piątek, 23 kwietnia 2021

Od Tory CD Ruki - "A z wami to w ogóle da się pobawić...?"

Od samego początku czuł że cos jest nie tak. Że coś nie gra w tej całej układance świata. Jakby jakiś ważny i istotny dla jego osoby fragment zaraz miał odpaść i zgubič się w odmętach pamięci. Ten niepokój wzrastał z każdą chwilą coraz bardziej, a obawy wpływały po jego karku jak burzowy deszcz. Mocno i pozostawiając za sobą ciężką świadomość niepewności, która drażniła go niemiłosiernie. Nienawidził się tak czuć. Wzbudzało to w nim jego prawdziwe ja, które przecież tak bardzo starał sie chować za maska normalności i spokoju, który tylko powierzchownie zatłatwiał sprawę. Dlaczego więc teraz nawet kamienna twarz nie chciała wpłynąć na jego pysk, a zęby zgrzytały kiedy starał się określić co dzieje się nie tak? Dlaczego więc sierść jeżyła się mu na karku jakby drażnił go wiatr zapraszając do wali i pogoni za nieuchwytnym powiewem? Dlaczego tak dobrze wyszkolony w byciu aktorem na scenia zwanej światem wilk jak on, teraz rwał kamienie pazurami, pozostawiając w nich na wieki szrami i pamięć jego własnej słabości? Dlaczego łzy bezsilności i nagłego smutku cisnęły się mu do oczu tak uporczywie że pozwolił im płynąć? Coś stanowczo było nie tak. Jakby fragment jego istnienia był wymazywany, wyrywany z jego wbrew pozorom, wrażliwego serca aby pozostawić w nim dziurę pełną niezasklepialnego żalu. Siłą musiał ruszyć swoje ciało z miejsca aby zerwać się do biegu. Panicznego poszukiwania puzla, który zagubił się wśród drzew oddalając się od swojej układanki i miejsca gdzie powinien pozostać na wieki wieków. Zamilkł w pewnym momencie liedy nagła bezsilność unieruchomiła jego mięśnie i sparaliżowała umysł, aż zrobiło mu się słabo i upadł na ziemię z rozmytym obrazem przed oczyma. Oddech zaparł mu się w piersiach ze zdenerwowania, aż dreszcz nie przebiegł przez jego plecy boleśnie kłując w ciało i zmuszając go do wstania. Więc tak jak kierował go impuls uniósł się i zziajany dyszał ciężko. Klarowność wracała mu po tym dziwnym ataku, którego nigdy wcześniej nie doznał, a nagły spokój powoli koił jego serce. Jakby znalazł czego potrzebował. Powoli zamrugał. Panowanie nad własnym ciałem wróciło. Już nie drapał pazurami niewinnej ziemi. Nie warczał na wiatr goniąc za nieuchwytnym świstem między liśćmi. 
Był już tylko spokój.

Zdezorientowany szedł za zmysłami, które doprowadziły go do mniejsca najmniej spodziewanego. Jaskinia medyczna przywitała go ciepłym powiewem z wnętrza. Znajomym ciepłem, znajomego ognia. Wszedł do środka niepewny wewnątrz, jednak żwawym krokiem. Jego ogon zamiatał ziemię niespokojnie kiedy stanął po środku czując narastającą wściekłość i żal, który jednak stłumił za maską nienaruszonego spokoju. 

  - Oh Tora!- przywitał go wesoły głos Flory.
  - Witaj- uśmiechnął się delikatnie schylając głowę na przywitanie. 
  - Tak tak. Dobrze że jesteś przyjacielu! Twoja siostra leży tam- wskazała łapą na jedno z posłań -Może jesteś w stanie poradzić coś... Na ten ogień?- westchnęła wyraźnie zmartwiona

  - Ognień nic jej nie zrobi. Zwłaszcza jej własny.- uspokoił ją cichutko i ruszył we wcześniej wskazaną stronę. Stanął przed twardą, lekko błyszczącą się barierą, wewnątrz której szalał gorący ogień. A pomiędzy niespokojnymi płomieniami leżała ona. Jego droga siostra. Taka bezbronna i cicha. Jakby to sen, a nie śmierć próbował pojmać ją w swoje objęcia. Już teraz Tora rozumiał skąd ten przedziwny napad. Jego bliźniaczka na chwilę spotkała się oko w oko ze śmiercią. Jego oczy mimowolnie zaszły łzami na samą myśl o tym że mógł ją tak łatwo stracić bez najmniejszego do widzenia. Szubko jednak opanował się słysząc kroki za sobą, zaglądając w ramtym kierunku bystrym okiem. Yir który stanął przy jego boku opowiedział mu wszystko. 

Był wdzięczny Ruce za ratunek dla swojej siostry. Dlatego gdy spotkał ją na zewnątrz tal rozdartą w oczach, zagubioną we własnych myślach. 
  - Martwisz się o nią?- tyle wydukał a czuł jak wywołał czustą i dziką burzę wewnatrz jej serca. Nie wiedział jednak czy zranił ją czy bardziej poruszył w jiej coś czego nie vzuła wcześniej i teraz próbowała w szaleńczym pędzie złapać resztki swojej osobowości aby nie pozwolić sie jej rozpaść. Znał to uczucie. Dopadało go tak często, a panowanie nad tym było tak ciężkie. 
  - Nie przejmuj się, moja siosta jest silna.- czuł że potrzebował tego znacznie bardziej niż ona. Tego zapewnienia że czerwona wadera poradzi sobie sama z tą słabością. W końcu płomienie nie dopuszczały nikogo innego do jej słabgo ciała i nawet on nie był w stanie ugasić tego ognia w obawie że razem z nim zniknje ciepło i życie ciała które chroni. Jednak nie otrzymał odpowiedzi. Jedynie świst powietrza musnął jego policzek kiedy Ruka zniknęła z jego widoku, który i tak ostatnio zawodził go. Jeednak wbrew temu po co przyszedł skierował swoje kroki za nią. Długo nie szedł. Nie szukał, ha! Nawet nie musiał. Stała nad klifem patrząc w dalekie morze, które uporczywie próbowało wspiąć się po śliskich kamieniach w górę, jadnak ześlizgiwało się za każdym razem, aby potem z większą furią uderzać o skały. Usiadł obok niej bez słowa i zawachania. Przez chwilę oboje w spokoju wdychali słoną bryzę miło miziającą ich futra i bawiącą się ich zmysłami wodząc ich za nosy.
  - Ty też jesteś silna prawda?- spytał cicho nie oczekując odpowiedzi. Nie oczekiwał łez, śmiechu, niczego. Rozłożył jego ze skrzydeł zgarniając ją pod nie, jak kiedyś robił jego ojciec kiedy Tora był smutny, lub płączący. Pomagało to też Porzeczce. Podejrzewał że to zwyczajnie dawało świadomość że nie jest się samemu. - Bardzo silna. Uratowałaś moją siostrę. - spuścił uszy po sobie - Ale może dość o niej. Jak TY się czujesz?- jego serce podpowiadało mu że należy spytać. Coś mówiło mu że odpowiedzi nie uzyska. Może nie prawdziwej, jdnak liczył w głębi duszy że starczy już ukrywania prawdziwych emocji. Dotarło  do niego że nawet zwykła wściekłość i odepchnięcie wystarczyłoby mu. Cokolwiek.

<Ruka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz