piątek, 9 kwietnia 2021

Od Ciri CD Admirała - "Taniec z Aniołami"

Oto Grzech

- Pamiętajcie, że mówi nam o tym ktoś, kto nie jest jednym z nas. – powiedziałam szybko, lekko zdenerwowanym głosem, gdy ptaszysko tylko przestało mówić. Ukradkiem zerknęłam za siebie wypatrując Admirała, który tak jak przypuszczałam, zostawił mnie tu na pastwę losu. Oczy wielu zebranych spoczęły na mnie, po to by po kilku chwilach ponownie zwrócić się ku dwunożnemu. Oczywiście, że Mundus kłamał… nie było żadnych chorych, ani jednego przypadku. Wiem, bo jeszcze niedawno spędziłam w jaskini medycznej ponad dwa tygodnie. Wiedziałabym jakby pojawił się choć pojedynczy przypadek wścieklizny. Nawet ten już martwy bądź z premedytacją zabity.

- Od jutra zaczniemy rozdzielać żywność pomiędzy członków watahy. W związku z obecną sytuacją, najbezpieczniej będzie, jeśli do większych polowań wyznaczona zostanie konkretna grupa pod nadzorem. Nazajutrz rano, łowcy są proszeni o stawienie się w jaskini alf. – jego dziób otwierał się i zamykał, ale tylko strzępki jego słów docierały do moich uszu. Starałam za to ułożyć plan taki, który spełni oczekiwania Admirała. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęłam było zawiedzenie go.

- Wiecie, ilu mamy tu łowców? Czy wykarmią całą resztę? – wykrzyknęłam, tym razem już śmielej i głośniej, aby każdy zebrany mnie usłyszał.

- Żywność będziemy dzielić pomiędzy wszystkich. Najwięcej otrzymają ci, którzy najwięcej potrzebują. Dzieci, ciężarne wadery, osłabieni. – jego monolog nie słabł, choć rzucał mi skonsternowane spojrzenia i byłam pewna, że trybiki w jego małym móżdżku zaczynały pracować na większych obrotach.

- Czy oni właśnie odbierają nam prawo do uczciwego posiłku, by rozdać go tym, którzy nie robią niczego? – jako stróż miałam prawo do tych słów. Ciężko pracowałam… przynajmniej do dzisiaj, aby zapracować na pożywienie. Choć zwykle polowałam sama, ale skoro teraz nawet tego nie można robić, to dlaczego jeszcze mam na tym ucierpieć> Konsternacja w oczach Mundusa zmieniła się w zdumienie. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, z resztą podobnie jak oczy wszystkich już zebranych.

- Każdy kto nie ma planów na jutrzejszy dzień, niech również się zjawi. – oczy na niego.

- Za co dokarmiacz ma polować? Za ledwie część tego, co sam złowi? – oczy na mnie.

- Za równowartość masy dzika, każdy zostanie zwolniony z pracy na dwa dni. – Po raz pierwszy odpowiedział mi na zadane pytanie. Od teraz rozpoczyna się prawdziwa rozgrywka.

- Co dacie łowcom? – Już nie czułam strachu. Determinacja, adrenalina i ciche poparcie tłumu dodawało mi odwagi. Zawzięcie patrzyłam w przeszywające mnie krwawo-brązowe ślepia.

- Każdemu z uczestników łowów, każdego wolnego dnia...

- Lecz co dacie łowcom? – nie dam mu nawet zdania dokończyć.

- ...Przysługiwać będzie posiłek. Podczas polowania...

- Słuchajcie, do czego on was nakłania. – brednie! Brednie!

- Będziecie, łowcy, pod nadzorem medyka. – medyka!? Też mi coś. Flora się łapami nakryje.

- Czym w takim przypadku wynagrodzicie doktora?

- Udane łowy to wasze dni wolne. – Dni wolne? Chyba mamy w watasze jakiś zastęp wilków, o którym nie wiem. Łowcy znikną tak szybko jak się pojawili.

- To niedopuszczalne i niemoralne. Hej, wilki, a gdyby któryś z nich okazał się oszustem? Czy nie patrzyliście w oczy jego szefowi? Czy to nie są ślepia parszywego kłamcy? Czy będziemy zgadzać się na odbieranie nam żywności? – teraz już każdy bez wyjątku patrzył na mnie. Nawet ci nie zainteresowani całą sprawą, zaczęli przysłuchiwać się z daleka. Tłum rósł, a tym samym też moja zawziętość.

- Tylko zaufanie pozwoli naszym watahom zachować równowagę.

- Chcecie wolności, czy pomyślności?

- Nie potrzebujemy kolejnej tragedii, a bezpieczeństwa. – bezpieczeństwa, czy zamknięcia w klatkach jak usłużone owieczki?

- Chcecie się karmić ułudą sprawiedliwości?

- Potrzebujemy wspólnoty, nie walki.

- Za parę lat będziecie gryźć suche kości.

- Przez jakiś czas będzie trudniej niż wcześniej, ale nikt z was nie zazna głodu.

- Za rok będziemy walczyć między sobą o jedzenie, którego zabraknie. – A to dobre, Ciri!

- To stan przejściowy, jeszcze tej jesieni będziecie spać spokojnie. – na pewno… w końcu to wszystko kłamstwo.

- Za kwartał powymierają najstarsi, a za miesiąc latorośle.

- W przeciągu tygodnia do Najwyższej Izby dotrze...

- Nie minie tydzień, z głodu zaczniecie kraść. – przerwałam mu po raz kolejny, ale gdy wzrok wszystkich nadal skierowany był na skrzydlatego patyczaka, wiedziałam że już dość.

- Poselstwo, które wyruszy o świcie.

Oto Rachunek sumienia

Kątem oka dostrzegłam stojącą nieopodal matkę. Oczywiście, że tu była. Dopóki była zbyt zdumiona by wyłapać mój wzrok, wycofałam się powoli z tłumu i zniknęłam jak najszybciej z oczy zebranych.

- Dziękuję za wasz czas. Każdy kto słyszał, niech przekaże wiadomość nieobecnym znajomym. – usłyszałam jeszcze za sobą. Jak odchodzić to z hukiem, prawda? Tylko dlaczego zamiast triumfu i ekscytacji, czułam głównie odrazę i niepokój? Dzisiaj to ja stałam się Niecnym Owocem niezgody.

Oto Żal za Grzechy

Chodziłam niespokojnie, zmieniając strony co pięć kroków. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. I od nowa. Brawo Ciri, potrafisz liczyć do trzech, na pewno dzięki temu wybaczą Ci, to co przed chwilą wymodziłaś. Schowałam się gdzieś w lesie, cały czas nasłuchując, czy ktoś nie idzie. Admirał zniknął, a ja nie chciałam wracać w miejsce, z którego tak pośpiesznie uciekłam. Dałam się wkręcić… popchnąć do czegoś, czego normalnie był nie zrobiła, ale jednocześnie tak mi się to podobało. W moim umyśle myśli biły się same ze sobą, nawet bez mojej pomocy. Mogła być tylko cichym obserwatorem, sędzią, który rozstrzyga na korzyść oskarżonego lub oskarżyciela. Szkoda, że nawet nie wiedziałam który jest który. WINNY!

A może nie?

Oto Mocne Postanowienie Poprawy

Wrócę tam. Przeproszę i na pewno wszyscy zrozumieją. Zrzucę to na złe samopoczucie po operacji. W końcu jeszcze mogę być nieprzytomna, prawda? Każdy popełnia błędy, mogą mnie nawet zamknąć na jakiś czas. Niech mnie Agrest wyśle do psychologa, może mi to pomoże. Potrzebuje tej pomocy? Tak, tak potrzebuje. Na pewno. Tylko, że nie chce być z dala od Admirała…

Oto… Szczera Spowiedź?

Pieprzyć to! Pokazałam tylko kłamstwa, którymi karmi nas Mundus i Agrest, nie pierwszy już raz. Miałam do tego prawo, tak samo jak mam prawo odejść z watahy i nie czuć żalu. Nie potrzebuje ich. Ani mamy, ani tatki, ani Nymerii. Odwróciłam się słysząc ruch od prawej strony.

- Uhh… no zaskoczyłaś mnie, Ciri. – Admirał. Tak, tylko on jest mi potrzebny. Tylko nie pokazuj mu, że masz wątpliwości. Z resztą… nie masz ich już, prawda?

- Starałam się ja…

- Ciii… - jego łeb otarł się o mój, a z pyska wydobył się delikatny szept, drażniący moje uszy. – Porozmawiajmy w domu. Znalazłem nam miejsce w sam raz dla nas.

Oto Zadośćuczynienie Bliźniemu…

Tylko. On. Tylko Admirał. Mój świat i moje życie. Moje nowe życie. Życie pod hasłem Zakazanego, Niecnego Owocu, który pokaże wszystkim na co nas stać. Na co MNIE stać.

<Admirał?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz