poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Od Nymerii CD Agresta – „Samotna wśród tłumu”

- Chodźmy do Agresta! – krzyknęła mi Ciri do ucha, gdy obie patrolowałyśmy okolice. Ona jako stróż, a ja jako tropiciel poszukując stad lub czegoś co mogłoby wydawać się podejrzane. Właściwie nie musiałam tego robić, ale mój własny umysł nie pozwalał mi stać w miejscu i odpoczywać. Zbyt dużo myśli i zbyt dużo gwałtownych decyzji przychodziło z bezczynności.

- Po co? – spytałam patrząc na nią z ukosa. Czasem miałam wrażenie, że to ja byłam starsza, a nie ona. Jednak trudno winić Ciri, że tak kurczowo trzyma się młodości. W końcu nie uświadczyła jej zbyt długo i zbyt dobrze.

- Tak, po prostu. Nie widziałaś się z nim od… jejku to już chyba kilka miesięcy będzie! – jej pysk wykrzywił się w sztucznym zdziwieniu. -  Ja chcąc złapać Admirała, wpadłam na niego ile tylko mogłam. – uśmiechnęła się przypominając sobie tamte chwile. Z jej głowy automatycznie wlały się słodkie myśli o jej ukochanym. Jęknęłam bardzo cicho. Ta wadera naprawdę potrafiła wyrzucać ze swojej głowy nieprzyjemne dla niej wydarzenia. Kto wie? Może to właśnie było kluczem do szczęścia? Chociaż w moim przypadku chyba mogłam już mówić o szczęściu. Miałam wymarzone stanowisko i moje panowanie nad mocami było już dla mnie prawie tak proste jak chodzenie. Oczywiście o ile kontrolowałam emocje. Lub nosiłam bransolety, które coraz rzadziej towarzyszyły mi w codziennych czynnościach. Tylko noc była kluczowa. Nigdy nie wiadomo co podświadomość przyniesie w czasie snu… Chodziłam więc teraz bez chroniącej mnie bransolety, pozwalając drobnym płomieniom poruszać się na końcówkach mojego futra. Co poradzę? Lubię dodatki, a te nieoczywiste były najlepsze.

- Nadal nie znalazłam sensownego stada dla rodziców… A lada chwila wyruszą na polowanie. – powiedziałam, mając nadzieje, że ten argument do niej przemówi. Miałam zadania do zrobienia i nie po to brałam to stanowisko by teraz je zaniedbywać. Tata czekał na mój znak. Jego moc, jak i nasza więź pozwalała nam na kontakt, choć bardzo krótki i niesłowny. Wysyłałam wiązkę w jego stronę, tak jakby wspomnienie, które pokazywało mu moimi oczami, gdzie znajdzie najlepsze ofiary na łowy. Odkryliśmy to metodą prób i błędów, wierząc, że jesteśmy w stanie w jakiś sposób się komunikować. W końcu to po nim odziedziczyłam moce, choć dużo bardziej rozwinięte i bardziej destrukcyjne od jego.

- Tyle lat radzili sobie bez Ciebie to poradzą i dzisiaj! Musisz w końcu coś zrobić, żeby między wami coś się zadziało!– Próżno jednak było mi szukać w niej zrozumienia. Jej mózg był tak ukierunkowany by znajdować okrutne i beznadziejne (czasem nawet niemożliwe) przypadki miłosne i wypuszczać je na światło dzienne. Moje sny o Agreście, cokolwiek by oznaczały, dla niej oznaczają jedno. MIŁOŚĆ.

Na moje szczęście poczułam coś co automatycznie urwało naszą rozmowę. Zatrzymałam się i pokazałam waderze, żeby była cicho, przykładając łapę do pyska. Ciri pokiwała głową, choć nie wiedziała nawet o co chodziło. Miałam szczęście, że tak mi zaufała. Pomimo swoich upierdliwości, była najlepszą partnerka do pracy i przyjaciółką jaka mogłam sobie wymarzyć. Wypuściłam wiązkę ledwie widocznego płomienia, który rozrastając się, zaczął przemierzać kolejne połacie lasu. Czułam coś… ale jakby jednocześnie nic tam nie było. Nie mogłam dojść do umysłu, który tak niespodziewanie wdarł się przed chwilą do mojej głowy. Wiedziałam, że ten żywy osobnik był gdzieś blisko, jednak jego świadomość była dla mnie niedostępna… nawet mój ojciec tego nie potrafił. Choć próbował nie raz. Wyprostowałam się automatycznie, gdy poczułam za nami obecność kogoś nowego. Obie odwróciłyśmy się w tym samym momencie.

- Witam, Drogie Panie. Znalazłem się na terenach watahy, prawda? – zaczął szaro-czarny wilk, a jego czerwone świecące ślepia, zlustrowały nas od góry do dołu. Jego głos był miły, o idealne wręcz intonacji i poziomie głośności. Otoczył mnie wokół, jakby uwodząc, tylko swoja barwą i krótkimi słówkami. Tylko, że ja nie ufałam tak łatwo. Coś było w nim dziwnego i niepokojącego jednocześnie. A zwłaszcza to, że moja moc na niego nie działała. Albo działała, ale nie na moje zawołanie…

- Przepraszam, już mnie tu nie ma. – dokończył basior i zaczął odwracać się w stronę północy, z której przyszedł.

- Czekaj! – Zawołała za nim moja towarzyszka. – Na pewno jesteś zmęczony podróżą! – Ciri podbiegła do niego i prawie że wzięła go pod łapę, aby upewnić się, że pójdzie razem z nią. – Choć z nami, zaprowadzimy Cię do alfy i na pewno będziesz mógł odpocząć na naszych terenach, albo nawet zostać na stałe, jeśli nie masz już ochoty na dalsze podróże.

W oczach wadery widziałam błysk, który mnie niepokoił. Spojrzała na mnie i już wiedziałam co jej chodzi po głowie. Właśnie zmusiła mnie, żebym spotkała się z Agrestem, chociażby dlatego, że musiałam go ostrzec przed niejasnymi intencjami nowego przybysza… Nie mówiąc już o tym, że w jej nienormalnej głowie zaczął formować się Plan B. Najwyraźniej stojący obok niej basior, był idealny kandydatem dla mnie. O niedoczekanie…

<Enkas?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz