czwartek, 15 kwietnia 2021

Od C6 CD Valo - ,,Wilcze serce"

Strach związany z oddechem śmierci na karku odszedł, gdy tylko zobaczyłem wyraz jej pyska podczas pytania
- I co, było warto?

Uciążliwa gula urosła i drażniła gardło, by wydobyło się z niego parę nieprzyjemnych słów. Patrzyłem teraz na dwa haftowane, wełniane koce u moich łap, pachnące piżmem i ludzkim potem. Oczywiście, że było warto! A nawet jeśli nie było, to nie zamierzałem jej się z tego zwierzać. O to jej chodziło, tak? Żebym jej przyznał rację i wyszedł na idiotę. Nie jestem idiotą. Na pewno nie ja, a to, co robię ma więcej sensu niż ona jest w stanie zrozumieć. Miałem potrzebę, więc tym bardziej nie rozumiałem, dlaczego jej to tak bardzo przeszkadzało.

- Przecież nic mi się nie stało.- Wzruszyłem łopatkami, spuszczając łeb obrażony.- Nawet ranny nie jestem. mówiłem, że sobie poradzę. 

Wziąłem w zęby koce.

- Patrz! I mam, po co przyszedłem. - Wysepleniłem.

- Brawo.- irytacja zmarszczyła jej pysk.- Zapomniałem chyba, że pomogłam ci uciec?

- Niby kiedy?

- Te psy by nie odpuściły pościgu.

- Ach, zatem dziękuję, że zechciałaś “narażać” swoje życie dla tych chuderlawych kundli i mnie uratować. Prawdziwy akt poświęcenia, dziękuję.- Ukłoniłem się błazeńsko.

- Zaraz cię normalnie rozszarpię, ty mały pchlarzu.- Warknęła.

Miś pokazał kły, jak uroczo.

- A teraz ryczysz, tak? Coś tak czułem, że misiom nie można ufać. Bezrozumna furia.- Zarechotałem, trochę podekscytowany, że udało mi się ją wytrącić z równowagi. Wkładanie kija w mrowisko zawsze bywało kuszące.

- Furię to ty zaraz zobaczysz, jak nie uspokoisz tego nadętego ego!- Valo wbiła pazury w ziemię.- I jestem Valo i tak masz się do mnie zwracać.

- Miś.- Rzuciłem i zacząłem iść w swoją stronę.

Coś było w tym satysfakcjonującego, że mogłem kogoś zostawić po kłótni, nie dając mu powiedzieć ostatniego słowa. A co mnie to obchodzi, co takiego by miała mi powiedzieć. To tylko przypadkowa wadera. 

Usłyszałem za sobą kroki, odsunąłem się więc szybko na bok, o włos omijając ogromną łapę wilczycy. Ugiąłem łapy i wlepiłem wzrok w jej ogromną sylwetkę parę metrów przede mną. Nie wyglądała, jakby miała dać za wygraną. Może to było o jedną wtykę za dużo. Drugi raz zaszarżowała i próbowała przygwoździć mnie do ziemi, ale ja znów odskoczyłem, stając do niej bokiem. Może i była niemiłosiernie silna, ale to ja tu byłem zwinniejszy. Jej ciężkie, powolne cielsko nie miało szans mnie trafić, jeśli tylko nie użyje jakiejś sztuczki, by mnie rozproszyć. Próbowałem wgryźć się w jej udo i zatopić kły w twardej skórze, zanim zdąży się obrócić. Warknęła, gdy moje żelazne kolce pocięły jej skórę. Rana nie była głęboka, jej futro było grube, ale czerwona posoka poplamiła mi pysk. Machnęła na mnie łapą, zanim zdążyłem odbić się od jej ciała i runąłem na ziemię z czerwonymi pręgami na karku. Ból mamił mi zmysły, ale instynkt pozwolił mi na szybkie przeturlanie, unikając kolejnego ciosu, który zapewne wbiłaby mnie w glebę i odebrał dech. Wstałem szybko na cztery łapy, czekając na kolejną szarżę. Poczułem potrzebę ucieczki. Nie chciałem się mieszać w żądną bójkę, po prostu mnie irytowała, więc zachowałem szczerość. Jednak ucieczka wydawała się o wiele lepszym rozwiązaniem, niż przeprosiny. Za cholerę nie będę jej przepraszał...to jej przewrażliwienie, nie moja wina. Przeskoczyłem szybko wzrokiem na koce rzucone gdzieś na bok polany. Gdybym do nich dotarł i pobiegł w las, miałbym ją z głowy. Patrząc teraz na Valo, czułem, że to jedyne wyjście. Miała ogień w oczach, chciała satysfakcji. Strach zawitał w moim umyśle. Pora uciekać, jak na mądrego tchórza przystało. Podobno to cnota wiedzieć, kiedy zejść ze sceny.


(Valo?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz