wtorek, 28 lipca 2020

Od Szkła CD Talazy - "Pierwsza Krew"

Teraz już z szybko bijącym sercem biegłem przed siebie, coraz dramatyczniej próbując wychwycić z powietrza niknący zapach przechodzącej tędy może godzinę, może dwie wcześniej wilczycy.
Przystanąłem.
Słyszałem tylko szum drzew i własny oddech. W mojej głowie kłębiły się ciężkie chmury myśli, przytłaczające pierwiastek logiczny, który cały czas próbowałem wypchnąć na pierwszy plan.
Co robić? W którą stronę się udać? Tak naprawdę, mogłem pójść w każdą, rzeczywista woń małżonki mieszała się już z moim własnym jej wyobrażeniem, z każdym wciągnięciem powietrza ustępując mu miejsca coraz bardziej. Teraz w ogóle nie byłem już pewny, czy czuję jeszcze cokolwiek poza wilgocią i leśnymi roślinami.
W pewnym momencie przeciął mi drogę świeży ślad zająca. Zwróciłem głowę w kierunku, w którym przypuszczalnie uciekł i węszyłem przez krótką chwilę. Wreszcie odetchnąłem cicho i truchtem ruszyłem dalej. Poruszałem się coraz wolniej, w sumie bardziej już odruchowo, niż przez jakieś ostatnie dotknięcie nadziei. Straciłem rachubę próbując obliczyć czas, który minął od mojego rozpoczęcia poszukiwań, nie wyobrażałem sobie, co mogło się stać i nie miałem pomysłu na to, co dalej. Utknąłem chyba w martwym punkcie czegoś. W niemal panicznym kroku ograniczyłem poszukiwania do lasu, podążając przez cały czas śladem, który przestawał już móc mnie prowadzić.
Wtem do moich uszu dotarł trzask łamanych gałązek i poruszanego igliwia.
- O, dzień dobry, Szkiełko - zwrócił się do mnie pogodny, kobiecy głos.
- Dzień dobry... Opal? - odwróciłem się, wzrokiem napotykając sylwetkę wadery stojącej nieopodal - co robisz na terenach WSC?
- Nie jesteśmy jakoś specjalnie daleko od granicy - uśmiechnęła się - pomyślałam, że zahaczę o nie podczas obchodu terenów, wiesz, wy macie teraz inne sprawy na głowie.
- Szukam Talazy - wypaliłem - spotkałaś ją może? Wyszła rano, nie widziałem jej od tamtej pory.
- Chyba nie - zawahała się - ostatni raz widziałyśmy się wczoraj wieczorem. Ale... możemy przejść się i popytać tam, gdzie nie byłeś jeszcze ani ty ani ja. Razem. Co ty na to?
- W porządku - mruknąłem, w przyspieszonym tempie analizując swoją wcześniejszą trasę.

Głębokie i przenikliwe wycie rozniosło się po ziemiach watahy, lecz ani pora, ani sytuacja nie przywodziły na myśl porządnego wezwania. Dokładniej okrywając się płaszczem, Mundus ze zdumieniem podniósł głowę i spojrzał na słońce, by odczytać wskazówkę co do wyjątkowo wczesnej godziny, starając się przez chwilę nie zwracać uwagi na ból głowy rodem z dnia wczorajszego.
Przeszły go nagłe dreszcze. Być może dlatego, że dojmujący, choć wyciszony nieznacznie przez setki rosnących wokół drzew dźwięk, w połączeniu ze specyficzną jego lokalizacją, bez uprzedzenia przywołał jedno z jego bardziej ponurych wspomnień. A w zasadzie nie wspomnień, a ich mglistych obrazów z czasu, gdy zapisując się w półżywym umyśle przypominały bardziej sny. Lub koszmary.*
Rozejrzał się wokół. Potem, w duchu używając mocnych słów w odniesieniu do swojej ciekawości, wyszedł na małą polankę, by zerwać pierwszy kwiat, jaki zobaczył (a był nim tym razem niepozorny, ciemny okaz wrzosu z rosnącej pośród mchów kępy) i skierować się tam, gdzie według wszelkich logicznych przesłanek powinno znajdować się źródło owego brzmienia.
W oddali dostrzegając swój cel, zatrzymał się na chwilę. Czy na pewno tego chciał? Przecież, tak czysto teoretycznie, mogło okazać się, że tego źródła tam wcale... no bo kto i po co?
Znów zaczął iść, próbując zagłuszyć swoje myśli.
- Dzień dobr... - zajrzał do jaskini, przyzwyczajając wzrok do panującego w niej półmroku, kontrastującego z silnym słońcem nad nielicznymi chmurami. Dwie, siedzące wewnątrz osoby naraz popatrzyły na niego, jakby oczekiwały kogoś, kto lada chwila miał nadejść.
Odetchnął głębiej, zbierając siły, aby zadać to pytanie.
- Pewnie to głupie pytanie, ale czy wy... nie wołałyście kogoś? - zapytał cicho - przed chwilą?
- Można tak powiedzieć. Z dala było dobrze słychać? - odpowiedziała Talaza, choć w jej głosie wyczuwalne było wahanie. Wszystko jedno. Kogo wołała? Też mniejsza z tym.
Po ścianie zsunął się na ziemię i zaśmiał nerwowo, ignorując niewątpliwie życzliwe spojrzenia.
- Jeśli znowu ci gorzej, po prostu powiedz - Etain zmierzyła go kątem oka.
- Hihihi... nie, jest wspaniale - uśmiechnął się z jakimś dziwnym wyrazem szczęścia, po czym nagle podniósł się z ziemi i położył roślinkę przed wilczycą - wybacz, zupełnie zapomniałem. Powiedział, że wyrósł specjalnie dla ciebie.

< Talazuś? Mój gołąbeczku w pomidorkowym sosiku? ♡ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz