wtorek, 27 kwietnia 2021

Od Espoir CD Agresta - "Wyblakłe Słońce" cz.3.9

Wypadek przy pracy
 — Durniu — wysyczała Flora, wypluwając z siebie słowa, które niczym potoki lawy wylewały się na skuloną przed nią niebieską kulkę, niebudzącą ani przez moment jakichkolwiek skojarzeń do dumnego medyka — Vitale poinformował nas, że pierwsza dawka była jedynie sporą ilością alkoholu i przekonywania Mitriall o jej niecodziennym stanie. Część objawów pacjentów wystawionych na działanie kodeiny sprawdziła się także u niej, oczywiście ku zaskoczeniu całego personelu. Ich eksperyment wymknął się jednak spod kontroli. Jak mogłeś, dać jej cokolwiek co naprawdę zawiera tę substancję a później tak po prostu ją wypuścić? — warknęła. Światło słońca padało na jej pysk i po raz pierwszy od dawna nadawało mu bardziej złowieszczego niż radosnego wyrazu.
 — Ja... — zająknął się Delta, na co wadera odpowiedziała przeciągłym westchnięciem.
— Przepraszam. Po prostu dobro pacjenta jest dla mnie na pierwszym miejscu, więc zawsze i wszędzie chcę pomóc, a teraz jestem...odrobinę zagubiona.
 — Jak mogę to naprawić? — basior zmienił ton z przerażonego i piskliwego na spokojniejszy i bardziej pogodny, choć wciąż ostrożnie ważył każde słowo.
 — Musimy ją tutaj znów sprowadzić. Załatw przy okazji coś przeczyszczającego, a ja zadbam o resztę. Nie martw się, na pewno nam się uda — wydawało się, że nie tylko Delta nie ufał ostatnim słowom, ale i Flora nie posiadała aż tak silnej nadziei, jak to przedstawiła. Mimo tego od razu zaczęli działać.
꧁↝↝꧂

 Jedno z wielu zdarzeń
Ciri intensywnie wbijała wzrok w postawną sylwetkę Mundusa. Ptak nerwowo przestępował z nogi na nogę i szeptał, racząc ją prostą opowieścią. Kiedy skończył, odważył się spojrzeć w kierunku wadery, a w jego oczach było widać rodzący się gniew.
 — I widzisz, jak to się skończyło, Ciri? My też mogliśmy tak skończyć. Czy aż tak ochroniło moją skórę to, że znalazłem się tu przez rzekome porwanie, żebyś ty musiała się narażać? Jestem przecież tylko nędznym fascynatem takich spraw i zawsze chcę doprowadzać rzeczy do końca. Chociaż z drugiej strony... po śmierci podobno przynajmniej nie jest tak zimno — mruknął, walcząc z kolejnym podmuchem lodowatego wiatru.
 — Przecież wiesz, że nie robię tego, aby Tobie pomóc, Mundusie. Mam inny plan i po prostu jesteś jego częścią. Nie siedzimy tu teraz przypadkowo — chciała odpowiedzieć Ciri, ale zawahała się. Ostatecznie postanowiła wciąż utwierdzać czaplę w jej naiwnym przekonaniu, więc przesłała mu jedynie uroczy uśmiech. Sympatia takiej postaci mogła się jej jeszcze przydać. Stała przecież przed obliczem jednego z najsprytniejszych i najstarszych członków watahy. Nie wiedziała tylko jak bardzo się myli
꧁↝↝꧂

Kłopot
 — Jak zamierzasz to rozwiązać, drogi psychologu? — Flora zagadnęła czarnego basiora — Wiesz, ona już zbyt dobrze wie, co to znaczy... być pod wpływem. Mam na myśli...
 — Mam tego świadomość. Możemy udać, że mamy dla niej jakieś antidotum. Z jej słabym umysłem jest szansa, że uwierzy już we wszystko — parsknął Vitale, a w jego oczach mignęły iskierki ekscytacji.
 —To nie jest moralne. Jesteśmy lekarzami, a nie potworami, które mogą dowolnie manipulować faktami. Mitriall przeszła już zbyt wiele — zaczęła spokojnie tłumaczyć.
 — Ta Mitriall nie zna jeszcze imienia swojego potwora — odwrócił się tyłem do wadery i zrobił kilka kroków do przodu — Przemyślę jeszcze co zrobić. Do zobaczenia, Madam.
꧁↝↝꧂


Powrót

Jęknęłam cicho, opadając na ziemię. Czułam się, jak gdybym miała umrzeć - tutaj, pośród leśnych krzewów. Ekscytacja i euforia szybko upuściły moje ciało, zostawiając mnie z bólem głowy i straszliwą myślą. Zgodziłam się. Zgodziłam się na to, aby pozwolić Agrestowi przejąć kontrolę. On tu przyjdzie. I zadźga mnie. Zadźga mnie nożem. Ja się mu oddam. Oddam się dla niego. Ciemność. Ciemność mnie ogarnia. Jestem. Jestem w pułapce. Umrę.
Obudziłam się i podniosłam ciężkie powieki, walcząc z myślą, jakoby obraz czarnego basiora stojącego nade mną miał być już moim powitaniem w raju.
 — Agrest... — wyszeptałam — Zostaw mnie.
 — Mitriall, jesteś już bezpieczna. Wszystko będzie dobrze. To ja, Vitale. Nie ma tutaj alfy. Jesteś w jaskini medycznej.
 — Jak to nie ma?—usiłowałam wstać i rozejrzeć się, na co moje ciało błyskawicznie oraz równie brutalnie pokazało mi, że nawet na to nie jest gotowe. Wściekłość objęła moją duszę w czułym uścisku, co Vitale szybko zauważył. W odpowiedzi na płonącą w moich oczach rządzę zemsty za to wszystko, czego musiałam już doświadczyć, położył jedynie swoją łapę na mojej klatce piersiowej.
 — Musisz odpocząć.
 — Agrest mnie śledził! Cały czas — pisnęłam, czując, że psycholog coraz mocniej zaciska pazury na moim ciele.
 — Porozmawiam z nim o tym, spokojnie. Już nikt nie będzie usiłował Ci niczego zrobić. Pod warunkiem, że tu zostaniesz i dasz się sobą zaopiekować.
 — Jestem beznadziejna, prawda? To właśnie myślisz — wydusiłam z siebie — Zajmuję jedynie miejsce najważniejszym pacjentom.
 — Za kilka dni masz gościa, Mitriall. Podobno musi Ci przekazać coś bardzo pilnego — jego zęby  błysnęły w szyderczym uśmiechu.
꧁↝↝꧂

 — Słuchaj, Mitriall — spod ciemnego płaszcza wyłonił się Rubid, który nie zwlekał z wypowiedzią, kiedy już znacznie odeszliśmy od jaskini medycznej i zaszyliśmy się w trudno dostępnym miejscu — Mam nadzieję, że nie poznałaś mnie w pierwszej chwili i byłem przekonującym zielarzem.
 — Co tutaj robimy? — zapytałam, słysząc w uszach swoje szalejące serce. Nerwowo oblizałam wargi.
 — Jak wiesz, ostatnio WWN pokazało jakimi sojusznikami są dla WSC. Myślę, że Tobie samej powinno zależeć na daniu im nauczki. Zasługujesz, aby się odegrać. Nikt się nie obrazi, jeśli szepniesz coś na uszko swoim nowym kolegom.
<Agrest?>

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz