wyraźnym trudem rozchylił powieki - mówiłem Ci już, że z nią rozmawiałem...
Odetchnąłem szybko, rezygnując z ciągnięcia rozmowy i ruszając dalej. Po chwili już kłusowałem, wyłapując słabnący zapach spośród leśnych roślin. Pół kilometra biegiem, potem nagły zwrot, chwila wahania z nosem przy ziemi, czy aby znajomy zapach nie zatrzymał się na kępie traw. Znów kilka kroków, a teraz wyżej, unosząc głowę do góry, przymrużając oczy, wciągałem przyjemne, świeże powietrze napełniając nim płuca, coraz bardziej łapczywie, szukając wokół siebie jak największego stężenia Talazy. Gdy znajdowałem, ruszałem znów przed siebie.
Z jednej strony, przebywanie w pobliżu jakiegokolwiek śladu wadery, podtrzymywało mnie na duchu. Myślałem, że może po prostu odeszła dalej, niż wcześniej zamierzała. A może wróciła już na miejsce spędzonej nocy i zastanawia się, gdzie zniknąłem? O czym pomyśli?
Bycie młodym małżonkiem jest trudniejsze, niż wcześniej mi się wydawało. Nic dziwnego, że will w tak nowej sytuacji głupieje.
Przynajmniej poziom adrenaliny zdążył mi już podskoczyć i skutecznie sprawić, że zapomniałem o dolegliwościach, które męczyły mnie rano.
Z irytacji niemal potrząsnąłem głową. W zasadzie już wszystkie możliwe, nawet te najłagodniejsze scenariusze, stawały się nie do zniesienia. Przestawałem być pewny, że dobrze robię, podążając za nią, ogarniały mnie coraz większe wątpliwości co do tego, jak będąc dobrym partnerem powinienem teraz się zachować i gdzie być. Nie chciałem móc zostać uznanym za przesadnie ostrożnego, lub mówiąc kolokwialniej, po prostu panikarza, ale oczekiwanie przez kolejną godzinę na wilczycę, która zwyczajnie zniknęła, wydawało mi się jeszcze bardziej bezsensowne.
Nagle woń zniknęła zupełnie. Zatrzymałem się, zdezorientowany stojąc teraz pośrodku lasu.
W tamtej chwili naprawdę poważnie się już martwiłem.
< Talazo? Moja Słodka Chmurko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz