- Chodźmy do Agresta! – krzyknęła mi Ciri do ucha, gdy obie patrolowałyśmy okolice. Ona jako stróż, a ja jako tropiciel poszukując stad lub czegoś co mogłoby wydawać się podejrzane. Właściwie nie musiałam tego robić, ale mój własny umysł nie pozwalał mi stać w miejscu i odpoczywać. Zbyt dużo myśli i zbyt dużo gwałtownych decyzji przychodziło z bezczynności.
- Po co? – spytałam patrząc na
nią z ukosa. Czasem miałam wrażenie, że to ja byłam starsza, a nie ona. Jednak
trudno winić Ciri, że tak kurczowo trzyma się młodości. W końcu nie uświadczyła
jej zbyt długo i zbyt dobrze.
- Tak, po prostu. Nie widziałaś
się z nim od… jejku to już chyba kilka miesięcy będzie! – jej pysk wykrzywił
się w sztucznym zdziwieniu. - Ja chcąc
złapać Admirała, wpadłam na niego ile tylko mogłam. – uśmiechnęła się przypominając
sobie tamte chwile. Z jej głowy automatycznie wlały się słodkie myśli o jej
ukochanym. Jęknęłam bardzo cicho. Ta wadera naprawdę potrafiła wyrzucać ze
swojej głowy nieprzyjemne dla niej wydarzenia. Kto wie? Może to właśnie było
kluczem do szczęścia? Chociaż w moim przypadku chyba mogłam już mówić o
szczęściu. Miałam wymarzone stanowisko i moje panowanie nad mocami było już dla
mnie prawie tak proste jak chodzenie. Oczywiście o ile kontrolowałam emocje.
Lub nosiłam bransolety, które coraz rzadziej towarzyszyły mi w codziennych
czynnościach. Tylko noc była kluczowa. Nigdy nie wiadomo co podświadomość
przyniesie w czasie snu… Chodziłam więc teraz bez chroniącej mnie bransolety,
pozwalając drobnym płomieniom poruszać się na końcówkach mojego futra. Co
poradzę? Lubię dodatki, a te nieoczywiste były najlepsze.
- Nadal nie znalazłam sensownego
stada dla rodziców… A lada chwila wyruszą na polowanie. – powiedziałam, mając
nadzieje, że ten argument do niej przemówi. Miałam zadania do zrobienia i nie
po to brałam to stanowisko by teraz je zaniedbywać. Tata czekał na mój znak.
Jego moc, jak i nasza więź pozwalała nam na kontakt, choć bardzo krótki i
niesłowny. Wysyłałam wiązkę w jego stronę, tak jakby wspomnienie, które
pokazywało mu moimi oczami, gdzie znajdzie najlepsze ofiary na łowy. Odkryliśmy
to metodą prób i błędów, wierząc, że jesteśmy w stanie w jakiś sposób się komunikować.
W końcu to po nim odziedziczyłam moce, choć dużo bardziej rozwinięte i bardziej
destrukcyjne od jego.
- Tyle lat radzili sobie bez
Ciebie to poradzą i dzisiaj! Musisz w końcu coś zrobić, żeby między wami coś
się zadziało!– Próżno jednak było mi szukać w niej zrozumienia. Jej mózg był
tak ukierunkowany by znajdować okrutne i beznadziejne (czasem nawet niemożliwe)
przypadki miłosne i wypuszczać je na światło dzienne. Moje sny o Agreście,
cokolwiek by oznaczały, dla niej oznaczają jedno. MIŁOŚĆ.
Na moje szczęście poczułam coś co
automatycznie urwało naszą rozmowę. Zatrzymałam się i pokazałam waderze, żeby
była cicho, przykładając łapę do pyska. Ciri pokiwała głową, choć nie wiedziała
nawet o co chodziło. Miałam szczęście, że tak mi zaufała. Pomimo swoich
upierdliwości, była najlepszą partnerka do pracy i przyjaciółką jaka mogłam
sobie wymarzyć. Wypuściłam wiązkę ledwie widocznego płomienia, który rozrastając
się, zaczął przemierzać kolejne połacie lasu. Czułam coś… ale jakby jednocześnie
nic tam nie było. Nie mogłam dojść do umysłu, który tak niespodziewanie wdarł
się przed chwilą do mojej głowy. Wiedziałam, że ten żywy osobnik był gdzieś blisko,
jednak jego świadomość była dla mnie niedostępna… nawet mój ojciec tego nie
potrafił. Choć próbował nie raz. Wyprostowałam się automatycznie, gdy poczułam
za nami obecność kogoś nowego. Obie odwróciłyśmy się w tym samym momencie.
- Witam, Drogie Panie. Znalazłem się
na terenach watahy, prawda? – zaczął szaro-czarny wilk, a jego czerwone świecące
ślepia, zlustrowały nas od góry do dołu. Jego głos był miły, o idealne wręcz
intonacji i poziomie głośności. Otoczył mnie wokół, jakby uwodząc, tylko swoja
barwą i krótkimi słówkami. Tylko, że ja nie ufałam tak łatwo. Coś było w nim
dziwnego i niepokojącego jednocześnie. A zwłaszcza to, że moja moc na niego nie
działała. Albo działała, ale nie na moje zawołanie…
- Przepraszam, już mnie tu nie
ma. – dokończył basior i zaczął odwracać się w stronę północy, z której przyszedł.
- Czekaj! – Zawołała za nim moja
towarzyszka. – Na pewno jesteś zmęczony podróżą! – Ciri podbiegła do niego i
prawie że wzięła go pod łapę, aby upewnić się, że pójdzie razem z nią. – Choć z
nami, zaprowadzimy Cię do alfy i na pewno będziesz mógł odpocząć na naszych
terenach, albo nawet zostać na stałe, jeśli nie masz już ochoty na dalsze
podróże.
W oczach wadery widziałam błysk,
który mnie niepokoił. Spojrzała na mnie i już wiedziałam co jej chodzi po
głowie. Właśnie zmusiła mnie, żebym spotkała się z Agrestem, chociażby dlatego,
że musiałam go ostrzec przed niejasnymi intencjami nowego przybysza… Nie mówiąc
już o tym, że w jej nienormalnej głowie zaczął formować się Plan B. Najwyraźniej
stojący obok niej basior, był idealny kandydatem dla mnie. O niedoczekanie…
<Enkas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz