niedziela, 5 lipca 2020

Od Talazy CD Szkła - "Pierwsza Krew"

,,Gorzko! Gorzko!’’, odbijało mi się w uszach, skutecznie tępiąc ciepły smak Szkła na moim języku. Odsunęłam się szybko, acz zgrabnie, by spojrzeć basiorowi w oczy z nadzieją, że mogłabym odebrać swoją przyjemność chociaż z walorów wizualnych, w tamtej chwili jednak rytmiczne pokrzykiwania tłumu przerodziły się w jakiś chaotyczny aplauz, dezorientującą mieszanką gwizdów i poklasku; przez otoczenie przelała się oszałamiająca, brudna fala.
Ocucił mnie ponowny żar ognia na mojej twarzy oraz nie mniej ciepła łapa małżonka złożona na mojej. Uniósłszy spojrzenie, odnotowałam bliskość płomieni jakiegoś dogaszającego ogniska oraz mniej lub bardziej kojarzone twarze najbliższego otoczenia Szkła. Przypomniawszy sobie wcześniejsze wydarzenia dzisiejszego dnia, uśmiechnęłam się niezdrowo, zastanawiając się, kto zezwolił na to, bym ponownie znalazła się blisko ognia.
Widząc tę nagłą, z obcej perspektywy może nawet niepokojącą zmianę na mojej dotychczas otępionej alkoholem twarzy, małżonek uprzejmie zapytał, czy dobrze się czułam. Odpowiedziałam mu energicznym, acz trochę lekceważącym skinieniem głowy. Wykonał podobny gest jako wyrażenie wiary i zrozumienia, dalsze jego działania przeczyły natomiast prawdziwości niemej odpowiedzi. Basior przybliżył się do mnie, objęciem w pewien sposób ograniczając moje ruchy, być może na wypadek, gdybym znów zapragnęła skakać przez ogień lub dla odmiany, nie wiem, uciekać do lasu, by tam siłować się z niedźwiedziem.
Nie obraziłam się jednak na taki obrót spraw, z pewną nawet ulgą opierając głowę na silnym barku małżonka. Nie mogłam zaprzeczyć, że impreza należała do tych mocniejszych, a nawet wcześniejsza drzemka nie była w stanie wymazać całego zmęczenia ostatnich godzin. Przynajmniej mogłam się tu ogrzać; odwróciwszy nieznacznie głowę, zauważyłam, że nadchodził wieczór, a słońce zachodziło dzisiaj krwawą czerwienią.
Mimo całej wygody swojego nowego położenia nie spałam, nie można jednak powiedzieć, że specjalnie włączałam się w dyskusję pomiędzy małym gronem, w którym się znalazłam. Patrzyłam przez ognie na Agresta i towarzyszącego mu niebieskiego ptaka, już od dobrych kilku minut próbując sobie przypomnieć, kim dokładnie byli. Stworzenie o ostrym dziobie wzbudzało we mnie jakieś pomieszane instynkty; patrząc na nie przez czas dłuższy, niżby normalnie wypadało, nieraz ugięłam się pod krótką falą dreszczy, które stawiały futro na moim grzbiecie.
Alkoholowe wyczyny i weselne zabawy najlepszego sortu pozwoliły jednak w porę rozładować wzbierające we mnie pokłady adrenaliny, więc nie czułam szczególnej potrzeby wszczynania awantury. Psychicznie powstrzymywała mnie przed tym także mała ofiara z jasnego futra mojego małżonka. Kolejny równie dramatyczny wyczyn w tak krótkim czasie mógł prędzej zaszkodzić przyjęciu, niż je jeszcze bardziej rozpalić.
Sielankowy nastrój, który zaczął się już powoli rodzić nad spokojnym ogniskiem, zburzyła w moim sercu nagła fala bólu. Zgięłam się w pół, drżąc przez chwilę z zimna absolutnie kontrastującego z blaskiem letniej nocy rozpalonej dziesiątką ognisk. Szkło, który był zbyt blisko, by nie zauważyć tego nagłego, chaotycznego ruchu powtórzył zadane już chyba przezeń niejeden raz pytanie o mój stan, a ja, też starym zwyczajem, zaprzeczyłam wszystkiemu, niemniej jednak wyplątując się z ciepłego uścisku basiora, by móc ochłonąć przez chwilę w spokojniejszym miejscu.
Nie obyło się bez stanowczych nalegań, by żaden z szarmanckich panów nie szedł za mną, chcąc mieć na mnie oko w razie, gdybym jednak poważniej zaniemogła, niemniej jednak z ogromną, patrząc przez pryzmat wszystkiego, co zdążyłam wypić, gracją udało mi się przebić przez tłok na polance, by następnie odbyć niezwykle krótki spacer pomiędzy drzewami.
Może to przez zobojętniałe rozluźnienie, które ogarnęło mnie tak szybko, jak tylko zniknęłam z oczu dziesiątek gości, a może przez zwyczajne zmęczenie, tak czy inaczej, nie mogąc dłużej utrzymać się na łapach, niezgrabnie opadłam na pień jakiegoś drzewa. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w śpiew ptaków z nadzieją, że subtelne melodie wieczoru będą w stanie choć trochę przygłuszyć promieniujący ból. Zdawało mi się, że słyszę w oddali pieśń rzeki, ale równie dobrze mogło być to tylko złudzenie.
Nie więcej niż pół godziny później oddychałam już spokojniej, ze zdrową mieszanką niepokoju i irytacji przecierając pysk, żywiąc nadzieję, że Szkło jakimś cudem nie będzie miał tej nocy ochoty na więcej pocałunków. Nie należało to do przyjemnych doświadczeń, acz było niemalże nieodłącznie związane z każdym większym przyjęciem. Przynajmniej teraz, gdy było już po wszystkim, mogłam powrócić do godnego świętowania.
Jeszcze kilka oddechów i wracam, postanowiłam stanowczo, natychmiast zamykając oczy, by przygotować się na powrót ze spokojem i godnością prawdziwie zmartwychwstałego. W odzyskiwaniu równowagi przeszkodziły mi natychmiast dopiero budzące się instynkty, od razu zwracając moją uwagę na postać zbliżającą się z mojej prawej strony. Najwyraźniej wciąż były one ciut przytępione nadmiarem procentów, spodziewałam się bowiem ujrzeć nikogo innego jak najważniejszego basiora wieczoru.
Zdziwienie, jakie wzbudził we mnie widok tego niepozornego wilka, z którym nie łączyło mnie absolutnie nic, szybko zostało zalane falą niepokoju.

< Agrest ;)? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz