Na pierwszy plan tej ponurej sceny wysuwały się hałaśliwe szmery, będące głosami naszych współpracowników i jakichś bardziej odległych osobistości, które nawiedziły miejsce zbrodni by uzupełnić dokumenty lub zwyczajnie wykreślić niepotrzebne od dziś ciało ze spisu żywych członków watahy.
- Co tu się mogło stać?
- Wygląda strasznie.
Ja stałem w milczeniu, nie mając pojęcia, jak powinienem zachować się z uwagi na tak bliskie pokrewieństwo zmarłego z moim przyjacielem. Po raz pierwszy będąc w podobnej sytuacji, starałem się po prostu kątem oka śledzić reakcję Vinysa na przebieg oraz obiekt oględzin i z niejakim zdumieniem dostrzegłem, że była wyjątkowo zachowawcza. Tak jakby basiorowi zupełnie nie zależało na tym, czyje ciało leży teraz tuż przed jego stopami. Lub jakby był w szoku, co wydało mi się zgoła bardziej prawdopodobne.
- Hej, Szkło - zawołał Silwestr nieco szorstkim tonem - muszę notować, pomóż mi.
- Już idę - odpowiedziałem cicho, rzucając jeszcze jedno spojrzenie młodszemu koledze. Chciałem tylko upewnić się, że nie zrobi niczego głupiego. W nerwach dzieją się z wilkami różne rzeczy.
- Jakieś typy? - gdzieś z boku usłyszałem Opal, której nie zauważyłem wcześniej, a która rozmawiała teraz z Brusem - ta śmierć coś wnosi do naszej sprawy?
- Nie wiem - westchnął basior - trzeba będzie ją odkopać. I wytłumaczyć się przed górą...
Zapisywałem coś właśnie, lekko drżącą z pośpiechu łapą. Emocje w gronie trochę opadły, a zbrodnia, choć uroku wciąż dodawał jej fakt, że pierwsza od miesięcy, stała się już zwyczajną częścią tego popołudnia. Mechanicznymi ruchami wiodąc przypaloną z jednej strony gałązkę po pogiętej kartce, myślami wróciłem na chwilę do bycia "częścią mnie z Watahy Srebrnego Chabra". Zacząłem zastanawiać się, co powinniśmy teraz zrobić. Komuś na pewno przekazać informację o śmierci. Choć byłem przekonany, że reszcie rodziny powie Vinys.
- To co, będziemy się chyba zbierać? Zabieramy go? - zapytałem, wskazując na ciało.
- Nie ma sensu. Obejrzałem go już, pozapisujemy tylko szczegółowo miejsca obrażeń. Może jeszcze znajdę coś ciekawego - Silwestr z hukiem zatrzasnął jakiś zdezelowany notatniczek, którego okładka, pomazana kredkami, świadczyła o poprzednim, ludzkim właścicielu, który musiał porzucić lub zgubić go całkiem niedawno.
Tymczasem do naszej pracy przyłączyła się jeszcze jedna osoba, którą tym razem okazał się mój niewilczy przyjaciel. Gdy przybył, podświadomie zacząłem oczekiwać co najmniej nagany lub wyrazu niezadowolenia z pracy śledczych, przed którym lubił straszyć Brus. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a nowa postać na naszej scenie zamiast do nas, podeszła od razu do ofiary.
- Ale... dlaczego - Mundus wolno pochylił się nad ciałem, być może zbierając myśli - komu pozwoliłeś się zabić...?
Oderwałem wzrok od kartki, przez chwilę po części bezmyślnie patrząc przed siebie, a po części wychwytując sens jego słów.
- Już tylko jedno z was zostało. Szkoda. Wielka szkoda - przez moment patrzył jeszcze na zwłoki z jakimś przygaszonym wyrazem w oczach, po czym usiadł obok, na trawie i odetchnął głęboko. Przez chwilę panowała cisza.
- Druhu? - niepewnie zwróciłem się do niego - jakiś pomysł? Był szeregowcem, jeśli się nie mylę. Wiesz, czy miał jakichś wrogów?
- Nie.
- Ty też go znałeś, prawda?
- Czy musisz pytać o to wszystko właśnie w tej chwili?
Miałem coś jeszcze odrzec, ale widok szklących się oczu rozmówcy wyhamowały mnie szybciej, niż mógłbym się tego spodziewać.
- Dobra, to było głupie pytanie - mruknąłem, wycofując się nieco zagubiony.
- ...Dlaczego muszę być takim mięczakiem i rozklejać się za każdym razem? Pozdrów tam od nas Wrotycza - dosłyszałem jeszcze za plecami łamiący się głos.
"Kogo?" - odwróciłem się w przelocie, jednak ostatecznie nie powiedziałem tego głośno i po prostu odszedłem.
- Partnerzy, przyjaciele. Powiem krótko, wiem, że nie trzeba wam teraz wiele mówić. Sami rozumiecie, zepsuliście tę sprawę - dowódca całej straży WWN, Głóg, mówił powoli, ale w jego mowie wyraźnie dało się wyczuć gorzką nutę wyrzutu - pozwoliliście na kolejne ofiary.
Jak miało to miejsce dosyć często, zebrania grona śledczych były połączone. Nie było sensu urządzać oddzielnych dla WSC i WWN, skoro w każdej z nich było ledwie kilka dusz, a większość rozwiązywanych przez nas spraw wymagała połączenia sił. Tak więc siedzieliśmy wtedy jak na kazaniu, Brus, Silwestr, Vinys i ja, kilkoro zwykłych strażników, wśród nich Opal.
- Mamy mocno ograniczone środki, sam towarzysz wie - wzrok Brusa powędrował po ścianie, gdzieś w bok - nie mogliśmy zapobiec zabójstwom. Tak nie działają śledztwa.
- Nie udawaj głupiego, Brus - Głóg odrzekł tym razem ostrzej - zlekceważyliście śledztwo. Mogłoby do tego wszystkiego nie dojść. Kiedy przesłuchaliście wyznaczonych świadków? W ogóle tego nie zrobiliście. Dość odwracania wzroku od waszych zaniedbań.
- Nie zaniedbujemy swojej pracy - zmarszczyłem brwi.
- Szkło - westchnął basior - Szkło, Szkło, Szkło. Jesteś młody, a masz na swoim koncie rozwiązane naprawdę poważne śledztwo. Ja to wszystko wiem. Ale to było dawno, a teraz? Wszyscy się rozleniwiliście. Powiem szczerze, jesteście jednakowo bezczynni, gnuśniejecie. Jak cała nasza zdziczała ziemia, w której ogień przeplata się z szerzącym się marazmem, gorąc z surowością. Jeden wielki chocholi taniec.
Popatrzyliśmy po sobie. Słuchanie takich słów nie należało do przyjemnych. Powiem więcej, było dla mnie trochę jak wiadro lodowatej wody, wylane prosto na łeb.
- Silwestr, skończ wreszcie z wiecznym niezadowoleniem i czekaniem nie wiadomo na co, rób co do ciebie należy, Vinys... weź się wreszcie do roboty, co? Siebie i swojego wspólnika. Mogę na was liczyć?
- Oczywiście - odparłem przez zaciśnięte zęby, zanim ktokolwiek zdążył to zrobić - Vinys, idziemy ich przesłuchać. Nie ma na co czekać - mruknąłem do wilka.
< Vinys? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz