niedziela, 12 lipca 2020

Od Tiski CD Talazy - "Biała Noc"

Skryty Las wyglądał jak zwykle mrocznie. Wielkie drzewa przyćmiewają każde dobre uczucie w sercu. Krążą plotki, że zwierzęta w środku tkwią uwięzione w obłędzie. Nigdy nie wiadomo, czy puchata wiewiórka po przejściu tej granicy nie stanie się żądnym krwi potworem. Wszystko tam wpływało na umysł i ciało i nawet nie trzeba było się tego uczyć. Czuć to natychmiast po zbliżeniu się do upiornej granicy. Kara obok mnie także straciła werwę. W ciszy próbowałam dojrzeć mglisty kształt, który zniknął w gęstej czerni.  Ruda wadera pierwsza zbliżyła się do potężnych drzew.
- Idziemy tam? - zdziwiłam się.
 Przyjaciółka przecież nie widziała mojej mgły. Z jej perspektywy mogłam po prostu wyobrazić sobie jakiś cel i bezsensu za nim pobiec. Nie tym razem. Ufała mi i moim zmysłom. Chociaż może...raczej ufała swoim. Przywołałam w pamięci potężną, czerwoną poświatę obejmującą jej ciało. Odetchnęłyśmy głęboko i ruszyłyśmy dalej blisko siebie.  Wszechogarniający mrok zdawał się nas pochłaniać, trawić. W żołądku przewracała mi się cała zawartość. Macki nocy zbliżały się i dotykały każdej cząstki, z jakiej się składałyśmy. Minuty zaczęły trwać wieczność i właściwie nie miałyśmy pojęcia, czy coś znajdziemy. A może nawet, czy uda nam się stąd wyjść. Nasze kroki nie wydawały dźwięków, czerń dookoła również milczała. Gdzie podziały się wszystkie zwierzęta? Niepokój ściskał mnie od środka. Poczułam futro Kary, kiedy co sekundę próbowałam być jeszcze bliżej niej, by się nie zgubić. Nie wiem, ile szłyśmy, ale mrok zaczął się rozrzedzać. Czy to wschód słońca? Może dotarłyśmy do miejsca, gdzie korony drzew były mniej obfite. Minuty, które dłużyły się niemiłosiernie, przynosiły coraz więcej światła. W końcu mogłyśmy zobaczyć swoje łapy. Poczułam się trochę bezpieczniej, choć ciężar, jaki rzucała na nas atmosfera tego miejsca, ciążył tak samo mocno. Przyjrzałam się swoim łapom. Serce zabiło mi mocniej, gdy zorientowałam się, że całe są oblepione gęstą krwią. Przed oczami pojawiły się mroczki. Spojrzałam na Karę. Była równie przerażona. Wołała do mnie, żebym nie odpływała, ale nagłe uderzenie z boku poskutkowało o wiele lepiej. Całe powietrze uleciało z moich płuc, gdy rzucił się na mnie mglisty kształt. Tak szybko, jak mnie zaatakował, odskoczył zaskoczony i wpatrywał się przez chwilę w nas z wielkimi oczami. Dzięki temu miałam chwilę czasu, by się mu przyjrzeć. To nie była moja mgła. Byłam tego pewna, bo Kara również ją widziała. Moja moc nie jest w stanie tak silnie oddziaływać na świat materialny. Nie zaatakowałaby mnie. W takim razie, co stało przede mną? Można było zobaczyć, że kształt graniczy między rzeczywistością materialną a kłębkami chmury. Stało przed nami raczej zwierzę uwięzione w bieli, a nie tylko widzialne przeczucie. Napastniczka coś mówiła, ale nie było słychać żadnego dźwięku. W następnej chwili dosłownie zapadła się pod ziemię. Zostałyśmy we dwie, próbując odgadnąć, co się dzieje.
- Tobie też wydawała się tak bardzo znajoma? - zapytała wadera. Kiwnęłam głową zaniepokojona.
- Bardzo znajoma... i bardzo potrzebująca.
W tej chwili pod naszymi łapami rozległ się głuchy dźwięk, jakby coś pod nami pękło. Zaraz za tym rozległa się seria podobnych dźwięków. Na ziemi, między nami pojawiło się pęknięcie. Następnie świat dookoła przyspieszył, a ja poczułam tylko, że spadam, a wszystko dookoła mnie wiruje.


---


Obudziłam się w pięknym miejscu. Czułam się bezpiecznie, czułam, jak całe napięcie ustępuje błogiej ciszy. Drzewo wokół mnie były oświetlone złotym światłem. Kwiaty kwitły, kusząc swym pięknym zapachem okoliczne owady. Na pobliskiej gałęzi usiadł trznadel, wdzięcznie nucąc swoje pieśni. W tej chwili zapomniałam, co działo się przed chwilą. Troski uszły z mojego ciała, mogłam oddychać pełną piersią i szczerze się uśmiechnąć. Robiłam to, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście mi tego brakowało. Szczerzyłam się do pachnącej ziemi, błękitnego nieba, kolorowej łąki. Dlaczego dawno nie czułam takiego szczęścia? Z zadumy wyrwały mnie nadchodzące kroki. Podniosłam wzrok i zobaczyłam silnie zbudowanego basiora o jedwabiście lśniącej sierści. Obcy spoglądał dookoła ze spokojem i łagodnością. Był uosobieniem wspaniałości tego miejsca. Wewnątrz mnie nie podniósł się żaden alarm. Atmosfera wokół łagodziła wszelkie obawy. Wilk był szczodrze obdarzony przez naturę. Silne mięśnie pokrywało obłędnie piękne futro. Oczy lśniły cudownym odcieniem zieleni, każdy element jego pyska, był jak rzeźbiony przez najlepszego artystę.
- Przeszkadzam? - zapytał z uśmiechem, ukazując białe, równe uzębienie. Czarujący głos zabierał powoli moją wolną wolę. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, patrzyłam z podziwem na basiora, rozkoszując się widokiem, zapominając o całym świecie. Chyba padło jakieś pytanie, ale rozmówca raczej nie był zainteresowany odpowiedzią. Nie przeszkadzało mu to, że wlepiam w niego oczy. Przybliżył się spokojnie, wciąż przyjaźnie się uśmiechając. Machnął mi ogonem przed nosem, wzbudzając podmuch powietrza, przynoszący kolejne pokłady anielskiego zapachu. Pogrążałam się w nim i rozkoszowałam. Popatrzył na mnie znacząco, a część mojego umysłu została na tyle uwolniona, by móc coś powiedzieć.
- Gdzie jestem? - zapytałam.
- Jak się czujesz? - szmaragdowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie, ale łagodnie.
- Fantastycznie
- Bo to fantastyczne miejsce. - rzekł, po czym zbliżył się do mnie ostrożnie i objął mnie łapą. Dopiero teraz zorientowałam się, jaki jest wysoki. Poczułam się naprawdę bezpiecznie. Serce zatańczyło mi w piersi i kazało polizać go po pysku. Odwzajemnił gest, wlewając we mnie uczucia, które budziły żar w duszy. Już miałam całkowicie się zatracić, gdy popatrzyłam w dół, na zielony płaszcz trawy. Zobaczyłam tam swój cień, lecz nie widziałam cienia nieznajomego. Wtedy umysł, jak miecz, przecięła jedna myśl: to nie dzieje się naprawdę.
- To nie dzieje się naprawdę – powtórzyłam cicho.
- Słucham? – wilk nachylił się, by lepiej słyszeć. Jednocześnie poczułam falę emocji nacierającą na mój umysł, by stłumić myśli. Walka z nimi była fizycznie wyczerpująca. Czułam rzeczywisty ból, który skręcał mi jelita.
- To nie dzieje się naprawdę – powiedziałam najgłośniej, jak tylko mogłam. Wtedy wszystko znów zadrżało. Znikąd pojawiła się czerń, która objęła drzewa i stłumiła śpiew ptaków. Oblekła stojącego obok mnie basiora, dodając mu przerażających atrybutów. Nagle jego oczy wypełniły się mrokiem, czarna mgła plątała się wokół łap, pięła po ciele, obejmując każdy jego fragment. Na grzbiecie skumulowała się, by po chwili odsłonić potężne skrzydła. Wilk odsłonił zęby i rzucił się na mnie, przygniatając mnie do ziemi. Kły zaczęły szarpać bezradne ciało, nijak nie mogłam się uwolnić. Czułam, jak fragmenty skóry są nacinane, rozrywane, a trujący żar wlewał się do środka. Napastnik nie miał tyle litości, by od razu przegryźć krtań. Ból błyskawicznie rozszedł się po całym organizmie. Miałam wrażenie, że dostał się do żył, rozciąga naczynia, docierając do najmniejszych części. Gdy poczułam, że basior odszedł, jednocześnie uwalniając mnie z uścisku, było mi już wszystko jedno. Otępiała, w agonii leżałam, ciężko oddychając i prosząc, by to wszystko się zakończyło. Trwało to stanowczo zbyt długo. Czekałam na śmierć, ale ona wciąż nie nadchodziła. Nic się nie zmieniało, nie wiedziałam co robić. Nie byłam w stanie, podnieść się i chociaż zobaczyć obrażenia. Wiedziałam, że jest źle, ale leżąc, czułam, że nie jest coraz gorzej. Wcale nie zbliżam się do końca. Czy to znaczy, że będę uwięziona w tym lesie, cierpiąc, przez wieki wiedząc, że nie ma ratunku. Zawieszona pomiędzy życiem a śmiercią? Pomyślałam o Karze. Czy ona też gdzieś jest i spotkało ją to samo? Może udało jej się uciec. Może teraz zmartwiona szuka mnie w Skrytym Lesie. Nawet nie mogłam dać znaku, gdzie jestem. To wszystko dlatego, że wiedziałam, że „to nie dzieje się naprawdę”. Zamknęłam oczy, próbując zapłakać, ale nawet na to nie miałam siły.

„Talazo, to nie dzieje się naprawdę”

Poruszyłam się nieznacznie, w reakcji na szepczący głos. Chciałam rozejrzeć się dookoła – nie dałam rady. Wsłuchując się w ciszę, próbowałam zlokalizować dźwięk.

„Talazo, to nie dzieje się naprawdę”

Nie doszło to do moich uszu, ale byłam pewna, że zostało wypowiedziane. Może to mój mózg, w obliczu bezradności, zaczął wyłączać kolejne obszary z działania, dziękując za współpracę i żegnając się grzecznie. Na pewno, coś się stało. To może znaczyć, że nie utkwiłam. Poświęciłam całą uwagę na rozszyfrowanie słów, zagłuszonych, zniekształconych i posklejanych ze sobą.

„Talazo, to nie dzieje się naprawdę”

-Na pewno?

Na pewno

Chwilę zajęło mi, by przekaz spotkał się z reakcją. To nie jest realne. To może być tylko sztuczka tego przeklętego miejsca. Powtórzyłam jeszcze raz głośno w głowie te pięć słów. I poczułam, że spadam.


---


Wstałam na cztery łapy, dokładnie sprawdzając, czy każda część ciała jest na swoim miejscu. Ból zniknął - stwierdziłam, poruszając na próbę, każdym możliwym mięśniem. Odetchnęłam z ulgą i zorientowałam się, że nie jestem sama. Obok mnie stała Kara, bardzo zdumiona, przerażona i może szczęśliwa, że znów jesteśmy razem. Prawie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja zyskałam pewność.

- Talaza.



<Talazo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz