sobota, 18 lipca 2020

Od Tiski CD Magnusa - "Inna droga"

Mrugnęłam kilka razy, by jak najszybciej się uwolnić z przytłaczającej senności. Jaskinia Etain wyglądała jak pobojowisko. Wszystkie tu obecne wilki leżały bez życia na zielonej trawie. Z ulgą dostrzegłam, że wszyscy oddychają. Poczłapałam do stołu, na którym leżało ciało. Teraz wszystko otaczała cienka bariera z pomarańczowego i niebieskiego ognia. Zobaczyłam Karę, która ze smutnym uśmiechem przywitała mnie wśród tych, którzy są w stanie ustać na własnych nogach.
- Najgorsze powinno już minąć, ale nie mam pewności, czy nie czeka nas coś jeszcze. - wiedziałam, że nie mówiła tylko o pułapce. Przyjaciółka była przekonana, że ludzie i tak szykują kolejne mechanizmy, bronie i technologie. Opowiedziała mi o ich przeszłości, a ja z każdą sekundą słuchania tej historii traciłam grunt pod łapami. Żołądek w akcie buntu postanowił sprawdzić, jak szybko potrafi się obracać. Wadera kontynuowała tragiczne wątki beznamiętnym głosem. Sama pewnie wciąż zmagała się z jej obrazami. Czasem dosłyszałam determinację. W nowej watasze, na nowej ziemi miała nadzieję. Podziwiałam ją za to. Strach jak mgła zaczął się skradać do mojego umysłu, obejmować go. Zaczęłam szybciej oddychać. Pochyliłam pysk, by złapać więcej tlenu. My wszyscy możemy zginąć. Po prostu. Kilka dni, może tygodni i może nas nie być. Część mnie pchała się ku przepaści, druga rozglądała się gorączkowo wokół, by szukać ratunku, jakiegoś zajęcia. Wtedy, na szczęście, leżący nieopodal Magnus zaczął coś mamrotać. Podeszłyśmy razem, chcąc sprawdzić, co się dzieje, ale szybko stracił kontakt ze światem. Jego siostra zbliżyła się, wsłuchując w jego oddech. Na jej twarzy zamalowało się głębokie zmartwienie.
- Nigdy tak długo nie odzyskiwał sił. -  stwierdziła. Chciałam powiedzieć coś pocieszającego, ale wydałam z siebie tylko cichy pomruk. Nie byłam w stanie. Usłyszałyśmy kroki dochodzące z zewnątrz i zobaczyłyśmy przytomnego alfę i jego brata. Kara odeszła, by wyjaśnić, co się stało. Ja zostałam z basiorem. Pociągnęłam nosem, wciąż pełnym od kataru. Teraz nie mogłam już być zła. Wyglądał tak bardzo niewinnie, a mając w głowie to, co przeżył, nie dziwię mu się, że jest … nieco oziębły. Chyba nie dałabym rady uporać się ze sobą po czymś takim. Nawet wizja zagrożenia jest dla mnie obezwładniająca. Moje marzenia o przygodach wypaliły się na moim charakterze. To było bardzo przytłaczające. Słyszałam przyciszone głosy i szybko wydawane rozkazy, a przed sobą miałam tylko to szare oblicze. Jaki by był, gdyby to wszystko się nie wydarzyło? Pokręciłam lekko głową i przyłączyłam się do rozmowy ze Szkłem i Agrestem.
- Trzeba koniecznie sprawdzić, czy nie ma u nas więcej takich pułapek.
- I co zrobimy potem? – niecierpliwiła się Kara.
- Na razie wiemy za mało, musicie nam więcej powiedzieć.
- Mówiłam wam! - w jej głosie było słychać rozpaczliwy ogień. Przysunęłam się do niej, by chociaż poczuła moją obecność. Ja nie miałam pojęcia, co mam robić. Najchętniej zaszyłabym się w swojej jaskini i nie wychodziła stamtąd, póki nie minie najgorsze. Agrest rozesłał kilka zwiadowców dookoła, by sprawdzili nasze lasy. Pozostało nam czekanie. Z cieniem rezygnacji, razem z przyjaciółką usiadłam przy Magnusie. Wadera była wyraźnie zaniepokojona. Nic nie mówiłyśmy, minuty dłużyły się w nieskończoność. Jedyne, na czym mogłam się skupić to ciężki oddech leżącego wilka.

- - -

Nie miałam pojęcia, jak szybko wrócili zwiadowcy. Kara natychmiast się poruszyła. Ja byłam tak otępiała, że już nawet nie machnęłabym ogonem. Czekanie w pełnym napięciu na wieści, które bez względu na to, jak byłyby dobre, nie byłyby optymistyczne z każdą chwilą zabierały mi władzę nad własną świadomością. Usłyszałam tylko, że plaża jest odcięta, przez chemiczne pole minowe. Marzyłam o tym, by nic nie wiedzieć, zatapiałam się w tym pragnieniu. Zamknęłam oczy, w nadziei, że zaraz się obudzę. Wtedy ruda wadera podeszła, by schylić się do leżącego i znowu coś sprawdzić. Nie byłam pewna, czy nasłuchuje oddechu, czy może próbuje wyczuć jakiś zapach. Podnosząc się, kręciła tylko głową.
- Musimy go stąd zabrać. Jaskinia medyczna powinna być odcięta przez najbliższy czas, by trucizna ustąpiła.
Słowa docierały do mnie bardzo powoli. Wilczyca patrzyła na mnie z wyczekiwaniem, a ja mogłam odpowiedzieć jej tylko beznamiętnym spojrzeniem. Dopiero wtedy, jak przez mgłę, byłam w stanie wydusić z siebie te kilka słów.
- Nie możemy pójść do twojej jaskini – skierowałam swój wzrok w ziemię, przygnieciona całą sytuacją. Do moich uszu doszedł niemal niesłyszalne mruknięcie Magnusa – Chodźmy do mnie.

- - -

Udało nam się przetransportować basiora przy pomocy prowizorycznych noszy. Po drodze musiałyśmy zrobić sobie kilka przerw, by odpocząć, bo wilk nie należał do najlżejszych. W mojej jaskini panował jak zwykle niezmącony spokój. Za to ją uwielbiałam. Część napięcia po prostu zniknęła, sprawiając, że poczułam się dużo lepiej. Usiadłyśmy na świeżo przygotowanych skórach. Dołożyłam Magnusowi kilka warstw, żeby na pewno było mu wygodnie i mimo zapewnień Kary, że nie jest to potrzebne, przykryłam go jeszcze kocem. Teraz pozostało nam czekać na jakieś wiadomości od reszty. Wszyscy bardzo liczą na wiedzę, jaką ma nieprzytomny. Mamy jak najszybciej dać znać, gdy się wybudzi. Przynajmniej byłyśmy we dwie.
- Wiesz co? - odezwała się – Nie podarujemy im tym razem. Nie pozwolę, by stało się to samo tutaj.
Odetchnęłam cicho w podziwie, za jej determinację. Dziękowałam też w duchu, że przerwała moje smętne myśli.
- Myślisz, że możemy ich pokonać?
- Ja to wiem.

Godzina mijała za godziną, słońce było coraz niżej. Kara co chwila sprawdzała stan brata. Pokazywała mi, na co zwracać uwagę.
- Musisz to wiedzieć. Na wypadek, gdybyś została sama.
- Planujesz coś? – nie musiała odpowiadać, zauważyłam, że kontroluje jego funkcje życiowe coraz częściej. Chodziła z jednego miejsca w drugie, wyraźnie bijąc się z myślami.
- Jest coraz gorzej, ale w mojej jaskini mam kilka roślin, które pomogą mu odzyskać przytomność.
- Ale twoja jaskinia jest za polem minowym, pamiętasz? - kiwnęła głową. Czy ona naprawdę chce tam pójść? Żołądek zawijał mi się w supeł.
- Muszę pójść. On naprawdę nie wygląda dobrze. - zapadła cisza. Jeśli coś jej się stanie, to będzie koniec. Mój koniec. Nasz koniec. Koniec. Z drugiej strony, nie widziałam innego wyjścia, nie potrafiłabym jej powstrzymać. Magnus z każdą minutą słabł i obie wiedziałyśmy, że nie polepszy mu się ot tak. Kara ruszyła na plażę, rzucając mi tylko „zobaczymy się”. Zostałam sama.

Dawno, dawno temu, w mojej starej watasze rodzice mówili mi, że nieprzytomni pozostają w jakimś kontakcie ze światem. Trzeba im bardzo dużo opowiadać, by im się nie nudziło i lepiej wracało do zdrowia. Przekazywali mi najpiękniejsze, wesołe historie, jakie tylko istnieją na świecie. Teraz, wiele lat później, siedziałam w swojej jaskini, słuchając tylko oddechu naszej dwójki. Z cieniem uśmiechu przypomniałam sobie dzisiejszy poranek, pełen krzyków, płaczu i wyrzutów. Jak bardzo chciałabym, żeby się teraz wybudził. Zaczęłam, więc mu opowiadać. Moje rodzeństwo zawsze mi mówiło, że jestem dobrą bajarką.



<Magnus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz