niedziela, 18 kwietnia 2021

Od Delty CD Pandory - "Krwawy Księżyc"

 Uwielbiał podróżować. Jednak śliniąca się nad jego karkiem i duszą śmierć dawno już tak bardzo mu nie doskwierała tak jak teraz. Ślad za śladem podążała krokami wilczej wyprawy ciągnąc za sobą krew przodków i nieprzyjemne dreszcze przechodzące przez karki po kręgosłup, a nawet sam koniuszek ogona. Delta dobrze znał tą panią. Towarzyszyła mu tak często, że nawet gdy zjawiła się dopiero po dat długim czasie świętego spokoju, przyzwyczaił się do niej szybko. Beznamiętnie ignorował uciekające mu z łap niczym woda sekundy, które wyraźnie sugerowały nadchodzącą przyszłość, niezbyt piękną i radosną dla niewielkiego wilczka.

Jego myśli powędrowały z powrotem ku miejscu, które od jakiegoś czasu nazywał domem i cudem. Miejscem gdzie w końcu mógł posadzić swój tyłek i czynić to czego nauczył go Neo, kiedy był szczeniakiem. Jednak teraz, tutaj wśród tych ciężkich drzew, które jeszcze bezlistne wisiały na ich głowami niczym groźba śmierci, jego wewnętrzny wilk bał się i jednocześnie skakał z zębami do wszystkich wyimaginowanych przeciwników, jakich mógłby napotkać, nawet jeśli jego szanse były niewielkie. Jego łapy sunęły ledwo nad ziemią, szybko i miękko aby wydawać jak najmniej odgłosów, a jednocześnie zachować odpowiednią prędkość. Wadera krocząca u jego boku nie pozostawała w tyle.
                -Powinniśmy zapolować.- wyrwało go to z chwilowego zamyślenia o swoim własnym życiu i mieszankach uczuć które groźnie gromadziły się w jego sercu, powodując wzbierające w nim napięcie. Odetchnął cichutko. Nie chciał się jej stawiać, chociaż dla niego posiłek był zbędnym punktem dzisiejszej podróży. Niby jedli całkiem dawno, ale nadal to wystarczało jego niewielkiemu ciałku i wiedział że wystarczyłoby na jeszcze długi czas. Przytaknął więc jedynie rzucając jej błagalne słowa. Nie zaprzeczyła, a nawet przytaknęła mu że mogą polować razem. I tu Delta mógł się popisywać swoimi umiejętnościami leczenia czy wspinaczki, ale w polowaniu nie był zbyt doświadczony. Co prawda zimą jego dieta, składająca się z upartych wiewiórek i myszy wykopanych spod śniegu była niezawodna, teraz kiedy można było dopaść większą zwierzynę był...bezużyteczny. Na szczęście dostał dość proste zadanie, a i tak się cieszył w duszy kiedy udało mu się je wykonać poprawnie. Posiłek mieli szybki i przerwany przez deszcz, który przesłonił świat w ciągu kilku sekund wzburzając naturalną kolej rzeczy. Delta miał wrażenie jakby to wszystko było teraz nie na miejscu, a los drwił sobie z nich ciągając za ogony i zmuszając do przeprawy przez niepowodzenia i niedogodności losu. W ten też sposób znaleźli się w niewielkiej jaskini, obciekając wodą z futer. Nawet Pandora, w przypadku której wilgotność była widocznie niższa, pozostawiała za sobą kropelki na kamiennej podłodze jaskini.
Nie było mu to na rękę. Wolałby teraz podróżować dalej. Przez deszcz, przez mgły, błoto, a kto wie może nawet przez piach i krew, byleby iść. Jednak pysk jakby zwarł mu się w wąską linię odbierając mowę i resztki własnego zdania. Widział jak wadera układa się i obejrzał się na znikający w odmętach wody świat. Z jednego właściwie się cieszył. Deszcz w takich ilościach zamaskuje ich zapach, zmyje ślady ich obecności i przy odrobinie szczęścia, ponownie staną się niezauważeni. Chociaż to ostatnie majaczyło w jego głowie jako niespełnione marzenie. Coś w głębi duszy czuł że niewidzialni nie pozostaną na długo nawet po tym. Spuścił uszy po sobie słuchając i ułożył się niedaleko wadery. Czuł jak zmęczenie dopada jego mięśnie, dopiero taki czas po zatrzymaniu się. Odetchnął relaksując spięte barki i rozprostowując nieco łapy. Swoją torbę na wszelki wielki skrył za czarno białą towarzyszką, miej widoczną wśród ciemności. Zaraz po tym wrócił do obserwacji natury. Wszystko pozostawało ciemne i mroczne, takie jakie pamiętał sprzed wielu lat. To co za dnia zdawało się być niczym istotnym, teraz nabierało nowych kształtów wyciągając się zza wodnej osłony. Serce Delty zabiło szybciej kiedy wśród drzew mignął mu kształt, który miał nadzieję był tylko wiodącym go za nos przewidzeniem. Mimo to oddech nie uspokajał mu się z biegiem czasu. Jego mięśnie niekontrolowanie spinały się i rozluźniały tak jakby jego umysł wyłapywał obrazy których oczy jeszcze nie dostrzegały. Zrozumiał że przestał panować nad jedną ze swoich mocy kiedy dotarł do niego szumny zarys umysłu Pandory. Taki spokojny i przepełniony dozą miłego odpoczynku. Jednak to tylko go przeraziło. Oznaczało to że żadne spięcie mięśni nie było daremne. Wyczuwał kogoś w okolicy, a po dobrym skupieniu się był w stanie określić iż nawet kilku ktosiów. Przełkną nerwowo ślinę schylając głowę nisko kiedy coś zamigotało mu za blisko. Stanowczo za blisko, a kiedy wraz z zapachem jego zmysł wzroku zarejestrował masywną sylwetkę wyłaniającą się powoli zza wodospadu deszczu, skoczył. Nie myślał za wiele. To była dla niego pierwsza racjonalna myśl. Uciec na szeroką przestrzeń gdzie będzie miał przewagę w szybkości nad przeciwnikiem. W dodatku Pandora także pozostawała kłopotem. Śpiąca i nieświadoma zagrożenia. A on dalej nie był w stanie wydobyć z siebie najmniejszego pisku. Dlatego odbił się od kamieni w porę aby przeskoczyć nad obcym wilkiem i puścić się w długą. Słyszał jak jego mokre łapy ślizgają się na skale, a on rusza za nim. Świetnie. Pandora ma torbę i jest bezpieczna. Tak jak zaplanował biegł. Jego oczy nie były w stanie widzieć na dalej niż czubek nosa, zwłaszcza gdy w biegu deszcz smagał go mocno, jednak jego umysł nie przestawał pracować. Czuł jak pościg siedzi mu na ogonie, jak śmierć stara się zacisnąć swoje kościste łapska na jego szyi. W ostatniej chwili uskoczył też trzeciemu lub czwartemu napastnikowi który skoczył od boku. Serce zabiło mu w piersi głośno, a panika przeszyła na wylot. Niewiele miał opcji do wyboru więc biegł wysilając łapy i wybijając się w przód na śliskiej nawierzchni. Modlił się jedynie aby nie kończyła mu się droga. Jeszcze nie teraz. Korzystał z naturalnych środków obrony. Mijał drzewa o włoski, ślizgał się pod korzeniami, byleby spowolnić napastników i zostawić po sobie jak najwięcej śladów i zapachu. Pandora na pewno pogrzebie jego martwe ciało kiedy go znajdzie. Taki ciemny scenariusz zaślepił jego umysł.
Błoto, deszcz. W kółko tylko drzewa, drzewa i rozmyty w szaleńczym pędzie obraz. Powietrze mieszające się z urywanym oddechem i ciężka łapa śmierci ciągnąca go za ogon. Wywrócił się. Upadł. Wstał i biegł. Aż jedynym wyborem niż oddaniem się w łapy wrogów, którym sam się naraził nie została ucieczka na drzewo. Jedno, samotnie stojące po środku polany. Jego pazury w niewielkich łapach zaorały korę ogromnego buku a on sam mógł chwilowo odetchnąć. Na wysokości miał przewagę. Spojrzał na dół. Wilki zatrzymały się u pnia. Żaden nie podążył za nim w koronę jakby wątpiąc w siebie. I dobrze. Delta miał zamiar podcinać ich łapy telekinezą do upadłego.

 

<Pandora?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz