niedziela, 5 lipca 2020

Od Magnusa – „Rezerwat” cz. 2

Ocknąłem się czując ostry ból w okolicach karku. Przeciągnąłem się, rozciągając obolałe mięśnie. Czułem się jednak bardzo wypoczęty. Nie czułem zmęczenia, tak jak było przez ostatnie kilka dni mojego życia. Wyszedłem z jaskini w jasny, chłodny dzień i odetchnąłem wietrznym, morskim powietrzem. Uśmiechnąłem się. Nowy dzień mojego życia właśnie się rozpoczął i nie mogłem się doczekać czego nowego dzisiaj się nauczę.

- Magnus! – usłyszałem za sobą i odwróciłem się gwałtownie. Syknąłem jednak na ten ruch, czując nagły ból w karku.

- Co jest? Źle spałeś? – zapytał Malfoy, jeden z moich przyrodnich braci.

- Chyba tak… - jęknąłem. Malfoy mnie onieśmielał. Jego śnieżnobiałe długie futro lśniło w słońcu jak białe złoto, a dumna postawa sprawiała, że każdy wilk czuł się przy nim nieswojo.

- Dobra, lecisz ze mną na obchód? – rzucił wilk i ruszył przed siebie, jakby moja odpowiedź mogła być tylko jedna. Właściwie była. Moja matka zmarła przy porodzie, a ojciec wolał towarzystwo wader niż swoich bękarcich synów. Dlatego też opieka nade mną spadła na moje starsze rodzeństwo, Malfoya i Korteza. Malfoy jest strażnikiem watahy i codziennie o świcie, w południe i o zmierzchu przemierza wyspę w poszukiwaniu niczego i wszystkiego jednocześnie. Od niego uczyłem się o sile, walce, polowaniu i wszelkich aspektach fizycznych w naszym wilczym życiu. Kortez za to, jest naszym „doprawiaczem”. Sprawia, że mięso z beznamiętnego i suchego, staje się pełne aromatu i słonych soków. Każdy z nich poznawał mnie z innymi aspektami życia. Na świecie byłem zaledwie od kilku dni i pomimo śmierci i odtrącenia, czułem, że trafiłem w najlepsze miejsce jakie wilk mógłby sobie wyobrazić. Z opowieści braci wiedziałem, że niektóre wilki żyją w głębi „Wielkiego Lądu”, bez słonej wody, plaż i skarp. Nie potrafiłem sobie wyobrazić takiego miejsca i coś czułem, że nie podobałoby mi się tam.

- No idziesz!? – krzyknął za mną Malfoy a ja ruszyłem za nim z uśmiechem.

- Czy to normalne, po śnie? – zapytałem, gdy zrównałem się z wilkiem. – Ból w szyi? – doprecyzowałem pocierając obolałe miejsce łapą. Malfoy spojrzał na mnie bez słowa i wzruszył ramionami. Czyli standardowo. Malfoy nie odpowiadał na pytania. Opowiadał, uczył, ale na swoich warunkach. Po jakimkolwiek pytaniu, zaczynał milczeć. Milczałem więc razem z nim. To Kortez był od odpowiadania na moje pytania.

Poruszaliśmy się powolnym biegiem, żeby mieć czas wyłapać „anomalie” na wyspie. Bardzo często zdarzały się tu rzeczy niewyjaśnione i jak nie z tego świata. Dziwne latające maszyny, porwane wilki, które wracały bez pamięci… Nie drążyliśmy jednak tych tematów, po części ze strachu, a po części z braku środków i wilków zdolnych by się tym zająć. Co jakiś czas znajdował się wilk, który porywał się na odnalezienie przyczyn tych dziwnych zjawisk. W momencie gdy wyruszał w głąb wyspy, by znaleźć odpowiedzi, nie wracał już nigdy. Bez ciała, bez żadnych pozostawionych śladów czy poszlak. Nasz alfa postanowił więc zakazać takich wypraw i zajmowania się tymi zjawiskami. Dbał o nasze dobro, zawsze mieliśmy co jeść, co pić, czym się zająć. Nie wierzyłem, że gdzieś mogło istnieć lepsze miejsce do życia dla wilków.

- Malfi! – usłyszałem radosny krzyk, gdy obchodziliśmy jedną z plaż. Mała ognisto futra wilczyca rzuciła się z biegu na Malfoya, przewracając go na plecy. Śpiewny śmiech wadery rozszedł się po mojej czaszce, przyprawiając mnie o dreszcze. Doznałem dziwnego odczucia zawstydzenia, radości i strachu w jednym. Wilki tarzały się po ziemi, przepychając jedno, drugiego. Malfoy w końcu zajęczał udając, że został pokonany w tej walce, a wilczyca wstała z okrzykiem zwycięstwa.

- Karou… - zwrócił się do wadery wilk, wstając z piaszczystej ziemi. – muszę powiedzieć, że nieźle sobie radzisz. Może powinnaś towarzyszyć nam w obchodach. – twarz rudej wadery rozświetliła się. Nadal dyszała po wysiłku, ale pokiwała szybko głową. Widać było w jej oczach ogromny entuzjazm.

- Musisz pomyśleć o zostaniu strażnikiem, albo może załapiesz się do grupy na polowania… - kontynuował Malfoy, gdy nasza trójka ruszyła na dalszy obchód.

- Chce być sprinterem! – powiedziała Karou. – Będę ścigać zwierzynę i powalać ją na łopatki! – zawzięcie wykrzyknęła, skacząc i pokazując nam ruchy których będzie przy tym używać. Obserwowałem nieśmiało wilczycę, jakby czekając, aż mnie zauważy. Jej ognisto czerwone futro kontrastowało z jasnozielonymi oczami, które skrzyły się przy każdym jej spojrzeniu. Długie i szerokie uszy wyglądały bardziej na kocie, niż wilcze. Dodawały jej uroku i byłem pewny, że jej słuch był  o niebo lepszy od mojego.

- A ty jak się nazywasz? – zwróciła się w końcu do mnie wadera.

- Jestem Magnus. – powiedziałem niskim głosem, co tylko wprawiło moich towarzyszy w śmiech. Poczułem ciepło na policzkach, ale starałem się nie dać po sobie niczego poznać.

- Ja jestem Karou – uśmiechnęła się ciepło – ale mów mi Kara…

Wtedy poczułem, że to imię zostanie przy mnie na wiele lat.

CDN


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz