niedziela, 19 lipca 2020

Od Vinysa CD Szkła - "Drugie Dno"

 Szliśmy dalej w ciszy, przerywanej tylko skrzypieniem śniegu pod łapami. Nie przeszkadzało mi to. Rozmowy, które nie miały konkretnego celu były zupełnie zbędne w życiu, to przecież dość logiczne. Cieszyła mnie chwilowa rutyną patroli, w wolnych chwilach starałem się nadal połączyć w całość fakty związane ze sprawą, o której zdawaliśmy się powoli zapominać. Ale czy można było nas za to winić? Nic nie wskazywało na to, by miały pojawić się jakieś nowe dowody. Mieliśmy tylko dwa trupy i dwóch świadków, których z jakiegoś powodu nadal nie udało nam się przesłuchać. To nie tak, że nie chcieliśmy. Gdzieś w tym całym zamieszaniu gubiliśmy po prostu niektóre elementy tej dziwnej układanki, zakładając, że znajdą się, gdy będą potrzebne. Nikt też nie był specjalnie chętny, by odkopywać tę sprawę, kiedy zdążyła już nieco przycichnąć i nawet Szkło nie wiercił mi dziury w brzuchu o dalsze działanie. To chyba dziwiło mnie najbardziej – jak szybko mój starszy kolega stracił zainteresowanie dochodzeniem. Niby jak my wszyscy, ale akurat po nim się tego nie spodziewałem. A może tylko mi się wydawało? Któż to wie.

Opuściłem ich jak zwykle w pośpiechu, gdy tylko skończyliśmy patrol. Chwilę później dołączył do mnie Shino, przemykając bezszelestnie po gałęziach drzew. Śledziłem wzrokiem jego cień, sunący po ziemi i przeskakujący pomiędzy plamami światła na trawie.

– Jak tam w pracy? – Lis zeskoczył z góry, z gracją opadając najpierw na przednie, potem na tylne łapy.

– Jak zwykle. Nie dzieje się nic konkretnego – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, nie podnosząc nawet wzroku.

– Myślisz, że to koniec? Czy raczej cisza przed burzą?

Nie musiałem nawet patrzeć w stronę towarzysza, by wiedzieć, że uśmiecha się złośliwie, jak gdyby za nic były mu niewinne życia.  Jego słowa z dnia na dzień coraz bardziej zaczynały mnie martwić. Zupełnie jak wtedy, gdy przyszedł do mnie mówiąc o powrocie wirusa i okazał się mieć rację.

– Myślisz, że wydarzy się coś złego?

– To zależy od punktu widzenia, na twoim miejscu raczej bym się tym zbytnio nie martwił.

Kolejne dni mijały mi na pracy i zapuszczaniu się w ciele Shino coraz dalej na tereny WSJ. Nie znalazłem nic przydatnego, nawet w miejscu, gdzie wcześniej ze Szkłem zakopaliśmy zwłoki. Wraz z nadejściem wiosny mogiła porosła trawą i polnymi kwiatami, nie pozostał już nawet ślad po zbrodni jaka miała tam miejsce. W końcu i ja straciłem zainteresowanie sprawą, która z owianej tajemnicą stała się monotonną i dość przewidywalną. Wróciłem do normalnego trybu życia, co ułatwił mi fakt, że nikt już nawet o niej nie wspominał. A przynajmniej tak mi się wydawało.

 

Dzień zaczął się zwyczajnie, zwyczajnie też miał się skończyć, bo niby czemu nie? Zasłużyliśmy przecież na chwilę spokoju, która wprawdzie trwała już podejrzanie długo, ale kto by na to narzekał? Może tylko nasze duo złożone z gościa, który chciałby zmienić świat na lepsze i tego młodszego, wiecznie znudzonego życiem.  Ale hej, lepsze to niż nierozwiązana sprawa gnająca nas na obce tereny i spędzająca sen z powiek wszystkim związanym.

Kończyliśmy właśnie przeglądać jakieś stare dokumenty, którym nie poświęciłem większej uwagi, gdy do jaskini wpadła Opal. Co mogło być tak ważne, że musiało dotrzeć do nas z prędkością uskrzydlonej wadery? Szkło wstał niemal od razu, jak zawsze gotowy do działania. Strażniczka jednak milczała i choć były to sekundy, dłużyły się niemiłosiernie nam obu. Szkłu, bo oszczędzana nieumyślnie energia roznosiła go już od dłuższego czasu i mnie, bo sposób w jaki na mnie spojrzała przekazał mi już większą część tego co mogła mieć do powiedzenia.

– Mamy kolejne ciało, Silwestr stwierdził, że zginął jak pozostali – przerwała, jakby dając nam moment na powiązanie tego zdania ze sprawą, o której zgodnie milczeliśmy, a która była wciąż naszą ostatnią. – To Kuraha z WSC.

Mógłbym powiedzieć, że wiadomość o śmierci ojca mnie poruszyła, że odczułem żal, ale prócz oczywistego kłamstwa to stwierdzenie nie miało w sobie nic innego. Prawdą jest za to, że zamarłem, ale nie z powodu straty, lecz dlatego, że nie byłem pewien jak zachowałby się w tej sytuacji ktoś komu życie rodziców jest jakkolwiek drogie. Nie zamieniłem z nimi słowa od kiedy tylko byłem sam w stanie zadbać o własne przetrwanie i ani przez chwile nie żałowałem swojej decyzji. Teraz nie było inaczej. Przez myśl przeszło mi tylko, że matka się załamie, ale szybko zastąpiłem tą wizję Blue Dream tańczącą na jego grobie dla czystej zabawy. W takich chwilach najbardziej chce się wierzyć, że są bardziej szaleni od ciebie,  moja siostra sprawdzała się tu idealnie.

Nie mogłem nawet wyobrazić sobie, co zrobiłby na moim miejscu ktoś przy zdrowych zmysłach, a dawno już pogodziłem się z faktem, że nie mogę tak siebie określić. Pozostało mi mieć nadzieję, że Shino jest już na miejscu, a przynajmniej gdzieś niedaleko. Przynajmniej póki ktoś mógłby chcieć zadawać niewygodne pytania.

– Prowadź. – Dźwignąłem się na równe nogi, unikając wzroku drugiego śledczego. Pewnie nawet on był bardziej przejęty niż ja.  – Czekamy na coś, Opal?

 

Przez całą drogę do WWN miałem dość czasu na zadawanie sobie różnego rodzaju pytań. Kto zabił mojego ojca? W jakim celu? I co najważniejsze: jak był w stanie dokonać tego, na co sam nigdy nie miałem odwagi? Zanim zdążyłem zagłębić się  w rozmyślaniu czy coś łączyło ofiary, byliśmy już na miejscu.

Czekali na nas Silwestr i Brus, czego mogłem się spodziewać. Nieobecność mojej matki pozwoliła mi nie tylko odetchnąć z ulgą, ale i wywnioskować, że jeszcze nie wie. Wiedział za to Shino. Czułem jego obecność i przez chwilę miałem nawet wrażenie, że kątem oka widzę błysk jego ślepiów w pogłębiającej się ciemności. Byłem ciekawy jego reakcji, w końcu zawsze wolał go ode mnie, a teraz zostaliśmy sami.

Silwestr zaczął coś mówić, jego słowa umykały mi jednak i zlewały się w całość, jakby nie były niczym więcej prócz pustych dźwięków. Dołączyły do niego inne głosy, a ja tymczasem walczyłem z uśmiechem, który cisnął mi się na usta, gdy patrzyłem na bezwładne ciało, nadal pokryte śnieżnobiałym futrem. Teraz, gdy leżał bez ducha na trawie, nie czułem już do niego nienawiści, tylko satysfakcję.

Lis patrzył na mnie z góry, z korony najbliższego drzewa. Niezauważony przez nikogo z zebranych, więc najpewniej używał swojej mocy. Tylko on mógł wiedzieć co właśnie działo się w mojej głowie i może nawet to rozumiał, choć pewnie nie chciał. Z jakiegoś powodu nie mogłem znieść jego spojrzenia, ale równocześnie nie potrafiłem odwrócić wzroku. Otrząsnąłem się dopiero, gdy ktoś z zebranych zwrócił się do mnie imieniem.

 

<Szkło? (proszę mi jutro przypomnieć, że muszę jeszcze zrobić korektę)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz