Oto Grzech
- Pamiętajcie, że mówi nam o tym
ktoś, kto nie jest jednym z nas. – powiedziałam szybko, lekko zdenerwowanym
głosem, gdy ptaszysko tylko przestało mówić. Ukradkiem zerknęłam za siebie
wypatrując Admirała, który tak jak przypuszczałam, zostawił mnie tu na pastwę
losu. Oczy wielu zebranych spoczęły na mnie, po to by po kilku chwilach
ponownie zwrócić się ku dwunożnemu. Oczywiście, że Mundus kłamał… nie było
żadnych chorych, ani jednego przypadku. Wiem, bo jeszcze niedawno spędziłam w
jaskini medycznej ponad dwa tygodnie. Wiedziałabym jakby pojawił się choć
pojedynczy przypadek wścieklizny. Nawet ten już martwy bądź z premedytacją
zabity.
- Od jutra zaczniemy rozdzielać
żywność pomiędzy członków watahy. W związku z obecną sytuacją, najbezpieczniej
będzie, jeśli do większych polowań wyznaczona zostanie konkretna grupa pod
nadzorem. Nazajutrz rano, łowcy są proszeni o stawienie się w jaskini alf. –
jego dziób otwierał się i zamykał, ale tylko strzępki jego słów docierały do
moich uszu. Starałam za to ułożyć plan taki, który spełni oczekiwania Admirała.
Ostatnią rzeczą jakiej pragnęłam było zawiedzenie go.
- Wiecie, ilu mamy tu łowców? Czy
wykarmią całą resztę? – wykrzyknęłam, tym razem już śmielej i głośniej, aby
każdy zebrany mnie usłyszał.
- Żywność będziemy dzielić
pomiędzy wszystkich. Najwięcej otrzymają ci, którzy najwięcej potrzebują.
Dzieci, ciężarne wadery, osłabieni. – jego monolog nie słabł, choć rzucał mi
skonsternowane spojrzenia i byłam pewna, że trybiki w jego małym móżdżku
zaczynały pracować na większych obrotach.
- Czy oni właśnie odbierają nam
prawo do uczciwego posiłku, by rozdać go tym, którzy nie robią niczego? – jako stróż
miałam prawo do tych słów. Ciężko pracowałam… przynajmniej do dzisiaj, aby
zapracować na pożywienie. Choć zwykle polowałam sama, ale skoro teraz nawet
tego nie można robić, to dlaczego jeszcze mam na tym ucierpieć> Konsternacja
w oczach Mundusa zmieniła się w zdumienie. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot,
z resztą podobnie jak oczy wszystkich już zebranych.
- Każdy kto nie ma planów na
jutrzejszy dzień, niech również się zjawi. – oczy na niego.
- Za co dokarmiacz ma polować? Za
ledwie część tego, co sam złowi? – oczy na mnie.
- Za równowartość masy dzika,
każdy zostanie zwolniony z pracy na dwa dni. – Po raz pierwszy odpowiedział mi
na zadane pytanie. Od teraz rozpoczyna się prawdziwa rozgrywka.
- Co dacie łowcom? – Już nie
czułam strachu. Determinacja, adrenalina i ciche poparcie tłumu dodawało mi
odwagi. Zawzięcie patrzyłam w przeszywające mnie krwawo-brązowe ślepia.
- Każdemu z uczestników łowów,
każdego wolnego dnia...
- Lecz co dacie łowcom? – nie dam
mu nawet zdania dokończyć.
- ...Przysługiwać będzie posiłek.
Podczas polowania...
- Słuchajcie, do czego on was
nakłania. – brednie! Brednie!
- Będziecie, łowcy, pod nadzorem
medyka. – medyka!? Też mi coś. Flora się łapami nakryje.
- Czym w takim przypadku wynagrodzicie
doktora?
- Udane łowy to wasze dni wolne. –
Dni wolne? Chyba mamy w watasze jakiś zastęp wilków, o którym nie wiem. Łowcy
znikną tak szybko jak się pojawili.
- To niedopuszczalne i
niemoralne. Hej, wilki, a gdyby któryś z nich okazał się oszustem? Czy nie
patrzyliście w oczy jego szefowi? Czy to nie są ślepia parszywego kłamcy? Czy
będziemy zgadzać się na odbieranie nam żywności? – teraz już każdy bez wyjątku
patrzył na mnie. Nawet ci nie zainteresowani całą sprawą, zaczęli przysłuchiwać
się z daleka. Tłum rósł, a tym samym też moja zawziętość.
- Tylko zaufanie pozwoli naszym
watahom zachować równowagę.
- Chcecie wolności, czy
pomyślności?
- Nie potrzebujemy kolejnej
tragedii, a bezpieczeństwa. – bezpieczeństwa, czy zamknięcia w klatkach jak
usłużone owieczki?
- Chcecie się karmić ułudą
sprawiedliwości?
- Potrzebujemy wspólnoty, nie
walki.
- Za parę lat będziecie gryźć
suche kości.
- Przez jakiś czas będzie
trudniej niż wcześniej, ale nikt z was nie zazna głodu.
- Za rok będziemy walczyć między
sobą o jedzenie, którego zabraknie. – A to dobre, Ciri!
- To stan przejściowy, jeszcze
tej jesieni będziecie spać spokojnie. – na pewno… w końcu to wszystko kłamstwo.
- Za kwartał powymierają
najstarsi, a za miesiąc latorośle.
- W przeciągu tygodnia do
Najwyższej Izby dotrze...
- Nie minie tydzień, z głodu
zaczniecie kraść. – przerwałam mu po raz kolejny, ale gdy wzrok wszystkich
nadal skierowany był na skrzydlatego patyczaka, wiedziałam że już dość.
- Poselstwo, które wyruszy o
świcie.
Oto Rachunek sumienia
Kątem oka dostrzegłam stojącą
nieopodal matkę. Oczywiście, że tu była. Dopóki była zbyt zdumiona by wyłapać
mój wzrok, wycofałam się powoli z tłumu i zniknęłam jak najszybciej z oczy
zebranych.
- Dziękuję za wasz czas. Każdy
kto słyszał, niech przekaże wiadomość nieobecnym znajomym. – usłyszałam jeszcze
za sobą. Jak odchodzić to z hukiem, prawda? Tylko dlaczego zamiast triumfu i
ekscytacji, czułam głównie odrazę i niepokój? Dzisiaj to ja stałam się Niecnym
Owocem niezgody.
Oto Żal za Grzechy
Chodziłam niespokojnie, zmieniając
strony co pięć kroków. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. I od nowa. Brawo Ciri,
potrafisz liczyć do trzech, na pewno dzięki temu wybaczą Ci, to co przed chwilą
wymodziłaś. Schowałam się gdzieś w lesie, cały czas nasłuchując, czy ktoś nie
idzie. Admirał zniknął, a ja nie chciałam wracać w miejsce, z którego tak
pośpiesznie uciekłam. Dałam się wkręcić… popchnąć do czegoś, czego normalnie
był nie zrobiła, ale jednocześnie tak mi się to podobało. W moim umyśle myśli
biły się same ze sobą, nawet bez mojej pomocy. Mogła być tylko cichym
obserwatorem, sędzią, który rozstrzyga na korzyść oskarżonego lub oskarżyciela.
Szkoda, że nawet nie wiedziałam który jest który. WINNY!
A może nie?
Oto Mocne Postanowienie Poprawy
Wrócę tam. Przeproszę i na pewno
wszyscy zrozumieją. Zrzucę to na złe samopoczucie po operacji. W końcu jeszcze
mogę być nieprzytomna, prawda? Każdy popełnia błędy, mogą mnie nawet zamknąć na
jakiś czas. Niech mnie Agrest wyśle do psychologa, może mi to pomoże.
Potrzebuje tej pomocy? Tak, tak potrzebuje. Na pewno. Tylko, że nie chce być z
dala od Admirała…
Oto… Szczera Spowiedź?
Pieprzyć to! Pokazałam tylko
kłamstwa, którymi karmi nas Mundus i Agrest, nie pierwszy już raz. Miałam do
tego prawo, tak samo jak mam prawo odejść z watahy i nie czuć żalu. Nie potrzebuje
ich. Ani mamy, ani tatki, ani Nymerii. Odwróciłam się słysząc ruch od prawej
strony.
- Uhh… no zaskoczyłaś mnie, Ciri.
– Admirał. Tak, tylko on jest mi potrzebny. Tylko nie pokazuj mu, że masz
wątpliwości. Z resztą… nie masz ich już, prawda?
- Starałam się ja…
- Ciii… - jego łeb otarł się o
mój, a z pyska wydobył się delikatny szept, drażniący moje uszy. –
Porozmawiajmy w domu. Znalazłem nam miejsce w sam raz dla nas.
Oto Zadośćuczynienie Bliźniemu…
Tylko. On. Tylko Admirał. Mój świat
i moje życie. Moje nowe życie. Życie pod hasłem Zakazanego, Niecnego Owocu,
który pokaże wszystkim na co nas stać. Na co MNIE stać.
<Admirał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz